Blog (14)
Komentarze (380)
Recenzje (0)
@max1234Intel SSD 335 Adventures - odcinek 1

Intel SSD 335 Adventures - odcinek 1

25.05.2013 18:57, aktualizacja: 25.05.2013 19:18

Skrót poprzedniego odcinka

W poniedziałek 13 maja, będąc w szkole, otrzymałem informację od kuriera, że paczka z dyskiem jest w drodze i dostawa będzie tego samego dnia. Byłem tą informacją zaskoczony i tym samym zacząłem z niecierpliwością oczekiwać na powrót do domu. Kiedy wróciłem ze szkoły, przesyłka czekała już na mnie na stole. Od razu zabrałem się do jej rozpakowywania i dobrałem się do dysku SSD z niezbędnym ekwipunkiem.

Dzisiaj opiszę przygody z montażem dysku i migracją danych :)

Odcinek 1 – let’s start!

Po rozpakowaniu paczki i zapoznaniu się z zawartością zestawu zabrałem się do podłączenia otrzymanego sprzętu. Popatrzywszy na instrukcję, uznałem tę czynność za prostą – miałem tylko podłączyć parę kabli i voila – dysk gotowy do użytku. Niestety, po 2 godzinach kombinacji okazało się, że...nie mam wolnych wtyczek do zasilania. Musiałem sobie do następnego dnia darować przygody z SSD. Dzień później udałem się do sklepu komputerowego i kupiłem rozdzielacz Molex - 2 x Molex, który zamontowałem do komputera. Po tej czynności pojawiła się dodatkowa wtyczka zasilająca, dzięki której mogłem przystąpić do drugiego podejścia podłączenia dysku. Tym razem było już z górki i się udało. BIOS i Windows pięknie wykryli i zainstalowali dysk.

Windows serdecznie wita nowy dysk SSD ;)
Windows serdecznie wita nowy dysk SSD ;)

Migracja danych, czyli istna mordęga...

Po montażu musiałem się zmierzyć z migracją systemu i danych do nowego dysku. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy - Intel Data Migration Software. Wydawało mi się, że dzięki tej „cudownej” aplikacji Intela sprawę załatwię w paru klikach. Nic bardziej mylnego.

Podejście pierwsze - Intel Data Migration Software

Udałem się na stronę Intela w celu ściągnięcia i zainstalowania omawianego programu. Jakie było moje zdziwienie, gdy ujrzałem następujący komunikat w trakcie instalacji:

469151

Wyjaśnię, że w tej chwili mam na komputerze zainstalowany legalny* Windows Server 2008 R2 przerobiony (również legalnie) na Workstation. Mogłoby się wydawać, że wszystkie aplikacje oprócz antywirusów zainstalują się na takiej wersji systemu. Grubo się myliłem.

Poza tym próbowałem też instalator „oszukać”, lecz również się nie udało. Odtąd wiedziałem, że nie będzie już łatwo...

*System pochodzi z MS Dreamspark. Zweryfikowałem się w tym programie dzięki karcie ISIC.

Podejście drugie - Acronis True Image

Kolejnym pomysłem, jaki przyszedł mi do głowy, było przekopiowanie danych za pomocą Acronis True Image. Jak się domyślacie, ten też odmówił instalacji, mimo że łapałem się wszystkich dostępnych metod. Na szczęście mam też laptop (z Windowsem 7), na którym bezproblemowo aplikację zainstalowałem. Wiadomo jednak, że z poziomu laptopa nie dokonam migracji danych z jednego dysku w PC‑cie na drugi w PC‑cie. Przygotowałem z poziomu programu bootowalny USB z Acronisem na pokładzie i uruchomiłem z niej PC‑ta. Po dosyć mozolnym uruchamianiu się zobaczyłem, że funkcja klonowania jest w wersji trial zablokowana...ale to nie oznaczało, że migracja tym programem jest od razu skreślona. Postanowiłem zapisać całą zawartość HDD w obrazie, by go później przywrócić na SSD. Po kliknięciu opcji „Wykonaj kopię zapasową” i próbie wskazania lokalizacji obrazu komputer się zawiesił. Straciłem wówczas cierpliwość i dałem sobie z tym sposobem spokój.

Podejście trzecie - EASEUS Partition Master

Przeszukawszy odpowiednio Internet, postanowiłem spróbować sklonować dysk z pomocą darmowego EASEUS Partition Master Home Edition. Po pobraniu instalatora i jego uruchomieniu ujrzałem komunikat, że wersja Home nie wspiera systemów serwerowych i zamiast niej zainstaluje wersję Server (oczywiście demo). Nie miałem niestety innego wyjścia, więc się zgodziłem. Po zainstalowaniu i uruchomieniu programu dowiedziałem się, że z poziomu dema nie mogę wykonywać operacji na dysku ani wypalić bootowalnej płyty CD. Szkoda tylko, że pełna wersja słono kosztuje :(

Podejście czwarte - gParted

Po trzech podejściach ponownie wyruszyłem w czeluści Internetu, by znaleźć jeszcze inną metodę. Na którejś stronie przeczytałem, że gParted oferuje funkcję klonowania poszczególnych partycji. Od razu się uradowałem, gdyż znałem dobrze gParted i wiedziałem, że zrobi właściwie wszystko, o co go poproszę. Wziąłem się więc do pracy. Pobrałem plik ISO, wypaliłem go na pendrive'a i odpaliłem z niego komputer. Później wykonałem parę klików i program zaczął migrować wszystkie dane. Po 25 minutach gParted oznajmił mi, że "operacja zakończyła się pomyślnie". Na koniec oznaczyłem partycję zastrzeżoną przez system jako aktywną i zrestartowałem kompa.

Po tej czynności okazało się, że MBR nie został przekopiowany na nowy dysk. Oznaczało to, że wystartował system ze starego dysku. Byłem nieco rozczarowany, ale nie poddałem się. Najpierw sprawdziłem, czy EasyBCD może wgrać bootloadera na SSD’ka – okazało się, że nie. Niestety, nie miałem wówczas przy sobie nośnika instalacyjnego Windowsa, by trzema magicznymi poleceniami wykończyć dzieło. Po chwili namysłu wpadłem na pomysł – do BCD starego dysku dodałem wpis odpowiedzialny za uruchomienie sklonowanego systemu. Jeden moment wystarczył, by ten plan wcielić w życie. Wówczas pełen nadziei zrestartowałem komputer, wybrałem dodany wcześniej wpis i nacisnąłem ENTER. Po sekundzie pojawił się pasek ładowania, który równie szybko zniknął. Po chwili pojawił się ekran logowania Windowsa. „Tak! Udało się!” – początkowo myślałem, zwłaszcza że od razu poczułem powiew szybkości dochodzący z monitora. Wtedy zapomniałem o całej męczarni i zacząłem testować sklonowany system. Wszystko wydawało się być w porządku, dopóki nie zachciało mi się zainstalować Windows Phone SDK…

Udałem się na stronę Windows Phone Dev Center i pobrałem odpowiednią instalkę. Parę klików później ze spokojem obserwowałem postęp instalacji, który został brutalnie przerwany błędem. Jego treść brzmiała tak: „Nie można uzyskać dostępu do usługi Instalator Windows. Skontaktuj się z obsługą techniczną w celu uzyskania pomocy”. Nie powiem, że się zdenerwowałem tym komunikatem. Od razu wyruszyłem do Internetu, by poszukać możliwych rozwiązań. Niestety, żadne z dostępnych metod nie podziałały. Wtem wpadłem na pomysł, by plik instalacyjny rozpakować Universal Extractorem. Po ściągnięciu instalatora tego programu zwróciłem uwagę na jeden szczegół – ścieżka instalacji wskazywała na dysk C, który de facto nie odwoływał się do SSD’ka, tylko do HDD’ka. Zacząłem nabierać podejrzeń. Postanowiłem wówczas sprawdzić, gdzie Google Chrome zapisał instalator WP SDK. Okazało się, że został on zapisany…na dysku C, a nie na dysku D, który był SSD’kiem.

Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po odkryciu tych dwóch przekręceń, to spróbować zamienić litery dysków. Uruchomiłem Zarządzanie dyskami i przestawiłem literę HDD’ka z C na G. Oczywiście pojawiły się ostrzeżenia i musiałem dwa razy potwierdzić, czy oby na pewno chcę tę czynność wykonać. Rzecz jasna to zrobiłem. Parę sekund później cały monitor wypełnił się błędami, wyjątkami, informacjami o crashach programów itp. . Po chwili okazało się, że Zarządzanie dyskami również się w teorii wysypało. Na szczęście praktyka pokazała, że program cały czas działał. Natychmiast cofnąłem zmiany i błędy przestały się pokazywać. Wtedy się zorientowałem, że system cały czas się odwoływał do dysku C, a nie D. Po przeszukaniu Internetu znalazłem wpis na forum Microsoftu, na którym było napisane, żebym nie uruchamiał sklonowanego systemu, dopóki nie odłączę starego dysku HDD. Cóż, popełniłem wielki błąd, który skończył się cichym i nieodwracalnym posypaniem się systemu. Musiałem wszystko sformatować i zacząć od początku.

Podejście piąte – CopyWipe

We wspomnianym wpisie było też napisane, że najlepiej migrację wykonać darmowym CopyWipe, który uruchamia się na wszystkich Windowsach, w tym serwerowych. Uznałem to za ostatnią deskę ratunku – powiedziałem sobie, że jeżeli i tym sposobem nie uda mi się bezproblemowo zmigrować systemu, to wtedy wykonam czystą instalację systemu na SSD. Pobrałem CopyWipe’a (który jest programem konsolowym), uruchomiłem go jako administrator, wybrałem opcję „Copy disk”, potem wskazałem dysk źródłowy i docelowy, następnie ustaliłem, jak mają wyglądać rozmiary partycji i potwierdziłem zamiar wykonania migracji. Po tych czynnościach CopyWipe zabrał się do pracy. Nie dość, że program przekopiował wszystkie partycje, to na dodatek zmniejszył je do odpowiednich rozmiarów i skopiował MBR starego dysku. Po zakończonym procesie postanowiłem już nie kombinować – wyłączyłem komputer i odłączyłem HDD’ka, a SSD’ka przełączyłem na główną wtyczkę na płycie głównej. Po raz kolejny pełen nadziei nacisnąłem włącznik na obudowie. Na monitorze pojawiły się komunikaty BIOS’u, a zaraz po nich…ekran bootloadera Windowsa! Byłem uradowany, ale tylko przez moment. Po wybraniu wpisu pojawił się komunikat, że żądany wolumin nie został odnaleziony. Wtedy, niestety albo stety, do akcji musiał wkroczyć dysk instalacyjny Windowsa. Niestety, pliku ISO Windowsa Server 2008 R2 nie miałem zapisanego ani na starym dysku, ani na laptopie, ale odkryłem, że na tym drugim mogę wypalić płytę ratunkową Windows 7. Po paru minutach włożyłem do napędu wypalony dysk i uruchomiłem komputer. Poprosiłem BIOS’a o zabootowanie z tej płyty i grzecznie czekałem na wczytanie się środowiska WinPE. Zaraz potem pojawiły się opcje odzyskiwania, w tym upragniony przeze mnie wiersz poleceń. Uruchomiłem go, wpisałem trzy polecenia:

[code=]bootrec /fixmbr bootrec /fixboot bootrec /rebuildbcd[/code]

i zrestartowałem komputer. Tym razem Windows bezproblemowo uruchomił się z SSD’ka. Na wszelki wypadek sprawdziłem oznaczenia dysku – wszystko się zgadzało, SSD był oznaczony jako C. Dodatkowo jeszcze raz spróbowałem zainstalować Windows Phone SDK – obyło się bez problemów z dostępem do usługi Instalator Windows. Teraz dopiero mogłem świętować, gdyż migracja została w końcu zakończona! Trzeba przyznać, że to była męczarnia, której się w życiu nie spodziewałem…

Wybaczcie, lecz w tym wpisie nie napiszę już o pierwszych wrażeniach, których opisanie zapowiadałem w poprzednim odcinku. Powód jest prosty – nie chcę wydłużać i tak już długiego odcinka. Obiecuję, że na 100% pierwsze wrażenia opiszę w następnym odcinku.

Jeżeli macie jakieś uwagi czy pytania do wpisu – piszcie śmiało w komentarzach ;)

W następnym odcinku…

  • Pierwsze wrażenia po uruchomieniu systemu z SSD
  • Porównanie HDD i SSD cz. 1 – czas uruchamiania i zamykania się systemu
  • Porównanie HDD i SSD cz. 2 – czas uruchamiania się poszczególnych programów

Dotychczas opublikowane odcinki

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)