Aktywacja produktów Microsoft - droga przez mękę

Aktywacja produktów Microsoft - droga przez mękę

Aktywacja produktów Microsoft - droga przez mękę
Wojciech Kowasz
25.05.2011 16:07, aktualizacja: 14.11.2013 11:55

Zawsze przy okazji wymiany notebooka pojawia się ten sam problem i zawsze powtarzam sobie, że napiszę na dobrychprogramach o tym, jak przebiega aktywacja produktów firmy Microsoft. Zwykle jednak ciśnienie szybko mi spada i rezygnuję z publikacji, ale nie tym razem. Czas na kilka słów gorzkiej prawdy.

Tytułem wstępu powiem, że sprawa dotyczy aktywacji systemów Windows 7 i pakietów Office 2010, na które licencje pochodzą z programu Microsoft Action Pack Subscription. MAPS to program dla firm branży IT, które pracują z technologiami Microsoftu i na ich bazie tworzą własne rozwiązania. W zamian za około 400 dolarów rocznie firma uzyskuje produkcyjne licencje na większość najpopularniejszego oprogramowania Microsoftu do wewnętrznej działalności (nie można na tym oprogramowaniu świadczyć usług na klientów, np. hostować sklepu internetowego, ale można np. zainstalować system księgowy lub wewnętrzną bibliotekę dokumentów). W tej paczce znajduje się między innymi 10 licencji na Windows 7 Professional i 10 licencji na Office Professional Plus 2010. Systemy Windows 7 są dostarczane jako uaktualnienia, więc trzeba mieć przypisaną do komputera jakąkolwiek inną licencję na system Windows. Niemniej dzięki temu mamy gwarancję, że na komputerze będzie zawsze najnowszy Windows i zawsze w wersji Professional (umożliwiającej np. podłączenie do domeny). Pozostałe licencje są już „standardowe”, czyli Office instalujemy na gołym komputerze bez dodatkowych licencji.

Obraz

W specjalnej witrynie Microsoft udostepnia obrazy płyt do pobrania oraz klucze licencyjne do wszystkich posiadanych systemów i aplikacji. Gdzie więc problem? Problem pojawia się, gdy zainstalowane oprogramowanie trzeba aktywować. Na jednym kluczu bowiem zwykle aktywowanych jest 10 komputerów, a tego Microsoft nie lubi – przynajmniej nie ze standardowymi kluczami. Są bowiem specjalne klucze do licencji grupowych, które w odpowiedni sposób użyte skracają mękę podczas hurtowych aktywacji. Niestety w MAPS takich udogodnień nie ma. Załóżmy więc, że wymieniamy w firmie 10 notebooków i na każdym mamy do aktywowania Windows oraz Office - jak wygląda ten proces?

Doświadczenie nabyte podczas wielokrotnej aktywacji produktów w MAPS nakazuje całkowicie pominąć krok aktywacji automatycznej. Kończy się ona pomyślnie tylko przy pierwszych kilku aktywacjach. Później jesteśmy raczeni komunikatem o „przekroczonym limicie aktywacji na tym kluczu” (Office) lub „kluczu w użyciu” czy „nieokreślonym błędzie” (Windows). Pozostaje więc kliknąć opcję aktywacji telefonicznej i poszukać telefonu. Już tutaj trafiamy na pierwsze kłody pod nogi niedoświadczonych administratorów – Microsoft w listopadzie 2010 zmienił numery telefonów do centrum aktywacji, a więc numery podane przez kreatora niewiele nam pomogą. Nowy numer to 008001211654 i jeśli jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami subskrypcji MAPS, warto zapisać go w telefonie.

Dzwonimy. Gadka-szmatka z automatem na miły początek rozmowy – czy jesteśmy użytkownikiem domowym czy biznesowym (przepraszam, „byznesowym”). Wybór prawdopodobnie nie ma dużego znaczenia, jeśli aktywujemy Windows albo Office – wybranie wersji biznesowej będzie skutkować tylko jednym dodatkowym pytaniem, a problemy później, jak miałem nieraz okazję się przekonać, będą identyczne. Wreszcie rozpoczynamy proces aktywacji. Od razu wciskamy krzyżyk, żeby uniknąć szkolenia z liczenia do dziewięciu i instrukcji ustawiania kursora myszki w pierwszym polu. Podajemy 54 cyfry zebrane w 9 grupach – tak zwany identyfikator instalacji, każdą grupę akceptując krzyżykiem. Trwa to zwykle kilka minut i jest procesem trochę żmudnym, no ale jak trzeba, to trzeba. Po zatwierdzeniu ostatniej grupy czekamy – „generujemy Państwa identyfikator potwierdzenia”.

Nie tak szybko! „Przed aktywacją musimy zadać Państwu kilka pytań”. Opiszę dla przykładu aktywację pakietu Office. Pierwsze pytanie: czy ten produkt Microsoft był już zainstalowany na komputerze (wybierz 1), czy kupili go Państwo w sklepie (wybierz 2), a może chodzi o wersję Home and Student (wybierz 3)? No cóż, żadna z tych odpowiedzi nie zgadza się ze stanem faktycznym – nie kupiłem go w sklepie, nie był zainstalowany, nie jest to wersja Home and Student... I co teraz? Wybieram wersję najbliższą prawdzie, czyli że kupiłem w sklepie. Pytanie numer dwa: czy ten produkt Microsoft jest zainstalowany na jednym laptopie lub komputerze (jakby ktoś miał wątpliwości, czy laptop to też komputer; wybierz 1) albo na większej ilości (wybierz 2)? Tutaj u wprawnego aktywatora włącza się lampka ostrzegawcza. Jeśli chcemy mieć aktywowany Office, wybieramy 1. Oczywiście skąd uczciwy posiadacz MAPS ma to wiedzieć? On wybierze 2 – przecież ten Office jest aktywowany na 9 innych komputerach :-) Tego już jednak automat nie wytrzyma. Po reprymendzie dla „ofiar piractwa komputerowego”, że powinniśmy udać się do sklepu i kupić oddzielną licencję na każdy komputer, połączenie zostanie... po prostu przerwane.

Uff... Podsumujmy: straciliśmy 10 minut, wpisaliśmy do telefonu kilkadziesiąt cyferek, a teraz jesteśmy w punkcie wyjścia. Trzeba dzwonić jeszcze raz. Plus jest taki, że następnym razem, bogatsi w doświadczenia, możemy całkowicie pominąć wszystko co napisałem powyżej. Dzwonimy, odpowiadamy że jesteśmy klientem „byznesowym” i czekamy udając, że nagle zawiodło wybieranie tonowe w naszym aparacie. Na szczęście system Microsoftu łapie się w tę pułapkę i przełącza nas do „agenta”. Wszyscy agenci oczywiście w tej chwili są zajęci – nic dziwnego, skoro aktywacja jest tak karkołomna – więc czekamy. Po kilku minutach oczekiwania wreszcie jest żywa dusza po drugiej stronie. Tłumaczymy szybko, że chcieliśmy aktywować Office Professional Plus 2010 z subskrypcji MAPS. Niestety musimy ponownie podać 53 cyfry z 9 grup, tym razem już na głos. Jeśli ani my, ani agent nie pomylimy się w tym procesie, zostajemy poproszeni o chwilkę oczekiwania, bo „generowany jest identyfikator potwierdzenia”.

Czekając myślisz, jak idiotyczny był cały ten proces, przez który właśnie przebrnąłeś... ale nie tak szybko! „Proszę jeszcze podać klucz produktu”. No to czytamy, a tu jest już gorzej, bo oprócz cyfr są też litery. Krystian, 4, Bogumił, 8, Teofilia... Kolejne 25 znaków przeliterowane. Dla pewności musimy powtórzyć jeszcze raz bo coś się nie zgadza. Znowu chwila oczekiwania. Wydawać by się mogło, że już więcej informacji od nas nie da się wyciągnąć, a jednak! Najbardziej rozbroiło mnie pytanie „czy ten klucz jest na pewno oryginalny”. Cóż, miejmy nadzieję, że na stronach dla partnerów Microsoftu tylko takie klucze występują. Kolejne pytanie, „czy klucz został przepisany czy wklejony do instalatora”, zdradziło tylko niewiedzę agenta – przecież kreator instalacji sprawdza poprawność klucza, literówka jest niemożliwa. Widać, że przypadek trudny, więc przed nami kolejna chwila oczekiwania. Wreszcie udaje się – identyfikator potwierdzenia jest wygenerowany, zostajemy przełączeni do Automatycznego Systemu Dyktującego Numer. Mamy też opcję dla geeków polegającą na wysłaniu identyfikatora SMSem (jeśli dzwonimy z komórki). Nie polecam jednak tego robić, bo zdarzyło mi się raz, że SMS nigdy nie przyszedł. Od tej pory wolę nie ryzykować, bo jeśli miałbym przechodzić przez cały ten proces jeszcze raz, to chyba bym się zastrzelił.

A, zaraz... Zapomniałem, że jeszcze 9 komputerów do aktywowania.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (144)