Blog (40)
Komentarze (807)
Recenzje (3)
@DocentCyfrowe wersje gier coraz popularniejsze? Wolne żarty...

Cyfrowe wersje gier coraz popularniejsze? Wolne żarty...

20.08.2014 23:19

Do napisania tych paru zdań refleksji skłonił mnie dzisiejszy artykuł Tomka, w którym stawiana była teza o rosnącej popularności cyfrowej dystrybucji gier. No cóż, być może tylko gier na PC i być może nie w Polsce. Oto dlaczego.

Jestem graczem raczej niedzielnym, nie mam zbyt wiele czasu na granie i jest naprawdę niewiele rodzajów gier, które są w stanie mnie pochłonąć. Na pececie nie gram. Alternatywa w postaci konsoli z prostym w obsłudze padem, wygodnej kanapy i dużego telewizora jest znacznie ciekawsza, a poza tym nie muszę się zastanawiać, czy mam najnowsze sterowniki i czy gra będzie w miarę płynnie działać na ultrawysokich detalach, czy tylko na wysokich. A nie daj Boże jakiś Flash Player mi się zaktualizuje w trakcie gry, o zgrozo!

Tak więc gram na Xboksie 360, średnio w 2‑3 nowe gry rocznie i zbytnio się światem gier nie interesuję. Niedawno naszła mnie ochota na zagranie w GTA V. Pewnie wielu z Was się zastanawia, dlaczego dopiero po roku od premiery? Trochę z braku czasu, trochę z przekory – wydawanie ponad 200 złotych na grę w dniu rozpoczęcia sprzedaży uważam jednak za przegięcie, liczyłem więc zwyczajnie, że z czasem ten chodliwy towar potanieje. Swoją drogą, jeśli gra zarabia już w pierwszy weekend okrągły miliard dolarów, to mimo wszystko należy się szacunek, mimo że horrendalne ceny z pewnością się do tego faktu przysłużyły…

Jako fan nowych technologii nie zamierzałem oczywiście iść do sklepu. Pierwsze co zrobiłem to włączyłem konsolę i udałem się do Xbox Store. Tu dochodzimy do sedna sprawy i tematu wspominanego artykułu. Kupiłbym GTA V w wersji cyfrowej, nie mam fetyszu elegancko poustawianych pudełek na półce – jak wspominałem, gry aż tak mnie nie kręcą, traktuję je dość utylitarnie. Niestety cyfrowa transakcja nie mogła dojść do skutku, ale nie dlatego że przeszła mi ochota na granie albo sklep zaliczył awarię. Po prostu zobaczyłem cenę…

527077

279 złotych za grę, która premierę miała rok temu, jakkolwiek kultowa by nie była, jest – ponownie – przegięciem. Przegięcie jednak zamienia się w zwyczajny rozbój, kiedy szybkie wyszukiwanie w Internecie ujawnia, że ta sama gra w pudełku, które można ustawić elegancko na półce, kosztuje od 130 złotych. I nie są to ceny wirtualne jak się często zdarza, bo gry fizycznie są dostępne na stanach poszczególnych sklepów. Nie, nie była to wersja na PC – ta w przypadku GTA V pojawi się dopiero za parę tygodni, co swoją drogą jest innym ciekawym tematem na felieton.

Byłem o krok od poprawienia tej statystyki, której ponoć nie trzeba już poprawiać, ale jednak nie mogłem świadomie wydać 279 złotych na coś, co – jak się okazało dwie godziny później – kupiłem za 150 złotych. Niemal rytualnie zdarłem z pudełka folię, rozłożyłem na kolanach dołączoną mapę świata gry, zaciągnąłem się zapachem (nie)świeżej farby… Jeśli tak ma wyglądać rosnąca popularność cyfrowej dystrybucji gier, to obawiam się, że jeszcze długo będzie rosła, zanim faktycznie, a nie tylko w czyichś statystykach, przerośnie dystrybucję pudełkową.

Na zakończenie jeszcze dygresja: zakupy robiłem dwa tygodnie temu, a akurat wczoraj rozpoczęła się „wielka wyprzedaż” gier Rockstar w Xbox Store. Owe GTA V w cyfrowej dystrybucji można już kupić za jedyne 140 złotych, „aż o 50% taniej”. Wiele nie przepłaciłem. Dodam jeszcze, że GTA IV w ten sam sposób można nabyć za 30 złotych („70% taniej”). Promocja fajna, zapewne też nieprzypadkowa (vide nadchodząca premiera wersji na PC i Xbox One), ale aby konkurować z pudełkami, to powinny być jednak ceny wyjściowe…

527081

Druga dygresja, na temat tej tradycyjnej sprzedaży. Założyłem, że jeśli w wyszukiwarce cenowej ceny zaczynają się od 130 złotych i przeważająca większość oscyluje w okolicy 150, to pewnie w pierwszym lepszym sklepie da się grę za tyle kupić. Pojechałem więc do hipermarketu, bo akurat w planach miałem domowe zakupy, i zdziwiłem się bardzo – GTA V kosztowało tam 220 złotych. To niesamowite, jakie marże funkcjonują na tym rynku, że gra potrafi kosztować 130 złotych w jednym sklepie i 220 w drugim? Nie wspominając o cenie cyfrowej, czyli 279 złotych.

Po rozczarowaniu z hipermarketu pojechałem do jednego z najpopularniejszych marketów z elektroniką, bo wypatrzyłem tam cenę właśnie na poziomie 150 złotych. Na miejscu znów jednak okazało się, ze faktyczna cena wynosi 200 złotych, a owe 150 to owszem, ale tylko przy zamówieniach internetowych. Zamówienie internetowe złożyłem więc z iPhona stojąc przy kasie, mina kasjerki – bezcenna… Mniej zdziwiony był tylko pan z obsługi, który nawet chciał użyczyć mi wcześniej komputera abym zamówienie mógł wygodnie złożyć ;‑)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (81)