Blog (38)
Komentarze (2.8k)
Recenzje (14)
@walgavOpowiadanie - Mrok i Jasność

Opowiadanie - Mrok i Jasność

03.05.2019 15:25, aktualizacja: 17.06.2019 21:27

Na świecie jest wiele rożnych krain. Jedne dziwne, inne fantastyczne. Jednak kraina, której teraz się przyglądamy jest pospolita. W jej granicach nie zdarzają się niesamowite wydarzenia, a magia jest czymś dostępnym wyłącznie dla nielicznych, utalentowanych indywiduów. Zwykła kraina gdzie lasy zielenią się tak jak zwykłe lasy. Jedyna rzecz, która jest warta zauważenia to spokój panujący w tym księstwie. Jednak każda kraina w tym świecie ma swoją tajemnicę, która zostanie rozwikłana. Zwiastunem tego jest statek podpływający do jednego z portów tego miejsca. Statek, którego dwaj pasażerowie odmienią na zawsze wizerunek Lawendorf.

* * * Postać odziana w długą pelerynę z kapturem ze zniecierpliwienia przestępowała z nogi na nogę obserwując przystań z zaułka. Futrzasty karzeł popatrzył na nią ze zdziwieniem i usiadł na bruku nie przejmując się brudem. Wyją ze swojego futra fajkę i zapalił. Osoba w pelerynie popatrzyła na niego. -Przestań palić przy mnie- kobiecy głos wydobył się spod kaptura. -Dobra, spokojnie- karzeł powiedział obojętnym tonem i wytrząsną popiół z fajki- Nie rozumiem tylko, czemu tu przybyliśmy. -Słyszałeś kiedyś o Blackeże?- kobieta powiedziała obserwując przybijający do brzegu statek- To jeden z największych wojowników mroku na świecie i do tego lojalny najemnik. -Słyszałem, że jego przysięgi są pokrętne- stworzenie oznajmiło wstając- Może okazać się niewart zachodu. -Może, ale i tak chce go mieć po swojej stronie- kobieta zaśmiała się jak rasowy mistrz zła- I wtedy Lawendorf będzie moje- dodała ciszej. -Jak setki razy wcześniej- sarkazm osadził się na bruku, kiedy karzeł wypowiadał te słowa. Natychmiast tego pożałował, ponieważ kobieta kopnęła go boleśnie w tyłek. Futrzak wylądował kilka metrów dalej lekko ocierając swoje zasyfione futro.

* * * -I jesteśmy, Blacker- czarnowłosy facet klepną niższego od siebie blondyna w ramię- Jak myślisz, da się tu zarobić? -Patrząc na propozycje jakie dostaliśmy to tak, Wighter- blondyn powiedział z rozbawieniem odchodząc od burty- Przecież sam mi mówiłeś, że twoja przyszła szefowa jest w stałym konflikcie z moja przyszłą szefową. -Zacznijmy od tego, że ty najpewniej podpiszesz umowę, a ja muszę jeszcze przejść selekcję- Wighter powiedział z szerokim uśmiechem. -Chyba się tym za bardzo nie przejmujesz, co?- Blacker zaśmiał się. -Dokładnie- czarnowłosy oparł się o burtę- Jak się nie uda to zorbie sobie wakacje, a jak mi się znudzi to Ci pomogę w robocie. -Wiesz, chłopie mam dziwne przeczucie, że te zlecenia zmienią wszystko- blondyn powiedział szukając wzrokiem kogoś wśród ludzi w porcie. -A dokładniej?- Wighter spytał z ciekawością. -Nie mam pojęcia- blondyn zaśmiał się i ruszył w stronę dopiero rozłożonego trapu- Jak zawsze okaże się na miejscu. Blacker wyszedł na bruk przystani i rozejrzał się. Spomiędzy dwóch obskurnych magazynów wyłoniła się postać w kapturze i ruszyła w jego kierunku. Zatrzymała się widząc Wightera stającego obok niego. Czarnowłosy, o głowę wyższy od blondyna wodził wzrokiem po całym porcie, ale niższy ciągle się jej przyglądał. Czyli to on, ale zupełnie nie przywodził jej na myśl najemnika, a dwuręczny miecz na jego plecach zdawał nie pasować do jego postury. Jednak mimo wszystko podeszła do niego. -No cóż chłopie- czarnowłosy powiedział gdy w końcu zauważył zbliżająca się osobę- Chyba twój interes się zbliża. Do zobaczenia na placu boju- ruszył w swoją stronę. -Tylko nie daj się zabić do tego czasu- odpowiedział z rozbawieniem, bo znowu tkwią w gównie po uszy. -Blacker?- kobieta zapytała spod kaptura. -Księżna Kroczucha?- blondyn spytał z lekkim uśmiechem. -Dlaczego masz się z nim spotkać w walce?- spytała z ciekawością. -To mój partner w interesach- Blocker zaśmiał się mówiąc to- Zwykle jak któryś z nas dostaje zlecenie to drugi dostaje dokładnie takie samo, ale od konkurenta. Można powiedzieć, że z zawodu tłuczemy się na zlecenie. -To jakim cudem jeszcze razem pracujecie?- postać spytała naprawdę zbita z tropu. -Jesteśmy najemnikami. Nas się nie zabija, bo to my zabijamy za pieniądze- Blacker zapalił- Dzisiaj ja zabijam dla twoich wrogów, ale już jutro dla Ciebie. Prosta logika. Lepiej oszczędzić najemnika, któremu umowa wygasła i wykupić go potem, niż stracić ewentualne wsparcie. -Dziwna logika- odwróciła się na piecie i ruszyła w stronę zaułka. -Ale działa- dodał idąc za nią.

* * *

Wighter wszedł do pokoju w hotelu, który wskazał mu członek tutejszej armii. Nadział się na wzrok trzech typów. Szybko zgadł, że to jego konkurencji do roboty. Pierwszy z nich to knypkowaty i niewyglądany nożownik, słaba konkrecja. Drugim było Dave Pięknolicy znał go dobrze. Wiecznie opalony z szeroką ramką wybielanych co tydzień zębów i pustką w okolicach czaszki, w sumie nikt. Trzeci jest wpatrujący się mu w oczy rudzielec. Wyszczerbiona na brzegach tarcza i miecz zaczepione na jego plecach wzbudzały respekt. To był konkurent. Jego ocenę przerwały otwierające się drzwi. Do pokoju weszła blondyna, a zaraz za nią białowłosy starzec. Księżniczka Clara, władczyni Lawendorf i ewentualna szefowa Wightera, ale najpierw musi pokazać, że jest lepszy od tego rudzielca z tarczą. -Witajcie najemnicy- powiedziała życzliwie- Zebrałam was tutaj, bo podobno jesteście najlepszymi najemnikami jakich widział nasz kontynent. -Moja Księżniczko, proszę odprawić te niedorajdy, albowiem to ja jestem rozwiązaniem wszystkich twych problemów- Dave powiedział z nadmierną pompatycznością. -Dave, Dave- Wighter położył mu dłoń na ramieniu- Pozwól Pani dokończyć zanim palniesz znowu jakąś głupotę. -Lepiej będzie jak od razu wyjdziesz, Dave- lodowaty głos rudzielca wypełnił pomieszczenie. -Panowie, uspokójcie się proszę- starzec powiedział z rozbawieniem- Moja pani chciała po prostu ustalić, który z was będzie odpowiedni do zadania, które chce zlecić. -Ta farsa trwa stanowczo zbyt długo- tarczownik powiedział idąc w stronę drzwi- Wighter ty też jesteś na to za dobry. Idziesz?- spytał stając przed drzwiami, tyłem do wszystkich. -Wiesz, Czacha. Blacker dostał podobne zadanie, a nie chce być gorszy- rudzielec słysząc to zaśmiał się pod nosem. -Jak zawsze. A ty Shorty?- spytał knypka. -Jestem Morty! Zostaje- nożownik powiedział ze wściekłością, a Czacha wyszedł- To robimy kurwa interes? -Dobra, co umiecie?- księżniczka zapytała z lekkim uśmiechem. -Zabić z ukrycia- Morty powiedział szybko. -Walczyć- dodał Dave. -To czego wymaga zlecenie- Wighter powiedział obojętnie, bo po odejściu jedynej osoby, która mogła mu podebrać zlecenie zaczął podejrzewać, że to jest jakaś ściema. -To znaczy?- blondynka spytała z ciekawością. -Mam zabijać, nie ma problemu. Być doradcą militarnym, jak wyżej. Zostać stajennym, spoko - czarnowłosy powiedział szukając w kieszeniach swoich papierosów- Zostaje najęty to wypełniam zlecenia, oczywiście zgodnie z przysięgą jaka składam. -W takim razie porozmawiam sobie z każdym z panów i wybiorę najlepszą opcje- księżniczka powiedziała wychodząc- Pan Wighter pierwszy.

* * *

Kroczucha powoli zdjęła kaptur ukazując burzę czarnych jak kruk włosów i ponownie przeczytała umowę, która zmieściła się na jednym zwoju. Znała renomę tego człowieka i dokładnie go sprawdziła zanim zaczęła z nim rozmawiać o umowie. Spodziewała się, że ktoś o jego pozycji w społeczności najemników będzie żądał czegoś więcej niż 3000 złotych monet miesięcznie, nieograniczonego dostępu do jej spiżarni i 3 dni pełnopłatnego urlopu co kwartał. Oczywiście pozostaje jeszcze przysięga, którą złoży, ale to zapewne formalność. Zwinęła zwój i popatrzyła na blondyna, który właśnie śmiał się z czegoś za oknem pokoju spylunki, która wynajęła na targi. -Panie Blacker, czy to wszystko czego żądasz za swoje usługi?- kobieta spytała przykuwając jego uwagę. -Oczywiście i tego, żebyś wysłuchała słów mojej przysięgi- blondyn powiedział siadając przy małym stoliku. -Słucham. -Wypełniać rozkazy twe będę, puki głos serca mego nie zaprzeczy. Czas mej służby kres jednak będzie miał, kiedy sen twój jawą się stanie- Blacker mówiąc to zamkną oczy i odchylił głowę w tył- Tego będę się trzymał i wypełniał co do joty. -A co to ma niby znaczyć?- kobieta spytała ze zdziwieniem. -Proste rzeczy- blondyn wstał- Nie zabijam bezbronnych, dzieci i kobiet, chyba, ze to wojowniczki. Nie gwałcę i nie plądruję. Nie bezczeszczę świętych miejsc i co najważniejsze nie jestem skrytobójcą. Preferuję mord twarzą w twarz. Proste, nie? -A knucie spisków?- Kroczucha spytała zamyślonym głosem. -To robię na poczekaniu- podrapał się w tył głowy- Tylko rozeznam się w sytuacji politycznogospodarczej. -Dobrze- złożyła siarczysty podpis na zwoju- Od teraz pomagasz mi przejąć władzę. Rozumiesz? -W całej rozciągłości- najemnik staną na baczność i zasalutował.

* * *

Wighter wybuchł śmiechem prosto w twarz kapitana straży przybocznej księżniczki, kiedy ten oznajmił mu, że ma się codziennie rano stawiać na musztrę. Groźba karceru skończyła się tym, że żołnierz padł na podłogę ze złamanym nosem. -Co tu się?!- Clara krzyknęła wchodząc do pokoju. -Księżniczko, ustalmy jeszcze jedno- Wighter powiedział zapalając papierosa- To ty mnie zatrudniłaś i to od Ciebie odbieram rozkazy, a nie od tego tutaj. -Ten plebs powinien nauczyć się musztry i kilka dni spędzić w więzieniu- kapitan powiedział przykładając jakąś szmatę do krwawiącego nosa. -Kapitanie Franko, Wighter jest moim najemnikiem, a nie pańskim, więc proszę nie zwracać na niego uwagi- księżniczka podeszła do czarnowłosego- A ty wszelakie skargi zgłaszasz mnie, a nie pięścią w twarz zainteresowanych. -Zgodnie z rozkazem- Wighter powiedział z zadowoleniem, a potem przyglądał się jak wszyscy wychodzą poza starcem. -To mi się podobało. Księżniczce zresztą też- białooki powiedział z uśmiechem- Jestem Xardas, czarodziej i doradca Clary. -Jesteś tego pewien?- czarnowłosy spytał ściskając jego dłoń- Wydawała się bardzo poirytowana. -Bardziej na Franka, niż na Ciebie- starzec zaśmiał się- Po prostu zbyt poważnie podchodzi do swoich obowiązków. -Zastanawia mnie tylko do czego tak naprawdę zostałem wynajęty- najemnik powiedział zapalając. -Środki ostrożności- Xardas powiedział poważnie- Księżna Kruczycha, osoba, która upatrzyła sobie tron Clary podobno również opłaciła znanego najemnika. -Tak. To Blacker, mój najlepszy przyjaciel- Wighter powiedział z zadowoleniem- Z nim ta cala Kruczycha miała by to księstwo w posiadaniu w ciągu kilku tygodni, ale na szczęście macie mnie. -Mam rozumieć, że twój przyjaciel rozwiążę z nią umowę?- czarodziej spytał z ciekawością. -Wręcz przeciwnie- czarnowłosy wybuchł śmiechem- Teraz na pieszym miejscu listy jego priorytetów jest zdobycie tronu dla swojej szefowej. Jak zawsze. -Czyli robiliście takie rzeczy wcześniej- starzec zdziwił się. -Tak. Czasem mój szef wygrywa, czasem jego- najemnik powiedział z zadowoleniem- Wszystko zależy od okoliczności, a my staramy się wypełnić zlecenie, a poza tym to tylko biznes. Nic osobistego. -I tak myśli prawdziwy najemnik- Xardas klepną go w ramię - Chodź zaraz wyruszamy.

* * *

Blacker wychylił się przez okno swojej sypialni i spluną. Potem zaczął chichotać, kiedy usłyszał jak jeden z owłosionych karzełków zaczyna przeklinać czarne kruki, które są wszechobecne w pałacyku Kroczuchy. Nagle drzwi otworzyły się i pani tych włości wkroczyła do pomieszczenia w pełni swego mrocznego jestestwa. Niestety, dopiero, kiedy była na środku komnaty zauważyła, że najemnik stoi przed nią w samych slipach. -Miło, że wpadłaś szefowo, ale właśnie skończyłem kąpiel- powiedział, gdy odwróciła się do niego plecami- Jakiś wypadzik się kroi, czy co? -Chciałam właśnie o to Cię zapytać- kobieta powiedziała z poirytowaniem- Jesteś tu już trzeci dzień i jeszcze nic sensownego nie zrobiłeś, a miałeś wymyślić jakiś plan, skoro jesteś tym za kogo się podajesz. -Zbieram informacje- blondyn powiedział z zadowoleniem- Właśnie się dowiedziałem, że Księżniczka Clara wynajęła najemnika. Nazywa się Wighter i ma za zadanie krzyżować twoje poczynania- dodał wciągając spodnie. -Jest przebiegła- Kroczucha zastanowiła się- To skomplikuje sprawy. -Nie koniecznie- najemnik powiedział zapinając swój skórzany płaszcz- To mój stary kumpel i wiem jak działa- spojrzała na niego z żądzą odpowiedzi w oczach- Będzie czekał na nasz ruch, który zwykle wykonywałem szybko. Jednak teraz załatwię to inaczej. Rozpuszczę wici i dowiem się co robi w ciągu dnia, nawet to o której idzie do łazienki. -Po co? Przecież dobrze go znasz- czarnowłosa spytała ze zdziwieniem. -Proste. Nigdy tego nie robiłem, kiedy on był moim przeciwnikiem- Blacker zaśmiał się- Z kolei on już o mnie zbiera informacje. Dlatego właśnie zażyczyłem sobie odizolowanej komnaty w wierzy. Poza tym dokładnie wiem, którzy kołtuniaże mają za długi język nad kufelkiem. Tych unikam i pluję na nich z wierzy. Poza tym nie lobię tego ich poganiacza. -Już się na to zaczynają skarżyć, szczególnie „poganiacz”- powiedziała obojętnie- Więc kiedy zaczniesz działać? -W swoim czasie- najemnik powiedział zapalając- Twój zbytni pośpiech sprawił, że księżniczka jest nadto ostrożna, więc lepiej się przyczaić i dowiedzieć się kilku informacji. Właśnie czekam na szpiega, który mi opowie o straży pałacowej. Ekonomia tu nie szwankuje, a nawet sposób naliczania przez Ciebie podatków daje Ci kilku zwolenników. Potem rozeznam się w tutejszym towarzystwie i zacznie się pewne przedstawienie, które namiesza w głowach wszystkich- zaśmiał się- Tego Wighter się nie spodziewa. -Dlaczego tak myślisz?- Kroczucha zaciekawiła się. -Zwykle to on wspierał zamachowców, a ja broniłem szeroko rozumianej „praworządności”- spluną przez okno- Nigdy nie musiałem być specjalnie subtelny, a Wighter nigdy taki nie był, więc troszeczkę tym go zaskoczę. W tym momencie błyskawica uderzyła gdzieś na horyzoncie. Zbliżała się burza, a jednej z wież posępnego pałacu rozbrzmiewał szaleńczy kobiecy śmiech. Nie widziała tylko ona sprytnego uśmiechu na twarzy swojego najemnika, który wyglądał właśnie przez okno.

* * *

Xardas usiadł w fotelu wskazanym mu przez księżniczkę. Bardzo sobie cenił codzienne herbatki z nią spędzane. Mógł porozmawiać z nią o kraju i o innych sprawach, które wymagały jego rady. Ze dziwieniem odkrył, że głównym tematem dzisiejszego spotkania jest Wighter. Może spędził w zamku dopiero kilka dni, ale już wszyscy poznali go z najlepszej strony. Był co prawda nieokrzesany i grubiański, ale zawsze był gotów pomóc, radą, bądź gestem. Natomiast swoje zadanie ochrony księżniczki wypełniał z należyta odpowiedzialnością. Nawet zgłosił się na ochotnika do próbowania potraw, które miała spożyć, ale mu odmówiła. Nie odtrącała jednak wielogodzinnych rozmów, które toczyła z nim w każdej wolnej chwili od rządzenia księstwem. Mimo to czarodziej wiedział, że coś gnębi jego władczynię. Nie omieszkał o to zapytać. -Po prostu nie rozumiem jego postępowania- Clara powiedziała znad filiżanki- Jest wspaniałym człowiekiem, ale jeśli to on dostał by zlecenie od Kroczuchy walczył by z nami. -To właśnie moralność najemnika- Xardas powiedział z ulgą, że to nic poważnego- Ich sposobem na życie jest walka za pieniądze. Niektórych da się przekupić, ale szanujący się najemnicy składają przysięgi, tak jak on. -Rozumiem, zastanawia mnie jeszcze czemu walczy ze swoim przyjacielem- blondynka oznajmiła z trwoga- Rozumiem, że to najemnicy, ale to chyba lekka przesada. -Księżniczko, oni tacy po prostu są- starzec powiedział z rozbawieniem- Najemników zwykle się nie zabija po tym jak pokona się jego mocodawcę, bo i po co. Nie jest niczym stałym związany z nim, więc nie stanowi już zagrożenia, a może okazać się pomocny. -Dziwni ludzie- księżniczka oznajmiła pomiędzy łykami. -Może i dziwni, ale bardzo potrzebni. Szybko zmieniła temat, bo mimo to sprawy księstwa też wymagały omówienia. Tymczasem Wighter zastanawiał się co Blacker kombinuje w sprawie przejęcia tej krainy. Znając tego świra na pewno podejdzie do sprawy od dupy strony, ale zwykle nie musiał na niego czekać, aż trzy dni. Nawet utarczki słowne z kapitanem Frankiem przestały go bawić. Zaczęła interesować go natomiast sama księżniczka, ale szybko odgonił te myśli. W końcu była jego szefową, ale jeśli to jemu uda się wygrać w tej walce może o tym pomyśli, ale teraz postanowił się napić. Jednak jego plan został pokrzyżowany przez gościa, który desantował się z dachu na balkon na którym stał. -Siema chłopie- blondyn powiedział z szerokim uśmiechem. -Blacker, co ty tu kurwa robisz?- czarnowłosy spytał ze zdziwieniem- Przecież wynajęła Cie ta cała... Jak jej tam było? -Spokojnie, Kroczucha bierze codziennie kilkugodzinną kąpiel, więc mam czas- niższy z nich powiedział rozglądając się po okolicy- Fajna okolica, ale wole mroczne góry mojej szefowej. Poza tym wpadłem obgadać zasady. -A o czym tu gadać?- Wighter spytała zapalając- Robimy swoje i staramy się, żeby nasza frakcja wygrała. A tak właściwie to kiedy coś zrobicie? Nudzi mi się. -W swoim czasie, stary- blondyn wskoczył na dach- A i postaraj się o wzmocnienie straży, bo strasznie łatwo tu wleźć. -Przecież nie robimy za skrytobójców- czarnowłosy powiedział z rozbawieniem. -Ja tam tylko u Kroczuchy pracuję i nie wiem co jej do łba strzeli- Blacker powiedział z rozbawieniem - Narka. Jak zawsze zmienił się w czarny dym i schował w cieniu. Wighter westchną i zaśmiał się. Jak zawsze ich zlecenie zaczyna przypominać jakąś marnej jakości komedie, ale skoro im płacą to będą robić swoje. Mimo absurdu tej sytuacji.

* * *

Sala w której Kroczucha zwykle przyjmowała przerażonych interesantów nie odbiegała zbytnio wyglądem od zwykłego biura. Poza oczywiście wszechobecną mrocznością. W tym momencie sołtys pobliskiej wsi prosił swoją panią o pomoc w likwidacji stada wilków, które podchodzi stanowczo zbyt blisko zagród. Zgodziła się i miała już wysłać kilku swoich podwładnych, kiedy przez drzwi przeleciał jeden z jej niskich i nadmiernie owłosionych przydupasów. Okazało się, że zastąpił drogę Blackerowi, który z najwyższą kulturą poprosił go o przesuniecie się kopiąc go. Pani włości nakazała zająć się sprawą wilków gramolącemu się na nogi kołtuniażowi i wyprosiła sołtysa. Miała dziś dobry humor, więc tylko zbluzgała najemnika za przerwanie spotkania i spytała czego chce. -Wpadłem na pewien pomysł odbierając przesyłki- gdy skończył mówić Kroczucha popatrzyła na niego wściekle. -To dlatego nie dostałam dziś mojej korespondencji?!- jej wrzask dało się słyszeć w całym pałacu. -Same ulotki, kilka propozycji matrymonialnych dla mnie i zaproszenie dla Ciebie na bal organizowany przez Lord Pyrka- blondyn powiedział kładąc przesyłkę na jej biurku. -Komu kazałeś napisać odmowę?- kobieta spytała zagłębiając się w list. -Nikomu, kazałem potwierdzić przybycie- przeżyła szok i znowu miała ochotę wrzeszczeć- To właśnie część mojego planu, który właśnie chce Ci przedstawić- ochłonęła i pozwoliła mu dalej mówić- Sprawa jest prosta. Brałem już udział w walkach o władzę i metoda: zbiorę armie i zrobię zamach, zwykle kończy się klęską albo impasem jak w tym przypadku- chwyciła kielich wina, który stał przed Kroczuchą i napił się, co znowu ją zdenerwowało- Ktoś, kto chce przejąć władzę poza planem samego zamachu potrzebuje popleczników. Ty moja pani ich nie masz, a bal u lorda może być jedyną okazją do zyskania kilku. -Co więc proponujesz mi zrobić?- spytała zainteresowana tym wywodem. -Udać się na bal i oczarować co mroczniejszych gości- najemnik zatarł ręce- Z pewnego wiarygodnego i pokrytego łuską źródła dowiedziałem się, że kilku możnych tego księstwa potajemnie czci mrok, więc mogą okazać się bardzo przydatni. -Jak ich przekonać i co najważniejsze co z nimi zrobić jak mi się uda zdobyć tron?- Kroczucha spytała sceptycznie. -Aby zdobyć ich zaufanie wystarczy pojawić się na tego typu zabawach, a na pewno sami się zgłoszą z „wielkoduszną” pomocą- Blacker powiedział z rozbawieniem- A co będzie z nimi po całej zabawie zależy od Ciebie. Ja pomagam Ci tylko zdobyć tron, a co potem mam gdzieś. -Rozumiem- kobieta wstała i zabrała mu z ręki kielich- A co jeśli wynajmę Cię gdy będę miała władzę? -O tym pomówimy kiedy twoja władza stanie się faktem- Blacker powiedział idąc w stronę lekko naruszonych drzwi- Radził bym się przygotować. Bal jutro wieczorem. Kobieta warknęła słysząc to.

* * *

Karoca powoli sunęła wzdłuż bulwaru przed posiadłością Lorda Pyrki. Wighter jeszcze raz poprawił swoją koszulę i westchną. Nie miał pojęcia jakim cudem księżniczka pomyślała, żeby zabrać go na ten bal. Z tego co się dowiedział księżna Kroczucha nie uczęszcza na takie zgromadzenia. Powinien teraz być na zamku i szukać jakiegokolwiek śladu jej mrocznej działalności. Mimo to siedzi teraz w tym pojeździe razem z nią i, na szczęście, Xardasem. To nie było najgorsze. Dopiero to co zobaczył na miejscu nim wstrząsnęła. Zobaczył wykrzywioną we wrednym uśmiechu twarz Blackera stojącego obok witającej się z gospodarzem Kroczuchy. Clara i stary czarodziej też ich zauważyli i nie kryli zdziwienia. Mimo wszystko władczyni przywitała lorda i dostała lekkiej zadyszki, kiedy jej przeciwniczka podeszła do niej w towarzystwie swojego najemnika. -Witaj Księżniczko- ukłoniła się dworsko- Mam nadzieję, że ten bal upłynie bez zbędnych incydentów. -Oczywiście Księżno- Clara odpowiedziała powstrzymując zaskoczenie. -A ty robisz pewnie za lokaja księżnej, co?- Wighter zapytała blondyna. -Lokaja, ochroniarza. Co tylko moja szefowa sobie zażyczy- Blacker odpowiedziała ze sprytnym uśmiechem. -Wybaczcie nam- Kroczucha powiedziała przyjaźnie- Chciałabym porozmawiać również z innymi gośćmi. -Jestem w kropce- Xardas powiedziała, gdy para oddaliła się. -Ja też- dodał od siebie czarnowłosy. -Potrzebuję kieliszka czegoś mocniejszego - zakończyła Clara. Bal odbywał się bez żadnych komplikacji. Mimo podejrzeń Wightera jego przyjaciel podążał za swoją szefową i jej usługiwał. Natomiast sama księżna zajmowała się tym czym zwykle zajmują się goście takich zabaw. Rozmawiała z innymi gośćmi, próbowała wyszukanych dań i nawet dała zaprosić się do tańca przez kilku podejrzanych lordów. Gdy zasięgną języka okazało się, że pod mgiełką kurtuazji wszyscy zauważyli to przedziwne zachowanie do tej pory ekscentrycznej i izolującej się od wszystkich kobiety. Czarnowłosy zwęszył w tym jakiś plan, jednak nie mógł dość do czego ma prowadzić. Jego ciche śledztwo przerwał jeden z najodważniejszych wojowników jasności tego księstwa. Lord Waldorf jest znany z tego, że zwykle najpierw działa, a potem myśli, dlatego tez nigdy nie odnotował większych zasług dla tej krainy. Ruszył on na Kroczuchę i chwycił ja za rękaw. Na jego nieszczęście Blacker stał dostatecznie blisko, aby uderzyć go przedramieniem w gardło. Szlachcic cofną się charcząc pod nosem przekleństwa. -Zważaj lordzie- blondyn powiedział hardo- Zbytnia arogancja zwykle kończy się śmiercią- chwycił rękojeść swojego miecza, który jak zawsze ma przytroczony na plecach. -LORDZIE!- niewysoki i grubiutki lord Pyrek zabrzmiał swym basowym głosem- Nie życzę sobie takiego zachowania w mych włościach! Radził bym odejść zanim będę musiał rozkazać moim wojownikom, żeby pana wyprowadzili. -Przecież to księżna Kroczucha- Waldorf powiedziała wściekle- Ona przecież... -Przypominam panu, że księżniczka nie postawiła mi żadnych oskarżeń- kobieta powiedziała z pewnym siebie uśmiechem- Nasza władczyni może to potwierdzić osobiście. Tu i teraz. -To prawda- Clara podeszła do zainteresowanych- Moje prywatne zatargi z księżną nie są sprawą, która powinna obchodzić całe Lawendorf- dodała stanowczo - Lepiej dla pana będzie opuścić ten bal teraz. -Tak, ma pani rację- Waldorf ukłonił się i odszedł. -Błagam wybaczcie mi występek lorda- blondynka powiedziała w stronę Kroczuchy i Pyrka- To co uczynił nie było moim życzeniem. -Oczywiście- księżna skinęła głową. -Naturalnie, ma księżniczko- lord odpowiedział z uśmiechem- Mam nadzieję, że ten drobny afront nie zakłóci zabawy, księżno. -Zapewniam wszystkich, że nic się nie stało- czarnowłosa odpowiedziała przyjaźnie. Zabawa została wznowiona przez orkiestrę. Zagrali pod takt grupowego tańca, który w księstwie jest niezbędnym elementem udanego balu. Zrządzenie losu sprawiło, że w towarzystwie Clary zawsze znajdowała się Kroczucha.

* * *

-W co ty grasz?- Wigter spytał stojącego przy ścianie kumpla. -Zajmuję się swoją robotą- Blacker powiedział obserwując tańczącą z organizatorem- Staram się zapewnić bezpieczeństwo mojej klientce. -Nie o to pytam- czarnowłosy zaśmiał się- Pytam co ona tu robi? -Tańczy. -Cholera, Blacker. Jak nie rozumiesz to spytam tak: To wasz plan czy nie?- wojownik nachylił się nad blondynem. -Ja tylko wypełniam rozkazy- powiedział z rozbawieniem- Mogę Cię jednak zapewnić, że Ci kolesie, którzy wyciągają na zewnątrz księżniczkę nie pracują dla Kruczychy. Wighter z przerażeniem zrobił zwrot. To co zobaczył nim wstrząsnęło. Xardas spał na stole, przy którym siedzi. Co prawda wyglądał jak pijany, ale on nie napił się dzisiaj niczego. Natomiast księżniczka, podtrzymywana przez dwóch podejrzanych typów została wyciągnięta z sali. Czarnowłosy z przerażeniem ruszył za nimi całkowicie olewając nieprzytomnego czarodzieje. Blacker wszedł na parkiet i w eleganciki sposób odbił Kruczychę i przekazał jej co się stało. -Więc, po tym tańcu ruszysz za nimi i zabijesz tego śmiecia, który ją porwał, a potem postarasz się, żeby ten najemnik ją znalazł- kobieta powiedziała złośliwie. -Oczywiście, że to zrobię, ale po co?- Blacker spytał ze zdziwieniem. -Bo to ja mam ją pokonać, a nie jakiś przypadkowy debil, rozumiesz?- uśmiech na jej twarzy rozwiał wszelkie wątpliwości blondynowi. Po tańcu odprowadził księżną do jednego ze stolików i wyszedł z sali. Czekała go długa noc pełna zabijania.

* * *

Blacker staną na gałęzi drzewa i rozejrzał się po okolicy. Ślady prowadziły go aż tutaj, na przedsionek jakichś ruin. W ostatniej chwili wstrzymał śmiech, gdyż zobaczył jak kilku facetów ciągnęło po ziemi związanego Wightera. Jeden z nich trzymał jego miecz, na szczęście blondyna odłączył się od grupy, żeby się odlać. Chwilę potem spadł na niego niewysoki najemnik. Tymczasem czarnowłosy pocałował posadzkę jakiegoś budynku bez dachu. Potem ktoś nim szarpnął i usadził obok księżniczki. -Spokojnie to cześć planu- Wighter powiedział przerażonej kobiecie. -Planu? Nie żartuj- łysy dryblas z blizną przecinającą całą jego twarz zarżał- Mój pan zaplanował coś specjalnie dla was. Śmierć. -Ciekawe, bo mam w planach jeszcze trochę sobie pożyć- czarnowłosy powiedział wstając, a następnie zrobił krok w przód- A poza tym co twojemu panu da śmierć księżniczki? -Wiesz koleś co się stanie jak ona zdechnie?- łysol zaśmiał się- Chaos z którego wyłoni się nowy przywódca, mój pan. -A to paradne- z jednej ze ścian zeskoczył Blacker trzymając w dłoniach dwa miecze, swój i czarnowłosego- Zostawiać jakiegoś frajera do pilnowania miecza- szybkim ruchem przeciął więzy kumpla i rzucił mu broń. -A ty co tu robisz?- Wighter spytał z lekkim zaskoczeniem. -Powiedzmy, że akurat w tym momencie nasze zlecenia pokrywają się- blondyn zaśmiał się- Obaj mamy ochronić księżniczkę. -Że co Cię kurwa proszę?- łysol przeżył szok- Przecież ty pracujesz dla księżnej Kroczuchy. -Właśnie pracuję i nie zadaje pytań jak mi coś każe- Blacker powiedział ustawiając się w pozycji bojowej- Wighter dbaj o księżniczkę, a ja troszeczkę tu posprzątam. Łysol wycofał się, a jego towarzysze zaatakowali. Pięciu rasowych zabijaków zbliżyło się. Dwóch z nich pobiegło wzdłuż jednej ze ścian omijając blondyna. Szli na Wightera, jednak Blacker się tym nie przeją gdyż za dobrze znał swojego kumpla i wiedział, że da im radę. Pozostałych trzech ruszyło środkiem, dokładnie na najemnika. Nie zamierzał się z nimi bawić. Pierwsze cięcie zaowocowało utratą ramienia jednego ze zbirów. Pchnięcie w mostek i padł bez życia. Dwóch pozostałych wykorzystało chwilę i zaszli blondyna z obu stron. Jeden zaatakował z boku, drugi z góry. Blacker kucną i uderzył w nogi jednego z nich. Zbir nim zaklął z bólu nadział się na miecz najemnika. Cofną on klingę z martwego ciała i uderzył rękojeścią ostatniego ze swych przeciwników w brzuch. Następnie zrobił zgrabny obrót i zakończył jego życie cieciem w kark. W tym momencie łysy drab zaatakował. Uderzył barkiem w zaskoczonego blondyna, który padł na posadzkę. Szybko się otrząsną i już chciał kopnąć łysego między nogi, kiedy Wighter pozbawił go dłoni, a kopnięciem sprowadził do parteru. Czubek jego miecza wylądował na gardle płaczącego z bólu dryblasa. -Wighter, aresztuj go dla mnie- księżniczka powiedziała oswobodzona z więzów przez Blackera. -Nie wydaje mi się- blondyn powiedział ze sprytnym uśmiechem. Szybkim susem dotarł do przyjaciela. Podciął go i chwycił za ramię łysego. Wymamrotał coś pod nosem i obaj zmienili się w czarny dym, który szybko znikną. Wighter szybko się poderwał i wybiegł z resztek budynku, a za nim Clara. Od razu zobaczyli Blackra stojącego na niewielkim wzgórzu, a przed nim klęczącego łysola, który zdawał się błagać o litość. Księżyc w pełni sprawiał, że wydawali się postaciami wyciętymi z papieru. Blacker uniósł miecz ponad głowę i zrobił zamach. Głowa zbira odpadła od reszty ciała, a najemnik znowu zmienił się w dym i znikną. -Z tego co wiem to za próbę zamordowania Ciebie i tak groził mu stryczek- Wighter powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej. -Ale nie rozumiem, czemu Kruczycha kazała mu mnie uratować- Clara spytała patrząc ciągle na wzgórze. -To bardzo niesubtelna wiadomość dla wszystkich- najemnik wziął ją pod rękę i zaczął prowadzić w kierunku włości lorda Pyrki- Kruczycha chciała, żeby wszyscy wiedzieli, że tylko ona może Cię zdetronizować, a ten biedny, martwy drań stał się jej posłańcem. -Mogłam się domyślić- księżniczka powiedziała z sarkastycznym uśmiechem na ustach- Wracajmy do lorda i załatwmy, żeby wiadomość dotarła do wszystkich, a potem zabierzemy Xardasa i wracajmy na zamek. Wighter skina głową. Zdziwił się, że chce by to się rozniosło. Coś w jej postępowaniu mu nie pasowało. Porzucił szybko te myśli, bo w końcu jest tylko najemnikiem i nie zadaje zbędnych pytań.

* * *

Wighter usiadł na ławce i patrzył jak Xardas poświęca się swojemu hobby. Próbował rzeczy niemożliwej, zażenować rusałki mieszkające w ogrodzie zamku Clary. Czarnowłosy dokładnie wiedziała, że te małe kawalary nie dadzą się podejść w żadnej dziedzinie. Są gotowe nawet paradować nago, żeby tylko to udowodnić. Inna sprawa, było to, że te stworzonka wprost przepadały za najemnikiem. Czasem nawet aż za bardzo. Na przykład, kiedy wlatują do jego sypialni tylko po to, żeby popatrzeć na niego kiedy się kompie. Zupełnie by go to nie ruszało, ale czasem próbują się do niego przyłączyć. -Lubie rusałki, wiesz- Clara powiedziała przysiadając się, co wybiło wojownika z rozmyślań na tymimałymi motylo-kobietami. -A one wręcz mnie ubóstwiają- Wighter powiedział z lekkim rozbawieniem- Czasem, nie mogę się od nich opędzić. -One rzadko tak reagują na nowych gości- blondynka uśmiechnęła się- Zwykle wylewają in na głowy nieczystości. -To mam szczęście- mimowolnie spojrzał w oczy księżniczki i lekko się zapatrzył. -Mam tylko nadzieję, że skorzystasz z mojego zaproszenia na herbatę?- kobieta powiedziała radośnie. -Oczywiście- najemnik powiedział kierując swój wzrok na czarodzieja, który właśnie wyganiał kilka natrętnych rusałek spod swojej szaty- Powiedz mi, księżniczko. Czy one nie przeszkadzają dworzanom? - czarnowłosy spytał z rozbawieniem. -Nie. Może i są czasem uciążliwe, ale da się na nich polegać- zaśmiała się- Kiedy im się wmówi, że to co robią to dobry kawał - czarnowłosy pomyślał, że jej śmiech przypomina muzykę. Nagle przestała- Powiedz mi, kim są najemnicy? Czemu sprzedajecie swoje życie innym?- zdziwił się słysząc te pytania. -Po prostu jesteśmy ludźmi bez przyszłości i bez przeszłości- odpowiedział, bo w końcu to żadna tajemnica- Jedyne co mamy to życie i zdolności bojowe, a jakoś żyć trzeba, więc za pieniądze walczymy za idee innych, albo pomagamy im w wojnach. Ci, którzy maja szczęście, układy i co najważniejsze przeżyją kupują sobie przyszłość. -Ale to co mówisz wskazuje na to, że nie macie przed niczym skrupułów- Clara powiedziała po chwili zastanowienia. -Mamy, to znaczy prawdziwi najemnicy mają- Wighter wyciągną z kieszeni papierosa i zapalił- Nie wiem skąd to się wzięło i jestem pewien, że żaden najemnik tego nie wie, ale mamy swój kodeks. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale żeby inni najemnicy Cię nie wytropili i nie zabili trzeba go przestrzegać. -Ale po co to robicie? Przecież każdy pilnuje tylko swoich interesów- blondynka zapatrzyła się w dal. -Z dwóch powodów- Wighter powiedział z lekkim uśmiechem- Musimy zachować wysoki poziom usług jeśli chcemy dostawać ekskluzywne kontrakty i musimy jakoś odgrodzić się od hołoty, czyli bandy bezmózgich zabijaków. -A co mówi wasz kodeks?- spytała z ciekawością. -W sumie to co Ci przysięgałem- najemnik zaśmiał się- Zabijamy tylko wojowników, nie gwałcimy, nie plądrujemy, nie bezcześcimy. Do tego dochodzi specjalizacja. Każdy najemnik decyduje, czy walczy, czy zabija z ukrycia. Poza tym jak przyjmiemy zlecenie to do końca je wypełniamy, bez możliwości przekupienia nas. I to by było na tyle. -Czyli tak jak myślałam, nie jesteście zwykłymi mordercami- księżniczka powiedziała z uśmiechem. -Dokładnie, a teraz ja chciałbym o coś zapytać. Jeśli można?- Wighter starał się nie brzmieć jak zaciekawiony. -Oczywiście. -Tak się zastanawiałem, czemu nie zrobisz nic z Kroczuchą?- to pytanie uderzyło w blondynkę z siła rozpędzonej karocy- Z tego co się dowiedziałem zrobiła tyle, że można to zebrać w kilka mocnych oskarżeń. -To nie takie proste- zwiesiła ramiona i patrzyła na czubki swoich butów- Ona po prostu musi być wolna i zdrowa. Chciałabym, żeby było inaczej, ale nie mogę tego zmienić. Dlatego musi być tak jak do tej pory. Rozumiesz?- pytanie to zadała jak prawdziwa władczyni. -Oczywiście, w końcu jestem twoim pracownikiem, ale chciałbym wiedzieć dlaczego. Jeśli można?- powiedział na jednym wdechu. -A to będzie moja małą tajemnicą- zaśmiała się i odepchnęła go palcem. Szybko wstała- Do zobaczenia. Wighter jeszcze przez chwilę patrzył się na odchodzącą kobietę. Naprawdę zaczęła mu się podobać, ale nie mógł z tym nic zrobić. Postanowił o tym za bardzo nie myśleć i po tym jak stanie się zbędny weźmie kasę i zniknie z tego miejsca. Nie miał pojęcia, że księżniczka zaczynała myśleć o nim w podobny sposób i zaczęła się zastanawiać jak go tu zatrzymać na dłużej, może nawet na zawsze.

* * *

Wczesnym porankiem Blacker szedł do gabinetu swojej szefowej. Jeden z tych owłosionych pokurczów obudził go i zakomunikował, że chce go widzieć. Z początku się wściekł, ale w końcu dla niej pracuję, więc jak zawsze wszedł bez pukania. Odkrył, że w środku poza Kruczychą jest jakiś inny człowiek. Rude włosy przysłaniały jego oczy, a peleryna skrywała jego ciało. Najemnik staną obok niego i zasalutował. -Salut, szefowo- powiedział z uśmiechem. -Nie rób sobie jaj tylko posłuchaj Lorda Zubena- kobieta powiedziała złowrogo zza swojego biurka, a najemnik skina na niego głową. -Kilka dni temu w mej bibliotece odkryłem tą mapę- wskazał zwój na blacie- Przedstawia ona lokalizację pewnego niezwykle cennego amuletu, którego moc pozawala właścicielowi być odpornym na magię- blondyn gwizdną słysząc to. -Przydatna zabawka- chwycił i rozwiną mapę. -Też tak myślę, dlatego tam pójdziesz i mi go przyniesiesz- czarnowłosa zaśmiała się‑Lordzie Zubenie pozwól, że odpłacę Ci jakoś za twoją pomoc. Mów czego chcesz. -O tym pomówimy kiedy staniesz się władczynią, ma pani- rudzielec zaśmiał się- Niestety muszę już odjechać, bo ktoś może stać się nadto podejrzliwy. -Oczywiście, kołtuniaże pana odprowadzą- Kroczucha obserwowała faceta kiedy wychodził- Widzę, że twój plan jednak zaczął działać. -Liczyłem na to, a z tej mapy wynika, że amulet nie jest daleko- najemnik powiedział dokładnie studiując to co widział na zwoju- Raptem kilka kilometrów na wschód stąd. -To by się zgadzało. Tam są stare ruiny- kobieta powiedziała nalewając sobie wina do kielicha- Kiedy wyruszasz? -Najdalej jak za godzinę- Blacker zwiną mapę i schował do kieszeni- Potrzebuje tylko trochę żywności i konia. -Weź wszystko czego potrzebujesz- Kroczucha powiedziała z szerokim uśmiechem- I wracaj szybko. Godzinę później z mrocznego pałacu Kroczuchy wybiegł galopując biały rumak w brązowe plamy. Co prawda wolałby czarnego konia, ale jedyny jaki był w stajni to czarna klacz jego szefowej, więc postanowił sobie odpuścić i wybrał najbardziej niepozornego.

* * *

-Więc ustalmy jedno- Wighter popatrzył na mapę leżącą przed nim na stole- Ten amulet chroni przed magią? -Tak. Mój pan jednoznacznie kazał mi przekazać, że ten artefakt jest zdolny odeprzeć nawet bardzo silną magie- chuderlawy młodzieniec powiedział z kamienną twarzą. -Ten przedmiot może okazać się przydatny- Xardas powiedział drapiąc się w brodę- Możliwe, że dałoby się wzmocnić właściwości tego amuletu, ale musiał bym go mieć. -W takim razie niezwłocznie wyślę kogoś, żeby go zdobył- księżniczka powiedział z zadowoleniem- Posłańcze, przekaż lordowi Zubenowi, że jestem niezwykle wdzięczna za tą informację i przekaż mu również, że nagroda go nie minie. -Oczywiście- młodzieniec ukłonił się i opuścił salę. -Claro, radziłbym nie informować kapitana Franka- czarodziej powiedział szybko, gdy drzwi zamknęły się za posłańcem- Ekspedycja, którą by zorganizował na pewno zwróciła by uwagę wszystkich. -Wiem, dlatego Wighter tam pójdzie- kobieta uśmiechnęła się do niego- Wiem, że załatwisz to z odpowiednią delikatnością. -Nie zawiodę- czuł się dziwnie mówiąc to, bo miał na czubku języka zgłoszenie się do tej misji. -Przygotuję wszystko co będzie Ci potrzebne- Xsardas powiedział wychodząc. -Chciała bym, żebyś wrócił bezpiecznie- Clara wypali gdy czarodziej znikną z jej pola widzenia. -Księżniczko, jestem wyszkolonym specjalistą- czarnowłosy zasiał się- To tylko krótka wyprawa. Wrócę raz dwa. -Miło to słyszeć- blondyna powiedziała idąc w stronę drzwi- Bez Ciebie będzie tu puściej niż jest- i wyszła. Umysł Wightera pędził z prędkością kuli ognia. Nie miał zupełnego pojęcia co to miało znaczyć, a im dłużej o tym myślał przychodziły mu do głowy coraz głupsze pomysły. Potrząsną głową i zapalił. Zaczyna mieć nieprofesjonalne myśli, więc to oznacza jedno. Musi szybciej skorzystać ze swoich trzech dni urlopu niż planował.

* * *

Blacker powoli szedł stromą ścieżką mając wrażenie, że zaraz stanie się coś co bardzo go zaboli. Jak nie teraz to w najbliższych dniach. Starał się jak mógł odgonić te myśli, ale im był wyżej tym bardziej był spięty. W końcu dostał się na płaskowyż w którego głębi miały znajdować się ruiny i amulet. Uśmiechną się z zadowoleniem, że jego wyprawa idzie zgodnie z planem, ale szybko spoważniał. Usłyszał kogoś za sobą. Wyją miecz i schował się za jakimiś krzakami. Najprawdopodobniej to jakiś pasterz, albo podróżnik, ale zawsze warto się zabezpieczyć. Przywarł do ziemi i wczołgał pod krzaki. Tak ukryty miał wspaniały widok na swoje otoczenie. Przeżył szoki, kiedy z jedną ze ścieżek wspiął się Wighter. Wyją z kieszeni mapę i zaczął się jej przyglądał. Blondyn westchną domyślając się czego on szuka i wyszedł spod roślin. -Blacker, co ty kurwa twoja mać tutaj robisz?- czarnowłosy spytał zblazowanego kolegę. -Jeśli ma to związek z ruinami i amuletem to to samo co ty- powiedział załamanym głosem. -Ta, ale skąd o tym wiesz i czemu robisz to samo co ja?- Wighter zdziwił się. -Lord Zuben przekazał mojej szefowej mapę- i wyją ją ze swojej torby- Z tego co zauważam jest identyczna jak twoja. -Powiem Ci coś śmiesznego- większy z najemników powiedział z ironią- Moją mapę dostałem od posłańca, który pracuje dla Zubena. -Czyli ten skurwiel gra na dwa fronty- blondyn powiedział zapalając i przy okazji częstując kumpla- Co robimy z tym fantem? -To co zawsze. Idziemy razem, znajdujemy cacko i jakoś się dogadujemy, który je bierze- Wighter zaciągną się mocno. Blondyn zgodził się i razem ruszyli w stronę ruin. Szybko znaleźli się w rzadkim lesie iglastym. Nie odzywali się do siebie, komunikowali się tylko na migi. W końcu byli na kompletnym odludzi, a w takich miejscach zawsze może zdarzyć się ktoś, komu spodobają się ich torby. W ciszy dotarli do ruin. Spodziewali się jakiegoś pradawnego miasta, ale okazało się, że to tylko opuszczona jakiś czas temu wioska ze świątynią w samym środku. Z ich map wynikało, że to właśnie w niej znajduje się amulet, którego szukają. Gdy weszli do środka frontowym wejściem zauważyli, że coś dużego przebiło się przez ten budynek. Zaczęli szukać. Trochę czasu zajęło im odnalezienie przejścia w podłodze prowadzącego do podziemi. Tam Wighter przyzwał małą kulkę światła, która oświetliła pełną pajęczyn i skrzyń komnatę. Obaj westchnęli i zaczęli swoje poszukiwania.

* * *

Od samego rana Clara nie mogła sobie znaleźć miejsca na zamku. Zaległe sprawy, które zajęły by jej kilka godzin załatwiła nadspodziewanie szybko. Audiencje były jeszcze krótsze, ponieważ nim wysłuchała całej sprawy miała już gotowe rozwiązanie. Na jej szczęście miała doświadczenie i dokładnie wiedziała co zrobić. Potem zajęła się swoim małym ogródkiem kwiatowym, ale wyrywanie chwastów zdawało jej się monotonne i niepotrzebne. Zaczęła więc szukać Xardosa. Był w swojej pracowni. Czarodziej przerwał swoją lekturę i wysłuchał problemu blondynki. Chwilę się zastanowił. -Doskwiera Ci samotność- powiedział pewnie- Powinnaś z kimś porozmawiać. Oczywiście, jestem do dyspozycji. -To nie to- kobieta powiedziała ze smutkiem- Tęsknie za czymś nieokreślonym. Wiem, że to brzmi głupio, ale najchętniej wzięłabym konia ze stajni i gdzieś pogalopowała. -Nie widzę nic przeciwko- Xardas powiedział z uśmiechem- Księstwo nie zawali się przez jeden dzień, ale zabierz ten pierścień i go załóż - czarodziej wyją przedmiot z kieszeni i jej podał - Przygotowałem go na takie ewentualności. -To znaczy jakie?- Clara spytała oglądając błyskotkę. -Na twoje samotne wypady z zamku - starzec powiedział sprytnie - Każdy czasem potrzebuje się gdzieś wyrwać, a ty, moja pani potrzebujesz tego dzisiaj. -Dziękuję- księżniczka wsunęła pierścień na palec, a czarodziej jękną- Coś się stało? -Nie, to po prostu znak, że działa- Xardas zaśmiał się- Teraz moja świadomość rozszerzyła się na Ciebie i dzięki temu wiem gdzie mniej więcej jesteś i w jakim stanie się znajdujesz. Fizycznym i emocjonalnym. Pij więcej soków, bo brakuje Ci kilku witamin. -Jak zawsze opiekuńczy- blondynka uśmiechnęła się- Postaraj się jeszcze, żeby Franko mnie nie śledził, a będę wniebowzięta. -O to się nie martw- czarodziej uśmiechną się wrednie- Rusałki sprawią, że będzie miał za dużo spraw na głowie, żeby Cię szukać- i zachichotał. Clara również zachichotała, ale oboje przerwali kiedy do pracowni zajrzał zaniepokojony strażnik. Zdziwiony żołnierz popatrzył na ich krzywe uśmiechy, a kiedy księżniczka go zapewniła, że wszystko jest w porządku i wybuchła z czarodziejem śmiechem, strażnik wzruszył ramionami i się schował. Blondynka powiedziała jeszcze starcowi w której okolicy będzie i wyszła. Xardas zaśmiał się wołając przez okno swoja ulubioną rusałkę. Tymczasem Clara wsiadła na swojego szarego ogier i od razu ruszyła galopem. Stajenny nie śmiał nawet krzyknąć, że pojechała na oklep i wrócił do pielęgnacji zwierząt. Przejechała przez bramę i zostawiła za sobą zajętych bandą rusałek strażników, którzy nawet jej nie zauważyli. Po chwili miniaturowe kobiety odleciały chichocząc, a wojownicy przeklinając miłość księżniczki do tych stworzeń wrócili do swoich obowiązków. Nie mieli pojęcia, że kapitan Franko i połowa straży musi teraz zajmować się rozrabiającymi rusałkami, a Clara była już daleko od zamku.

* * *

Ostatnia z błyskawic pojawiła się na niebie. Burza która właśnie odeszła stłumiła krzyki kołtuniaży, którzy mieli to nieszczęście być w niewielkiej odległości od Kroczuchy. Księżna z niewiadomych dla siebie przyczyn miała straszny humor. Każda, nawet najmniejsza rzecz, doprowadzała ją do białej gorączki. Na szczęście miała bandę owłosionych karłów do wyładowywania swojej agresji. Po pewnym czasie w okolicy nie było żadnego wolnego kołtuniaża, a cała reszta, albo już była pobijana, albo zajmowała się czymś pożytecznym. Zaczęła więc chodzić po swoim pałacu. Po jakimś czasie i tego miała dość, więc zeszła do stajni. Od razu pojawił się przed nią odpowiedzialny za zwierzęta karzeł pogodzony ze swoim losem. -Którego konia wizą mój najemnik?- spytała jak na swój stan spokojnie. -Tego w ciapki- kołtuniaż powiedział szybko- Pani klacz jest ciągle w boksie- zdziwiła się słysząc to. -Przygotuj ją. Wyjeżdżam- powiedziała nieznoszącym sprzeciwu tonem. -A gdzie?- zapominając się spytał karzeł. -To nie twoja sprawa- Kroczucha warknęła- Nie mogę wytrzymać z wami, kretyni. Przekaż to innym, bo jak ta wycieczka mi nie pomoże będzie gorzej. Kołtuniaż przełkną ślinę i zaczął szybciej zapinać siodło. Chwilę później księżna wyjechała przez główna bramę. Kilka kilometrów dalej zatrzymała się i wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała czemu, ale poczuła się wolna. Od wszystkich problemów i zmartwień. Teraz liczyła się tylko droga i jakieś przyjemne miejsce, gdzie mogłaby się odprężyć.

* * *

Drzewa szeleściły od lekkiego wiaterku. Spokojny strumień płyną gdzieś, kilkanaście metrów niżej. Clara wychyliła się znad urwiska i popatrzyła na wcale nie tak spojony strumyczek, a raczej rozpędzoną rzekę. Na szczęście ona była w spojonym zagajniku, który znalazła przez czysty przypadek. Ogier iskał sobie zieloną trawę, a ona położyła się pod jednym z większych drzew i zapaliła papierosa. Co prawda zwykle tego nie robiła, ale w tym momencie tego potrzebowała. Przeciągnęła się i spojrzała w koronę drzewa. Już od dawna nie potrzebowała dnia wolnego. Sadziła, że dobrze sobie radzi ze swoimi frustracjami. Zaczęła nawet uprawiać ogródek, żeby się odprężać, ale dziś i to jej nie pomogło. Coś się zmieniło, a prawda uderzyła w nią niczym piorun. Pojawił się w jej życiu mocno gardłujący i zabawny najemnik. Wiedziała, że tylko dla niej pracuje i pewnie nie czuje tego co ona, ale chciała, żeby został na zawsze w jej zamku. Postanowiła pomówić o tym ze swoim nadwornym czarodziejem. Później. Teraz chciała pobyć sama i odpocząć od codziennych spraw. Wyjęła więc ze swej torby butelkę wina i jakąś wybraną w pośpiechu książkę. Z drugiej strony zagajnika pojawił się kolejny jeździec. Czarna klacz zatrzymała się przed linią drzew, a czarnowłosa kobieta z niej zsiadła. Rozejrzała się i doszła do wniosku, że to będzie idealne miejsce na mały odpoczynek. Jej koń zawsze był mądry, więc pozostawiła go wiedząc, że tu zostanie. Ruszyła między drzewa rozkoszując się ich zapachem. Miała wrażenie, że od wieków nie opuszczała swojego pałacu. Dotarła w końcu do urwiska i spojrzała w dół. Rozpędzona rzeka spodobała się jej. Zaczęła iść wzdłuż niej.

* * *

Polana, którą wybrali na przerwę była raczej niewielka. Blondyn od razu zajął się ogniem, a czarnowłosy umieścił obok spróchniałego pniaka ich torby, a na nim woreczek z amuletem. Zanim go w nim umieścił obaj się mu przyjrzeli. Mała, kryształowa kulka na łańcuchu. Nic szczególnego, ale emanowała z niego jakaś magia, więc to musiał być ich cel. Teraz muszą rozsądzić kto wykona zadanie, a kto narazi się na gniew swojej szefowej. -Te, wiem- blondyn wyją ze swojej torby kilka nożny- Znajdziemy sobie jakiś fajny cel i porzucamy. -Ta jasne- Wighter wziął jedne z nich od kumpla- Jakbym umiał- i cisną nim w najbliższe drzewo. Oczywiście ostrze minęło roślinę i poleciało dalej. Chwilę później obaj usłyszeli dziwny ryk i odgłos upadającego ciała. Blondyn ruszył pędem w las pozostawiając z tyłu zaskoczonego kumpla. Po chwili wrócił z przerzuconym przez ramię jeleniem. -Gdyby polowanie było naszymi zawodami, to bym przegrał- Blacker powiedział z rozbawieniem- Szykuj rożen, a ja to bydle oprawię. -Kurwa, ja to zrobiłem?- czarnowłosy spytał gdy szukał odpowiednich gałęzi. -No, trafiłeś prosto między żebra i w serce- blondyn powiedział bawiąc się w rzeźnika- A mówiłeś, że nie umiesz rzucać nożami. -Bo nie umiem- Wighter zaśmiał się- Spudłowałem. -Dlatego, jak będziemy rzucali będę stał za tobą- Blacker powiedział wycinając piękne sztuki mięsa. -I tak masz problem, bo czasem jak rzucam to lecą do tyłu- czarnowłosy powiedział sklecają w miarę solidny rożen. -Kurwa- blondyn załamał się, bo ma coraz gorsze przeczucia co do tego zadania. -Ty mi tu nie majacz, tylko dawaj mięsko- Wighter powiedział odrzucając na bok doskonale obtartą skórę z jelenia- Zrobimy tak. Rzucamy do drzewa po trzy razy. Kto będzie miał najgorszy rozrzut przegrywa. Zwycięzca bierze amulet, a przegrany skórę. -W sumie dobry plan- Blacker powiedział dostrzegając, że zwycięstwo ma prawie w kieszenie- Skoro się zgodziłeś na coś w czym jesteś do dupy. -Coś czuję, że mam dziś farta- czarnowłosy powiedział z szerokim uśmiechem- Ty pierwszy w tamto drzewo. Blacker ścisną w lewej dłoni trzy noże. Skupił się i wykonał trzy perfekcyjne rzuty. Ostrza przecięły powietrze wbijając się w drewno. Nie przylegały do siebie, ale rozrzut był minimalny. Blondyn zaczął skandować swoje imię. Wighter śmiał się wyjmując noże z drewna. Cofną się i powtórzył procedurę. Trzy noże trafiły w to samo miejsce. Blacker otworzył szeroko oczy widząc to, a czarnowłosy wcisną mu w dłonie skórę jelenia. -Masz problem- powiedział z rozbawieniem. -Jak ty to kurwa zrobiłeś?- blondyn spytał cienkim głosem. -Rzuciłem- Wighter zaśmiał się wrednie. -Teraz muszę wymyślić jakąś zgrabną wymówkę dla szefowej- Blacker rzucił skórę na ziemię i zapalił. -Nie musisz, ja mam jedną- czarnowłosy zatoczył łuk pięścią i grzmotną kumpla w prawe oko. -Do końca Cię pojebało?!- Blackerw wrzasną trzymając się za szybko siniejący narząd wzroku. -Słuchaj, powiesz jej, że oddział strażników Clary Cię zaskoczył i Cię capnęli z zaskoczenia- Wighter walną go w szczękę- I zostawili nieprzytomnego, a amulet najprawdopodobniej zabrali ze sobą- i walną jeszcze raz, ale tym razem Blacker mu oddał, prosto w brzuch. -Dobra, rozumiem- powiedział ze wściekłością- Czemu tylko wydaje mi się, że bezkarne okładanie mnie sprawia Ci tyle przyjemności? -Bo to jest część mojego planu i to jest przyjemne- czarnowłosy powiedział trzymając się za brzuch. -Daruj sobie- blondyn podszedł do rożna i obrócił mięso- Sam znajdę sposób, żeby zrobić sobie krzywdę. Hmm...dlaczego to zabrzmiało jakbym był masochistą? -Bo najemnik to po części masochista- Wighter powiedział zapalając papierosa- Mam myśleć jak Cię wyciągnąć z tego kraju? -Nie, najpewniej dostanę po mordzie i będzie po staremu- Blacker zaśmiał się- Martwi mnie coś innego. Jak gadaliśmy o robocie w drodze do ruin to jakbyś to nie był ty. -Wiesz chyba się starzeje- Wighter usiadł przy ognisku- Zacząłem mieszać uczucia z pracą. -Powiem Ci, że Clara to nawet niezła laska- czarnowłosy zdziwił się, że jego kumpel tak szybko się domyślił- Pomyśl o tym, może to już czas żebyś kupił sobie przyszłość. Tak jak ja, masz troszkę oszczędności. Może nie wystarczy na jakieś luksusy, ale jakieś mieszkanie czy coś by było. Poza tym robota dla wyszkolonego wojownika też zawsze się znajdzie- Blacker powiedział patrząc w niebo- Może nawet Clara Ci w tym pomoże. -Sam nie wiem- Wighter powiedziała dokładając do ognia- A co z tobą? -To zależy, czy Kroczucha przejmie władzę czy nie- blondyn powiedział z uśmiechem- Znając moją szurniętą szefową, jak wygra będzie chciała mnie zatrudnić na stałe. A jak przegra to boję się pomyśleć co ją strzeli w ten jej czarny baniak. -A nie zauważyłeś czegoś dziwnego?- czarnowłosy powiedział po chwili ciszy- Nie zastanowiło cię czemu od tak dawna ze sobą rywalizują? Kroczucha od kiedy przejęła włości po swojej matce chce władzy, a Clara nic z tym fantem nie robi. -Ja tam się nie zastanawiam nad tak daleko idącymi problemami zleceniodawców- Blacker powiedział z rozbawieniem- Powiedz mnie no, czy ty, tak zupełnym przypadkiem nie zabujałeś się w swojej szefowej? -I to jest sedno problemu- Wighter powiedział grzebiąc patykiem w ognisku- Kurewsko ją polubiłem. -To jest problem- blondyn powiedział próbując mięsa- Słuchaj zrobimy tak. Dziś nie wymyślimy nic konstruktywnego, bo termin nas goni, więc jak ty zdobędziesz laury za amulet, a ja będę w stanie wyczołgać się z pałacu Kruczychy to weźmiemy nasze umowne trzy dni urlopu i pogadamy na luzie. -Dobry plan- czarnowłosy powiedział z zadowoleniem- I daj w końcu to mięcho, bo znowu je wysuszysz. -Odwal się, ja piekę, więc nie będzie krwiste- Blacker zaśmiał się. Chwilę później rozmawiali już o zupełnie innych rzeczach, zapominając o czekającej ich przyszłości.

* * *

Kroczucha już od kilku chwil obserwowała Clarę. Blondynka w ogóle nie zdawała sobie sprawy, że jest obserwowana. Powoli uniosła butelkę do wina i pociągnęła dużego łyka. Wzięła kolejnego papierosa i zapaliła. Przeciągnęła się i stwierdziła, że bardzo tego potrzebowała. Chwili wytchnienia. Tymczasem czarnowłosa chwyciła swój sztylet. Obejrzała go bardzo dokładnie. Ostrze, które tyle razy jej matka wykorzystywała w trakcie ceremonii ku czci Mroku. Nie można nim nikogo zabić, ale teraz będzie świetnym narzędziem do tego, co sobie zaplanowała. Zaśmiał się i wyskoczyła z krzaków. -Kroczucha!- księżniczka była tak zaskoczona, że aż ją zamurowało. -Tak, a teraz wstaniesz i pójdziemy do mojego pałacu- blondyna wstała i zaczęła się cofać- Nie próbuj uciekać. Jesteś zupełnie sama, a poza tym za tobą jest klif. -To się nazywa urwisko- Clara powiedziała zastanawiając się jak stąd uciec- A poza tym porwanie mnie to chyba zadanie dla twojego najemnika. -Wyruszył poszukać w górach czegoś dla mnie, ale ta błyskotka już mi się raczej nie przyda- księżna powiedziała z zadowoleniem i zaczęła zbliżać się do blondynki. -To ciekawe, bo mój najemnik też szuka pewnej błyskotki w górach- Clara postanowiła z nią porozmawiać i poczekać na Xardasa. -Zuben za to zapłaci, ale najpierw zajmę się tobą- Kroczucha ruszyła na blondynkę. Zaczęły się szamotać i nie zauważyły jak bardzo zbliżyły się do urwiska. To niedbalstwo bardzo szybko się na nich zemściło. Popychana w tył Clara stanęła na luźniejszy kawałek ziemi i zsunęła się w dół. W panice chwyciła Kroczuchę za rękawy i pociągnęła za sobą. Obie spadły do wody. Zanurzyły się na chwilę, ale potem wypłynęły. Ciągnięte przez nurt płynęły razem z wodą raz po raz znikając pod jej powierzchnią. Księżniczka jednak zachowała resztki zimnej krwi i w miarę możliwości zaczęła się rozglądać za czymś co utrzyma je na powierzchni. Zobaczyła porwaną przez wodę kłodę. Podpłynęła do niej i mocno chwyciła. Teraz mogła skupić się na czarnowłosej. Gdy ją wypatrzyła zaczęła przedzierać się przez nurt, aby się do niej dostać. Gdy jej się to udało pomogła jej się złapać drewna. W tym momencie zobaczyła kawałek brzegu na który mogły wypłynąć. Dalej walcząc z siłą rzeki Clara zaczęła odpychać się od wody. W końcu dopłynęły. Resztkami sił wyciągnęła z wody Kroczuchę i ze zmęczenia padła nieprzytomnie na ziemię. Kroczucha otworzyła oczy i rozejrzała się po okolicy. Poczuła wilgoć swojego ubrania i dotarło do niej co się stało. Szybko odwróciła się i ją zobaczyła. Clara leżała niedaleko niej. Czarnowłosa podeszła do niej i przysunęła ucho do jej twarzy. Oddychała. W tym momencie milion myśli przebiegło księżnej przez głowę, a każda zbliżała ją do konkluzji, że właśnie blondynka ocaliła jej życie. Poderwała się na nogi gdy usłyszała odgłos zbliżających się koni. Spomiędzy drzew wyłonił się Xardas na koniu. Za nim szły konie Kruczychy i Clary. Starzec zsiadł z konia i podbiegł do blondynki. -Co się stało?- spytał, gdy sprawdził, że to co odczuwa jest prawdą. Księżniczce nic jej z grubsza nie jest. -Spadłyśmy z urwiska, a ona pomogła mi wypłynąć- czarnowłosa powiedziała podchodząc do swojego konia. -A tobie nic się nie stało, księżno?- czułość w głosie starca zaskoczyła kobietę. -Poza tym, że jestem troszkę zmęczona to nic- powiedziała wsiadając- Zabierz ją do zamku. Dziś jest bezpieczna- odjechała. Xardas pożegnał ją i zajął się księżniczką. Tymczasem Kroczucha wrzała ze wściekłości, bo zdała sobie sprawę, że zgubiła sztylet swojej matki. Miał go czarodziej. Znalazł go pod Clarą i schował do torby.

* * *

-CO SIĘ KURWA STAŁO?!- Kroczucha wrzasnęła ze wściekłością. -Banda żołnierzy księżniczki wzięła mnie z zaskoczenia i sprała. Amulet najprawdopodobniej zabrali ze sobą- Blacker powiedział patrząc jak kobieta się zbliża- Podejrzewam, że Zuben gra na dwa fronty. -Wiesz, że nie ma tu żadnego kołtuniaża- kobieta powiedziała stając przed nim. -Zdaje mi się, że jesteś dziś wścieklejsza niż zwykle- blondyn powiedział wiedząc, że jego skok z kamienistego zbocza nie będzie ostatnia bolesną rzecz której doświadczy tego dnia. -Zuben gra na dwa fronty, ty zawiodłeś, nie udało mi się porwać księżniczki, ona uratowała mi życie i do tego zgubiłam mój sztylet- czarnowłosa powiedziała zbyt spokojnie- Jak myślisz, kto będzie osobą na której się wyładuję? -Mam nieprzyjemne wrażenie, że ja- blondyn odpowiedział wiedząc, że boląca kostka to w tym momencie najmniejszy z jego problemów. -Dokładnie- Kroczucha zamachnęła się i spudłowała. Blacker błagając o wybaczenie zaczął uciekać. Widział jak kołtuniaże również próbują zwiać, ale mają zamałe nóżki, żeby się udało. On miał większe szanse. Jedyne miejsce w którym mógł się schować i mieć nadzieje, że ten bieg uspokoi jego szefowa to jego komnata. Dotarł do niej nadspodziewanie szybko, ale kobieta deptała go po pietach. Złapał za klamkę i zamarł. Przezornie zamkną ją kiedy wyjeżdżał. W panice zaczął szukać w torbie klucza. Wrzaski kobiety stawały się coraz głośniejsze. Znalazł klucz i wsuną do zamka. Otworzył go i pchną drzwi, swoją twarzą. Odwrócił się w locie i zobaczył, że to Kroczucha go kopnęła. Następnie wskoczyła na niego i zaczęła go okładać pięściami. Blacker z zaskoczeniem odkrył, że są one wyjątkowo słabe i sprawiają mu tyle bólu co ukąszenia komarów. Następną rzeczą, którą zauważył było to, że zaczęło mu się to podobać. Jego ciało też dało temu upust. Kobieta poczuła to i pewna myśl przeszyła jej umysł. Złapała go za nabrzmiałe już genitalia, a najemnik zaczął się już żegnać z ojcowizną. -Czemu nie- czarnowłosa powiedziała masując narząd blondyna- Co ty na to? -W sumie czemu nie- najemnik powiedział z lekkim uśmiechem. Chwilę później znaleźli się na łóżku Blackera namiętnie się całując. Przez następne kilka godzin z wierzy w której znajdowała się komnata dochodziły jęki zadowolenia. Gdy skończyli kobieta zostawiła całkowicie zaspokojonego blondyna w łóżku i ubrała się. Ona również była zadowolona z przebiegu wydarzeń. Wychodząc rzuciła spojrzała w jego stronę z błyskiem w oku. -Uznaj to za dodatkową zapłatę- powiedziała ze sprytnym uśmiechem- Jeśli chcesz więcej to już nie możesz mnie zawieść. -W takim układzie to się więcej nie powtórzy, szefowo- gdy kończył mówić drzwi do komnaty zamknęły się. Dopiero teraz Blacker pomyślał, że ma podobny problem jak jego kumpel. Tyle, że on uprawia tylko niewinny seks. Bez zobowiązań. A Wighter zaczyna się zakochiwać. Wybuchł śmiechem kiedy o tym pomyślał.

* * *

-Co się stało?- Wighter spytał Xsardasa, kiedy szli razem do sypialni księżniczki. -Clara potrzebowała dnia spokoju, więc wyjechała z zamku- starzec powiedział ze spokojem- Niestety spotkała ją Kroczucha i chciała porwać. Potem wpadły do wartkiej rzeki i Clara uratowała jej życie. Normalka w Lawendorf. -Mówisz to jakby to zdarzało się na co dzień- czarnowłosy powiedział załamanym tonem. -Bo takie rzeczy zdarzają się raz, albo dwa razy na miesiąc- czarodziej powiedział rozkładając ręce- Te dwie strasznie lubią się tak spotykać. -Mam tylko nadzieje, ze mojej szefowej nic nie jest- Wighter powiedział jeszcze bardziej załamanym tonem. -Jest tylko zmęczona- Xardas powiedział, gdy chwycił za klamkę jej komnaty- Nie przejmuj się tym. Naprawdę chciała się z tobą zobaczyć, gdy tylko jej powiedziałem, że wróciłeś z amuletem. Clara leżała w łóżku, a kapitan Franko nie odstępował jej boku. Wyraźnie było widać, że księżniczka nie jest z tego powodu zadowolona. Jednak rozpromieniła się gdy zobaczyła najemnika. -Jak miło, że jesteś z powrotem tak szybko, Wighter- powiedziała z radością- Kapitanie, może już pan wrócić do swoich normalnych obowiązków- dodała to mniej radosnym głosem. Franko opuścił pomieszczenie. -Księżniczko, proszę nie opuszczaj pałacu kiedy mnie nie ma- czarnowłosy dopiero kiedy skończył mówić złapał się na tym, że powiedział to z troską. -Nie przejmuj się tym za bardzo. Zdarza mi się czasem „popływać” z Kroczuchą- kobieta powiedziała z rozbawieniem- Mam nadzieję, że nie miałeś problemów w trakcie poszukiwań. -Poza oddziałem kołtuniarzy szukających amuletu to nie- Wighter powiedział z powagą- Coś mi mówi, że Zuben chciał, żeby obie strony się bardziej poróżniły mówiąc nam o tej zabawce. -Chyba trzeba będzie wysłać kilku strażników, żeby go przesłuchali- Xardas powiedział w zadumie. -Zajmij się tym proszę- Clara ziewnęła, gdy to powiedziała- Przepraszam was, ale muszę się trochę przestać. Wrighter.... Przekaż Frankowi, że skoro ty jesteś na zamku nic mi już nie grozi- dodała z uśmiechem. -Oczywiście. Gdy wyszli czarodziej opuścił najemnika, aby wydać dyspozycje strażnikom. Natomiast czarnowłosy poszedł do ogrodu żeby podumać. Nie wiedział czemu, ale ta kobieta działa na niego bardziej niż jakakolwiek inna. Przeklinał siebie, że tak czuje. W końcu jest najemnikiem i nie może sobie na to pozwolić. Z drugiej strony pomysł Blackera też był kuszący. Może naprawdę w końcu kupi sobie przyszłość i przekona Clarę, żeby dała mu jakąś robótkę w zamku. I dotarło do niego, że przecież bierze udział w dość specyficznej wojnie domowej i załamał się ostatecznie. Zaczęło mu naprawdę zależeć, żeby władza pozostała w rękach blondynki. Spojrzał na baraszkujące w trawie rusałki i uśmiechną się. -Potrzebuje urlopu i to natychmiast- powiedział do siebie i wstał. Postanowił znaleźć Xardasa, żeby mu o tym powiedzieć.

* * *

Czarnowłosy znalazł Blackera dokładnie tam, gdzie się umówili. W podrzędnej spylunce w jednej z wsi, która znajduję się na terenie włości Kroczuchy. Z zaskoczeniem odkrył, że jego kumpel nie jest bardziej obity. Wręcz przeciwnie, wyglądał świetnie. Podszedł do baru i zamówił dwa piwa, bo blondynowi właśnie się skończyło. -Coś ty taki rześki?- Wighter spytał z ciekawością. -Powiem Ci jak ty mi powiesz czemu jesteś zmarnowany- czarnowłosy zgodził się- Dzięki tej małej wpadce z amuletem wynegocjowałem sobie dodatkowy rodzaj zapłaty. Taki bardziej cielesny- zaśmiał się. -A to ja myślałem, że mam problem- Wighter smętnie zanurzył się w piwie- A ten se śpi ze swoją szefową. -Spokojnie, to tylko seks- blondyn powiedział z zadowoleniem- A ty nadal masz ten dysonans emocjonalny? -Jest jeszcze gorzej- czarnowłosy powiedział ze zgrozą- Chyba naprawdę zacząłem się w niej zakochiwać. -Stary to pojechałeś po bandzie- Blacker dopiero teraz zauważył powagę sytuacji- Teraz masz tylko dwa wyjścia. Albo wykonasz zlecenie i znikniesz, albo wykonasz zlecenie i tu zostaniesz. -Ciężka decyzja- czarnowłosy zapalił papierosa- Lubie robotę najemnika, ale stabilizacja też brzmi nieźle. -To wymaga ciężkich argumentów- blondyn powiedział z uśmiechem- Barman, polej no gorzały na mój koszt, mamy z kumplem wiele ciężkich spraw do obgadania- i pociągną Wightera to jednego z wolnych stolików. Debatowali długo, a liczba butelek, które opróżnili rosła w zastraszającym tępię. W miarę spożytego trunku wpadali na coraz głupsze pomysły. W końcu zasnęli. Chwile po tym do knajpy weszła zakapturzona postać i gdzieś ich zabrała.

* * *

Wighter uniósł głowę i ze zdziwieniem odkrył, że nie ma kaca. Rozejrzał się dookoła i stwierdził, że nie jest w knajpie, ani w swojej komnacie na zamku. Na szczęście Blacker spał na łóżko obok, a ich miecze leżały na niewielkim stoliku przed nimi. Czarnowłosy szybko wstał i obudził towarzysza. -Stary, chyba zostaliśmy porwani- powiedział cicho. -Co?... - Blacker rozejrzał się zaspany - Racja, to chyba nie przypomina mojej sypialni w pałacu szefowejpowiedział nieobecnym głosem- Ale chyba zrąbali robotę, bo zostawili naszą broń. -To nie zmienia faktu, że nie jesteśmy w knajpie- Wighter podbiegł do miecza gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Odetchną, ponieważ wszedł Xardas. -Mam nadzieję, że moje zaklęcie niwelujące skutki kaca działa?- spytał z uśmiechem. -Jak trza- blondyn powiedział z uznaniem. -Te, Xardas, jak żeśmy się tu dostali i co to w ogóle za miejsce?- czarnowłosy spytał szybko. -To moja wieża w której wykonuje eksperymenty, które mogą naruszyć zamek Clary- czarodziej powiedział siadając przy stoliku- A co do waszego przybycia to po prostu zabrałem was z karczmy. Jako stary człowiek czasem mam ochotę sobie pogadać- gdy skończył mówić na stoliku pojawił się pełen zestaw do herbaty i wybór ciast- Spróbujcie truskawkowego, to moje ulubione. -Zaraz, czy mi się wydaje, czy praktycznie jesteś moim wrogiem, co?- Blacker spytał zajmując swoje miejsce. -Teoretycznie tak, ale jesteśmy na urlopie, więc zapomnij o tym- powiedział Wighter zanim wgryzł się w swoje ulubione ciasto czekoladowe- To czym nas tym razem zabawisz, Xardasie? -Chciałem wam opowiedzieć historię poprzedniego władcy Lawendorf. Historię Księcia Archibaldaczarodziej powiedział poważnie- Jestem pewien, że powinniście ją znać. -Zaraz, czyli chcesz nam opowiedzieć o ojcu szefowej Wightera?- blondyn spytał z ciekawością. -Tak, to historia ojca Clary i jednocześnie historia ojca Kruczychy- starzec powiedział upijając łyk ze swojej filiżanki- Bo prawda jest taka, że są one dla siebie przyrodnimi siostrami- najemnicy przeżyli szok. -Chcesz nam wmówić, że mimo to one ze sobą walczą?- Wighter spytał z niedowierzaniem. -Wysłuchajcie mej opowieści, a wszystko stanie się przejrzyste- Xsardas odstawił filiżankę- Zaczynając od początku: księże Archibald objął władzę kilka lat po zniszczeniu Inkwizycji Światła. -Konkretni dranie- blondyn powiedział z wrednym uśmieszkiem- Zabili wielu niewinnych ludzi tylko dlatego, że czcili Mrok. -Zgadza się- starzec powiedział po kolejnym łyku herbaty- Jednak pozostałości ich działalności były zbyt wielkie, żeby całkowicie o nich zapomnieć. Gdy jeszcze panowali na naszym kontynencie zmusili wszystkich wyznawców Mroku do zejścia w podziemie. Książę zawszę był przeciwny podziałom, więc przywrócił Mrok na należne mu miejsce. Zawsze chciał aby Lawendorf było krajem w którym wyznawcy Jasności i Mroku koegzystowali w harmonii. Wielu możnych krzywo na to patrzyło, w tym i ówczesna żona księcia. Nigdy jej nie kochał. Ich ślub została zaaranżowany kiedy jeszcze był dzieckiem i w prawdzie nigdy jej nie znał. Mimo to z ich związku narodziło się dziecko, Clara. Niestety małżonka księcia zmarła podczas porodu. Mimo to, że dziecko pochodziło od matki, której Archibald nie kochał to w jego sercu zagościła miłość do córki. Rok później w życiu księcia pojawiła się inna kobieta. Młoda wyznawczyni Mroku. Kochali się ze wzajemnością i mimo że nie mogli się pobrać skonsumowali swój związek. Z niego narodziło się kolejne dziecię - Kruczycha. Książę kochał obie swoje córki tak samo, a jego kochanka chciała przyjąć Clarę jak swoje dziecko. Niestety, ludzie, którzy ciągle marzyli o przywróceniu dawnej chwały inkwizycji otruli księcia i jego kochankę. Archibald przed śmiercią poprosił mnie, abym jak najlepiej zaopiekował się jego córkami. Tak więc postarałem się aby wszystkie włości kochanki księcia były własnością Kruczychy, a ją samą oddałem pod opiekę jej wuja. Mimo że nie przepadał za nią, ponieważ uważał ją za bękarta, był człowiekiem honoru i zapewnił jej wszystkiego czego potrzebowała, aby stać się księżną. Gdy skończyła pełnoletność opuścił nasz kraj i więcej się z nią nie kontaktował. Tymczasem ja zadbałem o to, aby Clara nie utraciła państwa do czasu, aż nie stanie się dorosła. W czasie, kiedy ona dorastała i zdobywała niezbędną dla władcy wiedzę, sam zajmowałem się sprawami Lawendorf jako namiestnik- przerwał na chwilę, żeby się napić- Kiedy obie posiadły to co im się należało Kroczucha zapragnęła władzy i od tamtej pory stara się przejąć tron Clary nie wiedząc, że jest jej przyrodnia siostra. Nie mówię, że zrobiłem wszystko dobrze, ale wiem, że popełniłem jeden błąd, którego do tej pory nie mogłem naprawić. Clarla od najmłodszych lat wiedziała, że ma siostrę i powiedziałem jej kto nią jest, ale Kruczycha tego nie wie. -Dobra, historia jest naprawdę ciekawa i wyjaśnia kilka spraw, ale nadal nie rozumiem jaki ma to związek z nami?- Blacker powiedział po chwili ciszy- Przecież jesteśmy tylko najemnikami i jak wiesz to mało nas obchodzi- nie był pewien czy to nadal jest aktualne w stosunku do Wightera, ale on nic nie odpowiedział. -Dlatego chce wam zaproponować interes- Xardas powiedział ze sprytnym uśmiechem. -Hola, hola. Nie zapominaj, że my już mamy konkretne biznesy do załatwienia- czarnowłosy powiedział twardo. -Zdaję sobie z tego doskonale sprawę- czarodziej powiedział z zadowoleniem- Zapewniam was jednak, że to co mam dla was przygotowane pozwoli wam w pełni wypełnić wasze przysięgi. Tobie Blacker pomoże w posadzeniu Kroczychy na tobie, a tobie Wighter to pomoże w pozostawieniu Clary u władzy. -Ciekawe jak?- Blacker zapytał wrednie. -Sprawa jest prosta- starzec powiedział sięgając po kawałek cista- Kiedy książę był bliski śmierci, ale jego umysł nadal był w pełni zdrowia spisał on w mojej obecności testament. Zawarł w nim to co „chcemy” osiągnąć. Chciał aby władzę współdzieliły obie jego córki. -To co za problem?- czarnowłosy spytał z rozbawieniem- Wystarczy przedstawić ten dokument wszystkim co się tu liczą i po robocie. -Właśnie to jest problemem- Xardas powiedział szybko- Otóż książę domyślił się, kto go zdradził, więc polecił swoim najwierniejszym ludziom aby ukryli testament do czasu, aż obie jego córki nie będą w odpowiednim wieku, aby przejąć władzę. Niestety poplecznicy inkwizycji odkryli kim oni są i ich wyłapali. Szczęście w nieszczęściu, że ci ludzie byli zbyt lojalni względem Archibalda i nie zdradzili gdzie ukryli dokument, zapłacili za to najwyższą cenę. -Czyli jesteśmy w ciemnej dupie- Blacker ocenił wszystko. -Niezupełnie- czarodziej powiedział ze sprytnym uśmiechem- Ci ludzie, zanim zostali pojmani przekazali mi pewną mapę, która naprowadza na ich schowek. Jestem pewny, że zdołacie dzięki niej odnaleźć to miejsce. Oczywiście jeśli zgodzicie się podjąć tego zadania. -W sumie czemu nie- Wighter powiedział z szerokim uśmiechem- Ale pozostaje kwestia zapłaty. -Jestem pewien, że przyszłe władczynie dadzą wam wszystkiego, czego zażądacie- starzec powiedział kończąc swoje ciastko. -W sumie miałbym pewną nagrodę na oku- blondyn powiedział z naprawdę zadowolona miną. -Pewnie taką bardziej cielesną- czarnowłosy powiedział z przekąsem. -A żebyś wiedział- Blacker powiedział dumnie- A ty pewnie bardziej uczuciową. -To się okaże- Wighter powiedział w zadumie- To chyba się zgadzamy, tak? -No jasne- odpowiedział drugi najemnik.

* * *

Jak zawsze pałac Kroczuchy był mroczny i straszny. Mimo to Blacker wjechał główną bramą tak, jakby prowadził paradę. Odstawił swojego ciapkowatego konia do stajni i ruszył pędem do biura swojej szefowej. Wszedł bez pukania i dopiero teraz zaczął się zastanawiać jaką bajeczkę jej sprzeda tym razem. Na jego szczęście kobieta była zszokowana jego przybyciem. -Wiesz myślałam, że masz urlop czy coś- powiedziała z rozbawieniem. -Mam, ale wpadłem na taką bombę, że jak Ci powiem to normalnie spadniesz z krzesła- Blacker powiedział z podnieceniem. -Zamieniam się w słuch- kobieta skrzyżowała ręce na piersiach i usadowiła się wygodnie na krześle. -Dowiedziałem się, że istniej pewien dokument, który jasno i bez wszelakich wątpliwości stwierdza, że Clara nie jest prawowitą dziedziczką tronu- blondyn był z siebie dumny, że na poczekaniu wymyślił tak wspaniałe kłamstwo- Może nie wystarczy do jej zdetronizowania, ale jak ogłosisz to pismo na pewno wielu poprze ciebie, a inni ją opuszczą. -A skąd masz pewność, że to prawda?- Kroczucha spytała bardzo zainteresowana. -Człowiek, który mi to powiedział chciał pozostać anonimowy do czasu odnalezienia pisma- najemnik brną w swoje kłamstwo coraz pewniej- Mogę tylko powiedzieć, że jest oficerem w straży. W zamian zażądał jedynie miejsca na twoim dworze, ale można to załatwić inaczej. Kobieta zamruczała z zadowoleniem i wstała z miejsca. Ku zaskoczeniu blondyna podeszła do niego bardzo blisko. -Za to, że poświęciłeś swój czas wolny na zdobycie tej cennej informacji zasłużyłeś na specjalną nagrodęczarnowłosa powiedział bardzo ponętnym tonem- A potem wyruszysz. -Brzmi nieźle- ich usta połączyły się w pocałunku, a następnie Kroczucha zabrała go do swojej sypialni.

* * *

Xardas z uśmiechem podszedł do wsiadającego na konia Wightera i wręczył mu zżółkłą i lekko podniszczoną mapę. Na szczęście zawarte na niej informacje były jeszcze bardzo dobrze czytelne. -Co księżniczka powiedziała na mój nieoczekiwany wyjazd?- czarnowłosy spytał, gdy obejrzał papier. -Wydawała się niezadowolona, że nie zobaczy Cię przez kilka następnych dni- czarodziej powiedziała ze sprytnym uśmiechem- Chyba naprawdę namieszałeś jej w głowie, najemniku. -Wiem, wyszło strasznie nieprofesjonalnie- Wighter powiedziała z dziwna miną. -Powiem Ci szczerze, bo Cię lubię- starzec powiedział z dobrotliwym uśmiechem- Jeśli nie rzucisz roboty najemnika i tu nie zostaniesz to złamiesz jej serce. A na to, nie mogę Ci pozwolić. Rozumiesz?- w głosie starca zabrzmiała groźba. -Wiesz, jakoś nigdy nie stanąłem w szranki z prawdziwym czarodziejem- czarnowłosy powiedział z rozbawieniem- I bym nie chciał. Chyba. -Dobrze to słyszeć- Xardas powiedział z uśmiechem- Mam Ci jeszcze coś do powiedzenia, a ty przekaż to Blackerowi. Jak będziecie już na bagnach szukajcie najstraszniejszego szlaku. Ten będzie najbezpieczniejszą droga. -Przewidywalne- Wighter powiedział pewnie- Zawsze najgorsze wyjścia są najlepsze. Cholera, ale ta praca jest przewidywalna. Rozmawiali jeszcze chwilę i najemnik opuścił zamek. Miał tylko nadzieję, że to co powiedział mu czarodziej jest prawdą i naprawdę ma zapewnione stałe miejsce na zamku. Potem zaczął się zastanawiać jak mocno Blacker go za to obśmieje. Albo na ile zrozumie.

* * *

Wighter ze zblazowaną miną popatrzył na nadjeżdżającego przyjaciela. Jego rozmarzony uśmiech zdradzał wszystko. Nawet powód dlaczego się spóźnił. -Przynajmniej fajnie było?- czarnowłosy spytał z rozbawieniem. -Stary, znalazłem najpiękniejsze kobiece ciało na świecie- Blacker powiedział zapalając papierosa- Aż mi się ręce trzęsą jak o tym myślę. -Chłopie, czy ty masz jakieś uczucia wyższe?- Wighter zapytał patrząc na drogę. -Absolutnie nie- blondyn powiedział robiąc rękami szeroki łuk- Ja kocham tylko kobiece ciała- obaj wybuchli śmiechem- A teraz na poważnie. Masz mapę? -Ta, ale raczej na gówno nam się przyda- czarnowłosy powiedział podając mu papier- Doprowadzi nas tylko do bagien, a dalej, jak Xardas mówił mamy iść najgorszą drogą. -Czyli tradycja rzecz święta- Blacker wybuchł śmiechem- Dalej znajdziemy dziwną wiadomość na kamieniu, która doprowadzi nas do staruszki, która popatrzy nam w oczy i bez słowa wskaże kierunek, a na koniec dojdziemy w miejsce, które będzie wyglądało jak ślepy zaułek, któryś z nas się oprze o coś i znajdziemy tajne przejście, a w nim skrytkę. -Sądzisz, że tutejsi też myślą jak wszyscy?- Wighter zapytał z ciekawością. -A powiedz mi kiedy nasze poszukiwania tajnych skrytek wyglądały inaczej?- najemnik spytał zblazowanym tonem. -Nigdy- czarnowłosy spiął konia- Najlepiej gdyby rzucili to w krzaki pod zamkiem i za nic byśmy tego nie znaleźli. -Ale wszyscy myślą, że to za proste- Blacker popędził konia- Chodź, jak się zepniemy to jutro będziemy ucztować. -Mam dziwne przeczucia, że to potrwa troszeczkę dłużej- Wighter dogonił kumpla. -Zawszę koniec roboty trwa dłużej niż planujemy- blondyn spojrzał w niebo- Jak znam się na tej robocie, a się znam to na pewno odkryjemy jakiś ciekawy spisek. -Zamknij ryj i jedź, bo zawsze jak gadasz o takich rzeczach to masz kurewską racje- czarnowłosy powiedział zapalając- I dobrze- dodał z zawadiackim uśmiechem. Kontynuując tą z grubsza bezsensowną rozmowę jechali dalej. Po dotarciu na bagna musieli zostawić konie w przydrożnej karczmie i zagrozić jej właścicielowi, że jak je sprzeda to go zabiją, ruszyli przez najbardziej zapyziałą i nieprzebytą ścieżkę. Po drodze przeklinali przydupasów księcia Archibalda za ich nadgorliwość, bo brodzili po szyję. Dalsza część drogi odbyła się zgodnie z przewidywaniami blondyna. Jedynym wyjątkiem była staruszka, która okazała się być pustelnikiem-niemową. Kierunek, który im wskazał doprowadził ich do małej kotlinki na końcu której znaleźli jeziorko ze spadającym do niego niewielki wodospadem, który nie robił zbyt dużo hałasu. Usiedli na ziemi i zaczęli jeść to co zabrali na tą podróż. -Dobra, to o co się opierasz?- Blacker spytał z rozbawieniem. -Wiesz, myślę, że akurat tutaj wpadli na zupełnie inny pomysł- Czarnowłosy podniósł z ziemi kamień. -Ta, pewnie za tym wodospadem jest ukryta jaskinia- blondyn powiedział wgryzając się w kawałek suszonej wołowiny. -Zaraz się przekonamy- Wighter rzucił we wskazane miejsce kamieniem, odpowiedziało im echo pustej przestrzeni- Normalnie mnie zaskoczyli. -Ależ to oklepane- blondyn powiedział z rozbawieniem- Gdyby zrobili właz i jakimś cudem na nim drzewo zasadzili, to było by coś. -Cóż, nie można mieć wszystkiego- czarnowłosy powiedział wstając- Chodz, zobaczymy czy nie ma tam śmiertelnych pułapek. -Jak znam życie to ze dwie zapadnie z kolcami- Blacker powiedział wstając- Chyba im się znudziło myślenie przy tym dziadku. -Może. Przeszli przez jeziorko, które sięgało im do kostek. Za wodospadem była mała jaskinia zakończona kamiennymi wrotami i żadnych pułapek. W sumie nic w nich nie było specjalnego, poza dwoma przyciskami z symbolem dłoni na każdym ze skrzydeł. Jedna prawa, druga lewa. Podpisy, które znajdowały się pod nimi były dla najemników nazbyt oczywiście. -„Dłoń pani światła.” i „dłoń pani ciemności”, naprawdę?- Wrighter spytał załamanym głosem- Czy Ci ludzie naprawdę myśleli, że nie wpadniemy, kto jest kluczem do otwarcia tych cholernych drzwi? -Wiesz, nie każdy musi być zawodowym debilem od zadań nienormalnych- blondyn wzruszył ramionami. -Chyba specjalnych- czarnowłosy poprawił kumpla. -Absolutnie nie. Powiedz mi co w tej misji jest specjalne, albo normalne?- Blacker spytał poważnie. -Racja, ale przestań się wymądrzać i leć po swoją panią- Wrighter powiedział idąc w stronę wodospadu.

* * *

Blacker rozpalił ogień i nakazał kołtuniażom upichcić coś dobrego dla Kroczuchy. Tymczasem kobieta patrzyła na niego jak na skończonego idiotę siedząc przy ogniu. Wiedziała tylko, że chce jej pokazać miejsce, gdzie jest ten osławiony dokument. Jednak w tym momencie najchętniej by rozszarpała go gołymi rękami. Z rozmyślań wybił ją widok, który całkowicie ją zaskoczył. Mianowicie oddział strażników z Clarą i Wighterem na czele maszerował w ich stronę. Stanęła na równe nogi i zaczęła organizować swoich knypkowatych podwładnych w coś na kształt formacji obronnej. -Spoko, to część mojego planu- Blacker powiedział z zadowoleniem. -To znaczy...- kobieta nie wyła w stanie dokończyć. -Tak, tak. Ja i Wighter was tu przyprowadziliśmy bo mieliśmy pewien plan w konspiracji z Xardasemblondyn skończył mówić, kiedy najemnik, księżniczka i czarodziej do nich doszli. -Nie powiedziałeś jej jeszcze, prawda?- czarnowłosy powiedział znając już odpowiedź. -Absolutnie nie- Blacker powiedziała z szerokim uśmiechem- Chciałem zostawić ten zaszczyt twojej szefowej. -Co tu się odbywa?!- Kroczucha krzyknęła wściekle. -Claro, chyba czas, aby prawdy stało się za dość- Xardas powiedział spokojnie. -Księżno Kroczucho. To co się tutaj dzieje dotyczy bezpośrednio Ciebie, mnie i całego Lawendorfblondynka stanęła przed druga kobietą- Zastanawiało Cię kiedyś dlaczego nigdy nie wysnułam oskarżenia przeciwko tobie?- odpowiedziało jej milczenie całkowicie skołowanej kobiety- Nie mogłam tego zrobić, bo jesteś moją siostrą. -Co... Takiego?- czarnowłosej grunt osuną się spod nóg, ale szybko wróciła do siebie- Sądzisz, że ten nonsens jest w stanie mnie zmiękczyć. To, że w jakiś sposób przekupiłaś tego blond debila nie zmieni nic... -To chyba twoje- Clara przerwała jej wyjmując z torby sztylet, dokładnie ten sam za pomocą którego księżna chciała ją porwać. -Sztylet mojej matki- kobieta chwyciła rękojeść i ledwo powstrzymała łzy- Myślałam, że go straciłam. -Uwierz mi proszę. Naprawdę mamy wspólnego ojca- księżniczka powiedziała pewnie- Książę Archibald spłodził nas obie. -Dobra, dobra- Kroczucha powiedziała z dziwnym uśmiechem- Ładna bajeczka i może w nią uwiężę, jeśli dostarczysz mi na to dowód. -A to właśnie dlatego doprowadziliśmy do tego historycznego spotkania- Blacker powiedział z uśmiechem - Otóż znaleźliśmy miejsce ukrycia testamentu waszego ojczulka. -Jeśli to co powiedziała nam Xardas jest prawdą to za drzwiami, które są za tym wodospadem jest testament księcia- Wighter powiedział z zadowoleniem- Którego treść pomoże mi i Blackerowi opływać w dostatki do końca naszych dni. Po tym jak najemnicy i czarodziej przekonali obie kobiety, żeby pozostawiły swoich podwładnych weszli pod wodospad. Drzwi nie stanowiły przeszkody, a zapyziałe wnętrze skrywało stojak do czytania książek. Na nim znajdowała się oprawiona w skórę jedna kartka papieru. Napis na oprawie brzmiał „Dla moich córeczek”. Kroczucha zachowała kamienną twarz, kiedy Xardas brał do ręki zakurzony przedmiot. Nie wiedziała czemu, ale chciała, żeby historyjka Clary okazała się prawdą. Stary czarodziej zaczął czytać. „Moje kochane Córeczki. Wiem, że kiedy poznacie treść tych słów ja nie będę już żył. Jednak wiem też, że Xarda zadba o waszą przyszłość, dopóki to co chce wam przekazać będzie w waszych możliwościach. Zapewne Ci, którzy dopomogli w mojej śmierci nie będą chcieli, żebyście poznały waszą przyszłość, jednak czuję, że odnajdziecie w sobie siłę. Dlatego Przekazuje wam we władanie Lawendorf. Mimo że jesteście zrodzone z innych matek pokładam w was nadzieję, że będziecie dla siebie prawdziwymi siostrami i obie uniesiecie brzemię władzy. Wiem, że to trudne zadanie, ale wiem, że sobie poradzicie. Wybaczcie mi również, że nie było mnie przy was. Jednak moje serce zawsze było z wami. Claro, Kroczucho to jedyne co mogę wam przekazać. Wasz ojciec. Archibald.”

* * *

-Czyli to jednak prawda- Kroczucha powiedziała cicho. -Nie, po prostu zbudowaliśmy to w trzy dni- Wighter powiedział z przekąsem, a po chwili jękną kiedy Blacker dźgną go łokciem w żebra. -Mam nadzieję, że to wszystko zmieni- Clara powiedziała biorąc swoją siostrę za ręce- Chciałabym... -To zupełnie nie istotne- kapitan Franko powiedział wchodząc do jaskini, a za nim siedmiu innych mężczyzn. -Kapitanie, miałeś pozostać na zewnątrz- księżniczka powiedziała wściekle- I kim są Ci ludzie? -To, moja pani są Inkwizytorzy- wojownik powiedział ze szpetnym uśmiechem- Miałem nadzieje, że Ci dwaj najemnicy zabiją się kiedy Lord Zuben naprowadzi was na ten amulet- rzeczony mężczyzna ukłonił się lekko- No, cóż nie można mieć wszystkiego, ale przynajmniej odnaleźli ten bluźnierczy dokument. -To ty otrułeś Archibalda- Xardas powiedział pewnie. -Oczywiście- kapitan zaśmiał się- Musiałem mieć pewność, że jego idea umrze razem z nim. Niestety spłodził tego bękarta- wskazał Kroczuchę- Tylko ten testament mógł wszystko zmienić. Na szczęście są tu wszyscy, których potrzebujemy. -Niech zgadnę- Blacker w towarzystwie swojego kumpla stanęli przed tłumem- Chcecie zabić nas, Xardasa i moją szefową, a potem wyprać mózg szefowej Wightera. -Jak odkryłeś nasz plan?- Franko spytał ze zdziwieniem. -Po prostu jest zbyt przewidywalny- Wighter wyją swój miecz- Niestety, mimo że jestem wyznawcą Jasności nie lubię inkwizycji, jak mój kumpel, więc niestety musimy was zabić. -Powiem to tak- wojownik uśmiechną się sprytnie- Jesteście najemnikami, więc ubijmy interes. -Widać, że mało o nas wiesz- Blacker zaśmiał się- Akurat jesteśmy w trakcie wykonywania ostatniego zadania w tym zleceniu, więc nie uda Ci się nas wynająć. -Może i byśmy coś ubili po wszystkim, ale dwie sprawy nam nie pozwolą- czarnowłosy uśmiechną się wrednie- Umrzecie tutaj, a poza tym nie lubimy takich skurwieli jak wy. -Szkoda. Może i jeden z was jest bluźniercą, ale dało by się go ochronić- Franko wzruszył ramionami, a jego kompani dobyli broni- Zabić ich i tą czarną suk...- nie skończył, albowiem piorun z dłoni Xardasa oplótł jego ciało pozbawiając go życia. Walka się rozpoczęła, a dwie kobiety sparaliżowane tym co usłyszały wpatrywały się w nią nie obecnym wzrokiem. Clara nie mogła uwierzyć, że osoba, której tak ufała i która tak dobrze wspominała jej ojca okazała się tak zła. Jednak Kroczucha czuła się jeszcze gorzej. Cały jej świat legł w gruzach. Wśród inkwizytorów był człowiek, który zarządzał jej skarbcem i włościami. Człowiek, który ujarzmił dla niej kołtuniazy i pozwolił osiągnąć to co ma do tej pory. Poczuła się samotna. Spojrzała na blondynkę. Nienawiść, którą w sobie pielęgnowała do tej pory prysnęła jak bańka. To była jej siostra o której nie wiedziała nic. Księżniczka spojrzała na nią z uśmiechem. -Teraz wszystko zależy od nich- powiedziała ze spokojem- Wiem, że Wighter to świetny wojownika, a Xardas wspaniale sobie poradzi z czarami Zubena, ale co z Blackerem? -Jest wspaniały- czarnowłosa oznajmiła szybko- Wyjdziemy z tond. -Ale co dalej?- pytanie zabrzmiało w uszach księżnej niczym dzwon- Testament taty daje nam obu władzę i chciała bym, żeby tak było, ale co z tobą? -Zawszę chciałam władzy, ale teraz nie wiem- Kroczucha powiedziała opuszczając głowę- To co tu się dzieje uświadomiło mi, że nie mam nic. -Masz mnie- Clara uśmiechnęła się, a walka dobiegła końca- Teraz wszystko będzie inaczej, lepiej dla nas. Zaufaj mi, siostro. Blacker wbił miecz w truchło poganiacza kołtuniaży i ciężko usiadł na ziemi. Spojrzał na Wightera. Poza płytką raną na policzku nic mu nie było, ale Xardas wyglądał jakby miał umrzeć. Starzec był blady i tylko dzięki swojej lasce i czarnowłosemu stał. Zuben okazał się naprawdę potężnym czarodziejem i potrzeba było ogromnej ilości energii, żeby padł trupem. Na szczęście się udało. Blondyn wstał i podszedł do kobiet. -Wygląda na to, że spisek im nie wyszedł- powiedział zmęczonym głosem- Rany, ale byli mocni. -Mam nadzieję, że Xardasowi nic nie będzie- Clara powiedziała szybko otrząsając się z tego co właśnie widziała. -Spokojnie, ma pani- starzec podszedł do nich w asyście najemnika- Tylko troszkę się zmachałem. To już nie te czasy, kiedy przenosiłem góry przed śniadaniem. -Proponował bym zabrać dokument i sprawdzić co się stało na zewnątrz- Wighter powiedział oddychając głęboko- Jeśli jest ich więcej to mogą nas teraz capnąć. Zrobili tak jak zaproponował czarnowłosy. Na zewnątrz okazało się, że kołtuniaży już nie ma, a przyboczni Clary leżeli nieprzytomni na ziemi. Pomogli im się pozbierać i po opatrzeniu ran wyruszyli do zamku blondynki.

* * *

Ludność Lawendorf bez większych oporów przyjęła treść testamentu ich poprzedniego władcy.Oczywiście pojawili się wichrzyciele, którzy twierdzili, że to falsyfikat bądź sztuczka księżnej. Odstępowali od swoich roszczeń, po krótkiej rozmowie z czarodziejem. Nowa władczyni pozwoliła do tej pory ukrywającym się czcicielom Mroku na ujawnienie swoich przekonań. Jednak nie wszystko było w porządku. Kilka dni po tych wydarzeniach Kroczucha opuściła w samotności zamek swojej siostry. Wszyscy wpadli w panikę, poza najemnikami. -To rodzaj dysonansu wewnętrznego- Blacker powiedział spokojnie, kiedy siedział przy stole w konacie Clary- Kroczucha osiągnęła to co sobie zakładała i teraz nie wie co ze sobą zrobić. -Tak myślisz?- księżniczka spytała z troską- Sądzę, że to coś innego. -Czuję się zdradzona i osamotniona- blondyn powiedział pewnie- Jak pozwolicie mi z nią pogadać to ją tu sprowadzę. -A ty umiesz takie rzeczy załatwiać?- Wighter spytał z wątpliwością w głosie. -Znamy się od dziecka, ale jeszcze paru rzeczy o mnie nie wiesz- najemnik wstał- Zostawcie to mnie. Gdy wychodził z komnaty poczuł się zmęczony tym całym bajzlem. Zwykle po takich akcjach razem z Wighterem odbierali zapłatę i odchodzili, ale czarnowłosy postanowił zostać tu na stałe. Blondyn wiedział doskonale, że Clara chce mu kupić przyszłość u swojego boku, a on za bardzo go lubi,żeby tak po prostu odejść. Wsiadł na swojego ciapowatego konia i westchną. Miał dość tej roboty. * * * Blacker wjechał do opustoszałego pałacu swojej szefowej. Dreszcz przeszedł po jego plecach. Teraz to miejsce przypominało mauzoleum. Najemnik zsiadł z konia i ruszył do kaplicy. Miał przeczucie, że Kroczucha tam jest. Wkroczył do ukrytej w mroku sali. Słaby blask lam olejowy dawał tylko tyle światła, aby nie zabić się o stojące tu i ówdzie krzesła. Zobaczył swoja szefową stojącą przed ołtarzem. Zaczął się zbliżać do niej, a jego kroki odbijały się głośnym echem. Zatrzymał się kiedy wybuchła tym swoim diabolicznym śmiechem, który słyszał zawszę kiedy układali jakiś plan i wtedy coś do niego dotarło. Myślał, że teraz Kroczucha jest osamotniona i słaba, ale to była wciąż ona. Silna, dumna i władcza kobieta, która tak cholernie go pociągała. -Nie sadzisz, że ironia losu jest dość zabawną sprawą?- spytała przełamując ciszę- Straciłam swoje bogactwo i podopiecznych, a jedyna osobą, która przy mnie została jest najemnik, który został już opłacony i nie powinno go obchodzić co będzie ze mną dalej. -Kiedyś ktoś mi powiedział, żebym spodziewał się po innych niespodziewanego- Blacker powiedział z rozbawieniem- A co do tego, że powinienem mieć wszystko w dupie... Hmmm... Raczej powinnaś powiedzieć, że za jakiś czas powinienem mieć wszystko w dupie. -Co masz na myśli?- odwróciła się do niego z pytającym wyrazem twarzy- Przecież wykonałeś już swoje zadanie. -Formalnie władzy jeszcze nie masz- najemnik zaśmiał się- Więc jeszcze nie wykonałem zadania, a poza tym mam pewne widoki na... -Moją dupę?- Kroczucha spytała ze śmiechem- Pamiętasz jak rozmawialiśmy o tym co zrobię jak zdobędę władzę- pokiwał głową- Mam więc propozycję dla Ciebie. Clara ma swoją zaufaną świtę. Jak że ja nie mam już nikogo przydał by mi się bliski doradca. Co ty na to? - W sumie czemu nie- Blink odpowiedział z uśmiechem- Czyli ta twoja ucieczka była tylko po to, żeby mnie tu zwabić, tak? - Nie. Chciałam po prostu pobyć trochę sama- Kroczucha odpowiedziała podchodząc do niego- Musiałam to wszystko poukładać sobie w głowię. W końcu mam czego chciałam. Trochę przytłaczające uczucie, nie sądzisz? -A teraz już sobie wszystko poukładałaś?- odpowiedz była twierdząca- Więc, zapraszam panią do pałacu. Wszyscy są tam strasznie nerwowi- na koniec ukłonił się paradnie.

* * *

Dosiadając koni Kroczucha rozejżała się po swoim pałacu. Postanowiła przerobić go na coś, co będzie bardziej użyteczne niż warownia. -Co dalej?- Blink zapytał z ciekawością. -Dalej?- zaśmiała się- To się zobaczy. * * * Clara z zadowoleniem obserwowała ze swojego balkonu parę jeźdźców zbliżających się do zamku. Wighter chwycił ją za dłoń, a po chwili ich usta połączyły się w pocałunku. Najemnik już dawno zapomniał o zapłacie, której nie dostał.

***************************************************

Autorem tekstu jest Tomasz Kurek. A ja konsultantem w pisaniu.

P.S.

W marę możliwości proszę o komentarz dla autora opowiadania - gość cały czas myśli że jest kiepski i potrzebuje wsparcia :P

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)