Kinect Fun Labs

Kinect Fun Labs

27.07.2011 12:25, aktualizacja: 01.08.2013 01:57

Kiedy na tegorocznym E3 Tsudo Kunoda zaprezentował światu Kinect Fun Labs, czyli kącik w menu konsoli, dzięki któremu w zaciszu własnego domu mieliśmy oto dostać możliwość sprawdzenia najnowszych rozwiązań z wykorzystaniem sensora Microsoftu, a w dodatku całkowicie za darmo, wielu zwyczajnie się ucieszyło. Otrzymaliśmy skromny zestaw aplikacji, mających na celu zademonstrowanie nam (oraz naszym znajomym), że ruchowo-głosowa technologia ma przed sobą świetlaną przyszłość. Szkoda tylko, że o ile na scenie głównej targów wszystko prezentowało się nieziemsko i dokładnie, tak w rzeczywistości sprawy nie mają się wcale tak super różowo…

Fun Labs to w tej chwili raptem garstka chwilowych zjadaczy czasu, z których tylko dopiero co udostępnione szerzej Avatar Kinect oferuje według mnie ciekawsze przeżycia (o tym jednak później). Paczka podstawowa to ponad 700 megabajtów danych, na co składają się programiki Kinect Me!, jak też Googly Eyes. Pierwszy służy do bezpośredniego przeniesienia naszej postaci do aplikacji. Skanowana jest twarz oraz ciało gracza, a za moment program wypluwa ludka, który… prócz odzienia, nie jest do nas zupełnie podobny. Dziękuję twórcom, że obdarzyli moje cyfrowe alter ego bujną czupryną, gdy u mnie już na głowie z włosiem nie za ciekawie, niemniej twarzy spodziewałem się chociaż zbliżonej. Kiedy indziej sensor zarejestrował na mej facjacie jakieś dziwne plamy, chociaż pomieszczenie było dostatecznie oświetlone i nie powinno być problemu z wyłapaniem kolorów. Oczywiście brodaci nie mają co liczyć na odpowiednie odwzorowanie zarostu...

Dzięki drugiej z wspomnianych „gier” prezenterka na minionym E3 przeniosła na ekran pluszaka, by po dorobieniu mu skaczących oczu uzyskać niemal wierną kopię oryginału. Ja do testów użyłem dwóch zabawek – prostego z budowy, bo dużego i okrągłego kaczora oraz bardziej skomplikowanego pod względem bryły, acz skromniejszego gabarytowo Kłapouchego z Misia Puchatka. Formę grubaska kamerka wyłapała świetnie, chociaż dziób ptak miał nieco przypłaski. Za to kolorystycznie porażka na całej linii, bo pomarańczowy nagle zrobił się z jakiegoś powodu zielony. Kolejne skany nie poprawiały zbytnio sytuacji, jedynie podbijając jaskrawość upierzenia – choć gdyby pomyśleć, zbliżając się w ten sposób faktycznie do żółtej barwy. Przy czterokopytnym Googly Eyes pogubiło się po całości, dając mi hybrydę obcego, ślimaka oraz ożywionej galaretki owocowej.

[image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41183" mode="custom" width="211" height="158"][image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41184" mode="custom" width="211" height="158"]

Jak sobie radzi reszta aplikacji, blisko 300 megabajtów każda? W Build A Buddy przeniesiony na ekran przedmiot obdarzymy pewnymi cechami charakteru, udźwiękowimy (wypowiadając zadane kwestie) oraz wprawimy w ruch, niemniej jakość „produktu” końcowego, skaczącego agresywnie w kolorowej krainie, rzucającego się w przedziwny sposób na boki, a przede wszystkim atakującego tęczą czy serpentynami z rejonów poniżej pleców (poważnie!) pozostawia do życzenia. Ponownie sprzęt poradził sobie nieźle z „dziobakiem”, ale z osiołka zrobił już rozmazane, poruszające się niczym dżdżownica urzeczywistnienie sennych koszmarów przedszkolaka... Przy BobbleHeads wreszcie miłe rozczarowanie – pamiętacie pieski do aut, które kiwały głową na wybojach? Tu w taką właśnie maskotkę zamienicie siebie. Program nie tylko ładnie łapie rysy twarzy, ale i zwraca uwagę na długość włosów, czy ułożenie kończyn. Efekty są zadowalające.

[break/]Aczkolwiek możliwości technologii naprawdę udanie demonstruje dopiero debiutujące powoli Avatar Kinect. Wbrew wcześniejszym obserwacjom wysnutym z obcowania z Fun Labs, sensor potrafi świetnie poradzić sobie z „odczytywaniem” osoby, w tym zmianą mimiki postaci - i należy przyznać, iż wyjątkowo dobrze zdawany jest tu egzamin. O ile nie zasłonimy sobie ust mikrofonem przy rozmowie z zaproszonymi „do studia” przyjaciółmi, a do tego mówimy nieco wolniej oraz wyraźnie, tak nasze alter ego odda w miarę wiernie wszelkie grymasy - włącznie z ruchem brwi. Scenerii pod dialogi, tudzież monologi, do wyboru dostajemy całe mnóstwo, więc teoretycznie gdyby ktoś chciał przykładowo nagrać sobie program na wzór talk show na konsoli Xbox 360, coś sobie jako tło dobierze. Szkoda, że pewne operacje zmuszeni jesteśmy wykonywać na padzie, ale i tak czuję w kościach, iż w sieci pojawi się masa filmików na tematy różne tutaj zmontowanych.

[image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41195" mode="custom" width="211" height="158"][image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41196" mode="custom" width="211" height="158"]

Co w przyszłości? Na dniach do pobrania pojawi się Kinect Sparkler, czyli pokaz wyłapywania przez Kinecta poszczególnych palców u dłoni, a ogólnie zabawa w robienie sobie zdjęć oraz obrysowywanie ich w trzech wymiarach. Niestety na taką opcję przyjdzie nam już wydać pieniądze. Co prawda 240 punktów Microsoftu to nie majątek, aczkolwiek sami przyznacie, że wprowadzenie opłat zwiastuje pewien niepokojący trend – oby aplikacje nagle nie zrównały się w kosztach z grami z Xbox Live Arcade, a przy okazji oferowały lepszą (oraz dłuższą) jakość doznań... Mimo to osobiście nie mogę się doczekać kolejnych programików o nastawieniu bardziej "społecznościowym", dzięki którym większy użytek zrobi się z możliwości zamieszczania na KinectShare.com filmików oraz fotek pstrykanych podczas zabawy - z pozytywnym nastawieniem wypatruję więc świeżych zapowiedzi.

[image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41186" mode="custom" width="211" height="158"][image source="Galerie/Inne/Kinect_Fun_Labs:41187" mode="custom" width="211" height="158"]

Kinect Fun Labs, jako realizacja pomysłu dzielenia się z użytkownikami konsoli skrawkami technologii opracowywanych na potrzeby kolejnych produktów wykorzystujących sensor, z założenia jest przedsięwzięciem dobrym. Gorzej, że realizacja miejscami rozczarowuje i nie chodzi mi wyłącznie o przeciętną jakość niektórych z aplikacji, ale też samo opracowanie „menu” pod nie – całość wgrywa się strasznie długo, ponadto serwery czasami lubią się zwiesić, więc dostęp do pociągniętych z Live rzeczy uzyskujemy dopiero po kilku minutach sieciowego „mielenia”, a na dodatek pewnych rzeczy najzwyczajniej nie przemyślano. Ot, przypadkowe muśnięcie dotykowego przycisku odpowiedzialnego za wysunięcie tacki napędu w przypadku nowych modeli Xboksa 360 skutkuje natychmiastowym zamknięciem Fun Labs. Nie zmienia to jednak faktu, że chociaż rzucić okiem na "laboratorium" naprawdę wypada - szczególnie, jak brakuje nam gier pod Kinecta.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)