Bitcloud: decentralizacja Internetu nie może się obejść bez finansowej zachęty

Bitcloud: decentralizacja Internetu nie może się obejść bez finansowej zachęty

24.01.2014 18:14

Z każdym kolejnym rokiem Internet staje się coraz bardziejscentralizowany, a efekty tego odczuwają wszyscy internauci. Możemysię dziwić – jak do tego doszło, że sieć, która w swoichzałożeniach miała bazować na rozproszonym przetwarzaniu danych,trasowaniu i połączeniach między równymi węzłami dziścharakteryzowana jest przez kilkanaście kluczowych punktów, którychpodsłuchiwanie daje napastnikom pokroju agentów NSA dostęp dowszystkiego, co dla nich ważne? Wyjaśnienie nie jest trudne, tokwestia zarówno gospodarcza jak i techniczna. Dla internetowychgigantów transfer w obrębie własnych sieci jest nieporównywalnietańszy – sieć Tier 1 może po kosztach przekazać dane gdziechce, zarabiając przy tym na mniejszych sieciach, których ruchtransportuje. Stąd też koncentracja największych routerów wgłównych ośrodkach światowej gospodarki, gdzie i klientówwięcej, i infrastruktura lepsza. Do tego dochodzi twierdzenieBrewera, zgodnie z którym niemożliwe jest, by rozproszony systemkomputerowy jednocześnie był spójny (te same dane w tym samymczasie na wszystkich węzłach), dostępny (każde żądanie otrzymaodpowiedź) i wykazujący tolerancję partycji (działa pomimouszkodzenia części swoich węzłów).Najwyraźniej, choćzagrożenia związane z centralizacją sieci są ogromne, to jej samatopologia cenralizację taką wymusza.A mimo to znaleźć można spiskowców, którym marzy siędziałanie pod prąd, stworzenie sieci, która przyniesie większąprywatność i bezpieczeństwo, zlikwiduje cenzurę w Internecie iktóra finalnie stanie się siecią kratową w całości zastępującąInternet. O tym śmiałym planie internetowa społeczność zostałapowiadomiona tydzień temu, na łamachreddita. Autorzy tak pisali o protokole Bitcloud, który miałbypozwolić na zrealizowanie ich wizji – chcemy zastąpićYouTube, Dropboksa, Facebooka, Spotify, dostawców Internetu i nietylko za pomocą zdecentralizowanej aplikacji, bazującej na dowodziepasma transferu. Deklaracjawywołała duże zainteresowanie i szybko trafiła na głównąstronę reddita. Wkrótce po tym zaczęły pisać o niejmainstreamowe media, mimo że w zasadzie poza obietnicą „zastąpieniaInternetu” żadnych szczegółów technicznych nie było. Tymczasemw toku dyskusji wyłaniały się kolejne szczegóły projektu.[img=worldnetwork]Dowód pasma transferu (Proof of Bandwith)? Skojarzenia zBitcoinem i jego dowodem pracy (Proof of Work) są nieuchronne i jaknajbardziej na miejscu. Bitcloud ma być bowiem nie tylko protokołemsieciowym, ale przede wszystkim rozproszoną autonomicznąkorporacją, której węzły sązachęcane do udziału w Sieci perspektywą zarobku, otrzymującwynagrodzenie za trasowanie ruchu w ramach nowej sieci,przechowywanie danych i ich przetwarzanie. Dla świadczących teusługi węzłów płatności miałyby być dokonywane za pomocąspecjalnej waluty – cloudcoinów (podobnie jak płatności w sieciBitcoin dokonywane są za pomocą bitcoinów). Przykładowo, jeśli ktośchciałby wyświetlić reklamę na publicznie dostępnym wideostrumieniowanym z węzła Bitcloud, musiałby za taką usługęzapłacić. Już w gestii operatora węzła pozostaje, czy takąreklamę chciałby przyjąć, ryzykując że użytkownicy przerzucąsię na inny, bezreklamowy węzeł. W ten sposób otrzymywalibyśmysamoutrzymującą się, wolnorynkową sieć komunikacyjną, któramoże działać bez żadnych zewnętrznych dotacji. Sieć dzieli swoich uczestnikówna trzy klasy: użytkowników, wydawców i węzły. Ci pierwsi niemuszą stosować specjalnego oprogramowania. Podstawowy interfejsBitclouda, Wetube, to zbiór skryptów działających w przeglądarce.Rola użytkowników jest oczywista, głównym zadaniem wydawców mabyć z kolei akceptowanie treści dostarczanych przez użytkowników,kategoryzacja tych treści i emisja reklam kierowanych do nich przezreklamodawców.Podstawą Bitclouda są węzły.Uczestnicy chcący działać w tej roli muszą uruchomić specjalneoprogramowanie, pozwalające na przechowywanie bufora z wskaźnikamido serwowanych plików, zapewniające niezbędny transfer dodziałania aplikacji klienckich i ewentualnie przechowywanie treściwydawców. Co istotne, wydawcy nie mogą sobie wybierać węzłów,podczas gdy węzły mają swobodę przyjęcia lub odrzucenia wydawcy.Dzięki temu węzły mogą zarabiać nie musząc się do nikogozwracać, a wydawcy mogą uniknąć cenzury, gdyż dowolny węzełmoże przechowywać dowolną treść. Węzły dostarczają teżDowodów Pasma Transferu, umożliwiających generowanie pieniędzy zaświadczenie usług dla uczestników. Podobnie jak z Bitcoinem, blok,zawierający wszystkie nowe transakcje między uczestnikami sieci,generowany jest raz na 10 minut i dołączany do istniejącegołańcucha bloków.Cały system ma byćprogramowalny w czasie rzeczywistym, tak że zaawansowani użytkownicybędą mogli niemal dowolnie modyfikować sposób swojej interakcji zBitcloudem. Niemal dowolnie, nie będą mogli bowiem zmienić zbiorupraw kryptograficznych Bitclouda (Bitcloud Cryptographic Law) –zasad, względem których uczestnicy sieci oceniają się nawzajem,wygłaszając następnie „werdykty”, przechowywane w łańcuchubloków i wprowadzane w życie przez system nagród i kar. Takieprawa to np. prawo transferu, które zapewnia, że węzły trasująruch od użytkowników pobierających i publikujących treści,otrzymując za to wynagrodzenie, prawo rozproszenia, któreuniemożliwia obchodzenie zasad poprzez rozpraszanie połączeńmiędzy użytkownikami i węzłami oraz samymi węzłami, prawoprzechowywania danych, dzięki któremu węzły muszą przechowywaćto, co otrzymały od wydawców czy prawo usług, zapewniające, żewęzły nie będą odmawiały świadczenia usług. Ten system prawny,modyfikowany w miarę ewolucji Bitclouda, ma wyeliminować z sieciszkodników i samolubnych uczestników.Starsi internauci być może wtym momencie przypomną sobie MojoNation, gorący temat z przełomustuleci, gdy jeszcze nie mieliśmy BitTorrenta, a większośćinternautów wciąż łączyła się z Siecią za pomocą modemówanalogowych. MojoNation bazował na ogólnego zastosowania protokolekomunikacyjnym P2P o nazwie Evil Geniuses Transport Protocol (EGTP),zapewniającym stałe tożsamości węzłów, szyfrowanie,przekierowywanie wiadomości przez zapory sieciowe i dynamicznąkompresję danych. Na EGTP można było budować protokoły i usługiwyższego rzędu, a najważniejszym z nich był systemmikropłatności, który pozwalał węzłom MojoNation na wzajemnerozliczenia za świadczone sobie usługi w jednostkach pieniężnychzwanych Mojo, a także licytowanie się o dostęp do tych usług.Mojo doczekało się jednak tylko jednej aplikacji – rozproszonegosystemu publikacji plików, których fragmenty przechowywane były nawęzłach Mojo, podobnie jak to jest dziś w sieci Freenet. Systemunikatowych identyfikatorów pozwalał na odnalezienie pliku izłożenie go z dostępnych części.MojoNation najwyraźniejwyprzedziło swoje czasy – firma, która stała za projektemzamknęła swoją działalność (a jeden z jej pracowników, niejakiBram Cohen, po odejściu zajął się wymyślaniem BitTorrenta). Zprojektu ostało się otwarte oprogramowanie klienckie o nazwie Mnet,do dziś hostowanena Sourceforge, ale raczej niewiele się przy nim dzieje. CzyBitcloud sprawdzi się tam, gdzie MojoNation nie dało rady?Niewykluczone, że tak: autorzy projektu nie mają zbyt wielezaufania do czynnika ludzkiego, budując Bitclouda tak, by napędzałago chęć zysku, a zabezpieczała matematyka. A to przecieżpowielenie modelu znanego z Bitcoina, który pokazał, że w Siecimogą wciąż pojawiać się technologie trudne do wyobrażeniajeszcze kilka lat temu, gwałtownie przemieniające internetowągospodarkę i kulturę. Więcej na temat Bitcloudaznajdziecie w białej księdze projektu, dostępnej na GitHubie.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)