Playtest Gears of War 2

Playtest Gears of War 2

29.09.2008 18:00, aktualizacja: 01.08.2013 01:59

Nie ma się co oszukiwać – cała masa ludzi czeka na kontynuację fenomenalnej gry Gears of War. W 2006 roku było to objawienie tak graficzne, jak i grywalnościowe, którego sukces wciąż chce naśladować praktycznie każdy producent strzelanek – taki system chowania się za przeszkodami to już nie ukrywajmy klasyk. Co więcej, ta leciwa pozycja nadal zachwyca. A tutaj „dwójeczka” już za rogiem i… tylko bardziej widać, jakże niesamowicie dopracowanym produktem był pierwowzór. Owszem, w sequelu w wielu aspektach podniesiono poprzeczkę, tzw. opad szczęki także jest, na pierwszy rzut oka to jednak „tylko” stare, dobre, podrasowane „gyrosy”.

Gears of War 2 podobnie jak poprzedniczka korzysta z Unreal Engine 3, z taką różnicą, że na przestrzeni ostatnich miesięcy silnik ten uległ konkretnym przeobrażeniom. Poprawiony oświetlenie i cienie, aby wszystko wypadało jeszcze bardziej realistycznie. Doszła możliwość niszczenia otoczenia, choć raczej w symbolicznym stopniu – nie da się na oślep wyrąbywać sobie dziur gdzie popadnie, ot odpadnie tynk z pomnika, a wybuchająca butla rozsadzi raptem pół ściany. Naprawdę porządnie prezentują się w GoW 2 za to ciecze, typu woda czy krew. No i wszelkie elementy „mięsne” – obrzydliwie wręcz fascynująco. Czy tekstury się dalej potwornie dogrywają? Tak, ale tym razem stopniowo, niemal „wyrastając” z obiektów. W każdym razie wizualnie wypada to lepiej jak doskonale znane „nie ma – cyk! – i jest”.

Obraz

Jeśli nie czytaliście jeszcze zapowiedzi gry na Gamikaze to gorąco polecam do niej zajrzeć. Mimo wszystko jednak w skrócie przypomnę fabułę kontynuacji – oto niedobitki ludzkości chronią się przed Locustami na skalnym płaskowyżu Jacinto, sprytny wróg jednak zaczyna okopywać miejscówkę, która stopniowo się osuwa w głąb planety. W międzyczasie Marcus z ekipą biorą udział w akcji o kryptonimie „Łódź Ratunkowa” mającej na celu dotarcie do poukrywanych wciąż na planecie Sera nielicznych ocalałych i uczynienie z nich żołnierzy. Przy okazji Dominic Santiago ma swoją własną misję – odnaleźć zaginioną po ataku „szarańczy” (w którym stracili pociechy) żonę Marię. Czemu w pierwszej części gry nie było o tym wzmianki jest dla nas niepojęte – innymi słowy na razie nie bardzo chwytamy ten cały „melodramat”...

[break/]Od strony grywalnościowej Cliff Bleszinski chwalił się, że poprawiono system osłon i postać już mniej przypadkowo klei się do ścian. Istotnie tak jest, co nie znaczy, iż miejscami nadal nie zdarzy się niezamierzona akurat w danej sytuacji akcja. Interesująco zapowiada się tryb współpracy graczy, do którego da się po prostu wskoczyć w dowolnym momencie i podobnie zeń zrezygnować. Co więcej – każdy z kumpli może dobrać sobie niezależny poziom trudności, tylko dla siebie. Niezły pomysł. Będą nowe pojazdy, w tym takie naprawdę olbrzymie, świeże bronie oraz różnorakie nowe znajdźki, chociażby kartki z pamiętników bojowników. Do tego opcja robienia własnych zrzutów ekranów (tak!) oraz na bieżąco pokazujący się na ekranie postęp w zbijaniu poszczególnych osiągnięć. Konkret.

Obraz

W multi pojawiła się zupełnie nowa, rewelacyjna opcja rozgrywki, tzw. Horda. W trybie tym 5 graczy próbuje po prostu przeżyć na danej mapie, podczas gdy przez 50 kolejek obszar zalewają coraz silniejsze jednostki Locustów. Zdobywamy przy tym zespołowo punkty, które potem wędrują do światowego zestawienia online. Jako, że obsługiwane są tutaj wszystkie miejscówki normalnie dostępne np. w deathmatchu nie każda z nich wypada niestety dobrze – zdecydowanie przodują mapy mniejsze, na obszerniejszych jest za dużo szukania. Co każde dziesięć fal przeciwnicy zyskują na witalności oraz poprawia im się celność i zaczynają zadawać większe obrażenia. Cliff zdradził, że dochodzi z kumplami na razie do 26 poziomu. Rzecz wpieniająca? Wróg potrafi na naszych oczach zwyczajnie znikąd pojawić się na mapie.

Obraz

Jeśli chodzi o tryb dla pojedynczego gracza to mieliśmy wpierw okazję zobaczyć jak Bleszinski przechodzi jeden z podziemnych poziomów. Główną atrakcja w niesamowicie wykonanych tunelach były Skalne Robale, równocześnie stanowiące ruchomą osłonę przed ogniem przeciwnika. Podążają one za specjalnymi owocami – wystarczy zestrzelić taki z rośliny, a „gąsienicowiec” żwawo ruszy w jego kierunku. Pojawił się tutaj już także główny zły tej części, niejaki Skorge. Jak raźno zasugerował w trakcie gry Marcus Generał Raam to przy nim potulna owieczka. Po prezentacji sami położyliśmy łapska na padach, by w co-opie pociąć zastępy Locustów. I było krwiście soczyście – możliwość równoczesnego rżnięcia piłą tego samego typa przez kilku graczy wypada masakrystycznie. Dosłownie.

[break/]Zwiedziliśmy m.in. szpital, w którym opatrywani byli nasi ranni. Chwile dynamicznej akcji są teraz jeszcze częściej przerywane gadkami Marcusa przez radio, podczas których nie możemy robić nic innego jak tylko iść – to już w „jedynce” strasznie wpieniało. Co dobre, to że można przykleić granat do ściany (w multi naturalnie także) tym samym zastawiając na wroga pułapkę. Za bardzo miejscami prowadzi się jednak gracza za rączkę – jeśli na środku placu zalega zbitek butli gazowych, to za moment teren na bank zaleje konkretna fala przeciwników. Bo liczebność wrogich jednostek to w końcu kolejny znak rozpoznawczy ulepszonego Unreal Engine 3. Upadłego Locusta da się teraz wykończyć na trzy sposoby o różnym stopniu brutalności – kwestia tego, jaki przycisk akurat wdusimy.

Obraz

Osłabiony przeciwnik może zostać użyty także za żywą tarczę, co miejscami istotnie się przydaje. Ważne, że sami sprowadzeni do parteru nie czekamy na zlitowanie, lecz ranni potrafimy na czworakach powoli się poruszać np. w kierunku kumpla. Nie zdążyliśmy poznać całego bestiariusza w scenariuszu, ale jeśli tryb Horda ma być jakimś wyznacznikiem to czeka nas niejedno starcie z olbrzymim Rzeźnikiem (tak dokładnie wygląda, jak się zwie), masywnymi wrogami używającymi przenośnych tarcz (więc prujemy im po plecach), Locustami latającymi z miotaczami ognia, wybuchającymi szybkimi pełzakami, jednostkami przypominającymi flood z gry Halo (jakieś dziwne macko-kończyny wyrastające z głowy), a nawet poczwary na kroczących potwornych monstrach. Aha – w grze jak najbardziej będzie język polski.

Obraz

Reasumując - Gears of War 2 jest niewątpliwie porażające graficznie, ale zapewne nie tak jak byście tego chcieli - po prostu "jedynka" był w tym aspekcie aż za dobra. Fabularnie kilka rzeczy nam się nadal nie klei, lecz z drugiej strony pierwowzór na tym polu też nie błyszczał. Za to sama dynamika akcji oraz o wiele bardziej rozbudowany repertuar wrogów nie pozwalają się zbytnio nudzić, szczególnie przy konkretniej sypiącym się otoczeniu oraz ogromnym rozmachu niektórych starć - docenicie te batalie z udziałem masy jednostek, docenicie. Do tego tryb Horda absolutnie wymiata. Kropka. Nie możemy się doczekać kiedy położymy teraz łapki na trybie multiplayer.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)