Blog (9)
Komentarze (296)
Recenzje (0)
@LudvickMój sposób na KDE w Linux Mint Debian Edition

Mój sposób na KDE w Linux Mint Debian Edition

06.02.2011 09:55

Linux Mint Debian Edition (LMDE), to najnowsze dzieło teamu pod dowództwem Clementa Lefebvre, a pierwsze pogłoski o tej dystrybucji pojawiły się niemalże rok temu. Premierowe wydanie, natomiast, ujrzało światło dzienne we wrześniu 2010 roku.

Sam Mint jest jedną z najczęściej instalowanych dystrybucji Linuksa i według distrowach.com, zajmuje obecnie drugą lokatę (w cyklu półrocznym) wśród stu najpopularniejszych distr, ustępując miejsca jedynie Ubuntu. Nawet pobieżne obserwacje i krótka analiza tego rankingu, pozwalają dostrzec, że ten znaczny wzrost zainteresowania Mintem nastąpił wraz z pojawieniem się w rodzinie „Miętusów” najmłodszego jej członka, czyli LMDE.

Przeciwnie do głównego wydania Minta (opartego na *buntu), LMDE wydawane jest wyłącznie w wersji z GNOME i, jak na razie, nic nie wskazuje, by miały pojawić się inne wersje (z KDE, Fluxboksem, czy XFCE), tak, jak ma to miejsce w przypadku „linii głównej”. Niemniej jednak, pełna zgodność z Debianem daje możliwość instalacji praktycznie dowolnego środowiska graficznego, czy menadżera okien, spośród dostępnych w jego repozytoriach.

KDE jest jednym z najbardziej złożonych i rozbudowanych środowisk graficznych. Z jednej strony, przekłada się to na jego potężną funkcjonalność, choć, z drugiej – pociąga za sobą nieco większe zużycie zasobów komputera, niż w przypadku, na przykład, Fluxboksa, czy XFCE. Jednakże to, co otrzymujemy w zamian, jest, naprawdę, warte poświęcenia dodatkowych megabajtów RAM‑u, czy większej, o kilka dziesiątych procenta, zajętości procesora. I nie chodzi tu, jedynie o „błyskotki” i „fajerwerki”, ale przede wszystkim, o wszechstronność i zaawansowane możliwości użytkowe. Zresztą, zwłaszcza od wersji 4.4, KDE działa bardzo płynnie i sprawia wrażenie znacznie zoptymalizowanego.

W przypadku większości dystrybucji Linuksa nie jest wielka sztuką zainstalowanie kolejnej warstwy graficznej, a pewnej, niedużej fatygi wymaga, jedynie, de‑instalacja „niechcianego” menadżera okien, czy środowiska graficznego. Jak sobie z tym poradzić w LMDE? Jak zamienić domyślnie zainstalowane GNOME na KDE?

Według twórców, Linux Mint Debian Edition jest maksymalnie, jak tylko możliwe, zgodny ze swoim odpowiednikiem, opartym na Ubuntu i wyposażonym w GNOME. Stąd, zapewne, instalacja LMDE nie umożliwia żadnego wyboru pakietów, które miałyby znaleźć się na dysku twardym.

Decydując się na uruchomienie KDE w LMDE, w pierwszej kolejności zdecydować należy, jakie jego składniki mają zostać zainstalowane. Repozytoria Debiana dają możliwość wyboru gotowych zestawów oprogramowania (tzw. meta-pakietów), które zawierają określone elementy tego środowiska graficznego. Głównym meta-pakietem, odpowiedzialnym za uruchomienie KDE, jest kde-plasma-desktop (lub kde-plasma-netbook), który instaluje, „jądro” środowiska, czyli tzw. Plazmę (KDE Plasma Desktop), menadżer wyświetlania (K Display Manager – kdm) oraz minimalny zestaw aplikacji KDE SC. Pozostałe meta-pakiety obejmują różną ilość dodatkowych programów, składających się na KDE Software Compilation. I tak: kde-full to KDE Plasma Desktop wraz z kompletnym środowiskiem KDE SC; kde-standard – KDE Plasma Desktop i kdebase, czyli podstawowe aplikacje KDE SC.

Jak zainstalować KDE w LMDE?

Opisane poniżej operacje przeprowadzono na 64‑bitowej wersji dystrybucji Linux Mint Debian Edition, różniącej się od oryginalnego wydania tym, że domyślne repozytoria Debiana testing, zmieniono na unstable (wszystkie, opisywane modyfikacje można przeprowadzić także na 32‑bitowym LMDE, zarówno z repozytoriów testing, jak i unstable). Schemat działania przedstawiał się następująco:


	* podstawowa instalacja KDE;
	* minimalna, wstępna konfiguracja nowego środowiska;
	* de-instalacja GNOME;
	* instalacja dodatkowego oprogramowania (w tym kilka programów z GNOME);
	* końcowa (pełna) konfiguracja i przygotowanie KDE do pracy;

Przyjęcie takiej kolejności umożliwiło doinstalowania, usuniętych wcześniej automatycznie, elementów GNOME, wymaganych przez instalowane programy tego środowiska.

Pierwszą czynnością, jaką trzeba wykonać, poza, oczywiście, uruchomieniem połączenia z internetem, aktualizacją systemu, jeszcze z GNOME „na pokładzie” (wcześniej zmiana repozytoriów na unstable) i zresetowaniem systemu, jest instalacja Plazmy i odpowiedniego zestawu programów KDE SC. Ze względu na to, że jestem zwolennikiem niedublowania oprogramowania (jeden program do jednej czynności), mam kilka swoich ulubionych programów, które mogłyby być niekiedy dublowane (np. kopete i kadu) oraz dlatego, że nie korzystam z pewnych „dobrodziejstw technologicznych”, bo – po prostu – mnie nie interesują lub, wręcz, ich nie lubię (np. oprogramowanie do obsługi, tzw., serwisów społecznościowych są mi całkowicie zbędne, gdyż nie korzystam z takowych), jako pierwsze, wykonałem:

 aptitude install kde-plasma-desktop 

Wybór tego pakietu spowodował konieczność „dociągnięcia z sieci” sporej ilości dodatkowych pakietów. W trakcie ich instalacji, zostałem zapytany, czy chcę, by system uruchamiał kdm, czy gdm oraz zaproponował kilka pomniejszych zmian (dla przykładu, nową wersję pliku /etc/issue). Kolejny krok, jeszcze przed resetem, to instalacja menadżera sieci, a więc, w moim przypadku:

 aptitude install network-manager-kde 

Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie zainstalować wicd-kde, ale ostatecznie, wybór padł na network-managera (wraz kilkoma dodatkowymi pakietami, w tym, między innymi, kdewalletmanagerem). Nadeszła, wreszcie, pora na restart systemu oraz pierwszy test nowego środowiska graficznego.

Po ponownym uruchomieniu LMDE, przeprowadzeniu wstępnej konfiguracji KDE (np., automatycznego logowania) i ustawieniu połączenia z internetem, przystąpiłem do kolejnego punktu, czyli de‑instalacji GNOME. Wbrew pozorom, jest to, powiedzmy, „nieco zakręcone”. Z tego, co mi wiadomo, nie istnieje żaden meta-pakiet, obejmujący całość GNOME, a ręczne usuwanie poszczególnych pakietów, nie jest, ani łatwe, ani przyjemne. Najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji, jest wykonanie:

 aptitude purge liborbit2 

Wykonanie tej komendy, skutkuje wyświetleniem pokaźnej listy pakietów, które, dzięki systemowi zależności, także zostaną usunięte. Niestety, z drugiej strony, wywołuje kilka konfliktów, ze względu na powiązania między pakietami. Cóż, system zależności nie jest i nigdy nie był doskonały... Dodatkową kwestię stanowi to, że w przypadku aptitude purge, część pakietów, mimo że są przeznaczone do usunięcia, tak naprawdę nie znikają całkowicie z systemu.

Przykładowo, wykonanie:

 aptitude purge vlc-data 

daje w efekcie:


Następujące działania rozwiążą problemy z zależnościami:

     Usunięcie następujących pakietów:
1)     vlc

Zaakceptować rozwiązanie?

jednakże, nawet po „zaakceptowaniu rozwiązania” i jego zatwierdzeniu, w tym wypadku vlc, nie zostanie całkowicie usunięte z systemu:

 aptitude search vlc 

wyrzuci na ekran:


c   libvlc5			- multimedia player and streamer library
c   libvlccore4			- base library for VLC and its modules
c   vlc				- Odtwarzacz plików multimedialnych i serwer strumieni                                      
p   vlc-data			- Pliki wspólne do VLC                                                                      
p   vlc-dbg			- Symbole debugowania do vlc                                                                
p   vlc-nox			- Odtwarzacz multimediów i strumieni (bez obsługi X-ów)

Takie pakiety trzeba usunąć ręcznie:

 aptitude purge vlc libvlc5 libvlccore4 

Wracając do kwestii de‑instalacji GNOME: po zatwierdzeniu usunięcia liborbit2, najlepiej jest zaznaczyć wszystkie nazwy pakietów sugerowanych do de‑instalacji oraz tych, co do których pojawiły się konflikty z uwagi na zależności i dodatkowe, ręczne ich usunięcie (poprzez, choćby, niewielki skrypt). Po tych czynnościach pozostaje jeszcze pozbycie się innych, niepotrzebnych, pakietów, które należą do GNOME, na przykład, przy pomocy, zapytania menadżera pakietów (synaptic i/lub aptitude / apt-get):

 aptitude search gnome
aptitude search mint 

Warto, także przejrzeć menu KDE, by znaleźć kilka „obcych”, niechcianych programów.

Ostatnie dwa zadania: instalacja dodatkowego oprogramowania i końcowa konfiguracja KDE, są, relatywnie, proste i zależą od upodobań konkretnego użytkownika. Stąd, nie ma sensu dokładniejsze ich opisywanie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)