Roomba – odkurzacz dla geeków o mocnych nerwach

Roomba – odkurzacz dla geeków o mocnych nerwach

Roomba – odkurzacz dla geeków o mocnych nerwach
Wojciech Kowasz
05.12.2014 12:17, aktualizacja: 05.12.2014 12:39

Z dużym zaciekawieniem przyjąłem do swojego gospodarstwa domowego zmechanizowaną pomoc domową w postaci robota-odkurzacza Roomba 880. Ostatnio żywo interesują mnie wszelkie przejawy jeśli nie inteligencji, to chociaż zwykłej automatyki domowej. Ten nurt zyskuje teraz coraz więcej uwagi i Roomba doskonale się w niego wpisuje. Model 880 to obecnie najnowsza i najbogatsza edycja robota odkurzającego iRobot, a liczba wcześniejszych modeli i wieloletnie doświadczenie firmy dodatkowo napawa optymizmem. Jako fan nowych technologii przez kilka tygodni sprawdzałem więc, czy Roomba może zastąpić ręczne odkurzanie, a jeśli nie to przynajmniej w jakim stopniu zmniejsza uciążliwość tradycyjnego sprzątania.

Zaczynamy od otwarcia pudełka. Roomba sama w sobie to nie wszystko, bo bardzo ważnym elementem całego zestawu jest stacja dokująca. Umieszczamy ją przy ścianie, najlepiej nie w kącie ani za szafą, tylko tam gdzie dostęp jest w miarę bezproblemowy. Odkurzacz tu będzie zaczynał i tu kończył sprzątanie, a jeśli rozładuje się w trakcie, sam powróci na czas do stacji się doładować, a następnie podejmie pracę w tym samym miejscu. Warto też wspomnieć, że do dyspozycji mamy również pilota, którym możemy nie tylko uruchamiać i zatrzymywać odkurzanie, ale nawet ręcznie sterować robotem korzystając ze strzałek i w dowolnej chwili odesłać robota z powrotem do stacji dokującej.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

W zestawie z odkurzaczem znajdują się też dwa bateryjne urządzenia, którymi przed rozpoczęciem sprzątania warto się zainteresować. Ich przeznaczenie jest dwojakie. Jeśli planujemy sprzątanie dużych powierzchni naraz, na przykład kilku pokoi w mieszkaniu, i chcemy, aby Roomba nie zgubiła się po drodze, a także pamiętała jak wrócić do stacji dokującej, to należy wykorzystać wspomniane urządzenia jako tzw. latarnie. Po ustawieniu w progach pomieszczeń emitują one sygnały informujące Roombę, że kończy się jeden etap pracy i zaczyna kolejny. Jeśli z kolei zależy nam na ograniczeniu sprzątanej powierzchni lub nie życzymy sobie wpuszczać Roomby do jednego z pokoi, wybieramy tryb wirtualnej ściany – wówczas wiązka podczerwieni skutecznie powstrzyma odkurzacz przed przekroczeniem tej sztucznej granicy.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Początkowo widok latarni ustawionych przy drzwiach średnio mi się podobał, bo czarne, wcale niemałe skrzynki moim zdaniem szpecą, a ponieważ działają na podczerwień, nie da się ich ustawić np. w kącie za otwartymi drzwiami. Ostatecznie myślę jednak, że można się do tego widoku przyzwyczaić, a robot jest na tyle inteligentny, że nie potrąca latarni podczas pracy.

Nie ukrywam, że zaczynając testy rzuciłem Roombę od razu na głęboką wodę. Nie przesuwałem specjalnie mebli i nie obserwowałem robota wisząc na żyrandolu. Chciałem sprawdzić, jak radzi sobie w naturalnym środowisku. Głównym poligonem był salon o powierzchni około 16 metrów kwadratowych oraz niewiele mniejsza sypialnia, oba pomieszczenia blisko obok siebie, połączone przedpokojem. Umeblowanie typowe, ot kanapa, stolik, szafki, kącik do pracy z biurkiem i fotelem, w sypialni łóżko (na nóżkach, co dla Roomby zbawienne) oraz komoda. Mimo wszystko dużo wolnych przestrzeni. Okazuje się jednak, że diabeł tkwi w szczegółach…

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Pierwsze sprzątanie salonu przyniosło kilka niespodzianek. Największą była reakcja na dywan shaggy, a konkretnie Hampen z IKEA. Okazuje się, że bardzo często Roomba po prostu „odbija się” od tego dywanu jak od ściany, jak gdyby był za wysoki na możliwości odkurzacza. Przyznam szczerze, że zdziwiłem się bardzo. Niemniej co jakiś czas, być może siłą rozpędu, udaje się na owy dywan wjechać. Wówczas jednak aktywują się mechanizmy zabezpieczające przed spętaniem kabli i Roomba wyłącza swoje szczotki, które na normalnych powierzchniach zbierają zanieczyszczenia wokół robota (również z narożników) i zgarniają je wprost do paszczy odkurzacza. Pozostaje więc samo ssanie, w efekcie czego jakość sprzątania na dywanie nie jest zadowalająca i we włosiu zostają nawet większe śmieci, mimo że dywan jest wyraźnie podniesiony i wygląda na odkurzany. W dalszej części odkurzania Roomba wjechała pod biurko, gdzie do gniazdka podłączonych jest kilka kabelków. Już po chwili zasilacz z notebooka z hukiem wylądował na ziemi, gdy Roomba się w niego zaplątała. Sprzątanie zakończyło się po 40 minutach (sporo jak na 16 metrów kwadratowych), bynajmniej nie sukcesem w stacji dokującej, tylko na środku dywanu i błędem 2 – „wyczyść szczotki”. Ten motyw niestety przewijał się do znudzenia przy kolejnych sprzątaniach. Innym razem Roomba zgubiła się pod stolikiem kawowym i oznajmiła koniec pracy błędem 6 – „przenieś robota w inne miejsce”.

Sypialnia wydawała mi się łatwiejszym orzechem do zgryzienia, bo nie ma tylu zakamarków ani żadnych kabli, a pod zajmujące większość pomieszczenia łóżko robot może spokojnie wjechać (wcześniej to sprawdziłem). I tu niestety jednak nie obyło się bez niespodzianek, a głównym winowajcą znów okazały się dywaniki leżące po obu stronach łóżka, tym razem Adum. Są one znacznie gęstsze niż dywan w salonie i przez to nieco wyższe. To już dla Roomby było praktycznie nie do przejścia. Z rozbawieniem obserwowałem kolejne próby wjazdu na niego, w 80% przypadków zakończone niepowodzeniem. W końcu gdy się udało i robot wjechał pod łóżko, szybko zaklinował się pomiędzy podłogą a przebiegającym przez środek łóżka wspornikiem. Wspornik ten powinien jednak zostać zauważony przez czujnik Roomby, bo jak na ironię ten właśnie element konstrukcyjny robota okazał się jedyną przeszkodą w swobodnym przejeździe pod belką (czujnik wystaje ponad bryłę urządzenia). Dlaczego tak się nie stało – nie wiem, wiem natomiast, że musiałem się nieźle napocić, aby wejść pod łóżko i wręcz wyszarpać Roombę, tak mocno się zaklinowała (wykrzykując błąd „wyczyść kółko boczne”)…

Obraz

Nie mam zastrzeżeń do pracy na podłożu bez dywanów, takich jak panele czy kafle. Prawdopodobnie również na wykładzinie Roomba spisałaby się na medal. Niestety nie mieszkam w sali gimnastycznej ani w markecie z elektroniką i na mojej podłodze od czasu do czasu trafi się dywan. Niezależnie od powierzchni jednak Roomba wydaje się mieć spory problem z powrotem do stacji dokującej, zwłaszcza jeśli powrót ten wymusimy w trakcie sprzątania pilotem. Robot kluczy dobre kilka minut zanim zadokuje, chyba że podprowadzimy go ręcznie.

Zauważyłem jeszcze jeden gigantyczny jak dla mnie problem, a mianowicie hałas. Nie mówię o hałasie podczas pracy, to jest zrozumiałe i oczekiwane. Po to Roombę możemy zaprogramować na czas naszej nieobecności, aby wykonała czarną robotę, gdy jesteśmy w pracy. Hałas pojawia się jednak w trakcie ładowania w stacji dokującej, a jest to niemiłosierne wręcz tykanie, z częstotliwością kilku „tyknięć” na sekundę. Tykanie to jest słyszalne i irytujące nawet w ciągu dnia przy włączonym telewizorze, a spróbujcie przy nim zasnąć. W związku z tym, że producent zaleca pozostawianie Roomby zawsze w stacji dokującej, nie wyobrażam sobie aby ładować robota np. w sypialni. Być może to jakaś wada testowanego egzemplarza, bo nie ukrywam, że trafił on do naszej redakcji w stanie wskazującym na mocne zużycie...

Roomba może i sprząta sama, ale na koniec i tak musimy wziąć sprawy w swoje ręce, bo jak każdy odkurzacz i Roomba ma swój pojemnik na brud, ma również szczotki, kółka, filtr HEPA. Wszystkie te elementy trzeba regularnie czyścić i/lub wymieniać. Producent zaleca czyszczenie pojemnika, o zgrozo, po każdym użyciu. Jestem z natury leniwy, więc pierwszy raz zrobiłem to dopiero po kilku sprzątaniach. O dziwo pojemnik był niemal pusty. Albo jestem takim czyścioszkiem albo coś tu nie gra. Nie mam jednak kota ani innego futrzaka, być może wówczas śmieci byłoby do zbierania więcej. Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to, że w tradycyjnym odkurzaczu mamy elegancki worek, który zwykle bez brudzenia rąk i wdychania dużych ilości pyłu możemy wymienić, wrzucić do większego worka foliowego, związać i wynieść na śmietnik. Z Roombą robimy to tymi ręcami, pojemnik jest plastikowy i nie ma żadnego wymiennego worka, a filtr HEPA producent zaleca po prostu „wytrzepać” co jakiś czas do kubła na śmieci. W efekcie z odkurzacza przyjaznego dla alergików robi się potwór, który co jakiś czas serwuje nam koszmar – jeśli ktoś jest alergikiem tak jak ja, chyba że zatrudnicie sprzątaczkę (bez alergii) do czyszczenia odkurzacza. Mówiąc całkiem serio, to z całą pewnością nie jest to szczyt luksusu, kiedy musimy te brudne pojemniki oraz filtry wyciągać i wytrzepywać. Obrzydliwe.

Obraz

Biorąc pod uwagę cenę urządzenia na poziomie około 3000 złotych, jestem mocno rozczarowany. Być może oczekiwałem po prostu za dużo. Z całą pewnością jednak Roomba nie może być alternatywą dla ręcznego odkurzacza w przeciętnym mieszkaniu. Może być ciekawym gadżetem, który troszkę poprawi codzienną czystość gdy będziemy poza domem, o ile mamy odpowiednie warunki do swobodnego poruszania się robota i chce nam się raz na jakiś czas go czyścić. Bez tradycyjnego odkurzania w sobotni poranek się jednak nie obejdzie. Planowałem jeszcze napisać co nieco o metodzie planowania pracy na cały tydzień (dokonuje się tego z przycisków na obudowie i nie jest zbyt wygodne – może trzeba było zrobić prostą aplikację na smartfona i komunikację via Bluetooth?), ale nie ma to w tym momencie dużego znaczenia. Czy warto zapłacić sporo pieniędzy za taki gadżet, każdy musi już ocenić sobie sam w zależności od ilości wolnej gotówki i... poziomu swojego prywatnego zboczenia na punkcie nowych technologii. W każdym przypadku jednak trzeba wykazać się dużą wyrozumiałością i nerwami ze stali.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (107)