Rzut Okiem - Captain Blood

Rzut Okiem - Captain Blood

Redakcja
01.09.2010 10:14, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Przemierzanie mórz oraz oceanów, obalanie całych beczek grogu plus obowiązkowe gwałty i krwawe grabieże - życie siedemnastowiecznego pirata z Karaibów niewątpliwie należało do tych bardziej „kolorowych”. O czym najwidoczniej wiedzą członkowie studia SeaWolf, w którego zakamarkach od kilku lat powstaje radosna siekanka o wiele mówiącym tytule Captain Blood. Jeśli jednoocy posiadacze papug są Waszym zdaniem wyżej w "łańcuchu pokarmowym" od ninja, to z tą pozycją możecie liczyć na miłe zaskoczenie.

Wielu pewnie zachodzi w głowę, czym tak właściwie jest ten Kapitan Krew. Otóż twórcy gry postanowili sięgnąć po szereg książek autorstwa Rafaeala Sabatiniego, aby zaprezentować na naszych ekranach część jego przesiąkniętych rumem opowieści. Wcielamy się w tytułowego korsarza, którego jedynym celem jest dorobić się ogromnej fortuny i sławy, zostawiając po sobie całe sterty rozczłonkowanych zwłok, dziesiątki zatopionych statków, jak też masę płonących, hiszpańskich kolonii. Główny bohater nie zna znaczenia słowa „litość”, ale też jego ofiarą padać będą nie bezbronni cywile, tylko zgraje konkurencyjnych rozbójników morskich oraz całe zastępy uzbrojonych po zęby żołnierzy. Innymi słowy, należy się dobrze przyszykować na godziny przepełnione beztroską rzezią, wzbogaconą o przepływanie z jednego portu do drugiego na pokładzie majestatycznego okrętu.

Właściwą rozgrywkę podzielono na trzy przeplatające się ze sobą sekcje - fragmenty, gdzie zwyczajnie pieszo równamy wszystko i wszystkich z ziemią, bitwy morskie plus walki z bossami. Lądowe sianie pożogi oferuje to, co możecie znać z takich produkcji, jak chociażby God of War, czy też Dante’s Inferno. Kapitan ma do swojej dyspozycji lekkie i słabe ataki, które naturalnie da się połączyć w mordercze kombinacje, zwieńczone zazwyczaj hektolitrami posoki oraz stertami kończyn. Tych ostatnich będziemy mieć w bród, gdyż większość wrogów ma tendencję do przerywania egzystencji w co najmniej kilku kawałkach. Rzecz jasna pozostawiany przez denatów oręż przyda się, aby urozmaicić mordowanie następujących po sobie nieszczęśników - przy czym nie samą bronią białą człowiek żyje.

Obraz

W arsenale znajdzie się kilka co ciekawszych zabawek, pokroju przyczepionej do paska rusznicy, skutecznie zamieniającej przeciwników w pasztet, albo też garści bomb, idealnie nadających się do przerzedzania tłumu. Czymże jednak byłaby tego typu pozycja bez możliwości rozwoju szerokiego wachlarza zdolności? Przykładając się zarówno do eksploracji, jak i hurtowego patroszenia wrogów, jesteśmy praktycznie nieustannie nagradzani bitymi kilogramami złota. Te możemy przeznaczyć nie tylko na podniesienie poszczególnych statystyk, ale też wykupienie świeżych zagrywek. Mamy tutaj szeroki wybór - począwszy od coraz to bardziej efektownych „łańcuszków” ciosów, a na brutalniejszych sposobach uśmiercenia nieprzyjaciela kończąc. A trzeba przyznać, że Kapitan nie cacka się ze swoimi przeciwnikami, wydłubując im oczy, opróżniając całe magazynki w twarz, dźgając po wielokroć w kiszki i separując tułowia od zbędnych kulasów.[break/]

W bitwach morskich naturalnie też przyjdzie nam wziąć udział. Te niestety, podobnie do sekcji lądowych, skupiają się w głównej mierze na bieganiu po pokładzie i konsekwentnym eliminowaniu podchodzących do abordażu nieszczęśników. Zabawa jest jednak urozmaicona o element zatapiania wrogich łajb, czego dokonujemy podbijając do jednej z wielu armat. Przed oddaniem strzału należy wziąć poprawkę na odległość oraz siłę wiatru, po czym bez skrupułów możemy zacząć zamieniać płynące przed nami cele w sterty dryfujących wykałaczek. Oczywiście Blood nie jest jednoosobową armią (choć niewiele mu do tego brakuje), tak więc w ferworze walki będziemy świadkami scen, w których także nasi członkowie załogi upuszczą niejednemu piratowi kilka litrów krwi.

Obraz

W trakcie całej tej tułaczki przychodzi z czasem pora na własną próbę przejęcia cudzego okrętu. Wtedy wcielimy się w postać jednego z pomocników bohatera, który przerzuci się na wrogi środek transportu. Tu zazwyczaj będzie dochodzić do trzeciego elementu rozgrywki, jakim są walki z bossami. Ponownie, wzorem znanych z tego gatunku tytułów pokroju GoW, starcia sprowadzają się do nieustannego uszczuplania paska zdrowia przerośniętego draba, żeby następnie wziąć udział w serii (oklepanych już ciut) sekwencji QTE. Takie zróżnicowanie zabawy, dzielące naszą przygodę na zarówno batalie morskie, jak i ataki lądowe, przeplatane gdzieniegdzie poważniejszymi pojedynkami, pozwalają skutecznie utrzymać zabawę ciekawą oraz świeżą. Pytanie tylko, czy gra nie za szybko popadnie w nużący schemat ciągłego przeskakiwania pomiędzy tymi trybami w przeciągu obiecywanych przez twórców piętnastu godzin rozgrywki?

Od strony graficznej Captain Blood prezentuje się całkiem nieźle, potrafiąc momentami naprawdę mile zaskoczyć swoim wyglądem. Tytuł został wykonany w lekko komiksowym stylu, gdzie przede wszystkim przeważają miłe dla oka ciepłe barwy (przywodzi to na myśl genialne The Mark of Kri). Same postacie poruszają się niezwykle zgrabnie i płynnie, ciesząc oczy ciekawymi animacjami - szczególnie tymi w trakcie soczystych wykończeń. Udźwiękowienie też stoi na zadowalającym poziomie, serwując kanonadę wpadających w ucho eksplozji, agonalnych wrzasków oraz całej reszty odgłosów rzezi. Póki co, ogólny efekt potrafią zepsuć jedynie pojawiające się problemy z detekcją kolizji plus niektóre przerywniki filmowe - ukazują pewne obiekty z bliska, ujawniając słabą jakość tekstur. Projekt zespołu SeaWolf będzie więc raczej solidnie wykonaną pozycją, chociaż nie mogącą jednak konkurować z branżowymi superprodukcjami za miliony dolarów.

Obraz

Reasumując, Captain Blood nie jawi się jako niespodziewane zagrożenie dla dotychczasowych liderów w gatunku, ale prawdę mówiąc ciężko przejść obok tego tytułu zupełnie obojętnie. Bieganie pozbawionym zahamowań piratem zdaje się sprawiać masę czystej radości, płynącej z intuicyjnego sterowania i nadzwyczaj przyjemnego, hurtowego szatkowania skorych do gryzienia piachu cieniasów. Nie zmienia to niemniej faktu, że mamy do czynienia z całkowitym brakiem innowacji, czy też powalających na kolana rozwiązań, przez co gra pewnie zaginie wśród premier co "lepsiejszych" pozycji. To będzie taki idealny zapychacz czasu w trakcie "sezonu ogórkowego" lub przyjemny sposób nabijania osiągnięć dla chcących wejść w posiadanie kolejnego „calaka” (zakładając, że wyzwania nie okażą się zbyt wyżyłowane). Tytuł jest już praktycznie na ukończeniu i ma ukazać się w Rosji na jesieni, aby następnie pojawić się w pozostałych regionach wiosną 2011 roku. Zobaczymy wtedy, na ile wciągające okażą się te krwawe wyprawy łupieżcze, gdzie odzieranie rozczłonkowanych zwłok z kieszonkowego to chleb powszedni.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)