Blog (104)
Komentarze (5.7k)
Recenzje (4)
@MeszugeLinux kontra Windows

Linux kontra Windows

12.07.2010 16:12, aktualizacja: 10.12.2011 06:10

Dawno, dawno temu, daleko, daleko stąd… nawet bardzo daleko stąd, bo w mroźnej Finlandii, niejaki Linus Benedict Torvalds wymyślił jadro systemu Linux. Zrobił to z nudów i – jak sam w swojej książce przyznaje – po prostu dla zabawy („Just for Fun: The Story of an Accidental Revolutionary”). Trudno mu się dziwić, jak wiadomo w Finlandii leżącej gdzieś pod kręgiem polarnym, w legendarnej Laponii, wśród bagien i torfowisk, przez większą część roku panuje noc, co powoduje, że jej mieszkańcy z nudów, zimna, depresji i lęku przed ciemnością piją na umór. Jak podają wszystkie kompetentne źródła, w Finlandii odsetek osób uzależnionych od alkoholu należy do największych na świecie.

Młody Linus mając do wyboru alkoholizm, albo Linuksa, wybrał nieco mniejsze zło. Wywołał w ten sposób zupełnie przypadkowo i, jak twierdzi, bez odrobiny złej woli, całkiem poważną rewolucję, bo to, co robił dla zabawy i z obawy przed przedawkowaniem Finlandii (to jest wódki produkowanej w Finlandii od 1970 r., o zawartości ok. 40% alkoholu etylowego), tysiące ludzi na świecie, a zwłaszcza w Polsce, potraktowało niezwykle poważnie. Do dziś nie wiadomo w sumie, dlaczego aż tak poważnie. Trwają badania nad tym socjologicznym fenomenem. Czemu szczególnie w Polsce? Prawdopodobnie chodzi o swego rodzaju wdzięczność Polaków, gdyż – jak wszyscy wiedzą – w tworzeniu nazwy swojego systemu Linus T. wykorzystał polskie wzory, trendy i wieloletnią tradycję. Tylko u nas istnieją dziesiątki tysięcy firm o nazwie zbudowanej z imienia założyciela i magicznego „x”: patrz Mirex, Jurex, Marex itp.

Po zmajstrowaniu Linuksa Linus, nie mając pomysłu na inne zabawki, wyemigrował z Finlandii w obawie przed skutkami przedawkowania Finlandii. Osiedlił się w Ameryce, gdzie został milionerem pomagając żonie w prowadzeniu klubu karate.

Są mężczyźni, którzy jak wystąpi taka potrzeba, bez większych rozmyślań łapią za narzędzie i biorą się do pracy. Ale są i tacy, którzy nigdy nic, albo prawie nic, nie zmajstrowali, ale za to mają ogromne kolekcje rozmaitych narzędzi. Dbają o nie, chuchają, czyszczą, smarują, uzupełniają zbiory itd. Szkoda tylko, że nie mają na to wszystko jakiejś sensownej szafki czy skrzynki narzędziowej. Są kobiety, które jak chcą ugotować obiad, po prostu chwytają za nóż i zaczynają obierać jarzyny. Są jednak i takie, które nigdy nic, albo prawie nic, nie ugotowały, ale mają za to nieprzebraną kolekcję przeróżnych książek kucharskich. Szkoda tylko, że nie mają jakiegoś regału czy półki na te swoje zbiory.

Tak, mniej więcej, mogłaby wyglądać różnica między użytkownikami systemu Windows, a wyznawcami przeróżnych Linuksów. Czemu powyżej zwracałem uwagę na brak skrzynki narzędziowej, lub regału na książki? To proste! Wprawdzie cały ten Linux i setki jego odmian (ostatnio chyba coś koło czterystu) mają przeróżne repozytoria, paczki i inne takie, ale prawie w ogóle nie mają sterowników, a bez sterowników, jak to udowodnili specjaliści, cały ten kram jest niewiele wart.

Miłośnicy Linuksów mają nawet jakieś absurdalne pretensje do producentów sprzętu i oprogramowania, że ci nie chcą pisać sterowników do ich kultowego (kultowy: otaczany kultem, religijną czcią) systemu, nie mogąc zrozumieć, że pisanie sterowników pod setki systemów i tysiące odmian, w których każdy może sobie grzebać i zmieniać do woli, nie ma większego sensu; proponują też, żeby wyznawcy sami pisali sobie sterowniki do każdej z posiadanych wersji Linuksa.

Tak więc, jak to opisałem powyżej, specjaliści i profesjonaliści udowodnili, że cały ten Linux jest w zasadzie kompletnie bezużyteczny. Temat często jest zresztą poruszany w wiodących czasopismach branży IT, których tytułów w tym momencie nie pamiętam.

A co na to zwykli ludzie? Próbują sobie radzić, jak umieją: na przykład starają się kompletować swoje zestawy tak, żeby składały się z elementów, do których jest szansa znaleźć jakiś jako tako działający sterownik. Oczywiście o połowie zastosowań komputera muszą zapomnieć, a zwłaszcza o najlepszych, najciekawszych i najnowszych grach. Ale o tym pisać chyba nie trzeba, to – jestem pewien – od dawna wiedzą już absolutnie wszyscy.

Wracając do tematu – Linux kontra Windows – to oczywiste nieporozumienie. Jakąż niby kontrę może dać systemowi Windows zabawka Linusa T.? Jakim przeciwnikiem w wyścigach może być dla geparda świnka morska? Wprawdzie czasem można usłyszeć, tak modne ostatnio, określenie „porównywalny”, ale chyba tylko jako niezbyt śmieszny żart, wisielczy humor. Podobnie jak w kawale: czym się różni Fiat 125p od Rolls-Royce’a? - No… są porównywalne… tylko, że Fiat ma ozdobną listwę na drzwiach, a Rolls-Royce – nie.

Tak. Linux ma repozytoria, a Windows nie…

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)