Android to nie iOS. Fragmentacja jest nieuchronna – ale zarazem niezbyt groźna

Android to nie iOS. Fragmentacja jest nieuchronna – ale zarazem niezbyt groźna

Android to nie iOS. Fragmentacja jest nieuchronna – ale zarazem niezbyt groźna
04.05.2016 19:52

Gdy tylko jak co roku pojawia się kolejny raport o stanie rynkuandroidowego, pierwsze czego możemy się spodziewać w mediach IT,to załamywanie rąk nad stanem „fragmentacji” mobilnego systemuGoogle'a. Wielość wersji systemu określana jest problemem„fundamentalnym”, a dziennikarze przekonują, że powinniśmymieć dokładnie taką samą sytuację jak z iOS-em, gdziezdecydowana większość użytkowników szybko przechodzi na kolejnąwersję systemu. Zamiast jednak narzekać, zastanówmy się – skorojest tak źle, to czemu jest tak dobrze? Dlaczego Android to 75%rynku nowo sprzedawanych telefonów na świecie, a w wielu krajach, wtym i w Polsce, iPhone nie jest w stanie powtórzyć amerykańskiegosukcesu?

Dane opublikowane na stronach AndroidDevelopers pokazują, że najpopularniejszą wersją systemuGoogle'a jest Lollipop – 35,6%. Tuż za nim jest KitKat (32,5%) iJelly Bean (20,1%). Najnowszy Marshmallow to 7,5% rynku. StareńkimAndroidom 2.x zostało 2,3%. I nawet nie wyglądałoby to taknajgorzej, gdyby nie to, że pod nazwami kodowymi mogą kryć sięróżne systemy. I tak przez Lollipopa rozumiemy zarówno Androida5.0 jak i 5.1, zaś Jelly Bean to przecież Android 4.1, 4.2 i 4.3.Różnice między nimi nie kończą się na nazwach – to przedewszystkim poziom obsługi interfejsu programowania Androida, każdekolejne wydanie podbija wersję API o oczko wyżej.

Obraz

Rok do roku widzimy, że tempo przechodzenia użytkowników międzykolejnymi wersjami Androida jest ślamazarne. W zeszłym rokuLollipop był dostępny na 9% wszystkich urządzeń. Jego następca,Marshmallow, nie zdołał sięgnąć tego poziomu. W porównaniu dotempa aktualizacji obserwowanego na rynku iOS-a, mamy do czynienia zwynikami o rząd wielkości gorszymi. W zasadzie gdyby nie całkiemdobre wyniki sprzedaży nowych flagowców Samsunga, wynikiMarshmallowa byłyby jeszcze gorsze.

Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro niewiele smartfonówkiedykolwiek zobaczy oficjalne aktualizacje systemu, dostarczone imoficjalnym kanałem OTA przez producentów? Jeśli takie sięzdarzają, to przede wszystkim dla sprzętu z górnej półki.„Średniacy”, nie mówiąc już o tanich słuchawkach, niezarabiają na siebie zwykle dość, by usprawiedliwić inwestowanie wprzygotowywanie nowszych wersji systemu, tym bardziej, że przecieżich cykl życia nie powinien wynieść więcej niż dwa lata – takjak to było na rynku telefonii komórkowej kiedyś. Jeśli więcktoś trzyma się niedrogiego telefonu sprzed kilku lat, czemu siędziwi, że nikt oficjalnie nie przygotował na niego aktualizacji?

Powodów do narzekania zresztą dla przeciętnego użytkownikawcale zresztą tak wiele nie ma. Od wprowadzenia na rynek frameworkaGoogle Play Services, numerek wersji Androida dla przeciętnegoużytkownika przestał mieć aż tak duże znaczenie. Nawet jeślikorzysta z wydanego w 2013 roku KitKata, uruchomipraktycznie wszystkie aplikacje, które pojawiły się od tego czasuna Androida. Framework Google'a jest bowiem aktualizowany praktyczniena bieżąco, przez sklep Play, niewiele już jest kluczowych dlaaplikacji API, z których koniecznie należałoby korzystać, czyniąckwestię kompatybilności problematyczną. Dzisiaj deweloper celującyw API poziomu 19 i korzystający z Google Play Services może być pewien, że jego oprogramowanie będzie działało na zdecydowanej większości urządzeń dostępnych na rynku.

Gdzie te wszystkie masowe ataki?

Oczywiście pozostaje problem bezpieczeństwa. Starsze wersje systemu zawierają błędy, które w teorii pozwalają nawet na zdalne uruchomienie złośliwego kodu na urządzeniu. Z praktycznym wykorzystaniem tych rozmaitych luk na Androidzie bywa różnie. Przypomnijmy historię słynnego Stagefrighta, błędu w systemowej bibliotece przetwarzania mediów. W momencie jej odkrycia ostrzegano, że zagrożonych jest 1,4 mld urządzeń. Ile z nich zostało skutecznie zaatakowanych? Szybko się okazało, że dostępne exploity nie bardzo chcą działać, nie mogąc obejść randomizacji przestrzeni adresowej (ASLR) Androida, domyślnie włączonej w wersji 4.2 systemu.

To nie jest żadna pociecha, system z zielonym robocikiem nie może być w takiej sytuacji uznany za całkiem godny zaufania, trudno też oczekiwać, by zwykli użytkownicy sami instalowali sobie połatane ROM-y z forum xda-developers. Nie ma jednak się co spodziewać, że sytuacja ulegnie znaczącej zmianie. Działający na tysiącach modeli urządzeń Android to nie iOS i nigdy iOS-em nie będzie. W najlepszym razie w zapowiadanym na ten rok Androidzie N powinniśmy doczekać się takich zmian w architekturze systemu, które pozwolą Google na zdalne dostarczanie łatek bezpieczeństwa z pominięciem producentów sprzętu. Aktualizacja całego systemu jest jednak raczej mało realna. Zamknięte, własnościowe sterowniki niełatwo jest zmusić do pracy z nową wersją jądra, a w większości wypadków Google przecież ich kodem źródłowym nie dysponuje.

Należy więc traktować androidowe urządzenia jako sprzęt o określonym cyklu życia, w większości wypadków skazanych na tę samą wersję systemu przez cały okres użytkowania. Jedynie te droższe, lepiej znane modele mogą liczyć na wieloletnie pełne wsparcie, rozumiane jako dostarczanie w pełni przetestowanych nowych wersji systemu, nie tylko z łatkami bezpieczeństwa, ale i nowymi funkcjami. Jeśli jednak ktoś kupuje smartfona za kilkadziesiąt dolarów, to czy może się dziwić, że nie dostanie wsparcia, jakie towarzyszy urządzeniom sprzedawanym o wiele drożej?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (149)