Gra a książka

Gra a książka

Redakcja
19.09.2007 15:14, aktualizacja: 01.08.2013 01:59

Dziś nikt nie powie, że film nie jest sztuką. Nawet takie produkcje jak Szklana pułapka, czy Rambo (które wszyscy przecież lubimy) można traktować w tych kategoriach, a szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że wiele książek nie najwyższych jednak lotów pojmowanych jest przecież za reprezentantów sztuki pięknej. Dlaczego więc przeciętna, dostarczająca rozrywki gra nie może być zaliczona w poczet tworów naszej kultury, skoro na równi z wieloma innymi gatunkami reprezentuje, ale również kreuje pewną konkretną wizję rzeczywistości.

Zabawmy się w małe porównanie gier z kilkoma innymi przejawami ludzkiej działalności, przez ogół nazywane „sztuką”. Zacznijmy od literatury, gdyż właśnie ten rodzaj jest nam najbliższy i najłatwiej osiągalny. Cóż więc posiada standardowa przedstawicielka beletrystyki, po którą sięgamy na półkę, aby na chwilę oderwać się od spraw codziennych? Tak na pierwszy rzut oka to oczywiście ma ona okładkę i na niej krótki opis z tyłu. Nie ignorujmy tych dwóch rzeczy, bowiem od tego bardzo często zależy, czy po daną pozycję sięgniemy, czy nie. W tej kwestii wydana standardowo gra nie odbiega za bardzo od książki. W dzisiejszych czasach, w których odeszliśmy już od wielkich nieporęcznych pudeł, w których telepią się nasze płytki, półki w domach równie pięknie zdobią brzegi opasłych tomisk, jak i pięknie wydane produkcje z dziedziny komputerowej rozrywki. Nie dochodzi oczywiście do takich sytuacji, że wchodzimy do sklepu i wybieramy sobie tą grę, której okładka nas przyciągnie, a wszystko to chociażby przez nadal relatywnie wysokie ceny produkcji, omińmy jednak na razie ten nieistotny szczegół.

[image source="Galerie/Inne/Gra_a_ksiazka_Galeria:3080" mode="normal"]Jeśli szukamy dobrej książki, staramy się wybrać konwencję, która najbardziej nam odpowiada. Mamy więc miłośników kryminałów, maniaków fantasy, czy, jeśli chodzi już o inne rodzaje literackie, zmniejszającą się liczbę czytelników wierszy. Nie można zaprzeczyć faktom - niewiele gatunków literatury jest na tyle poczytnych, aby konkurować z klasyczną, wykształconą w XIX wieku powieścią z trzecioosobową narracją, chronologicznym przebiegiem wydarzeń i jasno zarysowanymi postaciami. W przypadku gier komputerowych nie sposób nie zauważyć o wiele większej różnorodności gatunkowej. Poczynając od gier sportowych (w które gra nawet mój tata) poprzez tak zwane strzelanki, kończąc na prężnie rozwijających się produkcjach prawdziwie interaktywnych, czego świetnym przykładem są tytuły na niedawno wydaną konsolę Wii. W tym porównaniu argument malkontentów „nic już nowego w grach się nie wymyśli” wypada raczej blado, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że nowe podejścia do tematu rodzą się na naszych oczach, choćby poprzez łączenie kilku gatunków (ot, takie połączenie zręcznościówki i ginącej już przygodówki widoczne w The Indigo Prophecy), czy wymyślanie nowych.

[break/]Dobrze, powie ktoś, ale wewnątrz jednego gatunku powieści istnieją przecież nieskończone możliwości kreowania świata i historii, w wielu różnych konwencjach, takich jak powieść szpiegowska, science-fiction, czy ginącą już w dzisiejszych czasach powieść epistolarna (która wróciła do nas na chwilę w odrobinkę innej formie za sprawą Dziennika Bridget Jonem). Ten argument można jednak skontrować błyskawicznie. W grach komputerowych istnieją wszystkie konwencje literackie, gdyż to właśnie ze świata literatury twórcy biorą schematy scenariusza, motywy, czy postaci. Nie wspominajmy w tym momencie o wielkiej liczbie mniej lub bardziej udanych pozycji bazujących na książkach. Doszło nawet do takich sytuacji, że fabuły gier komputerowych przenoszone są na papier, co prawda raczej z marnym skutkiem, wspomnijmy choćby książki bazujące na Baldur’s Gate, czy Starcrafcie. To przenikanie się dwóch dziedzin świadczy o wywieranym na siebie wzajemnie wpływie, a co za tym idzie - równości gatunkowej.

[image source="Galerie/Inne/Gra_a_ksiazka_Galeria:3093" mode="normal"]Jakże często mówi się w dzisiejszych czasach, że gry zabijają czytelnictwo, a jedyną nadzieją młodych czytelników jest Harry Porter. Produkcje z dziedziny komputerowej rozrywki mają podobno opierać się tylko na „zabijaniu potworów” i „wielokrotnych życiach”. Rzeczywistość jednak całkowicie rozmija się z takimi zarzutami. Wszyscy znamy przecież gry posiadające wiele stron tekstu, przez który musimy przejść, aby całkowicie zagłębić się w świat wykreowany przez twórców (vide Planescape: Torrent). Nie trzeba zresztą szukać daleko, aby znaleźć przejaw tego trendu w cRPG-ach, wystarczy sięgnąć do Morrowinda, aby znaleźć tu dosłownie dziesiątki książek, które może i nie posuną fabuły za daleko, ale sprawią, że Vvanderfall stanie się bardziej interesujący i o wiele bliższy. W tym konkretnym przypadku gra staje się gatunkiem nadrzędnym, wykorzystującym inny rodzaj sztuki w celu pogłębienia rozgrywki i wciągnięcia w nią osoby gracza. Dość jednak o cRPG-ach, istnieje przecież wiele innych typów gier. I tu napotykamy pewien zgrzyt, na pierwszy rzut oka trudno jest bowiem takiego Quake’a przyrównać do książki.

[image source="Galerie/Inne/Gra_a_ksiazka_Galeria:3095" mode="normal"]Można jednak zrobić to bez problemu, jeśli przyjmie się za kryterium nie strukturę, czy konwencję powieści, ale to, czym ona jest. Literatura popularna, jak sama nazwa wskazuje (jak również tak zwana „wysoka”, która, mimo zadufanych min jej znawców, również sprowadza się do tego samego) czytana jest przez szerszą publikę, a celem jej zgłębiania jest rozrywka. Czytając dobrze się bawimy, poznajemy czyjeś przygody, czy daną historię, ale to wszystko w sposób bierny. Gra, jako przedstawicielka sztuki interaktywnej, zawsze jest aktywną formą rozrywki. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę takie produkcje, jak Wing Commander, które składały się z dużej ilości filmów, z łatwością dochodzimy do tego wniosku. Tak więc gry i książki reprezentują dwie drogi do tego samego celu, a celem tym jest odprężenie, wyładowanie się, czy choćby zwykłe zabicie czasu. Czy jest to partyjka w Battlefielda 2, czy mecz w NHL 2007 lub kilka godzin spędzonych na wycieczce po świecie Obliviona, wszystko to posiada wspólny mianownik.

[break/]Wiemy więc pod jakim względem gry podobne są do książek, teraz spójrzmy w czym się różnią. Główną różnica na pierwszy rzut oka tkwi we wspomnianej już aktywności rozgrywki. Z tej cechy gry wynika następna, główna chyba różnica - gry uczą nas czegoś, nawet jeśli wyrabiają jedynie zdolności manualne. Spójrzmy na przykład z życia wzięty. Jeden z wykładowców zorganizował kiedyś zajęcia z szybkiego pisania. Ci ze studentów, którzy mieli choć odrobinę do czynienia z grami komputerowymi na PC poradzili sobie ze wszystkimi zadaniami bezproblemowo, nawet jeśli nie pisali oni technicznie poprawnie (ja na przykład, z uwagi na WSAD, używam bez przerwy wszystkich palców lewej ręki). Przykład może dość banalny, ale udowadnia dość prostą tezę. Gry uczą umiejętności. Następną rzeczą, której mogą nas nauczyć, jest zaś naturalnie znajomość angielskiego. Coraz więcej gier jest co prawda w pełni tłumaczonych (z różnym skutkiem), ale wciąż niektóre produkcje wydawane są w tak zwanej wersji kinowej, czyli z polskimi napisami do zagranicznej ścieżki dźwiękowej.

[image source="Galerie/Inne/Gra_a_ksiazka_Galeria:3092" mode="normal"]Co jeszcze dają nam gry, czego nigdy nie posiądą czytelnicy książek? Ile razy marzą o tym, aby choć na chwilę znaleźć się w świecie przedstawionym w powieści, przejąć stery nad postacią i zrobić coś samemu? Zaręczam, że sam wiele razy o tym myślałem. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że większość gier posiada scenariusz liniowy, gdzie idziemy od rozpoczęcia do zakończenia jak po nitce stworzonej przez twórców gry. Fakt pozostaje faktem, że wciąż to gracz wykonuje większość czynności, czy to zaplanowanych, czy niezaplanowanych przez producentów. Inna sprawą jest już otwartość scenariusza, które nie jest jeszcze tym, na co wskazywałaby nazwa, ale powoli, powoli właśnie do tego się zbliża. Setki możliwości, które już dziś wykorzystywane są w MMORPG-ach, niedługo mogą zjawić się na naszych domowych komputerach i konsolach bez konieczności używania Internetu, a to wszystko zależy tylko od tego, czy tak życzyć sobie będą gracze.

[image source="Galerie/Inne/Gra_a_ksiazka_Galeria:3094" mode="normal"]Spodziewacie się pewnie zakończenia, w którym niechcący mogę stwierdzić, że gry górują nad książkami, ale tego nie zrobię. Równoległość istnienia, jak również wzajemne przenikanie się obu gatunków pozwalają nam wybierać, co wolimy. W większości przypadków nawet nie musimy tego robić. Jedyne, na co pozostało nam czekać, to książki, które będą naśladowały w jakiś sposób gry. Mimo pozornej niewykonalności tego pomysłu trudno jest nie odczuwać optymizmu, bowiem przyszłość obu gatunków jest tak samo jasna.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)