Picasa powoli przestaje być programem do katalogowania zdjęć i wysłania ich na Picasę, żeby mogli je obejrzeć znajomi. Najnowszą wersję Picasy wyposażono w integrację z Google+ i bogatą jak na darmowy program kolekcję efektów.
Obsługa Google+ z poziomu Picasy to posunięcie firmy Google, które było pewne jak śmierć i podatki. Skoro ze społecznościową usługą integrowane są wszystkie serwisy należące do firmy, prędzej czy później ten los musiał spotkać również katalog zdjęć. Ale efekty są całkiem niezłe — zdjęcia i filmy można łatwo udostępnić znajomym z kręgów i osobom, które konta w serwisie nie mają. Znajomi spoza Google+ mogą otrzymywać wiadomości o udostępnieniu dla nich galerii pocztą elektroniczną i nie muszą zakładać konta, aby obejrzeć zdjęcia. Ciekawym uzupełnieniem rozpoznawania twarzy i sortowania zdjęć względem występujących na nich osób jest możliwość oznaczania na nich znajomych z kręgów. Tagi będą również widoczne dla znajomych po udostępnieniu zdjęć na G+.
Jednak integracja z serwisem społecznościowym blednie w obliczu bogatej kolekcji efektów, które można wykorzystać przy obróbce zdjęć. Dużą popularnością cieszą się ostatnio obrazy HDR, oraz stylizowane na zrobione starymi aparatami, jak Lomo, Holga, lub „błyskawicznym” Polaroidem. W Picasie można osiągnąć taki efekt przez nałożenie odpowiednich filtrów (w przypadku obrazów HDR będzie to oczywiście pseudo-HDR). Poza tym znajdziemy tu filtr imitujący zdjęcie w podczerwieni, stylizacje na lata sześćdziesiąte, możliwość dodania winiety, widok z noktowizora i wiele innych. Ponadto w najnowszej Picasie można pracować z obrazami zapisanymi w formacie WebP, a obsługa plików RAW została wzbogacona o najnowsze modele aparatów cyfrowych. Ważną nowością jest też możliwość edycji zdjęcia w oknie obok widoku oryginału, podobnie jak w klasykach gatunku, jak Adobe Lightroom. Szczegółową listę zmian, w tym pełną listę nowych filtrów, znaleźć można na stronie projektu.