Playtest Star Wars: The Force Unleashed II

Playtest Star Wars: The Force Unleashed II

Redakcja
06.09.2010 11:32, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

O ile bardzo cenię uniwersum Gwiezdnych Wojen, to gry sygnowane marką George’a Lucasa specjalnie mi do gustu nie przypadły. Dobra, trafiały się perełki w postaci choćby Knights of the Old Republic, Republic Commando, czy Battlefrontów, lecz to kropla w morzu pozycji, jakie wyszły przez lata na rynek. Wśród dobrze zapowiadających się tytułów dorzuciłbym jeszcze The Force Unleashed. Dlaczego? Ponieważ był to produkt, który pozwalał poczuć się, jak władający mocą paker. Również dzięki wykorzystaniu Euphorii cała zabawa nabierała większych rumieńców. Niestety czegoś zabrakło i tytuł szybko rzuciłem w kąt. Czy z nadchodzącą „dwójeczką” będzie podobnie? Graliśmy.

O dziwo, obrane za "oficjalne", jedno z dwóch zakończeń pierwowzoru nie sprawiło, że pożegnaliśmy się na zawsze ze Starkillerem. Młodzieniec powraca, ale nie jest do końca sobą… Wstępem do całej opowieści jest planeta Kamino. To właśnie tu w czasie drugiej części filmowej sagi tworzona była Armia Klonów. Okazuje się, że Darth Vader za plecami Imperatora prowadzi eksperymenty "zduplikowania" znanego nam z części pierwszej głównego bohatera. Zadanie to niełatwe, gdyż powszechnie wiadomo, iż sklonowanie władającego mocą osobnika jest niemal niemożliwe. Sithowi jakimś cudem się to jednak właśnie udaje.

Obraz

Tu zaczynają się schody, bo o ile stary Skywalker liczył na sobowtóra, który bez mrugnięcia okiem wykona wszelkie jego rozkazy, tak klon wcale do współpracy skory nie jest. Okazuje się, że posiada on fragmenty wspomnień Starkillera i pragnie odzyskać całą jego tożsamość. Przebłyski wydarzeń pogłębiają ciekawość "tworu", co sprawia, że Vader uznaje cały projekt za niepowodzenie oraz decyduje się go zniszczyć. Więziony Jedi zrywa łańcuchy i ucieka. Gdy tylko zyskujemy kontrolę nad bohaterem leci on głową w dół wzdłuż jednej z wierz kompleksu na Kamino. Fragment ten aż naszpikowany został akcją. Zarówno z dołu, jak i z góry, strzelają w nas szturmowcy, a w międzyczasie musimy jeszcze uważać na wystające elementy konstrukcji. Potem pozostaje tylko finezyjne lądowanie "telemarkiem" i przechwycenie jakiegoś statku, aby wydostać się z planety.

[break/]Rozgrywka niewiele się zmieniła. Mamy kontrolę nad potężnym Jedi, który skromnym ruchem dłoni potrafi odepchnąć grupkę szturmowców. Miło, że już na wstępie dysponujemy wszystkimi mocami pieczołowicie nabywanymi w poprzednim The Force Unleashed - jest klasyczne przyciąganie, rażenie prądem czy duszenie. Nie znaczy to rzecz jasna, iż w „dwójce” obędzie się bez nowych umiejętności. Z tych najciekawszych warto wymienić choćby Mind Trick. W sadze Lucasa, Obi Wan Kenobi siłą woli wmawiał innym to, co chciał, tu jednak działa to na nieco innych zasadach. Starkiller przejmie kontrolę nad słabszymi umysłami, zaś opętana przez niego postać albo zacznie atakować swych pobratymców, albo popełni samobójstwo. Szturmowiec toczący w głowie boje z intruzem może zdecydować się skoczyć w przepaść lub tam wepchnie łeb w pobliskie turbiny...

Obraz

Na tym nie koniec z brutalnością w Star Wars: The Force Unleashed II, gdyż LucasArts postanowiło dorzucić (wreszcie) smaczki w postaci odcinania kończyn oraz bardzo krwawych wykończeń. Pojawi się do tego Force Fury, czyli jak sama nazwa wskazuje, sterowana przez nas postać wpadnie w szał - w tym stanie raczej niewiele rzeczy może być dla klona zagrożeniem. Weźmy na to stojący nam na drodze robot kroczący typu AT-ST zostaje jednym ruchem dłoni podniesiony w powietrze, z dziecinną łatwością zmiażdżony niczym aluminiowa puszka i ciśnięty w pozostałych przeciwników. W czasie furii zmieniają się też ruchy naszego bohatera, który teraz ma jeszcze bardziej efektowne i efektywne kombinacje ciosów.

Obraz

Odnośnie samej postaci - da się z miejsca zauważyć, że klon jest dużo szybszy od swojego "dawcy genów". Mało tego, dysponuje większym wachlarzem finezyjnych ruchów, gdzie robi niesamowity użytek z obu dzierżonych przez siebie mieczy świetlnych, a do tego i mocy. W czasie starć ze szturmowcami nie obędzie się nawet bez chwytów w powietrzu czy wręcz zaczerpniętych z amerykańskich zapasów rzutów i dźwigni. Niestety, jeżeli o oręż chodzi, nie pojawią się inne wariacje "jarzeniówek". Dlaczego nie pomachamy bronią choćby Dartha Maula? Cóż, twórcy zdecydowali się skupić wyłącznie na jednym, specyficznym stylu walki. Stąd trzeba się pogodzić z mieczykami zawadiacko trzymanymi na opak...

[break/]Wizualnie trudno mówić o jakimś kolosalnym skoku jakościowym. Podobnie, jak w "jedynce", tu także wiele elementów otocznia można zniszczyć, a potem wykorzystać w czasie młócki. W końcu co to za problem podnieść siłą mocy kawałek blachy falistej i puścić ją w nadbiegających szturmowców? Samo Kamino prezentowało się fachowo oraz posiadało kilka fajnych smaczków. Jednym z nich na pewno jest War Droid, czyli nowy nabytek Imperium. Olbrzymi robot niby jest nie do przejścia - "puszka" pruje do nas z zamrażającego działa, a przed naszymi atakami broni się kolosalną tarczą. Oczywiście należy znaleźć jego słaby punkt...

Obraz

Między szatkowaniem kolejnych żołnierzy i złomowaniem maszyn bojowych, nie obędzie się bez rozwiązywania łamigłówek. Naturalnie przy grze nastawionej na akcję nie ma co liczyć na specjalnie wysilanie umysłu - takie elementy zostaną podane w bardzo prostej formie i nie powinny być żadnym wyzwaniem dla nawet mało zaradnego gracza. Podobną sytuację można też zaobserwować w sekwencjach QTE - za każdym razem dana kombinacja jest dokładnie taka sama. Panowie z LucasArts tłumaczą wprost, że nie chodzi tu o główkowanie, czy zręczność. Nabywca ma czerpać frajdę z olbrzymiej mocy, jaką włada Starkiller.

Obraz

Kilka słów na zakończenie - otóż o ile pierwsze The Force Unleashed trochę mnie zniechęciło, tak wygląda na to, iż „dwójeczka” mimo wszystko zdoła zaciekawić. Jak potoczą się dalsze losy „klonowego” Zabójcy Gwiazd? Nie mogę się doczekać ich poznania. Wypatruję także rewanżu z Lordem Vaderem. Nie zapominajmy ponadto, że zmieniona została sama koncepcja gry - dotąd byliśmy chłopcem na posyłki Sitha, a tu dochodzi element szukania własnej tożsamości i poczucie zaszczucia, gdy depczą nam po piętach całe legiony szturmowców. Na chwilę obecną najgorzej zapowiada się chyba wyłącznie czas zabawy, ponieważ twórcy zapewnili, iż ukończenie gry nie powinno zająć dłużej niż pierwowzoru. No, zobaczymy.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)