Blog (393)
Komentarze (5k)
Recenzje (0)
@macminikMuzyka w kieszeni — Discman

Muzyka w kieszeni — Discman

27.08.2016 13:10, aktualizacja: 27.08.2016 19:36

Gdyby Discman był istotą ze świadomością, z pewnością bardzo mocno musiałby rozpaczać nad swoim losem. Był wielce obiecującym "dzieckiem" ówczesnych mu technologii. Choć zapoczątkował prawdziwą, cyfrową rewolucje w kategorii urządzeń przenośnych, bardzo szybko okazał się największą jej ofiarą.

Nie upłynęły jeszcze cztery lata od premiery pierwszego Walkmana, a firma Sony postanowiła pchnąć rewolucję związana z przenośnymi, osobistymi odtwarzaczami muzycznymi do przodu. Walkman udowodnił, że ludzie potrzebują swojej muzyki w drodze do domu czy pracy, na spacerze, w metrze i wszędzie gdzie tylko zapragną ją mieć ze sobą. Walkman zdołał też zmienić sposób życia ludzi, którzy mogli przemieszczać się w towarzystwie ulubionej muzyki, bez względu na wiek, płeć, pochodzenie czy miejsce zamieszkania. Co tu dużo mówić, Walkman dokonał swoistej rewolucji. Jednakże urządzenie to wcale nie należało do idealnych. Pojemność kaset magnetofonowych była dość ograniczona i w przypadku dłuższego obcowania z urządzeniem i muzyką, melomani musieli liczyć się z koniecznością, zabrania ze sobą dodatkowych kaset, a i najczęściej większej ilości baterii.

Jakość odtwarzanej muzyki także nie należała do idealnych, choć najpoważniejszym ograniczeniem był tu w zasadzie nośnik w postaci kasety magnetofonowej. I choć producenci taśm, jak i producenci odtwarzaczy dokładali wielu starań, by jakość odtwarzanej muzyki i trwałość kaset magnetofonowych ulegała ciągłej poprawie, wysiłki te okazały się zupełnie bezproduktywnymi w świetle nadchodzącej rewolucji muzyki cyfrowej, gromadzonej na płytach CD.

Optyczny plaster

Prace nad nowymi nośnikami muzycznymi prowadziło wielu producentów elektronicznego sprzętu audio. Już w 1976/77 roku grupa inżynierów firmy Philips stwierdza, że najlepszym i najbardziej uniwersalnym nośnikiem muzyki, może być okrągła płyta zapisywana i odczytywana optycznie. Płyty takie miały się charakteryzować nie tylko lepszymi parametrami odtwarzania, ale także o wiele szybkim dostępem do poszczególnych obszarów takiej płyty, a tym samym do informacji zapisanych na tych obszarach. Tym samym, eliminowały dwie z wielu wad kaset magnetofonowych czy taśm magnetycznych. Zgodnie z założeniami firmy Philips, płyty byłyby także trwalsze (taśmy magnetyczne z czasem traciły swoje właściwości) pod względem fizycznego bezpieczeństwa danych, jak i bardziej odporne na rozmaite uszkodzenia mechaniczne niż dotychczasowe nośniki zbudowane w oparciu o delikatne taśmy magnetyczne. Krótko mówiąc, taki krążek zapisany cyfrowo miał być wręcz idealnym następną kaset magnetofonowych.

Pierwszy dysk laserowy miał wymiary takie same jak płyta analogowa.
Pierwszy dysk laserowy miał wymiary takie same jak płyta analogowa.

Podobne badania prowadzili także inżynierowie firmy Sony i nie należy się dziwić temu, że doszli do podobnych wniosków, jednocześnie określając, że średnica płyty powinna wynosić dokładnie tyle, ile wynosiła średnica płyty gramofonowej, a więc 12 cali. Ponieważ obydwie firmy doskonale orientowały się nad kierunkiem prac konkurencji, postanowiono połączyć siły i razem opracować jeden, uniwersalny standard dla tego typu nośników. Stosowne porozumienie zostało podpisane w 1979 roku, a zakładało ono wspólna wymianę informacji oraz wspólne ustalenia co do stworzenia jednego, obowiązującego standardu dla tego typu nośników.

Konferencja Sony i Philips podczas której, zapowiedziano połączenie sił w pracach nad płytami optycznymi.
Konferencja Sony i Philips podczas której, zapowiedziano połączenie sił w pracach nad płytami optycznymi.

Bardzo słusznie zauważono, że postulowany przez Sony rozmiar 12 cali jest zbyt wielki jak na potrzeby zapisu na nim muzyki. Oczywiście rozmiar ten byłby korzystny w przypadku konieczności przechowywania na płycie danych, tak jak miało to miejsce nieco później, ale w 1979 roku nikt nie podejrzewał, że komputery będą potrzebowały aż tak wielkich nośników, a sama płyta powstawała bardziej pod kątem przechowywania nań muzyki i materiału wideo niż danych. Po przeanalizowaniu wielkości albumów muzycznych ustalono, że płyta mieszcząca 60 minut muzyki będzie w zupełności wystarczająca, gdyż większość albumów muzycznych wydawanych na kasetach czy płytach gramofonowych miała poniżej 60 minut. Zgodnie z obliczeniami firmy Sony, płyta powinna mieć wiec 100 mm, natomiast zdaniem inżynierów Philipsa - 115 mm.

Oczywiście już wówczas zdawano sobie sprawę z tego, że istnieje pewna ilość utworów i albumów trwających więcej niż owe 60 minut, jednak uznano, że takich dzieł nie jest zbyt wiele, a twórcy z czasem także dostosują się do owego limitu 60 minut. Jedną z takich niewymiarowych kompozycji była IX Symfonia Beethovena, który zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co za 150 lat wymyśla japońscy i holenderscy naukowcy i to ze względu na nią, austriacki dyrygent Herbert von Karajan zdołał przekonać inżynierów do zwiększenia pojemności płyty w ten sposób, aby mieściła 74 minuty muzyki, co wymuszało zwiększenie jej średnicy do 120 mm. Choć historia o wpływie tego utalentowanego i bardzo znanego dyrygenta na ostateczny rozmiar płyty CD należy traktować jako historyjkę niemająca wiele wspólnego z rzeczywistością, faktem jest, że to właśnie Herbert von Karajan zaprezentował pierwszy odtwarzacz CD podczas Festiwalu Wielkanocnego w Salzburgu w dniu 15 kwietnia 1981 roku.

Wpływ Herberta von Karajana na ostateczną wersje płyty CD zanegował jeden z jej twórców, inżynier współpracujący z firmą Philips - Kees Schouhamer Immink twierdząc, że o takiej wersji wydarzeń jak powyżej opisałem, nie mogło być mowy.

Tak czy inaczej, pierwsza płyta CD w formie, jaką dziś znamy, została zaprezentowana w marcu 1979 roku i rzeczywiście okazała się niemal idealnym następcą tradycyjnej taśmy magnetofonowej czy kasety.

Joop Sinjou - szef działu badawczego CD-Lap Philipsa prezentuje pierwszy krążek CD w formie takiej, jaką znamy do dziś.
Joop Sinjou - szef działu badawczego CD-Lap Philipsa prezentuje pierwszy krążek CD w formie takiej, jaką znamy do dziś.
Odtwarzacze CD i Discman wchodzą na scenę

Choć pierwsze odtwarzacz płyt CD został zaprezentowany w 1981 roku, ich faktyczna sprzedaż komercyjna rozpoczęła się w 1982 roku na terenie Japonii i w 1983 roku na terenie Europy i USA. Pierwsze odtwarzacze należały do sporych urządzeń. Mieściły zazwyczaj bardzo skomplikowany mechanizm związany z obsługą mechaniczną płyty i soczewki lasera oraz niemały moduł zasilający laser, niezbędny do odczytu danych z płyty. Tu też pojawiły się pierwsze przeszkody związane z miniaturyzacją odtwarzacza CD. Rzecz pierwsza, nie mógł być on mniejszy od samej płyty CD, a rzecz druga to właśnie kwestia zdecydowanie większego zapotrzebowania na prąd niż miało to miejsce przy odtwarzaczach kasetowych takich jak Walkman.

Pierwsze odtwarzacze płyt CD do małych nie należały.
Pierwsze odtwarzacze płyt CD do małych nie należały.

W grudniu 1982 roku na rynek trafia odtwarzacz płyt CD - Sony D‑101, a jego początki wcale nie były łatwe. Pierwszą barierą była niemała cena odtwarzacza, a druga... ilość dostępnych wówczas płyt CD. Pierwsza komercyjna płytą wydana na srebrnym krążku był album "52nd Street" Billy'ego Joela, ale wbrew oczekiwaniom, produkcja i sprzedaż płyt CD z muzyką wcale nie ruszyła lawinowo. Dość powiedzieć, że w ciągu 1983 roku pojawiło się około 1000 albumów muzycznych na płytach CD. Może wydawać się to sporo, ale w świecie muzycznym nie jest to wielkość oszałamiająca.

Wielu artystów niechętnie wydawało swoje albumy na płytach CD, zdając sobie sprawę z niewielkiego rynku ich odtwarzaczy. Wielu wręcz nie chciało wydawać swojej muzyki na CD ze względu na spore koszty. Przełomem okazał się legendarny dziś krążek zespołu Dire Straits "Brothers in Arms". Co ciekawe, Dire Straits niezbyt chętnie podjęło decyzję o wydaniu tego albumu w formacie CD. Bez wątpienia ten najpopularniejszy album zespołu i jeden z najbardziej rozpoznawalnych albumów lat osiemdziesiątych dokonał przełomu, albowiem sprzedano go w ilości ponad 1 mln sztuk w wersji CD, co było pierwszym tak wysokim wynikiem w historii tego nośnika.

Sony D-101 to pierwszy, komercyjny odtwarzacz płyt CD. Cena ? Nieco ponad 1000 USD.
Sony D-101 to pierwszy, komercyjny odtwarzacz płyt CD. Cena ? Nieco ponad 1000 USD.

W 1983 roku szef działu Sony Engineering Development - Katsuaki Tsurushima zaproponował podjęcie prac nad przenośnym odtwarzaczem płyt CD, cyfrowym i nowoczesnym odpowiednikiem niezwykle już popularnego Walkmana. Uważał on, że Sony jest w stanie zaprojektować i wdrożyć do produkcji niewielki, przenośny odtwarzacz CD o wymiarach nie większych niż trzy lub cztery pełnowymiarowe pudełka na płytę CD, ułożone jedno na drugim. Jego zdaniem, cena takiego odtwarzacza powinna być na tyle niska, by mógł nań pozwolić sobie przeciętny student. Koszt takiego projektu nie powinien być zbyt wielki, gdyż planowano użyć wiele elementów i rozwiązań, jakie użyto w odtwarzaczu Sony D‑101.

Podczas spotkania z zarządem Sony, w którym wzięli także udział szefowie innych działów związanych z dziedziną audio, Katsuaki Tsurushima zdołał przekonać wszystkich do swojego pomysłu na tyle skutecznie, że dano mu wolna rękę w doborze inżynierów, jacy mieli brać udział w "CD CD Project" wyrażając nawet zgodę na to, by Katsuaki mógł zabrać potrzebne mu osoby, nawet z innych projektów, nad którymi pracowano w Sony. Zarząd jednak postawił duże wymagania, gdyż przenośny odtwarzacz CD stał się priorytetem i miał się pojawić najszybciej jak się da, najlepiej na wczoraj. O planowanym tempie prac miała świadczyć jedna z wypowiedzi członków zarządu Sony, który stwierdził.

Nie ważne jak będzie wyglądać, ma działać.

Po zebraniu niezbędnego zespołu inżynierskiego prace ruszyły bardzo dynamiczne. Jako wzornika wyglądu przyszłego odtwarzacza, użyto deseczki o wymiarach 13 X 4 cm, którą otrzymał każdy z pracujących inżynierów z prostym przekazem, że odtwarzacz ma się w tym zmieścić.

Prace nad cyfrowym Walkamanem zajęły blisko rok i inżynierom udało się zmieścić wszystkie niezbędne elementy w obudowie nieco mniejszej niż otrzymany, drewniany wzornik. Tempo prac nie pozwoliło jednak na zaprojektowanie i wdrożenie do produkcji nowych układów elektronicznych lub miniaturyzację już posiadanych elementów, jakie znalazły się w Sony D‑101. Miało to wymierne skutki na pracę nowego odtwarzacza. Nie do końca też przywiązano wagę do wyglądu samego odtwarzacza i nawet w ówczesnych mu czasach nie wzbudzał zachwytu. Także materiały, z jakich wykonano obudowę, nie należały do tych najwyższego lotu, o czym świadczyły szybko wybierające się rogi obudowy.

W 1984 roku Sony zaprezentowało pierwszego Discmana - Sony D‑50. Tak naprawdę, nie nazywał się on jednak Discmanem, ale tradycyjnie - Walkman i z takim emblematem trafił na rynek. Nazwa Discman, używana przez inżynierów, a później przez klientów stopniowo przyjęła się i jako nazwa handlowa zaistniała dopiero w 1987 roku.

Sony D-50, pierwszy przenośny, choć nie do końca Discman. Na zdjęciu bez modułu z bateriami. Zdjęcie: Sony.
Sony D-50, pierwszy przenośny, choć nie do końca Discman. Na zdjęciu bez modułu z bateriami. Zdjęcie: Sony.

Początkowo wzbudził on sensacje jako nowinka technologiczna, ale nie powtórzył, a nawet przez chwile nie zagroził sukcesowi Walkmana. Stała za tym nie tylko cena urządzenia, ale fakt, że w rzeczywistości było ono mało przenośne, albowiem nie udało się rozwiązać problemów z zasilaniem. Sony D‑50 potrzebował zewnętrznego źródła zasilania, wówczas był względnie niewielkim urządzeniem, z tym że nie przenośnym. Aby moc słuchać muzyki w trakcie podróży, D‑50 należało umieścić w dedykowanej obudowie zawierającej spory ładunek baterii lub akumulator, które i tak zapewniały prace urządzenia na niewiele więcej niż jedna godzinę słuchania muzyki. Samo urządzenie wówczas było wielkości małego magnetofonu. Drugą, olbrzymią wadą urządzenia była jego ogromna wrażliwość na wstrząsy, z czym inżynierowie długo nie mogli sobie poradzić. Prawdę mówiąc, urządzenie bezbłędnie odtwarzało płyty tylko wówczas, gdy leżało nieruchomo na stole. Chcąc spacerować i słuchać muzyki, należało poruszać się płynnie i unikać wstrząsów co sprawiało, że używanie go na spacerach było zupełnie pozbawione sensu.

Sony D-50 z modułem zasilacza, a więc idealny choć nieprzenośny zestaw do słuchania płyt CD.
Sony D-50 z modułem zasilacza, a więc idealny choć nieprzenośny zestaw do słuchania płyt CD.

Za wyżej wspomnianymi wadami urządzenia stał pośpiech w jego konstrukcji oraz brak odpowiednich technologii. Większość rozwiązań konstrukcyjnych pochodziło ze stacjonarnych odtwarzaczy CD, a tym samym nie były one ani małe, ani odporne na wstrząsy już z samego założenia. Podobnie wyglądała sytuacja z podzespołami elektronicznymi, które z braku czasu zostały przeniesione z odtwarzacza D‑101. Nie były one w zupełności przystosowane do zasilania bateryjnego.

Oprócz małej praktyczności urządzenia, na drodze jego sukcesu stanęła też dosyć spora cena. Sony sprzedawało odtwarzacz z minimalnym zyskiem albo ma granicy opłacalności produkcji (można się spotkać z opinią, że poniżej kosztów produkcji) wierząc, że rosnąca popularność odtwarzacza sprawi, iż jego produkcja będzie mniej kosztowna, a ponadto liczono na to, że będzie on miał ogromny wpływ na popularyzacje płyt CD. Choć inżynierowie Sony zdawali sobie sprawę, że odtwarzacz nie jest doskonały, liczyli na to, że stanie się równie popularny, jak tradycyjny Walkman.

Sony D-50 z modułem bateryjnym  EPB-9C oraz dedykowanymi głośnikami SRS-50.
Sony D-50 z modułem bateryjnym EPB-9C oraz dedykowanymi głośnikami SRS-50.

Pierwszy Discman nie posiadał zbyt wyszukanych funkcji znanych z późniejszych modeli odtwarzaczy CD, a nawet tych, jakie pojawiały się w kolejnych modelach Walkmana. Sony D‑50 miało możliwość szybkiego przewijania utworu do przodu i do tyłu oraz przełączanie między piosenkami. Owa szybkość była jednak szybka jak na ówczesne mu czasy. Przełączanie pomiędzy utworami zajmowało nawet 3 do 5 sekund (w zależności od odległości utworów), a przewijanie do przodu także było skokowe. Sony D‑50 nie posiadał natomiast takich funkcji jak powtarzanie utworu, czy jego fragmentu, czy np. losowego odtwarzania utworów. Discman nie miał także możliwości korekcji dźwięku i użytkownik był w pełni zdany na ustawienia fabryczne.

Przez wiele kolejnych lat inżynierowie Sony pracowali nad ulepszaniem D‑50, ale wszelkie poprawki nie dotyczyły zmiany konstrukcji, tylko raczej usunięciu zauważonych usterek i poprawy najbardziej newralgicznych elementów odtwarzacza.

Także firma Philips rozpoczęła prace nad swoim własnym, odtwarzaczem płyt CD i to dzięki Philipsowi nastąpił prawdziwy krok naprzód. Inżynierowie Philipsa zdołali nie tylko zminiaturyzować głowicę i mechanizm laserowy odtwarzacza, ale bardzo go uprościli, sprawiając, że element ten stał się doskonalszy i dokładniejszy.

W tym samym czasie inżynierowie Sony rozpoczęli prace nad nowymi układami elektronicznymi, które będą nie tylko mniejsze gabarytowo, ale także bardziej energooszczędne niż te, jakie znalazły się w Sony D‑50.

W 1987 roku połączenie osiągnięć inżynierów Sony i Philipsa zaowocowało nowym, już naprawdę przenośnym odtwarzaczem Sony D‑20. Najważniejszą zmianą była możliwość pracy odtwarzacza na 4 bateriach AA lub specjalnych akumulatorach Sony, które mieściły się w standardowej obudowie odtwarzacza. Bez wątpienia ciekawostką było to, że Discman mógł być elementem zestawów Hi Fi produkowanych przez firmę Sony, które posiadały specjalne miejsce do jego wpinania, a sam D‑20 mógł być obsługiwany z pilota. Był to też pierwszy odtwarzacz CD, z którym można było spacerować. Uproszczony mechanizm laserowy oraz specjalny system mechanicznej amortyzacji ruchomych elementów sprawiał, że podczas spacerów przeskoki podczas odtwarzania zdarzały się już nie tak często, niemniej sprzęt ten nadal nie nadawał się jako wyposażenie biegacza, a i w samochodach też nie do końca sobie radził.

Sony D-20 to drugie, dużo doskonalsze podejście do przenośnego odtwarzacza płyt CD, który wreszcie stał się naprawdę przenośny. Zdjęcie: Sony
Sony D-20 to drugie, dużo doskonalsze podejście do przenośnego odtwarzacza płyt CD, który wreszcie stał się naprawdę przenośny. Zdjęcie: Sony

O wiele lepiej radził sobie kolejny model - Discman D‑66, w którym zastosowano mechanizm antywstrząsowy całkiem nieźle radzący sobie z ewentualnymi wstrząsami. Mechaniczne zabezpieczenia przed wstrząsami nie mogły jednak wyeliminować całkowicie niedogodności związanych z przeskokami muzyki podczas biegania, jazdy samochodem lub rowerem.

Sony D-66. Choć inżynierowie Sony twierdzili, że zastosowany system dual damper anti-shock mechanism całkowicie rozwiązał problemy muzyki przeskakującej od wstrząsów, trochę mówili to na wyrost. Ale i tak było lepiej.
Sony D-66. Choć inżynierowie Sony twierdzili, że zastosowany system dual damper anti-shock mechanism całkowicie rozwiązał problemy muzyki przeskakującej od wstrząsów, trochę mówili to na wyrost. Ale i tak było lepiej.

Przełomem okazało się zabezpieczenie mechaniczne i cyfrowe odtwarzacza. Stosowano nie tylko mechaniczną amortyzację mechanizmów Discmana, ale także pamięć podręczną, do której muzyka była dekodowana z pewnym wyprzedzeniem - swoisty bufor. I tak rozpoczął się wyścig na pojemność tej pamięci. Najpierw pojawiły się odtwarzacze z buforem na 5 sekund, później czas buforowania wzrósł nawet do 30 czy 40 sekund co w zasadzie pozwalało wyeliminować wszelkie niedogodności związane ze wstrząsami i przeskakiwaniem muzyki…. no chyba, że jeździło się Fiatem 126p po krakowskich drogach, wówczas i 40 sekund było mało.

W 2000 roku Discman jako urządzenie ciągle w pełni nie rozwinął swoich skrzydeł, a już wiadomo było, że nowy format zapisu muzyki mp3, siłą wbija się na salony. Wyposażono ho w różne możliwości, takie jak tworzenie list, powtarzanie utworów lub ich fragmentów, losowe wybieranie muzyki, a nawet ustawienia listy utworów zgodnie z kalendarzem. Pojawiła się także wodoodporna wersja Discmana Sport. Wraz z nadchodzącą modą na pliki mp3 dodano także możliwość ich dekodowania. Choć pierwszy Discman obsługujący mp3 pojawił się już w 2000 roku, było to ostatnie tchnienie tego typu odtwarzaczy. W 2001 roku pojawił się iPod i wiadome było, że los Discmana, przenośnego odtwarzacza płyt CD jest już przypieczętowany podobnie jak los jego starszego brata - Walkmana. Choć firma Sony posiadała naprawdę spore doświadczenie w zakresie produkcji osobistych odtwarzaczy muzycznych, na rewolucję mp3 nieco zaspała.

Sony D-EJ885. Discman zasilany dwoma bateriami AA umożliwiał słuchanie muzyki przez blisko 110 godzin. Obsługiwał mp3 i miał wyglądać futurystycznie. Niestety był już rok 2003 i od dwóch lat świat zachwycał się już iPodem i odtwarzaczami mp3.
Sony D-EJ885. Discman zasilany dwoma bateriami AA umożliwiał słuchanie muzyki przez blisko 110 godzin. Obsługiwał mp3 i miał wyglądać futurystycznie. Niestety był już rok 2003 i od dwóch lat świat zachwycał się już iPodem i odtwarzaczami mp3.

Discmana na progu swojej rosnącej popularności, został brutalnie wyparty z półek sklepowych przez wygodniejsze, pojemniejsze i bardziej niezawodne odtwarzacze mp3 i znikł ze świadomości tak szybko, jak szybko prowadzono prace nad jego wdrożeniem. Choć firma Sony liczyła zapewne, że podobnie jak Walkman - symbol lat osiemdziesiątych - Discman stanie się kolejnym symbolem przenośnych odtwarzaczy muzycznych, w mojej ocenie ciężko nazwać go symbolem tego okresu. Zwyczajnie, nie zdążył nim zostać...

Ciekawostka

Choć parę dni temu pamiętałem o tym, podczas przygotowania tekstu zapomniałem. Także Apple miało w swojej ofercie Discmana. Apple Power CD trafił na rynek w 1993 roku i pełnił on funkcje zarówno Discmana (zasilany sześcioma bateriami AA), stacjonarnego odtwarzacza płyt CD (po podpięciu do dedykowanej stacji dokującej) lub jako napęd do komputera podłączany przez złącze SCSI (było w stacji dokującej). Produkowano go przez zaledwie dwa lata. Jego wnętrze to napęd firmy Philips (model CDF‑100) w obudowie zaprojektowanej przez Apple i zmodyfikowany pod kątem pracy z komputerem.

602133
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (52)