Playtest Raving Rabbids: Travel in Time

Playtest Raving Rabbids: Travel in Time

Redakcja
08.09.2010 10:21, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Wymyślić postać, która dzięki swojemu nadzwyczaj oryginalnemu wyglądowi oraz charakterze momentalnie zapadnie w pamięci graczy, to wbrew pozorom jedno z najbardziej wymagających zadań. Genialny umysł Michela Ancela ze studia Ubisoft Montpellier podołał jednak temu problemowi i w 2006 roku światło dzienne ujrzały urzekające w swej prostocie oraz bezkresnej głupocie... króliki, znane wszystkim jako Rabbidsy. Gryzonie nie tylko podbiły świat Raymana, ale zaskarbiły serca setek fanów, obserwujących na ekranach ich absurdalne wyczyny. Niestety, wielkie szychy z Ubi widocznie nie znają znaczenia słowa „umiar”, co zaczyna skutkować odczuwalnym znużeniem kretyńskimi futrzakami w powstającym Raving Rabbids: Travel in Time...

"Kłóliki" przez ostatnie kilka lat parały się całą gamą najprzeróżniejszych zadań. Najeżdżały pokojowe krainy, przejmowały kontrolę nad telewizją, budowały drabiny do księżyca, a teraz wybierają się zawładnąć kolejnym niezbadanym przez nich terytorium... Wyposażone w prowizorycznie zmontowaną Pralkę Czasu, wyruszą w wojaż po najbardziej kluczowych dla człowieka wydarzeniach historycznych. Krach na giełdzie z 1929 roku, rozpalenie ognia przez jaskiniowca, pierwszy lot braci Wright, namalowanie portretu Mona Lisy, jak również i cała lista innych, mniej lub bardziej znamiennych wydarzeń, zostanie „napisanych od nowa” za sprawą chaotycznych wybryków uszatej bandy. Wszystko rzecz jasna dostaniemy podane ze zdrową dawką typowego dla tej serii, lekko „toaletowego” humoru - z obowiązkowa puentą w formie gromkiego okrzyku „BWAAAAAAAAAH!”.

Przy Raving Rabbids: Travel in Time po raz kolejny ciężko jest się wyzbyć tego dręczącego wrażenia deja vu. Najnowsza część serii ma do zaoferowania ponad 25 przeróżnych zadanek, przeznaczonych do wspólnej zabawy dla maksymalnie czterech osób. Te dzielą się na szereg poszczególnych gatunków, jak zbieranie i dostarczanie skrzynek do bazy, wyścigi w stylu Mario Kart, dwuwymiarowy bieg przez przeszkody, krzyczenie do rytmu i rzecz jasna jeszcze garść innych. Każdy poziom został powiązany z konkretną epoką oraz charakterystycznym dla niej zdarzeniem, które rozszalałe Rabbidsy postarają się zmienić według własnego, mocno wyzutego ze zdrowego rozsądku widzimisię. Co więcej, tylko od zwycięzcy zależeć będzie to, jak potoczą się losy danej wiekopomnej chwili.

Obraz

Jeśli miałbym wskazać pojedynczą atrakcję, która sprawiła mi najwięcej radości z uwagi na swoje wykonanie, to będzie to zespołowe „Rabbid Hero”, polegające na wrzeszczeniu uszatym dziwolągiem zgodnie z pojawiającymi się na ekranie komendami. Sterowanie zostało tutaj rozwiązane w dosyć oryginalny sposób, gdyż charakterystyczne darcie japy mamy przypisane pod przycisk B na wiilocie, natomiast ton okrzyku modyfikujemy kręcąc poziomo ustawionym kontrolerem w lewo, bądź też prawo. Muszę przyznać, że dawno nic mnie tak nie ubawiło, jak widok trzech królików otwierających szeroko mordki w rytm klasycznych melodii pokroju „Kalinka”, czy też „Jezioro Łabędzie”. Szkoda tylko, iż mimo wszystko da się zauważyć, że reszta pomysłów jest tutaj bezczelnie robionych „na jedno kopyto”, nie odbiegając zbytnio poziomem od już znanych nam projektów z poprzedniczek.

[break/]Do upatrzonych dyscyplin podchodzić będziemy z poziomu lobby, wzorowanego na klasycznym muzeum historii, gdzie gracze wspólnie przemieszczają się przywiązani do pojedynczej rolki papieru toaletowego (gwarancja, że ekipa zanadto nie rozpierzchnie się po okolicy). W międzyczasie uczestnicy „zwiedzania” mogą się oddać dodatkowym zajęciom, pokroju wydawania radosnych jazgotów, czy też wzajemnego okładania się po łbach. Wypadałoby w tym momencie wspomnieć o obecnej w dalszym ciągu opcji personalizowania własnego królika, czego dokonujemy wykorzystując nagromadzone w trakcie zabawy wdzianka i gadżety. Będą one, co do jednego, tematycznie powiązane z poszczególnymi erami oraz lokacjami, a ich całkiem zacna ilość zapewne pozwoli każdemu graczowi stworzyć swojego wymarzonego, uszatego pogromcę historycznej poprawności.

Obraz

Prawdę mówiąc, aż szkoda mi rozwodzić się na temat sfery audio-wizualnej Raving Rabbids: Travel in Time. Bo przecież w końcu ileż można mówić o tym samym? Ja wiem, że Wii to nie jest mistyczna, przepotężna maszyna, wykuta przez krasnoludy z Gór Mglistych, zdolna wykonywać bezzałogowe loty na Marsa i z powrotem, ale nowe Rabbidsy w żadnym wypadku nie wyciskają z niej ostatnich soków. To zwyczajnie dalej identyczna, schudnie wyglądająca kompilacja mini-gierek, która ani nie rani naszych oczu, ani nie wprowadza człowieka w stan niepohamowanej euforii. Jest prosto, komiksowo i skoro już się ktoś decyduje na zakup tej pozycji, to nie powinien on mieć zbyt wygórowanych wymagań... Najważniejsze, że same przerywniki filmowe oraz głupkowate animacje uszatych bohaterów wystarczają, aby pozytywnie nastawić człowieka do dalszej gry.

Obraz

Co by zanadto nie owijać w bawełnę - Raving Rabbids: Travel in Time to zwyczajnie kolejna porcja tego, czym Ubisoft karmi fanów od przeszło czterech lat. Wciąż jest to idealna pozycja na wszelkiej maści imprezy, gdzie podchmielone towarzystwo na bank da się porwać równie nietrzeźwym umysłowo królikom. Ciężko będzie polecić ten tytuł samotnikowi, z racji jego specyfiki, ale jeśli poprzednie odsłony za każdym razem wzbudzały u Was konwulsyjne napady śmiechu, tak istnieje spora szansa, że i gryzonie wepchnięte w Pralkę Czasu nie zawiodą w tej kwestii. Trzeba jednak stanowczo zaznaczyć, że nadeszła pora, by w końcu tchnąć troszkę więcej świeżości w tę markę. Kto wie, może lądujące już wkrótce na półkach sklepowych Move oraz Kinect zachęcą twórców do zainwestowania w bardziej nowoczesne rozwiązania? Z miłą chęcią posłuchałbym wykonanego w jakości Dolby Surround, pełnego wigoru... No „BWAAAAAAH!”.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)