Blog (44)
Komentarze (455)
Recenzje (0)
@MonczkinPrawolubni

Prawolubni

08.06.2015 11:45

Parę dni temu moją skrzynkę email zalała fala ofert promocyjnych na ebooka nowej powieści Camilli Läckberg Pogromca lwów, po czym poszedłem do księgarni. Ale ja nie o tym...

Obok strony tytułowej pojawiło się coś, czego wcześniej nie widziałem.

556275

Nie jest to nowość, bo z tego co widzę w Internecie takie informacje w książkach pojawiały się już wcześniej - akcja ruszyła w 2013 r. Fakt faktem, że większość książek kupuje jednak w postaci cyfrowej, a papierowe zazwyczaj na prezent. Tę kupiłem do kolekcji, stąd moje zdziwienie :)

Akcja firmowana jest przez Polską Izbę Książki i Legalną Kulturę.

Niewątpliwie jest to dość spory postęp, w porównaniu z tekstami jakie można zazwyczaj spotkać w książkach papierowych - wszelkie prawa zastrzeżone - czy ebookach zakazujących totalnie wszystkiego (co opisałem w moim poprzednim wpisie )

Sprawdziłem źródło tej notki

556280

Wydają się identyczne. Ale uważny czytelnik zobaczy różnice w jednym zdaniu. Zdanie z mojej książki:

A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.
Zdanie z tekstu, do pobrania ze strony akcji:
A kopiując , rób to jedynie na użytek osobisty.
Jej część a jest dość istotną różnicą. Jej część sugeruje, że nie można zrobić kopi całej książki. Czyżby poszczególny wydawcy modyfikowali treść jej notki na własne potrzeby? Zmienił się tekst a nie został uaktualniony na stronie akcji? Trudno powiedzieć.

Cała ta notka wydaje się w porządku, ale jak zwykle jest pewne ale. Organizatorzy tej akcji albo celowo nie do końca opisali faktyczny stan prawny albo sami się gubią w zapisach ustawy. Musimy pamiętać, że mamy do czynienia z: Prywatnym dozwolonym użytkiem i Dozwolonym użytkiem wykraczającym poza zakres osobisty (ten drugi jest dość szczegółowo opisany )

Dozwolony użytek prywatny zezwala bowiem na wykonie kopii całości - ksera, skanu, zdjęć i przekazanie osobom z zakresu definicji, czyli: osoby pozostające z nami w relacjach rodzinnych i towarzyskich (rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy, szkoły, uczelni). Ten drugi już nie. Mamy tutaj przykład pomieszania tych dwóch przypadków. Do kogo więc jest kierowana ta notka?

O ile ustawa jest raczej trudna do przeczytania, to można znaleźć bez trudu jej wyjaśnienia np. na stronie Prawokultury.pl.

Moje zastrzeżenia budzi też zapis o publikacji w internecie. Co tak naprawdę znaczy publikować? Definicja z Wikipedii jest mocno uboga, ale od biedy wystarczy. W poszukiwaniu informacji na ten temat trafiłem na stronę, w tekście której autor pisze:

Nieprawdziwy jest również zapis o publikacji w internecie – dopóki nie wychodzi ona poza krąg objęty dozwolonym użytkiem (np. poprzez efektywne zahasłowanie dostępu) i nie udziela się szerokich licencji pośrednikom w obrocie treściami w internecie (np. portalom społecznościowym), to można swobodnie korzystać z utworu w ramach dozwolonego użytku również kanałami sieciowymi i publikować treści w internecie nie obawiając się o naruszenie praw.

Niby wygląda to ok., ale... . Ja widzę to tak: Nie ma problemu, żeby kopię książki wysłać znajomemu emailem. Podobnie jak wrzucić kopię książki np. na Dropboksa i udzielić pozwolenia na dostęp komuś z rodziny. Interpretacja, że książkę te można rozpowszechnić wrzucając ja na bloga czy serwis społecznościowy, nawet w sytuacji gdy nie robimy tego dla wszystkich (publicznie), a dla zainteresowanych (hasło, prywatni adresaci) jest trochę naciągana, według mnie oczywiście. Używając np. Google+ mam w swoich kręgach ludzi, z którymi utrzymuję kontakt na zasadzie - jeżdżę autobusem do pracy i spotykam te same osoby. Czasem zamienimy kilka słów. Takim osobom nie pożyczyłbym bym książki. Ale mam i osoby, które znam z realu i utrzymuję z nimi konta od lat. Im pożyczam książki przez Dropboksa. Dlaczego? Dlatego, że serwisy społecznościowe pozwalają na przekazywanie wpisów ludziom z ich kręgów. Oczywiście, plik pobrany z Dropboksa może również przesłać dalej, ale tutaj mam kontrolę nad tym komu udostępniam i komu ufam. Podobnie z publikowaniem książki na stronie z koniecznością uzyskania dostępu. Co za problem się zarejestrować (via. strony z warezem)? Autor piszę też o licencji. Z całym szacunkiem, ale o jaką licencję chodzi? Nie mamy takiej licencji, w związku z tym nie możemy jej udzielać.

Dobrze, że powstają takie akcje. Edukacja przynosi lepsze rezultaty niż straszenie i karanie, które powinno być ostatecznością. Jednak powinno to być robione znacznie lepiej, zwłaszcza pod względem faktycznego stanu prawnego, a nie na zasadzie niedomówień. Na pewno też, na stronach do których czytelnik jest odsyłany, informacje te powinny być napisane jeszcze prostszym językiem, najlepiej na konkretnych, nie budzących wątpliwości przykładach. Informacje te powinny być również rozdzielone na prawa jakie przysługują przy prywatnym dozwolonym użytku (np. mogę zrobić kopię całej książki) i na prawa jakie przysługują przy dozwolonym użytku wykraczającym poza zakres osobisty (tutaj mogę zrobić kopię części książki potrzebną np. do wykorzystania na lekcji, artykułu - prawo cytatu).

Widać tutaj wyraźnie, że prawo nie jest w stanie nadążyć za zmieniającym się światem - ustawy zostały napisane w czasach, gdy problemu tego nie było. Aby uregulować obecną stan próbuje się przenosić zapisy analogowe na cyfrowe często z opłakanym skutkiem. Do tego język ustaw jest niezrozumiały. Powoduje to chaos interpretacyjny (wspomniana publikacja w internecie) - obok ustawy publikowanej w Dzienniku Ustaw, powinno się również dołączyć tekst jej interpretacji napisany przez osoby kompetentne zabierać głos w tej materii.

_________________ Tekst ten nie jest pisany przez prawnika i autorytetu w zakresie praw autorskich. Opiera się na interpretacjach oraz doświadczeniach własnych. Proszę go więc nie traktować jak wykładni, na którą można powołać się w sądzie :)

Komentarze (9)