Dead Drops, czyli jak zamienić fragment miasta w węzeł sieci P2P

Dead Drops, czyli jak zamienić fragment miasta w węzeł sieci P2P

03.10.2013 16:21

Wyobraźcie sobie sieć P2P inną niż wszystkie – dostępnąpraktycznie dla każdego, nie potrzebującą żadnego specjalnegooprogramowania, działającą bez zasilania, a nawet bez podłączeniado Internetu. Absurd? Trzy lata temu berliński artysta AramBartholl opublikował manifest pod tytułem dead drops:un-cloud your files in cement!,nawołując do tworzenia anonimowej, pozainternetowej sieci wymianyplików P2P, która stałaby się częścią miejskiej przestrzeni.Aram Bartholl od wielu latzajmuje się relacjami pomiędzy światem wirtualnym i fizycznym.Jest przekonany, że wirtualne byty nie są spełnione w swojejczysto binarnej egzystencji i powinni znaleźć się w namacalnymwszechświecie. W 2010 roku, podczas swojego pobytu w Nowym Jorku,Bartholl wpadł na pomysł, by wyprowadzić wymianę plików naulicę. Miała być to odpowiedź na rosnącą inwigilacjęprzestrzeni wirtualnej przez władze, zrealizowana w prosty i tanisposób.[img=deaddrop]Pięć pendrive'ów, któreartysta wmurował w ściany nowojorskich budynków stało siępierwszymi dead dropsami,punktami wymiany danych między nieznającymi się ludźmi, z którychskorzystać mógł każdy, kto miał urządzenie z portem USB.Wystarczyło podejść do wystającej ze ściany wtyczki, przyłożyćlaptopa (lub najlepiej kabel przedłużający), wgrać na pendriveswoje pliki, pobrać pliki innych ludzi. Lokalizacje dead dropsówznalazły się na utworzonej dla nich stronie internetowej, wraz zezdjęciami, dokumentującymi ich obecność i krótkim opisem,zawierającym np. pseudonim założyciela czy rozmiar pamięci.Ten zaskakujący pomysł przyjąłsię znacznie lepiej, niż spodziewał się jego twórca. W ciągupół roku od ruchomienia w Nowym Jorku pierwszych dead dropsów,zaczęły się one pojawiać w Europie i Azji. Ludzie umieszczali nanich wszystko: od seriali telewizyjnych, gier czy komiksów po swojąpoezję czy rodzinne zdjęcia. Po trzech latach na całym świeciejest już ponad 1200 punktów takiej bezsieciowej wymiany plików.Większość faktycznie znalazła się w murach budynków, aleznaleźć można też dead dropsy wtopione w asfalt, zagnieżdżone wdrzewach, czy przykute do mostów, na podobieństwo kłódek miłości.Sam Bertholl przekonany jest, żejego projekt sprawia, że ludzie zaczynają zastanawiać się zarównonad swoim życiem online, jak i funkcjonowaniem jako istotyspołeczne, szczególnie w odniesieniu do zmian, jakie zaszły wInternecie w ciągu ostatnich 10 lat. Możliwość przekształceniabudynku w napęd pamięci masowej pokazać ma, jak bardzo Siećzmieniła ekosystem człowieka.Dla wielu osób sama myśl opodłączaniu się do jakiegoś anonimowego złącza USB wystającegoze ściany może wydawać się głupotą, ale jak artysta podkreśla,niczym to się nie różni od zagrożeń związanych z wymianąplików w Sieci. Zaprasza też zresztą wszystkich do tworzeniawłasnych dead dropsów, opisując proces ich zakładania wporadniku na stronie WWW. Niektórzy czytają ten poradnik, a itak robią dead dropsy po swojemu, tworząc np. publicznie dostępnepunkty Wi-Fi, oferujące anonimowe FTP dla każdego, kto się do nichzaloguje. Dead dropsy dotarły już doPolski, choć w porównaniu do Niemiec jest ich u nas wciążstosunkowo mało. Z jakiegoś powodu jednak łatwo znajdziecie je wartystycznej Łodzi, gdzie punktów takich jest aż pięć. Zapewne wprzyszłości będzie ich więcej, pomysł przyciąga tychwszystkich, których cieszą gry terenowe i miejskie, zabawy wgeocaching. Jeśli chcecie więc sprawdzić, czy gdzieś w Waszejokolicy nie ma przypadkiem wmurowanego w ścianę pendrive'a,odwiedzcie stronę deaddrops.com/dead-drops/db-map/,zawierającą kompletną listę aktywnych dead dropsów.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)