Playtest Napoleon: Total War

Playtest Napoleon: Total War

Redakcja
04.02.2010 13:43, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Seria Total War bez cienia wątpliwości ma swoje chlubne tradycje. Sporych rozmiarów mapa polityczna świata, rozmieszczanie wojsk, dyplomacja, rozbudowa infrastruktury oraz ogromne, epickie bitwy rozgrywane w czasie rzeczywistym to składniki, które w dużej mierze odpowiadają za sukces wojennych produkcji The Creative Assembly. Niejedną nockę się zarwało tocząc batalię o feudalną Japonię, tłukąc się w Wiekach Średnich i w okresie Starożytnego Rzymu oraz zmagając się w erze imperialnej. Wszystkie wspomniane kampanie miały w sobie wielki rozmach, a i były (powiedzmy to sobie szczerze) całkiem długaśne. Najnowsza część Wojny Totalnej, Napoleon: Total War wprowadzić chce nieco drobnych innowacji do sprawdzonej formuły. Mieliśmy okazję już to sprawdzić we wczesnej wersji tytułu. Nawet jeśli nie zapowiada się rewolucja na miarę Małego Wielkiego Francuskiego Generała i Cesarza, to po prostu gra prezentuje się smakowicie.

Napoleon już przy pierwszym uruchomieniu zaskakuje odmiennością od swych starszych braci. W poprzedniczkach wrzucano nas od razu w centrum politycznego kotła, a cele stawiane przed nami były bardzo dalekosiężne. Również i sytuacja, w której stawaliśmy się głową państwa, często do za ciekawych nie należała i musieliśmy jakoś temu zaradzić. Tymczasem tutaj styl całości kampanii jest zupełnie inny, prowadzimy bowiem Napoleona przez trzy jego największe wyprawy. W testowej wersji dostępna jest tylko jedna z nich (obok dwóch samouczków oraz jednej pojedynczej bitwy), opowiadająca o pierwszych krokach Bonapartego ku potędze w latach 1796 - 1797. Przedrzeć się przychodzi nam z Włoch do Wiednia.

Po rozpoczęciu misji widać, że nie zmieniono mechaniki – i dobrze, po co kombinować z czymś, co samo w sobie działa świetnie. Ot, zmodyfikowano jedynie pewne subtelne elementy rozgrywki. Zaskakuje najbardziej wspomniany wcześniej odmienny sposób prowadzenia całości. Nie startujemy już z pozycji imperium. Zaczynamy z jedną mieściną, a dowodzimy raptem garstką wojsk koncentrującym się wokół charyzmatycznego wodza, niejakiego Napoleona Bonaparte. Interwały między poszczególnymi turami uległy zmianie, skrócono je z miesiąca do dwóch tygodni, przez co pory roku zmieniają się wolniej. Nie wpływa to jednak na fakt, że tym razem nie da się spokojnie rozbudowywać swej potęgi, podbijając wrogów stopniowo, kawałek po kawałku, jak to robiliśmy w innych Total Warach. Cele wyznaczone przed nami często są odległe, a że czas ucieka należy działać szybko. Tym samym Napoleon wprowadza do serii dużą dozę dynamizmu i dramatyzmu Decyzje podejmowane przez gracza często będą desperackie.

Obraz

Nowością może nie rewolucyjną, acz miłą, są punkty uzupełniania wojsk. Poprawiają one straconą w boju liczebność naszej armii. Ponieważ tworzenie nowych jednostek często trwa za długo i jest zbyt kosztowne, trzeba przejąć jak największą ilość tych miejscówek, by szybko rekonstruować bataliony. Generałowie zyskali na znaczeniu - ich wpływ nie ogranicza się jedynie do dodatniego modyfikatora morale żołnierzy. Często obecność dowódcy w konkretnym miejscu bitwy ma ogromne znaczenie na przebieg wojny. Oczywiście najważniejszy jest jednak Napoleon. Koncentracja fabuły na postaci Bonapartego wnosi ciekawą, nową jakość. The Creative Assembly postanowiło skupić się głównie na kilku armiach i jednym naczelnym dowódcy, w oparciu o którego snuta jest cała historia, a nie jak było do tej pory, na całych imperiach. Czujemy się przez to o wiele bardziej zżyci z głównym bohaterem kampanii. Zestawy misji nabrały bardziej osobistego tonu. Odmiana w miejsce bezdusznego imperialistycznego molocha z machiną wojenną, w której można było wysyłać na rzeź kolejnych generałów bez ponoszenia żadnych konsekwencji.

[break/]Co się tyczy bitw, to są one jeszcze piękniejsze od tych znanych z Empire. Oddano do naszej dyspozycji całkiem pokaźną ilość nowych jednostek, odwzorowanych bardzo naturalnie - zarówno pod kątem ubioru, jak i takich szczegółów jak twarze poszczególnych wojaków. Miejsca potyczek prezentują się naprawdę niesamowicie, zaś dym z karabinów oraz wszelkich armat wypada zdecydowanie lepiej niż dotychczas. Także i zmieniające się warunki pogodowe dodają wszystkiemu większego poczucia realizmu. Powrócą na pewno znane i lubiane bitwy morskie, aczkolwiek nie znalazły się one w opisywanej wersji testowej. Niemniej widać, że The Creative Assembly w dalszym ciągu trzyma się wysoko ustawionej poprzeczki wykonania scen batalistycznych.

Obraz

Grafika ogólnie trzyma się poziomu wyznaczonego przez poprzednią odsłonę serii - czyli jest w dalszym ciągu pięknie. Oprawa została jedynie lekko dopracowana, aby dobre stało się jeszcze lepsze. Mapa strategiczna w dalszym ciągu renderowana jest w pełnym trójwymiarze, tak samo jak bitwy, a i jedne i drugie zostały odwzorowane w najdrobniejszych detalach. Już teraz raczej nie ma się do czego przyczepić w kwestii wizualizacji, a podobnie sprawy mają się z udźwiękowieniem. Huki armat oraz muszkietów potrafią wprawić w zachwyt fanów wirtualnej wojaczki, tętent kopyt brzmi jak prawdziwy, a szczęk oręża... Cóż, sam miód. Również głosy postaci brzmią odpowiednio naturalnie, a potwierdzenia wydania rozkazu wybrzmiewają piękną francuszczyzną. Ponieważ do premiery finalnej wersji produktu jest jeszcze trochę czasu, pozostaje mieć nadzieję, że każda z kampanii będzie trzymać tak wysoki poziom, jak ta, którą dane mi było rozegrać. Dobrze by było, gdyby w końcu konkretnie poprawiono sztuczną inteligencję, tak bardzo krytykowaną w poprzednich odsłonach Wojny Totalnej, i oby nasi wirtualni przeciwnicy wreszcie wykazywali jakąś inicjatywę, zamiast siedzieć bezczynnie w miejscu czekając, aż łaskawie się ruszymy i ich litościwie podbijemy. Ciekawą obietnicą złożoną przez twórców jest zaimplementowanie gry w kooperacji już na poziomie mapy strategicznej. Miało się to pojawić od początku w Empire, a jak to się skończyło wszyscy wiedzą... Oby tym razem nie spełzło wyłącznie na zapowiedziach i tryb współpracy był dostępny od dnia premiery.

Obraz

Po tym, co ujrzałem w wersji testowej, jestem pełen optymizmu, jeśli chodzi o produkt końcowy. Drobne odświeżenie, zarówno grafiki, jak i koncepcji gry, wyszedł marce zdecydowanie na dobre. Wprowadza się nową, świeżą perspektywę rozwoju flagowego cyklu The Creative Assembly. Napoleon: Total War zmienia tor, po którym zmierza seria i przenosi ją w kierunku bardziej kameralnym, niż to było do tej pory. Być może przez ten zwrot po grę sięgną osoby, które bały się ogromu chociażby Rome, czy wielokrotnie przywoływanego przeze mnie Empire? Tak czy inaczej, wypatrujemy pudełka z produktem na sklepowych półkach. Nie możemy się doczekać, by odmienić losy bitwy pod Waterloo i (co Wielkiemu Wodzowi się nie powiodło) podbić Moskwę.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)