Hity i zgrzyty 2011 roku

Hity i zgrzyty 2011 roku

Redakcja
30.12.2011 19:16, aktualizacja: 01.08.2013 01:57

Nowy rok za pasem, więc zgadliście świetnie - czas oto najwyższy na growe podsumowanie minionych 12 miesięcy. Aby jednak urozmaicić nieco nasze tradycyjne zestawienie, tym razem zamiast standardowo typować dziesięć hitów, tak jak dotychczas, liczbę tę przycinamy do pięciu, "zaoszczędzone" w ten sposób miejsce (oraz Waszą uwagę) koncentrując na takiej samej ilości zgrzytów - czyli gier, które w sumie nie spełniły pokładanych w nich nadziei, tudzież stanowiły skok na kasę. Czemu zawsze mamy wyłącznie chwalić?

Pozwolicie, że zaczniemy właśnie od minusów, które w odróżnieniu od plusów przyznamy się łatwiej było nieco wytypować, chociaż naturalnie (niestety) było z czego wybierać. Przesiewając propozycje przez sito własnej świadomości, mając na uwadze zapędy producentów, szumne zapowiedzi oraz wszelkie niespełnione obiecanki-cacanki, w końcu do niechlubnego zestawienia załapały nam się:

Pozycja 5: Dragon Age II - Nasza ocena: 7,7/10

BioWare znane jest ze znakomitej jakości pozycji RPG, ale właśnie – znakomitych. Po pewnej „wtopie”, którą w wielu względach stanowiło premierowe Dragon Age, archaiczne graficznie oraz nie do końca zajmujące pod względem przedstawianej historii, gracze spoglądali z ufnością w stronę bezpośredniej kontynuacji. I chociaż otrzymali produkt całkiem dobry, tak ich nadzieje na ponadczasowe dzieło (jeśli jeszcze mieli takie myśląc o tej marce) zostały pogrzebane. Ani dokładnie nie uformowali sobie tu postaci, ani nie pozwiedzali szerokiego świata fantasy, będąc ograniczonymi wyłącznie do miasta Kirkwall plus bezpośrednich okolic, misje drugoplanowe okazały się czystą rutyną gatunku, a do tego wszystkiego doszły znaczne uproszczenia w mechanice zabawy, w tym dozbrajaniu towarzyszy. Fabuła wciągała, lecz znów walka nabrała charakteru bardziej zręcznościowego. Za dużo było tutaj też ostatecznie dróg na skróty i widocznego lenistwa przy projektowaniu.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43880" mode="custom" width="440" height="241"][break/]Pozycja 4: Homefront - Nasza ocena: 6,6/10

Śmierć przywódcy Korei Północnej Kim Dżong II-a przypomniała nam nagle, że w minionych miesiącach pojawiła się przecież produkcja, dla której wydarzenie to było podstawą wizji kolejnej wojny światowej - szkoda, iż o Homefront wspomina się ostatnio właśnie wyłącznie na tym tle. THQ wpompowało morze kasy w stworzenie i marketing swojej nowej strzelanki, a zebrała ona nader przeciętne noty na całym świecie, po czym szybko pudełka z grą pokrył kurz. Na półkach sklepowych. Nie pomógł scenariusz spod ręki sławetnego Johna Miliusa, niezbyt trącący oryginalnością - opierające się skośnookiemu najeźdźcy niedobitki narodu amerykańskiego dysponowały niespodziewanie konkretnym zaopatrzeniem, co zabijało klimat, podobnie jak brak ukazania emocji na twarzach bohaterów. Pojawiły się kontrowersyjne oraz brutalne wstawki, lecz zniknęły w tłumie niedoróbek. Multiplayer stanowił zlepek pomysłów z propozycji konkurencji – słaby na dodatek. Graficznie nie zachwycało praktycznie nic. Cała para poszła w gwizdek.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43881" mode="custom" width="440" height="241"]Pozycja 3: Dead Island - Nasza ocena: 5,8/10Rodzimy Techland od lat nęcił nas wizją wielkiego dzieła z zombiakami w rolach głównych, gdzie to swoisty Rambo w tropikach z Far Cry spotyka całe fale nieumarłych zgnilców do rozczłonkowania wedle własnego uznania. W miarę zagłębiania się w przygodę, mina jednak jakoś rzedła. Teoretycznie otwarty, prawdopodobny świat nieraz nieoczekiwanie atakował wzmiankami o opuszczaniu pola gry, po czym teleportowano nas do ostatniego punktu kontrolnego... Ktoś w procesie tworzenia chyba niechcący skasował też szumnie zapowiadaną technologię roznoszenia chodzących trupów na czynniki pierwsze mięsień po mięśniu, ponieważ model zniszczeń względem dawnych prezentacji wyraźnie uproszczono. Radosna rozwałka faktycznie była, szczególnie przy opcji tworzenia własnych narzędzi mordu, jednak całość wkrótce stawała się nużąca, czemu przysłużył się także nieprzemyślany system awansowania wrogów na wyższe poziomy. Fabularnie często nielogiczne dno, o cyfrowej premierze niedorobionej wersji gry na PC było głośno, a konsolówki pod kątem błędów nie wypadały wcale dużo gorzej. Gdyby nie co-op na 4 osoby byłoby po prostu strasznie kiepsko.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43882" mode="custom" width="440" height="241"][break/]Pozycja 2: Duke Nukem Forever - Nasza ocena: 5,6/10Chyba nikogo nie zaskoczyła obecność w rankingu tytułu, który warto było nabyć i przejść raczej chyba dlatego, żeby podziwiać na końcowej liście płac, ile to osób przewinęło się przez blisko 15 lat prac nad projektem... Duke powrócił z growej emerytury, aby sypać infantylnymi, przeterminowanymi tekstami, klepać kosmiczne cycki rosnące na ścianach przejętych przez obcych lokacji czy podreperować przerośnięte ego licznymi czynnościami drugoplanowymi – co obchodziło niewielu. Gearbox Software podołało zadaniu pozlepiania „odzyskanych” po upadku 3D Realms kawałków kodu w jedną spójną całość na prawie 11 godzin rozgrywki, przy czym wszystko fajne, czym karmiono nas od dawien dawna na wypuszczanych raz na kilka miesięcy zwiastunach gry, poszło zwyczajnie do piachu. Oczy zabolały od kanciastej grafiki, koślawa animacja głównego bohatera (i nie tylko) powoduje niekontrolowane napady zażenowania, tak jak liczne seksistowskie „naleciałości”. Następne paczki DLC poprawiają nieco wizerunek serii, spulchniając grunt pod kolejne odsłony marki, ale czy ktoś wypatruje po tym wszystkim ciągu dalszego?

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43883" mode="custom" width="440" height="241"]Pozycja 1: Need for Speed: The Run - Nasza ocena: 4,4/10Electronic Arts odbudowało oto najwyraźniej swój wizerunek na tyle, żeby móc powrócić do dawnych praktyk perfidnego “odcinania kuponów”... W tym roku doczekaliśmy się dwóch produkcji w ramach serii Need for Speed - o ile Shift 2 Unleashed pozytywnie zaskoczyło zacięciem symulacyjnym, tak reklamowane jako niezapomniane przeżycie na skalę kinową NfS: The Run ze stoickim spokojem pogrzebało cały żmudny wysiłek przywrócenia wyścigowej serii do łask w ostatnim czasie. Dostaliśmy rzeczy, na które gracze do tej pory przez lata powszechnie narzekali – na nowo pojawiła się nikomu niepotrzebna fabuła, komputerowo sterowani przeciwnicy otwarcie oszukują na trasie, wyprzedzając nas beztrosko w słabszych furach przed samą metą, skopana detekcja kolizji strasznie irytuje, na dodatek zaś doszło wychodzenie z auta, jako wyłącznie pretekst dla scenek przerywnikowych z QTE (duszenia przycisków wedle tego, co pokazuje się na ekranie). Nowoczesny silnik Frostbite 2 absolutnie nie błyszczy, muzyka zrobiona jest na jedno kopyto, tryb sieciowy raptem „ujdzie”. Wyciskacz kasy w najczystszej postaci, jadący na popularności marki – a tego nikt przecież nie lubi…

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43884" mode="custom" width="440" height="241"][break/]Dobra, pora dobrać się do "mięska", czyli najlepszych według nas w tym roku pozycji na platformy wszelakie. Oczywiście przycięcie ilości uwzględnionych na liście produkcji przyczyniło się jeszcze do większych trudów w ustaleniu, na co naprawdę wypadało zwrócić uwagę, lecz z drugiej strony uzyskana tak, skoncentrowana forma to chyba faktycznie czysta esencja tegorocznej roz(g)rywki.

Numer 5: Wiedźmin 2: Zabójcy Królów - Nasza ocena: 9,2/10Najszumniej zapowiadana polska produkcja i legendarne już oczekiwanie na odblokowanie tytułu (z kultowymi 50mb w tle) – co by jednak nie pisać o kłopotach z „rozruchem” edycji kolekcjonerskiej gry, CD Projekt RED wykonało ogólnie kawał niesłychanie dobrej roboty. Autorski silnik świetnie ukazywał świat fantasy wykreowany przez Andrzeja Sapkowskiego, wybory moralne nie sprowadzały się do opowiedzenia za wyraźnie dobrą lub złą opcją i potrafiły wpływać na wydarzenia odległe w czasie o bite godziny, w dojrzały sposób twórcy podeszli ponadto do ukazania tematów „dla dorosłych”. Z większych minusów to doskwierało częste bieganie w tę i z powrotem, trochę krwi napsuł graczom poziom trudności, czy nie do końca kleiły się rozwiązania fabularne – z nagromadzeniem wyjaśnień wątków w jednej rozmowie z głównym złym na samiutkim końcu przygody na czele. Poza tym jednak niemal wzorowo, a nie bez znaczenia jest również zdrowe podejście deweloperów do tematu DRM, zniesionego w jednym z pierwszych łatek.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43885" mode="custom" width="440" height="241"]Numer 4: Forza Motorsport 4 - Nasza ocena: 9,8/10Turn 10 ponownie dało raptem powąchać konkurencji zapach spalonej gumy na drodze do tronu produkcji wyścigowych. Już poprzednia edycja świetnej serii zachwycała, okazało się jednak, że sporo dało się jeszcze na tłokach doszlifować. Bez wpadek się nie obyło (drobnych graficznych plus niewyjaśnionego, nader agresywnego zachowania przeciwników), niemniej umiejętne poszerzenie marki o nowe elementy oraz dbałość o doznania z jazdy pozwalała szybko o nich zapomnieć. W trybie Autovista maniacy motoryzacji mogli podziwiać przepięknie i szczegółowo wymodelowane spełnienia swych czterokołowych marzeń, obsługa Kinecta dołożyła się do tych wrażeń, jak również realizmu doznań płynących z samych wyścigów (śledzenie ruchów głowy), komentarz Jeremiego Clarksona z programu TopGear bawił niesłychanie, rozbudowany tryb kariery ułożono w bardziej przemyślany sposób, zaś rozgrywkę sieciową wzmocniono zmyślnie o konkretniejsze funkcje społecznościowe. Gdybyście mieli kupić tylko jedną ścigałkę w tym roku to wybór prosty – wyżej nowej Forzy nikt nie podskoczył.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43886" mode="custom" width="440" height="241"][break/]Numer 3: Deus Ex: Human Revolution - Nasza ocena: 9,4/10Jednym z pierwszych wyzwań dla Square Enix po przejęciu Eidosu było oddanie w ręce fanów dawnej, kultowej, „cybernetycznej” marki bezpośredniej jej kontynuacji – czy raczej prologu, bo uczestniczyliśmy w wydarzeniach sprzed wielce uznanego pierwowzoru. Twórcy gry, co nieczęste, pięknie podołali zadaniu, wprawiając rzesze odbiorców w futurystyczny zachwyt. Mieliśmy przede wszystkim wolność w rozgrywce, a to dzięki mnogości podejść do misji, licznych opcjach wykonania poszczególnych punktów fabuły podług własnego widzimisię. Główny bohater Adam Jensen postępował dokładnie tak, jak pragnęli tego gracze, tylko z mocno „przestrzelonym” wyjątkiem dodanych nieco na siłę potyczek z bossami, gdzie zwyczajnie należało ich ubić – innego rozwiązania nie przewidziano. Bo tak to można było starać się wręcz nikogo nie mordować i dawno tyle radości nie czerpało się z samego skradania za plecami przeciwników. Do tego dochodziło absorbujące wyciąganie informacji od ważnych postaci w potyczkach słownych plus nawiązania (wizualne i dźwiękowe) do niezapomnianego Łowcy Androidów.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43887" mode="custom" width="440" height="241"]Numer 2: Batman: Arkham City - Nasza ocena: 9,5/10Rocksteady Studios tą produkcją ugruntowało sobie pozycję ekipy, która chyba najlepiej zna się w całym szerokim przemyśle na tym, czego od gier oczekują fani komiksów. Zaskoczyli pozytywnie po raz kolejny, w niezwykły sposób rozciągając formułę z Arkham City na całą dzielnicę Gotham. Ponownie poczuliśmy się jak prawdziwy Batman, który korzystając z różnych gadżetów technologicznych niewzruszenie ściga największych świrów wykreowanych w ramach uniwersum zeszytów wydawnictwa DC. Głównego wątku rywalizacji z Jokerem (zakończonego symbolicznie w pewien sposób filozoficznie, nawet pomimo tak naprawdę w gruncie rzeczy słabego finału historii) dopełniało mierzenie się z wyzwaniami Człowieka Zagadki, podążanie za pewnym złodziejem tożsamości, albo cieniem Azraela – na długo po zamknięciu fabuły było tutaj wciąż co robić. W wolnej chwili pobiegaliśmy zaś po suficie w skórze ponętnej kocicy z batem, tudzież po dachach jako jeden z pomocników Mrocznego Rycerza, dorzuconych do gry w formie DLC. Oto wyznacznik jakości dla przyszłych dzieł poświęconych superbohaterom, pod każdym niemal względem – i jako taki zasługuje na wyjątkowe uznanie.

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43888" mode="custom" width="440" height="241"][break/]Numer 1: The Elder Scrolls V: Skyrim - Nasz ocena: 9,6/10

Ciekawe, że nowe dzieło Bethesdy do produkcji najoryginalniejszych nie należy, od licznych błędów usuwanych kolejnymi aktualizacjami się nie uchowało, a mimo to zasłużyło sobie na głęboki szacunek środowiska fanów RPG i nie tylko, miejscami zahaczający o coś na kształt pastafarianizmu - ale ze smokami na pierwszym planie. Obowiązkowo także ze strzałą w kolanie. Śmiem twierdzić, że sami utalentowani deweloperzy nie wiedzieli, jaką zabawkę oddają w ręce graczy. Owszem, przyłożyli się do mnogości zadań oraz zajęć drugoplanowych, wykreowali niezapomniane miejscówki czy postacie, ale też piękniejsze okazało się to, czego nie zakładali, a co zaczęli wykombinowywać odbiorcy. Jak nie naginanie praw i mechanizmów rządzących tym światem pod własne, niecne plany to znowuż otwarte modyfikowanie rozgrywki - dzięki wsparciu dla przeróbek w wersji PC tytułu. Nagle tutaj nie chodziło o ukończenie nieźle opowiedzianej historii, lecz czyste czerpanie radości z rozgrywki, z majaczącym w oddali założeniem, iż kiedyś za wszechmocnego Alduina wziąć się trzeba będzie... Ale po co się śpieszyć? Jasne, można technicznie zarzucać TES V niedoskonałość, przyczepić do uproszczenia pewnych elementów, albo małych zmian względem Obliviona, tylko co z tego, kiedy nieliczne pozycje tak zapalają serca odbiorców do działania tą wciąż trudną do zdefiniowania "iskrą"? Aż się prawdziwi Dovahkiini porodzili...

[image source="Galerie/Inne/Hity_i_zgrzyty_2011_roku:43889" mode="custom" width="440" height="440"]Czas na podsumowanie ogólne - większego zdziwienia brak, bo z wyjątkiem kilku niezależnych, mniejszych produkcji, wysokie oceny na Gamikaze zgarnęły w przeciągu ostatnich 12 miesięcy w większości kontynuacje uznanych marek. Acz duże nazwy nowe, takie jak chociażby Bulletstorm naszego rodzimego People Can Fly czy L.A. Noire od (świętej pamięci) Team Bondi uzyskały noty bardziej niż porządne, więc też źle nie było. Niemniej upowszechniać powoli zaczyna się pewna stagnacja i rynek chyba coraz wyraźniej potrzebuje kolejnej generacji sprzętów do grania, by dokonał się konkretniejszy przełom. Niestety najwcześniej uświadczymy go w 2013 roku, co jednak nie znaczy, że obecne konsole cichutko i w cieniu wyzioną ducha - jeśli to faktycznie ostatnie "okrążenie przed metą" to tylko patrzeć, jakie z wyciśniętych do granic możliwości bebechów sprzętowych spłyną przesłodkie soki. Ale o tym podyskutujemy przy okazji kolejnego niechybnego artykułu, nie? Tymczasem czekamy rzecz jasna na Wasze typy i antytypy 2011!

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)