Blog użytkownika splas - dobreprogramy https://www.dobreprogramy.pl Największy polski serwis o nowych technologiach - aktualności, oprogramowanie, publikacje, demonstracje, wideo, testy sprzętu i nie tylko... (c) dobreprogramy 15 Ja nie myślę w sposób samodzielny... Niektórzy z uporem maniaka trwają przy swoich poglądach, uważając je za lepsze niż jakiegoś X-a czy Y-ka. Zupełnie przy tym pomijając kwestię niezależności i samodzielności w myśleniu. Jeżeli X czy Y myślą w sposób niezależny i samodzielny, a ja sam myślę przekonaniami bezrefleksyjnie przyjętymi od innych, to jak mogę uważać, że wynik mojego procesu zależnego myślenia może być lepszy od wyniku tych, co myślą w sposób niezależny i samodzielny? Jednak spośród tych co myślą w sposób zależny, tylko niewielu jest w stanie przyznać się do tego - nawet przed samym sobą. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/ja-nie-mysle-w-sposob-samodzielny,blog,76160 76160 2016-09-07T12:36:15+02:00 O "normie", której nieprzystawalności nie zauważamy... Przemoc jest obecnie tak powszechna, że stała się normą, której nieprzystawalności nie zauważamy. Każdy konflikt, nawet najbardziej ostry, można rozwiązać bez uciekania się do przemocy - również tej psychicznej, w której usiłujemy dyskredytować przeciwnika, umniejszając jego człowieczeństwo, choćby poprzez kwestionowanie jego poczytalności. I tylko takie rozwiązanie gwarantuje trwały i niepodważalny sukces. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/o-normie-ktorej-nieprzystawalnosci-nie-zauwazamy,blog,75964 75964 2016-08-26T11:16:04+02:00 Przenieść swój punkt ciężkości z odciętej od reszty ciała głowy, do integrującego ciało serca. Są rzeczy, których uświadomienia sobie, bez przerwy celowo unikamy... splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/przeniesc-swoj-punkt-ciezkosci-z-odcietej-od-reszty-ciala-glowy-do-integrujacego-cialo-serca.,blog,75963 75963 2016-08-26T10:08:21+02:00 Życie jest lustrem naszych przekonań Jakoś nie każdy jest świadomy faktu, że to on sam wybiera swoje przekonania, które uznaje za realne prawdy o świecie, a które to przekonania mogą współgrać z naturą rzeczywistości, albo całkiem się z nią rozmijać. Jeśli chodzi o mnie, to postrzegam świat jako przepełniony miłością, dobrocią i empatią. I taki on teraz dla mnie jest. A nie zawsze tak było - z racji tego, że moje uwarunkowania rodzinne były trudne, świat postrzegałem jako miejsce, gdzie dominują źli, okrutni, egoistyczni ludzie. Usiłując przetrwać w otaczającym mnie środowisku, przyjąłem te przekonania, które, jak mi się zdawało, podzielają wszyscy wokół mnie, co spowodowało, że sam upadłem moralnie, bo skoro nie miałem w sobie siły by walczyć z panoszącym się samolubstwem, usiłowałem się "dostosować" do otaczających mnie ludzi, w których nie dostrzegałem przejawów moralnej refleksji. Tym samym zafundowałem sobie wieloletni kryzys tożsamości. Dopiero upadek na samo dno, zmobilizował mnie do pracy nad sobą i do odkrycia, że moralne życie to jedyny mocny i trwały fundament, na jakim można budować swoje życie. Odkąd buduję na tym solidnym fundamencie, 99,9 procent moich lęków (albo nawet wszystkie), rozwiało się niczym poranna, jesienna mgła. Tak więc nikt mi nie wmówi, że na przykład, trzeba bać się uchodźców, bo jeśli nauczyłem się żyć moralnie, w zgodzie z sumieniem, widzę, że w świecie zdecydowanie przeważa miłość, dobroć, prawość, empatia, a zło jest tylko czymś marginalnym, czymś nawiasem mówiąc nie mającym realnej podstawy, bo wynika tylko z błędnego myślenia ludzkiej pseudo tożsamości - ego. A że było mi owo zło kiedyś całym światem, to tylko dlatego, że sam dobrym się nie stałem, więc owego dobra w nikim nie dostrzegałem. Życie jest lustrem naszych przekonań - jeśli przyjmiemy złe przekonania, widzimy przede wszystkim złych ludzi i przede wszystkim czujemy się zagrożeni i się boimy, jeśli przyjmiemy dobre przekonania, czyli te przystające do natury Wszechświata, wtedy wszędzie wokół siebie widzimy dobrych, kochających ludzi, zaś zło nie niepokoi nas, ponieważ wiemy, że ma ono charakter marginalny, incydentalny i spotyka przede wszystkich tych, którzy odcięli się od swego sumienia i serca, by poprzez cierpienie mogli odnaleźć swą drogę do samych siebie. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/zycie-jest-lustrem-naszych-przekonan,blog,75943 75943 2016-08-25T14:06:00+02:00 Gdy rozsądek i serce stają naprzeciw tandety intelektualnej i zawirusowania umysłu błędnymi, szkodliwymi przekonaniami. Jakiż to czasów dożyliśmy w naszym kraju, że na pewnym popularnym portalu, który odwiedzam, jego redaktor wyśmiewa tak zwaną "poprawność polityczną", która według słownika języka polskiego PWN oznacza - "unikanie wypowiedzi lub działań, które mogłyby urazić jakąś mniejszość, np. etniczną, religijną lub seksualną"? Niestety większość komentujących, rozbawiona tym "zabawnym" artykułem, zamiast tu dostrzegać zgrzyt, nietakt, nadużycie, szydzi, podzielając punkt widzenia autora "rewelacji" i najwyraźniej jest z siebie zadowolona. Gdy usiłowałem coś znaleźć na temat rasizmu i uprzedzeń, aby umieścić link pod tym tekstem, o dziwo, bardzo mało jest o tym prawdziwym rasizmie, a bez trudu można znaleźć o wymyślonym, wyssanym z palca "czarnym rasizmie" (infantylizm odwraca kota ogonem!). Kiedyś, w latach 70-tych i 80-tych, komunistyczni politycy i oficjele, dumni byli z faktu, że w Polsce nie ma rasizmu. Myślałem sobie wówczas - nie ma, bo nie mamy u nas innych nacji, ale poczekajcie, aż się pojawią (w tamtych latach spotkanie na ulicy, w miejscu publicznym, kogoś o odmiennym kolorze skóry, należało do rzadkości). I rzeczywiście, tak się stało. Gdy po 1989 roku, po odzyskaniu przez nasz kraj wolności, otwarto granice i zaczęli przyjeżdżać do nas cudzoziemcy, szybko pojawił się też rasizm i pojawiły się uprzedzenia. Kilka lat temu, gdy w jednym z miasteczek południowej Polski, na rynku, wystąpił kubański zespół śpiewający i tańczący salsę, składający się także z wykonawców o ciemnym kolorze skóry, pewien mężczyzna, z którym przed koncertem rozmawiałem, spojrzał z pogardą na scenę i powiedział do mnie - "Nie jestem rasistą, ale asfalt powinien leżeć na swoim miejscu"! Byłem zszokowany, bo nie był to jakiś pijaczek, jakiś upadły człowiek z marginesu społecznego - wyglądał na normalnego, kulturalnego Polaka i za takiego się z pewnością uważał. I takie postawy przejawia dziś wielu rodaków: pogardy dla "inności", pogardy dla otwartości, dla zasad regulujących współżycie pomiędzy ludźmi, dla czytelników "Gazety Wyborczej" (to takie modne wśród wiecznych dzieci!), felietonów Zygmunta Baumana, lewaków i lemingów - jak się pogardliwie nazywa wszystkich tych, co nie chcą się wyrzec swych "wyższych uczuć i wyższych wartości". Masz człowieku być tak jak "oni" - ludzkim zwierzęciem, nie znającym empatii i wyższych wartości, bo to przeszkadza w walce, a oni właśnie widzą świat jako jedno wielkie zagrożenie, bo wszystko oglądają przez pryzmat własnego lęku; więc i ty, inny człowieku, musisz się do nich dostosować, by przeżyć, musisz być taki jak oni, czyli nie wykazywać empatii i wyższych uczuć, odciąć się od tych "kłopotliwych" aspektów własnej osobowości, tak jak oni się odcinają. Musisz nie mieć serca, bo serce to coś "miękkiego", a dla nich to co miękkie, to słabe, obrzydliwe i złe, a więc godne najwyższej pogardy, wrogości i odrzucenia. O takim postrzeganiu rzeczywistości mówi Michał Bilewicz, w filmiku "Konflikty", do którego link zamieściłem w komentarzu, pod moim tekstem. Dla mnie to szokujące, że tak wielu ludzi w Polsce, a szczególnie ludzi młodych, otwarcie głosi poglądy rasistowskie, albo takich poglądów broni. Ludzie mający po 20, 30 lat, już [w swoim mniemaniu oczywiście] wszystko wiedzą o świecie, o życiu, choć niczego jeszcze tak naprawdę nie przeżyli, choć jeszcze samych siebie nawet nie odnaleźli, a już czują się powołani, by głosić swą "jedynie słuszną prawdę", nawracać na nią innych i mówić "jak jest" - łatwo osądzać, potępiać, deprecjonować, oskarżać... Jak już ktoś myślący powiedział - "Nic nie wiem, ale się wypowiem", stało się naczelną zasadą wielu ludzi i ci ludzie usiłują dziś narzucić ton publicznej debacie. Wystarczy zobaczyć choćby materiały wrzucone, przez rodaków, na YouTube, jeśli chodzi o sprawy polityki, gospodarki, obyczajowości, wiary - mam wrażenie, że ogromna większość z tych materiałów, została zrobiona w myśl tej zasady - "Nic nie wiem, ale się wypowiem". W tym zalewie bylejakości, tandety intelektualnej i zawirusowania umysłu (błędnymi poglądami), są jednak ludzie dzielni, co nie odcięli się od własnych serc i potrafią dzielić się tym, co czują, tym co jest w nich. Na razie ci otwarci na życie ludzie, jak mi się wydaje, są w mniejszości, ale nie mam wątpliwości co do tego, że to od nich rozpocznie się odnowa moralna społeczeństwa. U człowieka samodzielnie myślącego, u człowieka rozsądnego, nie może być zgody na publiczne głoszenie poglądów rasistowskich i na ośmieszanie tych poglądów, tych działań, które biorą w obronę wzajemną równość, wszystkich ludzi na świecie. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/gdy-rozsadek-i-serce-staja-naprzeciw-tandety-intelektualnej-i-zawirusowania-umyslu-blednymi-szkodliwymi-przekonaniami.,blog,75635 75635 2016-08-15T12:07:00+02:00 Wartości są istotnym elementem rzeczywistości. Moim zdaniem obwinianie UE o wywołanie problemu uchodźców, rozbudzanie histerii lęku na tle uchodźców, podobnie jak oskarżanie demokratów o to, "że doprowadzili kraj do ruiny i rządzili nieudolnie" to świadoma manipulacja sił antydemokratycznych, które grają na osłabienie Zachodu. Zauważmy - ta sama narracja dała siłom antydemokratycznym władzę w Polsce, a teraz posługuje się nią Trump, robiąc ludziom wodę z mózgów i o dziwo, także w najlepszej demokracji świata, zdobywający rzesze zwolenników. Tworzy się sztuczne problemy (tak jak za Hitlera - stworzono w głowach, lecz realnie nie istniejący, "problem Żydów"), niektóre się mocno wyolbrzymia, usiłuje się kreować kłamstwa jako prawdę ("kraj pogrążony w ruinie"), zakłamywać historię, a część społeczeństwa biernie poddaje się takiej manipulacji, ponieważ, moim zdaniem, ogólnie rzecz biorąc, wolność jaką przyniosły nam nasze czasy, nie potrafimy należycie spożytkować. Odwróciliśmy się od świata wartości. Media, mody, reklamy, styl życia, otoczenie - popychają nas do życia łatwego, przyjemnego, bezrefleksyjnego i konformistycznego. Wielu ludzi nie rozumie wolności, postrzegając ją jako wolność od wszystkiego (od odpowiedzialności, od zobowiązań wobec bliźnich, wobec życia), a to tworzy w wielu umysłach postawy nihilizmu moralnego i egzystencjalnego. Stąd więc ta niezdolność do dostrzegania wartości, bo prawda o świecie, tkwi przede wszystkim, w wartościach. A dodatkowo ani chrześcijaństwo ani islam nie dają nam kontaktu z światem wartości, bo oferują pseudo wartości. Gdy się ucieka od rzeczywistych problemów, poprzez kreowanie problemów urojonych, to tylko się piętrzy, potęguje problemy. Pewnie więc opresja, jaką sami sobie fundujemy, zmusi nas do szukania na powrót naszego utraconego świata wartości. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/wartosci-sa-istotnym-elementem-rzeczywistosci.,blog,75138 75138 2016-07-31T19:07:10+02:00 Czy upodobanie do najnowszych technologii, może iść w parze z bliskim kontaktem z naturą? Lubię te wszystkie wspaniałe wynalazki naszych czasów - komputer, internet. Dziś już nie wyobrażam sobie życia bez nowoczesnych technologii. Ale kocham też naturę. Wychowałem się w mieście, w Katowicach, u babci i dziadka, w domu z ogrodem. Mieszkaliśmy zaledwie trzy przystanki tramwajem od ścisłego centrum miasta, a z okien widać było jeszcze falujące łany pszenicy, rosnącej na polu należącym do sióstr zakonnych. Ogród był pełen drzew owocowych, kwiatów, grządek z truskawkami, rzodkiewkami, kalarepą, rabarbarem i innymi smacznymi rzeczami. W domu był pies i kot, a wokół domu: kury, gęsi, kaczki, indyki, króliki, owce i była też świnka i koza. Byłem więc ze zwierzętami za pan brat. A do tego, wokół nas były jeszcze dzikie miejsca - stawy, zagajniki, gdzie było naturalnie, gdzie można było spotkać dzikie zwierzęta, na przykład zające, jeże, łasice. Jako dziecko uwielbiałem naturę. Miałem takiego przyjaciela, który też ją lubił, tak jak ja, więc godzinami przebywaliśmy nad stawami, by przyglądać się życiu ryb, jaszczurek, raków, by podziwiać kolorowe ważki. Włóczyliśmy się też po przeszło 600. hektarowym Parku Śląskim - wiedzieliśmy gdzie rosną porzeczki, maliny, poziomki, jabłka, orzechy laskowe. To dzieciństwo dało mi, na szczęście, wspaniały, bliski kontakt z naturą. Ale sam kontakt z naturą, który uwielbiam, to dziś dla mnie za mało, by stać się szczęśliwym. Po pierwsze, muszę doprowadzić do końca mój proces przepracowywania umysłu, a po drugie, uważam, że człowiek, który chce żyć pełnią życia, nie może uciekać od problemów tego świata. To samo życie pokazało mi, że nie warto być tylko kibicem, przyglądającym się jak inni grają i wysilają się. Mogę spełniać się w życiu tylko wtedy, kiedy jestem zaangażowany w wszystko to, co ważnego dzieje się wokół mnie. Zdziwiło mnie, ilu nie poszło w naszym kraju na ubiegłoroczne wybory! Rozmawiałem z takimi ludźmi, którzy mówili mi, że boją się, że wygra PiS i będzie niszczył demokrację, ale mimo to nie pójdą na wybory, bo nie chcą się tym wszystkim denerwować, bo uważają, że ich pojedynczy głos nic nie znaczy! Nie potrafię tego zrozumieć, dlaczego polskie społeczeństwo, po ciężkimi ofiarami i ciężką pracą, wywalczonej wolności, teraz ją kopnęło, niby zbędny śmieć! Choć właściwie chyba znam przyczyny, a tą najogólniejszą jest chyba to, iż wolność jest trudniejsza niż zniewolenie! W 1989 roku wywalczyliśmy sobie wolność, demokrację, i przyjęliśmy je z otwartymi ramionami. I to było piękne! Lecz nie wiedzieliśmy jeszcze, że wolność jest trudniejsza niż dyktatura, bo wymaga od nas także osobistej wolności, a tej nie ma bez odpowiedzialności, bez mentalnej dojrzałości. Komunistyczny ustrój nie zachęcał do wzięcia odpowiedzialności za siebie, bo to władza brała odpowiedzialność za życie jednostki. Tamte realia uczyły nas też braku zaufania do innych nacji, wpajały nam izolacjonizm. Bo Zachód był kapitalistyczny czyli zły, zgniły, rządzony przez "Wuja Sama" i wyzyskujący prostego robotnika, a kraje byłego RWPG, choć propaganda przedstawiała ja jako dobre i przyjacielskie, toć przecież się ich też nie lubiło, w tej potocznej świadomości (z różnych zresztą przyczyn, może najbardziej z tej, że te kontakty między obywatelami byłych "demoludów", były nie częste, raczej okazjonalne, organizowane, nie spontaniczne), bo klepały tę samą biedę, a przyjaźń wtłaczana do głów na siłę, przemieniała się w swoje przeciwieństwo - w niechęć. Te zwycięstwa wyborcze antydemokratów, traktuję więc, jako wypłynięcie "na wierzch" rozmaitych niedobrych skutków tych naszych wcześniejszych, trudnych uwarunkowań, jeszcze z okresu komunizmu. Przeczytałem ostatnio taką rozmowę z Zygmuntem Baumanem, w której diagnozuje on, że idee komunizmu w Polsce, ówczesne władze skompromitowały, ponieważ wszystko chciano zrobić na skróty, bez budowania pewnych struktur, organicznie, krok po kroku, nie pomijając żadnego z koniecznych etapów. Również z demokracją, jak sądzę, popełniono, prawdopodobnie, ten sam błąd, nie budując jej od podstaw, nie tworząc świadomego społeczeństwa obywatelskiego, nie uświadamiając pewnych rzeczy, nie angażując szerzej ludzi w jakieś formy żywego uczestnictwa w demokracji. I przyszli populiści, demagodzy, i wykorzystali ów fakt, że ludzie przestają już tak na kolorowo widzieć demokrację, bo wolność w niej stawia im większe wymagania, a dodatkowo wystarczy jeden mały przycisk, jeden mały wyzwalacz (uchodźcy), który w rękach demagogów jest im miłym wyzwolicielem "pożytecznych" (bo dających władzę) starych upiorów, z okresu życia w PRL. Ogólnie sytuacja nie wydaje mi się wesoła (myślę o niej podobnie jak Sławomir Sierakowski, w rozmowie z Maciejem Stasińskim, opublikowanej w Gazecie Wyborczej), choć z drugiej strony, jeśli się popełnia pewne błędy, na przykład przy budowie domu, to potem trzeba nieraz rozebrać go i zacząć stawiać jeszcze raz, tym razem już nie popełniając wcześniejszych błędów. Tak więc podsumowując - uważam, że świat będzie lepszy, jeżeli jak najwięcej z nas, ludzi, będzie się angażować po stronie dobra, po stronie reformowania naszej rzeczywistości, w pozytywny, oparty na uniwersalnych wartościach, sposób. Kiedy człowiek poszerzy już swoją świadomość, to nie może ograniczyć się tylko do swojego domu, czy swoich interesów, albo jak starożytni taoiści, zamknąć się gdzieś w górskiej pustelni, odizolowując od "szalonych, neurotycznych i narcystycznych ludzi". Zaangażowanie się w sprawy tego świata bywa trudne, bolesne, ale moim zdaniem, nie ma bez niego prawdziwej radości i trwałego szczęścia. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/czy-upodobanie-do-najnowszych-technologii-moze-isc-w-parze-z-bliskim-kontaktem-z-natura,blog,74831 74831 2016-07-17T15:20:59+02:00 Internet zbliża ludzi do siebie, pomaga w integrowaniu się naszego świata... Wiem, że dla niektórych tu, odwiedzających mój blog, moje wpisy i komentarze, są niczym sól w oku, ale nie zamierzam się kryć z moimi przekonaniami, że kocham nie zniewolone [lękiem] myślenie, kocham wolność i demokrację, kocham Unię Europejską i chciałbym by zarówno Polska jak i inne kraje, bardziej się integrowały. Przeczytałem ostatnio taki komentarz, na pewnym portalu, że narodowość to już przeżytek. Ja tak nie uważam. Myślę też, że większość tych, co są za głębszą integracją państw UE, też tak nie uważa. Narodowość wiąże się przecież z tożsamością, z historią, z kulturą. Ona jest potrzebna i ważna, niczym gleba, w której wszyscy jesteśmy zakorzenieni. Wydaje mi się, że przyszłość Europy, jak i Świata, to nie pozbywanie się tożsamości narodowej, lecz ufne otwarcie granic. Świat przyszłości, jak sądzę, będzie umożliwiał swobodne przemieszczanie się ludzi, a granice będą tylko granicami administracyjnymi. Czyli granice państw, w przyszłości, będą niczym granice województw, w naszym kraju. One są, bo służą sprawom administracyjnym, ale nikogo nie krępują, w swobodnym ich przekraczaniu. Czyż nie tak było u zarania naszych dziejów, gdy jeszcze nie było podziału na kraje? Czyż zwierzęta nie mogą swobodnie się poruszać, nie przejmując się granicami państw? Świat ponownie zmierza do takiej pełnej integracji wszystkich ludzi, żyjących ze sobą w pokoju, na Ziemi pozbawionej ograniczających kogokolwiek i wywołujących niepotrzebne konflikty, granic. I to właśnie internet jest tym czynnikiem, który w największym chyba stopniu, czyni nasz Świat, jedną wielką, globalną wioską - oczywiście, w dobrym znaczeniu tego słowa. Tę perspektywę uważam za niezwykle radosną, optymistyczną i tchnącą nadzieją na przyszłość, choć jak wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano... splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/internet-zbliza-ludzi-do-siebie-pomaga-w-integrowaniu-sie-naszego-swiata,blog,74829 74829 2016-07-17T11:08:23+02:00 Wygrywasz sam, przyczyniając się do tego, aby wygrywali inni. Ludzie, coś mi tutaj nie gra! (https://youtu.be/WGAvkFX89LQ) Ten portal, z którego korzystam odkąd kupiłem swój pierwszy komputer, czyli od 2011 roku, i który wydaje mi się najlepszy, najbardziej przejrzysty, jeśli chodzi o prezentowanie użytecznych aplikacji, wydaje się mi bardzo dziwaczny w podejściu do szeroko widzianego świata informatyki, bo tu przeważnie źle się pisze o firmie Microsoft, która przecież dużo dobrego, moim zdaniem, zrobiła w tym kierunku, by dziś, w każdym chyba domu, był (lub mógłby być) osobisty komputer, traktowany i jako zabawka, i jako narzędzie pracy, i jako okno na szeroki świat. A szczególnie źle się tu pisze o systemie Windows Phone, co chwila wieszcząc jego koniec i sugerując, że się do niczego nie nadaje. Już prawie trzy lata jestem właścicielem Lumii 920, z systemem Windows Phone 8.1 i jestem niezwykle zadowolony, że wybrałem ten smartfon i ten system, bo wszystko działa płynnie i bez problemowo. Oczywiście zdarzały mi się na początku drobne kłopoty, ale były one wynikiem mojej ówczesnej nie znajomości sprzętu i systemu. Zdarzają się też (rzadko) niedopracowane aplikacje, ale z tym problemem mam też do czynienia na tablecie z Androidem. Sam system Windows Phone 8.1 uważam za udany i sprawnie działający. Również ze sprzętu jestem nad wyraz zadowolony - pewnego letniego dnia, niefrasobliwie ściągając plecak i trzymając w dłoni moją Lumię, upuściłem ją niechcący, na twardy, porowaty asfalt, z wysokości około 1,7 metra! Myślałem, że moja Lumia tego nie wytrzyma i w przebłysku myśli, już zaczęła mnie ogarniać czarna rozpacz, skąd wezmę pieniądze na drogą pewnie naprawę? Jakież było moje zdziwienie, gdy podniesiona z ostrych kawałków tłucznia, Lumia, działała nadal jak działała, a na jej obudowie nie było żadnej, nawet najmniejszej rysy! Dziwne jest dla mnie to, że tu się tak często pisze o śmierci sytemu Windows Phone, albo o jego pogarszających się notowaniach, ponieważ ja sam jestem zadowolony z tego systemu i porównując go z Androidem na tablecie, w mojej opinii WP jest przynajmniej równie dobry, choć każdy z tych systemów, co oczywiste, ma swoje plusy i swoje minusy. A gdybym miał dziś wybierać dla siebie nowy smartfon, ponownie wybrałbym Lumię z Windows Phone. Uparcie się tu powtarza, że WP jest w zaniku. A ja ostatnimi czasy rozmawiam z wieloma ludźmi i kiedy ktoś wyjmuje swojego smartfona, pytam go, z jakiego systemu korzysta. Na ogół jest tak, że jeśli nawet sam korzysta z Androida, to przynajmniej jedna osoba w jego domu korzysta z WP; nie widzę więc tej śmierci, którą tu tak często się wieszczy. O ileż chętniej czytałbym na tym portalu artykuły pozbawione tego tendencyjnego wartościowania systemów - ten dobry, a ten do bani! Może tak oceny pozostawić samym użytkownikom, zamiast usiłować kreować własne? Podoba mi się taka zasada "Wygrana - Wygrana". Kierując się nią, nie chcesz, byś "ty wygrał, kosztem kogoś, kto musi przegrać". Starasz się działać i myśleć tak, abyś zarówno "ty wygrał, jak i cieszył się wygraną innych i starał się dołożyć do tej wygranej innych, własną cegiełkę". Dewiza "Wygrana - Wygrana" jest cechą dojrzałego umysłu, którą warto w sobie rozwijać, bo dzięki niej jesteśmy bardziej skłonni do współpracy, a przecież synergia, jaka się wyzwala, gdy współpracujemy, pozwala nam osiągać o wiele więcej, gdy współdziałamy razem, niż wtedy, gdy ten sam wysiłek, tę samą pracę, wykonujemy osobno. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/wygrywasz-sam-przyczyniajac-sie-do-tego-aby-wygrywali-inni.,blog,74778 74778 2016-07-15T11:29:28+02:00 Dlaczego podchodzić do każdej dyskusji jak do rywalizacji? Nie zawsze trzeba udowadniać własną rację w dyskusji. Sam kiedyś wdawałem się w dysputy z ludźmi, którzy przyjęli za swoją jakąś ideologię, ale gdy tylko wyczuwałem "betonowy opór" tych ludzi, w niechęci spojrzenia na to, jak rzeczy się mają, ustępowałem. Myślałem sobie wówczas - może ten beton przekonań oderwanych od realiów życia, jest potrzebny danej osobie, by nie musiała mierzyć się z własnymi lękami, kompleksami, fobiami? Każdy potrzebuje jakiegoś poczucia bezpieczeństwa, by zacząć mierzyć się z własnym "cieniem", z tym w nim, co go przeraża, więc od tego, co przeraża, się odcina. Na to trzeba pewnej odwagi, a nawet aktu desperacji, by mierzyć się z tym w nas, do czego nie chcemy się przyznać, że to nasze, więc najchętniej zobaczylibyśmy to (i na ogół widzimy) u innych. Nie zależy mi, aby w każdej dyskusji wygrać, każdego przekonać do swych racji, bo wiem, że to niemożliwe. Zależy mi na tym, by dzielić się, z bliźnimi, pewnym światem wartości, który nie jest wymyślonym przeze mnie, lecz odkrytym. Gdybym nie odkrył w swoim czasie tego świata wartości, dziś żyłbym pogrążony w obłędzie, albo w ogóle już bym nie żył... Przeżyłem dramatyczne załamanie życiowe i jak to mówią, nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłbym przejścia przez podobne piekło. Dlatego staram się dzielić, tymi wartościami i tymi postawami, które uratowały mi życie. I nie uważam tego, za jakąś szczególną dobroć z mojej strony - myślę, że tak postąpiłby każdy. To jakby naturalny odruch serca, jak ktoś widzi potykające się dziecko albo spadające gdzieś z okiennego parapetu, usiłuje je złapać i jakoś pomóc. Solidarność, skłonność do reagowania z dobrocią i współczuciem, jest, jak sądzę, naszą prawdziwą naturą, jest czymś z czym przychodzimy na świat. Czułem te wartości w sobie, gdy byłem dzieckiem, realizowałem je, a potem w kontaktach z innymi ludźmi, odciąłem się od tej własnej, naturalnej wrażliwości. Zacząłem żyć tylko we własnej głowie, co doprowadziło mnie do kryzysu, do upadku. A z tego upadku znów zacząłem wydobywać się, odkrywając ową wrażliwość, z którą byłem w bliskim kontakcie, jako dziecko. Pewna młoda osoba zapytała mnie ostatnio - "Czemu życie jest takie ciężkie"? Poza dobrym dzieciństwem, też tak myślałem. Ale już tak nie myślę. Życie jest ciężkie wtedy, kiedy mu odmawiamy dostępu do nas, kiedy nie żyjemy "od serca", kiedy nie czujemy, kiedy nie chłoniemy całym sobą życia, a tylko o życiu myślimy. Przeczytałem gdzieś takie stwierdzenie, że stać się dojrzałym, to opuścić "strefę komfortu". Co jest tą "strefą komfortu". Moim zdaniem tą "strefą komfortu" jest uczestniczenie w życiu nie jako jego nieodłączny uczestnik, lecz jako kibic, stojący gdzieś symbolicznie na wysokiej wieży i z boskiej wysokości niebios oglądający ten świat, krytykujący wszystkich i wszystko, samego siebie zaś uznający za chodzący, nieskazitelny ideał. Niektórzy taką postawę podciągają pod termin "ukąszenie narcystyczne". Jeśli chodzi o sztukę dyskutowania, to dla mnie mistrzem nad mistrzami, jest Sokrates. On pozwalał swoim rozmówcom w pełni zaprezentować cały kompleks własnych przekonań, a delikatnymi sugestiami jasno wykazywał im, że to, co mówili jest ze sobą albo sprzeczne albo nielogiczne, więc ci ludzie sami odkrywali, że to, w co święcie wierzyli, było tylko pseudo wiedzą. Dopiero spod tej powierzchownej warstwy pseudo wiedzy, wyłaniała się prawda. A Sokrates był takim akuszerem, pomagającym narodzić się prawdzie. Ostatnimi czasy wdawałem się w dyskusję z ludźmi, którzy koniecznie chcieli mnie przekonać, że to oni we wszystkim mają rację, a ja się we wszystkim mylę. Gdy wyczuwam takie podejście, myślę sobie, że jakieś lęki, jakieś kompleksy czy nie rozwiązane problemy wewnętrzne, kryją się za taką postawą. Dla mnie nie jest najważniejszym, by przekonać adwersarza, że to ja mam rację, nie on. Ważniejszym jest dla mnie, by stać po stronie własnej, wewnętrznej prawdy - czyli nie koniecznie tego, co mi mówią moje myśli, lecz tego, co mi mówią moje odczucia, moja intuicja, wrażenia ujawniające się w ciele. Nasz "aparat poznawczy" Carl Gustaw Jung, porównał do góry lodowej - jedna siódma góry wystaje ponad lustro wody - to niejako świadomy umysł, pozostałe sześć siódmych, zanurzone w wodzie, reprezentuje nieświadomy umysł. Jeśli więc nasze świadome "ja" uznajemy za centrum naszej istoty, rezygnujemy z korzystania z większej części naszego aparatu poznawczego. [Wikipedia podaje, że 19% góry lodowej wystaje ponad lustro wody, a 81% zanurzona jest w wodzie https://www.wikiwand.com/pl/G%C3%B3ra_lodowa]. Dlatego filozofia buddyzmu czy taoizmu, mówi, że trzeba "uśmiercić" nasze "ja", by odnaleźć to głębsze, prawdziwe centrum - Jaźń. Może dlatego filozofia buddyzmu zaleca praktykowanie medytacji, jako oczyszczenie umysłu ze zbędnych myśli. Jeśli ten pozorny środek góry lodowej (pozorny, bo to środek tylko fragmentu, nie całości) zostaje wyłączony, z powodu braku aktywności (braku kompulsywnego myślenia), ujawnia się właściwe centrum całej góry lodowej - całego aparatu poznawczego. W teorii wydaje się to proste. Gdyby jeszcze tak było z praktyką... splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/dlaczego-podchodzic-do-kazdej-dyskusji-jak-do-rywalizacji,blog,74638 74638 2016-07-08T16:07:03+02:00 Jak nie poddać się stagnacji Tak się ostatnio zastanawiałem, na ile posiadanie internetu zmieniło moje życie. Z pewnością bez dostępu do internetu byłoby ono inne. Zupełnie inne. Taki na przykład Facebook, pozwala mi poznawać nowych ludzi, dowiadywać się o życiu tych, których znam i lubię, odwiedzać interesujące mnie strony tematyczne, oglądać ciekawe filmiki, być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami w kraju i za granicą, śledzić życie gwiazd sportu i estrady, dowiadywać się co w trawie piszczy, u ważnych dla mnie polityków. Uważam, że Facebook to świetny wynalazek, który naprawdę łączy i wzbogaca ludzi. Na Facebooku dzielę się też ze znajomymi i nie tylko - bo należę do kilku grup - różnymi interesującymi mnie zagadnieniami z zakresu psychologii, filozofii, duchowości. Znalazłem na Facebooku sporo osób, które chcą się rozwijać, chcą poszerzać i pogłębiać swoją osobowość. Czytam więc różne artykuły, udostępniane przez innych, a także sam wynajduję i umieszczam na swoim profilu i na kilku grupach, rzeczy, które uważam za rozwijające, poszerzające horyzonty myślenia. Dziś na przykład znalazłem taki tekst, którego skopiowany fragment, wraz z odnośnikiem, tu prezentuję: splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/jak-nie-poddac-sie-stagnacji,blog,74628 74628 2016-07-08T12:18:50+02:00 Jeśli obawiasz się być samotnym... Słuchajcie, bywam na tym portalu już kilka lat, czasem coś komentowałem, czasem prosiłem tu o pomoc, w problemach ze sprzętem, i ją otrzymywałem, ostatnio zaś wdałem się w dyskusję, pod artykułem "Brexit stał się faktem" http://www.dobreprogramy.pl/Brexit-stal-sie-faktem-co-to-oznacza-dla-calej-branzy-nowych-technologii,News,74277.html. Dyskusja wydała mi się na tyle interesująca i żywa, że postanowiłem tego ducha, zaciekawienia światem i prób zrozumienia go, przenieść tu, na blog. Nie wiem, na ile mi się to uda i nie wiem, czy przysłowiowy "pies z kulawą nogą" tu zajrzy... Ale cóż, pomyślałem, że warto chociaż spróbować. Najpierw pozwólcie, że się przedstawię - mam na imię Sławek, liczę sobie 59 lat (jeśli ktoś tu będzie miał zamiar zwracać się do mnie, to ucieszy mnie forma na "ty", jak to zresztą podobno jest powszechnie przyjęte, w świecie internetu), mieszkam w Katowicach. Jestem mężczyzną rozwiedzionym, jak to teraz mówią - singlem, którego życie [na szczęście] nie pieściło, mężczyzną po "przejściach", który wciąż jeszcze "liże niezabliźnione rany", zadane mu w przeszłości. Pracuję nad sobą, nad własnym umysłem, nad uwolnieniem się od skutków trudnych uwarunkowań. Interesuję się psychologią, filozofią, duchowością. Swego czasu pochłaniałem mnóstwo książek z wiedzą, ponieważ żywiłem takie przeczucie, iż tylko wiedza może mi pomóc wyjść z mojego stanu upadku, który zawdzięczałem z jednej strony czynnikom zewnętrznym a z drugiej wewnętrznym - czyli mnie samemu. Dopiero pięć lat temu znalazłem się w na tyle stabilnym stanie wewnętrznym, że kupiłem sobie mój pierwszy komputer - laptop Lenovo ThinkPad i bezprzewodowy modem LTE. Mówię Wam, wcześniej bałem się komputerów i internetu, jak wiele osób z mojego pokolenia. Wydawało mi się to za trudne, bym pojął wszystkie te "złożoności" związane z komputerem i internetem. Obawiałem się nawet, tak jak ludzie z mojego pokolenia, że nacisnę jakiś "guzik" i coś się spali, zepsuje, i mój sprzęt będzie nadawał się tylko do wyrzucenia. Gdy byłem mały, a działo się to w latach 60-tych, mój dziadek kupił polski magnetofon szpulowy, marki Melodia, wielki i ciężki, jak mocno wypchana waliza, na wczasy nad morzem. Każda szpula miała swój napęd i swoje przyciski. Można więc było jednocześnie włączyć przewijanie w przód i do tyłu. Dziadek więc ostrzegał mnie, bym nie wcisnął obu tych przycisków jednocześnie, bo "spali się silnik". Nie wiem, czy rzeczywiście tak by się stało, ale blokady dla takiego łącznego wciśnięcia sprzecznych czynności, z pewnością nie było. Z takich to, mniej więcej, powodów, nasze pokolenie bało się urządzeń technicznych. Gdy byłem dzieckiem, każde urządzenie naprawdę sporo kosztowło, więc dziecko było na każdym kroku napominane, aby broń boże czegoś nie zepsuło, naciskając, na przykład, na niewłaściwy "guzik". I te obawy z przeszłości, towarzyszyły mi też w moim podejściu, do pierwszego w życiu komputera. Początki nie były dla mnie łatwe. Wszystkiego musiałem uczyć się sam. Nawet z napisaniem litery "ź" miałem problemy, bo jak ją tu znaleźć na klawiaturze. Stopniowo, krok po kroku, to odium obcości zaczęło mnie opuszczać. Zacząłem poznawać funkcjonowanie komputera i internetu, przekonując się, że diabeł nie taki straszny, jak go malują. Przekonałem się też, że wcale nie muszę znać wszystkich tajników działania komputera, by obsługiwać ten sprzęt i radzić sobie samodzielnie z większością występujących, podczas pracy systemu, problemów. Oprócz dwóch usterek technicznych, które wymagały dostarczenia sprzętu do serwisu, z wszystkimi problemami radziłem sobie sam, lub w kilku przypadkach, udając się po poradę fachowców, tu, na tym portalu. Jestem więc zadowolony, że udało mi się na tyle poznać sprzęt i działanie internetu, że nie obawiam się ewentualnych problemów, wynikających ze zwykłego nieobeznania. Nie nauczyłem się jeszcze pisać na klawiaturze, wszystkimi palcami. Staram się używać wszystkich palców, ale wciąż robię to chaotycznie. Zainstalowałem sobie wprawdzie dwa programy, które miały mi pomóc nauczyć się właściwie pisać, ale nie znalazłem w sobie cierpliwości, by ich systematycznie używać. Dziś z perspektywy pięcioletniego okresu korzystania z komputera i internetu, oraz trzyletniego korzystania ze smartfona Lumia, widzę jak wspaniale te nowe technologie wzbogacają moje życie, ułatwiają je, urozmaicają, otwierają mnie na szeroki świat, na nowe możliwości, nowe idee. To zupełnie nowa, wyższa jakość życia, gdy żyjesz za pan brat z nowymi technologiami. I nawet gdybym teraz zamieszkał na bezludnej wyspie, pozbawionej sprzętu i internetu, czułbym się już bogatszym człowiekiem, przez to, że swoje obawy pokonałem i ten kontakt z nowymi technologiami miałem, doświadczając wszystkich tych niezwykłych, nieprawdopodobnych możliwości, jakie stwarza świat internetu i nowych technologii. Gdy pomyślę sobie, iż przez całe moje dzieciństwo, moją ulubioną zabawką był pociąg, zrobiony z drewna, a teraz bawię się (i pracuję też) urządzeniami zawierającymi w sobie najnowsze, kosmiczne technologie, to jestem pod wrażeniem postępu i technologicznego skoku, w jakim sam biorę udział, a jakiego dokonała ludzkość, przez zaledwie pół wieku! splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/jesli-obawiasz-sie-byc-samotnym,blog,74626 74626 2016-07-08T10:08:21+02:00 Świadomość a świat internetu Przez wielu rodaków przemawia dziś gorycz, rozczarowanie, żal. Rozumiem to. A przynajmniej staram się zrozumieć. Uważam, że gdyby ludzkiej społeczności, zamieszkującej nasz kraj, w latach 60-tych, podarowano taką wolność, jaką sobie wywalczyliśmy w roku 1989, to rodacy z tamtych czasów byliby w euforii i tańczyliby na ulicach, z radości. Wspólnotowemu szczęściu i ogólnej wesołości nie byłoby końca... A nam? Nam wystarczyło euforii tylko na chwilę, na jeden błysk! Dlaczego tak się stało? Mam wrażenie, że starczyło nam radości i rozsądku tylko na chwilę, bo w nas wszystkich załamało się wcześniej coś, o czym nie chcemy wiedzieć, że się załamało; bo trudne, niewygodne fakty, umysł stara się nie zauważać, spychając je do ciemnej czeluści nieświadomości. W latach 60-tych istniał jeszcze prymat "ja społecznego" nad "ja indywidualnym". A to stanowiło o sile ówczesnej wspólnoty i o zdrowiu duchowym poszczególnych jednostek. Jeszcze wtedy "ego" nie mogło odwracać się od życia, nie podejmować trudu dorastania, nie mogło podążać w kierunku infantylizmu i resentymentu. Prymat "ja społecznego", wymuszał na jednostce proces jej dojrzewania i takiego ukształtowania własnej osoby, by nie być nieznośną i przerażającą, lecz przyjazną, dobrą i sympatyczną dla innych. Ale już gdzieś tak w połowie lat 60-tych, wraz z nowym rodzajem muzyki i rewolucją obyczajową, owe "indywidualne ja" (ego) zaczęło wyzwalać się spod władzy dominującego "ja społecznego". Myślę, że życie jest nad wyraz inteligentnym procesem i taka zmiana była koniecznością, bo choć prymat "ja społecznego", przez długi czas dobrze służył więziom międzyludzkim, to jednocześnie był jednak pewną formą nacisku z zewnątrz, a więc niejako rodzajem psychologicznej przemocy. Trzeba było porzucić ten stary system, by wypracować nowszy, lepszy, na miarę czasów wolności i demokracji. I właśnie tu cały problem! Nie chcemy dostrzec tego niewygodnego acz palącego problemu. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że teraz to już tylko my sami, jesteśmy odpowiedzialni za doprowadzenie samych siebie do stanu dojrzałości, do wzięcia odpowiedzialności za stan własnego umysłu i za całokształt swego życia. To właśnie tu jest pies pogrzebany. Wszyscy coś straciliśmy: samoistną radość życia, optymizm, pozytywne nastawienie, nadzieję na lepsze jutro... Straciliśmy to wszystko, co przynosił nam kontakt z ową głębszą strukturą, z naszym autentycznym centrum, z naszą Jaźnią (duszą). I wciąż biernie czekamy, aż "to" samo do nas wróci. A jak ma wrócić, skoro sami już postawiliśmy na prymat “ego” i przyjmujemy za dobrą monetę jego wyzwolenie? Nie da się przecież dwa razy wejść do tej samej rzeki. Nie można, stojąc w szerokim rozkroku, iść jednocześnie naprzód. Dlatego powszechnie uderzamy w resentyment. Stąd tylu niezadowolonych z wolności uzyskanej w 1989 roku, stąd tylu maruderów, tylu bredzących o "zdradzie i przekrętach" przy Okrągłym Stole, i tylu robiących z igły widły (z nieuniknionych potknięć, w trudnym procesie transformacji, czyniących "straszliwe afery, złodziejstwo i samo zło"). Wszystko to resentyment, którym karmią się ludzkie umysły, by ukryć własną niemoc i bierność, wobec konieczności wzięcia na siebie odpowiedzialności, za osobistą transformację, za osiągnięcie punktu Jaźni, w którym to wolność uszczęśliwia, a nie przeraża. Tylu ludzi chce mieć tę radość, jaką w latach 60-tych przynosił nam kontakt z Jaźnią, ale żeby ta radość sama do nich przyszła, bez wysiłku z ich strony. A przecież to niemożliwe! Dlatego “trzeba oskarżać” innych ludzi, trzeba “walczyć z rzeczywistością”, zamiast się nią cieszyć. Ci co nie żyli w latach 60-tych, ludzie urodzeni później, też są obarczeni tym skrywanym problemem. Im też potrzeba osiągnięcia punktu Jaźni, ale skoro wcześniejsze pokolenie ukryło ten jakże ważny problem, nie mówiło o nim, nie zajmowało się nim, to młodzi ludzie są jeszcze bardziej zagubieni niż starsze pokolenie, co widać chociażby po wynikach ostatnich wyborów - to młodzi wyborcy przeważyli szalę, na korzyść zwycięstwa sił antydemokratycznych, sił resentymentu i destrukcji. Skoro bowiem ten problem stale jest ukryty, młodzi nie mają innego wyjścia, jak brnąć dalej, w ślepy zaułek resentymentu. Jeśli chodzi o mnie, to w wyniku pewnych zawirowań i trudności rodzinnych, przeszedłem załamanie, poważny kryzys tożsamości. Przez lata całe trzeba mi było pracować nad swoim umysłem, nad problemami z przeszłości, przez co musiałem wyłączyć tak zwane "mechanizmy obronne", nie pozwalające dostrzegać tego, co kłopotliwe i niewygodne. Potrafię więc patrzeć na problem, którego większość nie chce wciąż zauważać, a przez co zmuszona jest wybierać rozwiązania pozorne - ucieczkę od prawdziwych wyzwań, jakie niesie życie, w resentyment i życie w rzeczywistości pozbawionej głębi wartości. To właśnie dlatego, tak wielu jest w naszym kraju ludzi niezadowolonych, rozczarowanych zmianami w 1989 roku i późniejszymi reformami. Resentyment tak wielu ludziom przysłonił ich rozum, ich serce i sumienie. Ale żeby to dojrzeć, potrzeba śmiałości, odwagi, pewnego rodzaju determinacji. Trzeba zakwestionować te wyżłobione bezrefleksyjnie koleiny umysłu, wiodące do kręcenia się w kółko lub do porażki. Człowiek pogrążony w szponach swego resentymentu, jeśli przeczyta te słowa, pomyśli pewnie sobie - "jakie brednie pisze ten człowiek, idealista od siedmiu boleści"! Nasz problem tkwi w naszych głowach, tak naprawdę, a nie w rzeczywistości zewnętrznej, choć on przekłada się także na tę rzeczywistość zewnętrzną, niszcząc nasze wzajemne zaufanie, niszcząc ludzką współpracę i solidarność, niszcząc demokrację i państwo prawa, i wreszcie niszcząc wewnętrznie ducha ludzkiej jednostki i ludzkiej wspólnoty. Jednak opresja, jaką sami sobie zafundowaliśmy, musi także, jak mi się wydaje, przynieść ozdrowienie, poprzez odnalezienie prawdziwego źródła naszych problemów i zajęcie się nim. Uwzględniając to, że najbliższe trzy lata mogą być dla nas wszystkich ciężkie, mimo wszystko, jestem optymistą. To nie ludzkie “ego” kreuje proces życia. Kreuje ten proces mądrość znacznie “ego” przerastająca. splas https://www.dobreprogramy.pl/@splas/swiadomosc-a-swiat-internetu,blog,74613 74613 2016-07-07T17:28:30+02:00