Dysk Google doczekał się limitowania połączeń. Wersji na Linuksa wciąż nie ma Strona główna Aktualności15.01.2015 13:35 Udostępnij: O autorze Łukasz Tkacz Google właśnie zaktualizowało klienta swojego dysku internetowego. Niestety nadal nie będziemy mogli skorzystać z tej chmury na Linuksie za pośrednictwem natywnej aplikacji, ale użytkownicy innych platform mają powody do zadowolenia – nareszcie zniknęła jedna z największych bolączek tego programu. Choć producent w żaden krzykliwy sposób nie informuje o wydaniu nowej wersji, zmiany są widoczne gołym okiem. Zmianie uległ interfejs, bo teraz po kliknięciu ikony Dysku Google w zasobniku systemowym zobaczymy dedykowane okienko, a nie typowe menu kontekstowe. Przedstawia ono informacje o dostępnej i zajętej przestrzeni w chmurze, a także listę ostatnio synchronizowanych plików. W trakcie kopiowania danych z naszego komputera na serwery Google lub odwrotnie lista ta jest w pełni dynamiczna i wyświetla dodatkowo postęp transferu. Z jej poziomu możliwe jest szybkie udostępnienie nowych danych, nie musimy już więc nawet przechodzić do katalogów, w jakim się znajdują. Jak więc widać, firma pracuje nad zwiększeniem wygody nie tylko wersji webowej, ale również desktopowej. Najważniejsze z punktu widzenia użyteczności zmiany znajdziemy po przejściu do ustawień aplikacji. Te również zostały przeprojektowane, bo teraz zawierają trzy osobne zakładki. Pierwsza pozwala na wybór folderów, które mogą być synchronizowane na komputerze (domyślnie klient synchronizuje wszystkie dane), a także uzyskanie dostępu do danych nam udostępnionych. Na drugiej znajdziemy informacje o koncie i wykres kołowy przedstawiający zajęte miejsce. W trzeciej, która dotyczy opcji zaawansowanych znajduje się długo wyczekiwana opcja limitowania przepustowości. W razie potrzeby możemy ograniczyć tak szybkość pobierania jak i wysyłania danych ustawiając ją z dokładnością do 1 KB/s. Nie będzie już więc konieczne rezygnowanie z synchronizacji w sytuacji, gdy nasze łącze jest wykorzystywane przez jakąś priorytetową sprawę jak np. rozmowę wideo. Tego typu funkcje można było znaleźć w aplikacjach innych producentów już od dawna, ale Google nie śpieszyło się z jej wprowadzeniem. Firma ta nie śpieszy się zresztą z jeszcze jednym zadaniem, jakim jest klient Dysku Google przeznaczony dla systemu Linux. Choć usługa wystartowała niemal trzy lata temu, użytkownicy pingwinka nadal muszą do synchronizacji wykorzystywać inne, zewnętrzne aplikacje i skrypty. Oczywiście dla wielu z nich jest to nawet rozwiązanie lepsze, bo pozwalające nierzadko na znacznie większą elastyczność, ale z drugiej strony takie traktowanie Linuksa wygląda po prostu źle – w ostatnich dniach zostało to jedynie potwierdzone szybkim załataniem luk Flasha w przeglądarce Google Chrome dla Maków i Windowsa. Wersja linuksowa musi z kolei poczekać. Oprogramowanie Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji Zobacz także Dysk Google pozwala na uruchamianie aplikacji desktopowych z Windows 6 lis 2014 Łukasz Tkacz Oprogramowanie 26 Google masakruje konkurencję obniżając ceny powierzchni w dysku Google Drive 13 mar 2014 Łukasz Tkacz Internet 74 Synology DS220j – nowy budżetowy NAS z 2 zatokami na dyski twarde 13 mar 2020 Materiał prasowy Sprzęt SmartDom 3 WhatsApp będzie bezpieczniejszy – pozwoli szyfrować kopie zapasowe na Dysku Google 3 mar 2020 Oskar Ziomek Oprogramowanie Internet Bezpieczeństwo 11
Udostępnij: O autorze Łukasz Tkacz Google właśnie zaktualizowało klienta swojego dysku internetowego. Niestety nadal nie będziemy mogli skorzystać z tej chmury na Linuksie za pośrednictwem natywnej aplikacji, ale użytkownicy innych platform mają powody do zadowolenia – nareszcie zniknęła jedna z największych bolączek tego programu. Choć producent w żaden krzykliwy sposób nie informuje o wydaniu nowej wersji, zmiany są widoczne gołym okiem. Zmianie uległ interfejs, bo teraz po kliknięciu ikony Dysku Google w zasobniku systemowym zobaczymy dedykowane okienko, a nie typowe menu kontekstowe. Przedstawia ono informacje o dostępnej i zajętej przestrzeni w chmurze, a także listę ostatnio synchronizowanych plików. W trakcie kopiowania danych z naszego komputera na serwery Google lub odwrotnie lista ta jest w pełni dynamiczna i wyświetla dodatkowo postęp transferu. Z jej poziomu możliwe jest szybkie udostępnienie nowych danych, nie musimy już więc nawet przechodzić do katalogów, w jakim się znajdują. Jak więc widać, firma pracuje nad zwiększeniem wygody nie tylko wersji webowej, ale również desktopowej. Najważniejsze z punktu widzenia użyteczności zmiany znajdziemy po przejściu do ustawień aplikacji. Te również zostały przeprojektowane, bo teraz zawierają trzy osobne zakładki. Pierwsza pozwala na wybór folderów, które mogą być synchronizowane na komputerze (domyślnie klient synchronizuje wszystkie dane), a także uzyskanie dostępu do danych nam udostępnionych. Na drugiej znajdziemy informacje o koncie i wykres kołowy przedstawiający zajęte miejsce. W trzeciej, która dotyczy opcji zaawansowanych znajduje się długo wyczekiwana opcja limitowania przepustowości. W razie potrzeby możemy ograniczyć tak szybkość pobierania jak i wysyłania danych ustawiając ją z dokładnością do 1 KB/s. Nie będzie już więc konieczne rezygnowanie z synchronizacji w sytuacji, gdy nasze łącze jest wykorzystywane przez jakąś priorytetową sprawę jak np. rozmowę wideo. Tego typu funkcje można było znaleźć w aplikacjach innych producentów już od dawna, ale Google nie śpieszyło się z jej wprowadzeniem. Firma ta nie śpieszy się zresztą z jeszcze jednym zadaniem, jakim jest klient Dysku Google przeznaczony dla systemu Linux. Choć usługa wystartowała niemal trzy lata temu, użytkownicy pingwinka nadal muszą do synchronizacji wykorzystywać inne, zewnętrzne aplikacje i skrypty. Oczywiście dla wielu z nich jest to nawet rozwiązanie lepsze, bo pozwalające nierzadko na znacznie większą elastyczność, ale z drugiej strony takie traktowanie Linuksa wygląda po prostu źle – w ostatnich dniach zostało to jedynie potwierdzone szybkim załataniem luk Flasha w przeglądarce Google Chrome dla Maków i Windowsa. Wersja linuksowa musi z kolei poczekać. Oprogramowanie Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji