Rzut Okiem - Inversion

Rzut Okiem - Inversion

Redakcja
20.09.2010 13:10, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Wiecie, od czasu do czasu na rynek trafiają tytuły wybitne, produkty dostarczające niesamowitą grafikę, genialną mechanikę zabawy, świetny scenariusz, a do tego udanie dobraną ścieżkę dźwiękową. Tak z pewnością było w przypadku Gears of War - gra po premierze z miejsca stała się bestsellerem, a na jej sukces złożyło się jeszcze kilka nowatorskich jak na tamte czasy rozwiązań. Pojawili się rzecz jasna więc naśladowcy. Szkoda, że w przypadku Inversion panowie z Saber Interactive poszli na wielką łatwiznę. Ot, ekipa podarowała sobie mozolne ślęczenie nad projektem i szlifowanie go na coś nowego. Tym samym ich produkt to raptem kalka kultowego dzieła Epic.

Trudno cokolwiek powiedzieć o samej fabule, gdyż na prezentacji dzieła w akcji wszelkie pytania odnośnie głównego bohatera, czy otaczającego go świata, spływały po twórcach, jak woda po kaczkach. Co wiemy na pewno? W niedalekiej przyszłości nie dzieje się za dobrze - Ziemia zostaje zaatakowana przez najeźdźców z kosmosu. Obcy, wyposażeni w niespotykaną do tej pory technologię, z niesamowitą łatwością niszczą kolejne miasta. W wyniku jednej z ofensyw wroga ginie żona głównego bohatera, zaś jego córka zostaje porwana. Czemu? Nie wiadomo. Strata rodziny jest wystarczająco silnym impulsem, byśmy chwycili za broń i chcieli w pojedynkę natrzeć uszu złym ufokom plus w międzyczasie odbić naturalnie z niewoli dziecko. Ale czy oby na pewno damy radę dokonać tego sami? Cóż, kosmiczne tyłki zawsze najlepiej kopie się przecież z jakimś kumplem.

Tak, Inversion jest tworzone głównie dla dwóch graczy. W czasie przebijania się przez zniszczone miasta, wielokrotnie demonstrowano momenty, w których pomoc kompana była wręcz niezbędna. Jednym razem chodziło o podsadzanie, żeby dostać się wyżej, innym rozdzielaliśmy się i każda z postaci szła swoją ścieżką, by na końcu etapu znowu połączyć siły. Zdaje to egzamin nieźle, choć to nic nowego – ten sam zabieg pojawiał się już w wielu innych produkcjach. Tylko o ile tam motyw sprawiał sporo frajdy, tak do Inversion przydałoby się jednak wrzucić kilka świeżych patentów... Żywy gracz u boku to też oczywiście sprawniejsze tępienie kosmitów, ale warto pamiętać, że poza trybem kooperacji, znajdziemy tutaj także multi – w tej sprawie niemniej deweloperzy również nie puścili pary z ust.

Obraz

Mechanika rozgrywki jest żywcem zaczerpnięta z testosteronowej serii od Epic Games. Kierujemy barczystym facetem, który poza strzelaniem, w odpowiednim momencie przylepi się do zasłony. Projekt postaci i broni też mocno bazuje na konkurencyjnych „gyrosach” z tą różnicą, że poczciwy Lancer został zastąpiony dziwacznym karabinem, gdzie pod lufą już nie znajdziemy piły, lecz kolosalny bagnet. Podobnych „zrzynek” jest tu dużo więcej - weźmy na to, gdy bohater jest obok jakiegoś obiektu, za którym może się schować, u dołu ekranu pojawiają się charakterystyczne ikonki o tym informujące - doskonale wszystkim znane. Prezentuje się to zwyczajnie słabo, stąd przez cały pokaz nie mogłem wyjść z podziwu dla Saber Interactive, że chcą wydać taki właśnie produkt. Choć jest niemniej i małe światełko w tym pozornie mało odkrywczym "tunelu"…

[break/]Chodzi mianowicie o sterowanie grawitacją. Technologię ukradliśmy od kosmitów, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją wykorzystać w walce z nimi, prawda? Tutaj dopiero Inversion robi wrażenie. Po odpaleniu specjalnego urządzenia, w niewielkim obrębie obiekty razem z postaciami odrywają się od ziemi i w takim zawieszeniu kontynuujemy starcia. Pomimo uczucia bezwładności w dalszym ciągu możemy chować się za osłonami czy też rzucać granaty (o dziwo, brak grawitacji nie ma żadnego wpływu na ich tor lotu). Ponadto, gadżet obcych pozwala chociażby wyciągnąć łatwopalną ciecz z pobliskiej beczki i w formie kuli pchnąć ją w stronę przeciwnika. Całość wystarczy potraktować serią z karabinu i mamy świetny pokaz pirotechniczny. Co dobre, zabawy z przyciąganiem ziemskim nie kończą się wyłącznie na lewitowaniu, gdyż w specjalnych punktach będziemy mogli zmienić płaszczyznę walk. W ten oto sposób, ze zwykłej drogi, jaką podążaliśmy, przeniesiemy się powiedzmy na boczną ścianę wieżowca nieopodal.

Obraz

Nieprzyjaciele potrafią się nieźle dostosować do takich zmiennych warunków. W zawieszeniu szybko szukają, gdzie znajduje się najbliższa zasłona. Niektórzy są po prostu odporni na nasze ataki, innych wyeliminujemy jedynie wybijając w powietrze i ostrzeliwując ich słaby punkt znajdujący się gdzieś na tyle. Szkoda, że najeźdźcy przemawiają głosem Locustów - co w pewnym sensie przelało czarę goryczy... Pozytywnie potrafią zaskoczyć za to miejscówki. Zniszczone miasto wypada wiarygodnie, a dynamiczne skrypty podkreślają katastroficzny klimat gry. Wrażenie zrobiło na nas też niszczenie całych budynków za pomocą ciężkiego karabinu maszynowego. Tylko od strony grafiki projekt trawi ten sam problem, co niegdyś Gears of War - często musimy poczekać, aż tekstury na obiektach się doczytają. Kolejna "odziedziczona" rzecz... Co jeszcze? Nieźle wypada fizyka świata.

Obraz

Ma się wrażenie, że Inversion nie pokazuje wszystkich kart, aczkolwiek co zostało zaprezentowane dotąd, to naprawdę zdecydowanie za mało, aby zainteresować potencjalnych nabywców - graczy. Zbyt wiele pomysłów jest zaczerpniętych z innej gry i do tego zwyczajnie bezczelnie. Na każdym kroku widać ślad Marcusa Fenixa oraz spółki, co bardzo psuje ogólny odbiór produktu. Zawodzi na chwilę obecną także zabawa grawitacją, która miała dawać nam niesamowitą swobodę, a tak naprawdę wszystko jest mocno ograniczone. Do premiery jeszcze pozostało trochę czasu, więc miejmy nadzieje, że twórcy doszlifują ostatecznie swój tytuł. Może być ciekawie, ale trzeba włożyć coś więcej "od siebie"...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)