Jeśli już blokować, to wszystko naraz: naukowcy o nieskutecznej walce z pirackimi serwisami Strona główna Aktualności07.06.2015 17:28 Udostępnij: O autorze Adam Golański @eimi W zeszłym tygodniu wrocławska policja zlikwidowała jeden z najpopularniejszych polskich serwisów torrentowych, wraz z jego siostrzanym serwisem streamingu wideo. Przedstawiono to oczywiście jako wielki sukces w walce z naruszeniami własności intelektualnej – złapano przestępców, za sprawą których właściciele praw autorskich mieli ponieść wielomilionowe straty. Naukowcy z Carnegie Mellon University mają jednak na ten temat inne zdanie. Prowadzone przez nich badania nad piractwem pokazały, że ani operacje antypirackie nie są skuteczne, ani też zablokowanie dostępu do pirackich treści w Sieci nie przekłada się na większe zyski legalnie działających serwisów. Internetowe piractwo dało się we znaki właścicielom praw autorskich. Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego (IFPI) utrzymuje, że w ciągu 10 lat od debiutu Napstera, przychody ze sprzedaży muzyki zmniejszyły się o 50%. Cztery lata po debiucie BitTorrenta, sprzedaż filmów wideo skurczyła się o 27%. Te liczby potwierdza większość opracowań naukowych. Pojawiają się dobrze udokumentowane prace, z których wynika, że piractwo doprowadziło do obniżenia liczby produkowanych filmów, jak i ich jakości. Nie ustają więc działania antypirackie, regularnie blokuje się i zamyka pirackie serwisy, a zachodnie media nieustannie promują legalnie działające serwisy streamingowe, które miałyby zastąpić rozbestwionym internautom Zatokę Piratów czy Ororo.tv. Czy jednak faktycznie te działania cokolwiek zmieniają? Z wyników badań przedstawionych w artykule pt. The effect of piracy website blocking on consumer behavior można wywnioskować, że jeśli już, to w bardzo ograniczonym stopniu. Zespół badaczy przyjrzał się rynkowi brytyjskiemu, gdzie obowiązują restrykcyjne regulacje antypirackie, a władza wymusza na telekomach blokowanie dostępu do serwisów torrentowych i streamingowych. Lista w ten sposób zablokowanych witryn zawiera już 125 pozycji, na czele oczywiście z Zatoką Piratów. Reakcje brytyjskich internautów nie są jednak takie, jak powinny. Zamiast masowo kupować dostęp do Netfliksa, szukają raczej sposobów na obejście blokad. Blokowanie dostępu do pojedynczych serwisów okazuje się nie mieć żadnych skutków. Internauci z łatwością odnajdują alternatywne źródła. Gdy w 2012 roku w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy zablokowano dostęp do The Pirate Bay, nie odnotowano żadnego wzrostu przychodów legalnie działających serwisów, za to znacząco wzrosło obciążenie niezablokowanymi wówczas katalogami torrentów. Jesienią 2013 roku najwięksi brytyjscy dostawcy Internetu zostali zmuszeni do zablokowania jednocześnie 19 witryn, jednak nawet to nie zlikwidowało piractwa. Co prawda wzrosło zainteresowanie legalnie działającymi serwisami, ale również nie tak, jak tego chciałyby organizacje antypirackie. Wśród osób korzystających z pirackiej oferty sporadycznie odnotowano wzrost zainteresowania legalnie działającymi witrynami o zaledwie 2,2-6,5%. Wśród „wielkokalibrowych” piratów, odwiedzających zablokowane serwisy nawet kilka razy dziennie, zainteresowanie legalnymi usługami wzrosło tylko o 14,8%. Nawrócili się jedynie „średniacy” – w grupie odwiedzającej zablokowane serwisy do 24 razy miesięcznie, wzrost zainteresowania legalnymi alternatywami przekroczył 40%. Nie przełożyło się to na porównywalny wzrost przychodów – łącznie po blokadzie tych 19 witryn, liczba kliknięć w legalnie działających serwisach wzrosła raptem o 12%. Wpisuje się to dobrze w wyniki odnotowane w badaniach w innych krajach – np. w Szwecji po wprowadzeniu antypirackiej dyrektywy IPRED odnotowano chwilowy wzrost sprzedaży muzyki o 36%, ale w ciągu pół roku sytuacja wróciła do normy. Zlikwidowanie Megaupload.com miało zwiększyć przychody z cyfrowej sprzedaży filmów o 6-8%, ale też tylko w ciągu pierwszych kilku miesięcy. Co ciekawe, ten sukces antypiratów zaszkodzić miał małym, niezależnym wytwórniom, dla których sprzedaż ich filmów po zamknięciu serwisu Kima Dotcoma spadła. Z najnowszego badania wynika więc, że zamykanie czy blokowanie pojedynczych serwisów po prostu nie ma sensu – większość internautów zna przynajmniej jedną alternatywę, z której może skorzystać po zlikwidowaniu ich pirackiej jaskini. Dopiero w sytuacji, gdy zablokowane zostają praktycznie wszystkie popularne serwisy, koszt pozyskania spiraconych treści staje się zbyt wysoki dla typowego internauty, i wtedy dopiero zwróci on swoją uwagę na legalne oferty. Dla pozostałych, zarówno tych, którzy nie korzystają zbyt wiele z mediów, jak i intensywnych ich „pochłaniaczy”, te wszystkie Netfliksy po prostu nie mają nic do zaoferowania. Pierwsi będą woleli zapewne pójść pograć w piłkę zamiast rozglądać się za jednym filmem na miesiąc, drudzy mają sposoby na to, by oglądać tyle ile chcą, nie płacąc za to właścicielom praw ani grosza – i wydają się czerpać z takiego stanu rzeczy satysfakcję (wiele zamykanych serwisów utrzymywało się z datków społeczności, która wolała dać piratom na utrzymanie infrastruktury, niż pozwolić zarobić legalnym serwisom). Praca badaczy z Carnegie Mellon pokazuje też, że wbrew temu, co niektórzy obrońcy piractwa mówią, pirackie usługi faktycznie odbierają użytkowników legalnie działającym dostawcom. Likwidacja tychże usług nie oznacza jednak, że nagle właściciele praw autorskich będą mogli kąpać się w pieniądzach. Wydaje się, że znaczna część internautów po prostu nie lubi płacić za treści – i nie będzie za nie płacić, bez względu na to, jak wygodne by były w użyciu, i jak bogatą ofertę miały. Internet Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji Zobacz także SMS-y o blokadzie konta Allegro są fałszywe – oszuści chcą wyłudzić dane karty płatniczej 11 maj 2020 Oskar Ziomek Internet Bezpieczeństwo 14 5G nie zagraża zdrowiu – wynika z badań przeprowadzonych przez Brytyjczyków 27 lut 2020 Piotr Urbaniak Sprzęt Biznes Bezpieczeństwo 169 PornHub ma teraz wersję na TOR. Ministerstwo może zapomnieć o blokadzie porno 24 sty 2020 Arkadiusz Stando Oprogramowanie Internet Bezpieczeństwo 297 Piractwo rośnie przez pandemię. W UK aż o 60 procent! 27 kwi 2020 Jakub Krawczyński Internet Bezpieczeństwo 83
Udostępnij: O autorze Adam Golański @eimi W zeszłym tygodniu wrocławska policja zlikwidowała jeden z najpopularniejszych polskich serwisów torrentowych, wraz z jego siostrzanym serwisem streamingu wideo. Przedstawiono to oczywiście jako wielki sukces w walce z naruszeniami własności intelektualnej – złapano przestępców, za sprawą których właściciele praw autorskich mieli ponieść wielomilionowe straty. Naukowcy z Carnegie Mellon University mają jednak na ten temat inne zdanie. Prowadzone przez nich badania nad piractwem pokazały, że ani operacje antypirackie nie są skuteczne, ani też zablokowanie dostępu do pirackich treści w Sieci nie przekłada się na większe zyski legalnie działających serwisów. Internetowe piractwo dało się we znaki właścicielom praw autorskich. Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego (IFPI) utrzymuje, że w ciągu 10 lat od debiutu Napstera, przychody ze sprzedaży muzyki zmniejszyły się o 50%. Cztery lata po debiucie BitTorrenta, sprzedaż filmów wideo skurczyła się o 27%. Te liczby potwierdza większość opracowań naukowych. Pojawiają się dobrze udokumentowane prace, z których wynika, że piractwo doprowadziło do obniżenia liczby produkowanych filmów, jak i ich jakości. Nie ustają więc działania antypirackie, regularnie blokuje się i zamyka pirackie serwisy, a zachodnie media nieustannie promują legalnie działające serwisy streamingowe, które miałyby zastąpić rozbestwionym internautom Zatokę Piratów czy Ororo.tv. Czy jednak faktycznie te działania cokolwiek zmieniają? Z wyników badań przedstawionych w artykule pt. The effect of piracy website blocking on consumer behavior można wywnioskować, że jeśli już, to w bardzo ograniczonym stopniu. Zespół badaczy przyjrzał się rynkowi brytyjskiemu, gdzie obowiązują restrykcyjne regulacje antypirackie, a władza wymusza na telekomach blokowanie dostępu do serwisów torrentowych i streamingowych. Lista w ten sposób zablokowanych witryn zawiera już 125 pozycji, na czele oczywiście z Zatoką Piratów. Reakcje brytyjskich internautów nie są jednak takie, jak powinny. Zamiast masowo kupować dostęp do Netfliksa, szukają raczej sposobów na obejście blokad. Blokowanie dostępu do pojedynczych serwisów okazuje się nie mieć żadnych skutków. Internauci z łatwością odnajdują alternatywne źródła. Gdy w 2012 roku w Wielkiej Brytanii po raz pierwszy zablokowano dostęp do The Pirate Bay, nie odnotowano żadnego wzrostu przychodów legalnie działających serwisów, za to znacząco wzrosło obciążenie niezablokowanymi wówczas katalogami torrentów. Jesienią 2013 roku najwięksi brytyjscy dostawcy Internetu zostali zmuszeni do zablokowania jednocześnie 19 witryn, jednak nawet to nie zlikwidowało piractwa. Co prawda wzrosło zainteresowanie legalnie działającymi serwisami, ale również nie tak, jak tego chciałyby organizacje antypirackie. Wśród osób korzystających z pirackiej oferty sporadycznie odnotowano wzrost zainteresowania legalnie działającymi witrynami o zaledwie 2,2-6,5%. Wśród „wielkokalibrowych” piratów, odwiedzających zablokowane serwisy nawet kilka razy dziennie, zainteresowanie legalnymi usługami wzrosło tylko o 14,8%. Nawrócili się jedynie „średniacy” – w grupie odwiedzającej zablokowane serwisy do 24 razy miesięcznie, wzrost zainteresowania legalnymi alternatywami przekroczył 40%. Nie przełożyło się to na porównywalny wzrost przychodów – łącznie po blokadzie tych 19 witryn, liczba kliknięć w legalnie działających serwisach wzrosła raptem o 12%. Wpisuje się to dobrze w wyniki odnotowane w badaniach w innych krajach – np. w Szwecji po wprowadzeniu antypirackiej dyrektywy IPRED odnotowano chwilowy wzrost sprzedaży muzyki o 36%, ale w ciągu pół roku sytuacja wróciła do normy. Zlikwidowanie Megaupload.com miało zwiększyć przychody z cyfrowej sprzedaży filmów o 6-8%, ale też tylko w ciągu pierwszych kilku miesięcy. Co ciekawe, ten sukces antypiratów zaszkodzić miał małym, niezależnym wytwórniom, dla których sprzedaż ich filmów po zamknięciu serwisu Kima Dotcoma spadła. Z najnowszego badania wynika więc, że zamykanie czy blokowanie pojedynczych serwisów po prostu nie ma sensu – większość internautów zna przynajmniej jedną alternatywę, z której może skorzystać po zlikwidowaniu ich pirackiej jaskini. Dopiero w sytuacji, gdy zablokowane zostają praktycznie wszystkie popularne serwisy, koszt pozyskania spiraconych treści staje się zbyt wysoki dla typowego internauty, i wtedy dopiero zwróci on swoją uwagę na legalne oferty. Dla pozostałych, zarówno tych, którzy nie korzystają zbyt wiele z mediów, jak i intensywnych ich „pochłaniaczy”, te wszystkie Netfliksy po prostu nie mają nic do zaoferowania. Pierwsi będą woleli zapewne pójść pograć w piłkę zamiast rozglądać się za jednym filmem na miesiąc, drudzy mają sposoby na to, by oglądać tyle ile chcą, nie płacąc za to właścicielom praw ani grosza – i wydają się czerpać z takiego stanu rzeczy satysfakcję (wiele zamykanych serwisów utrzymywało się z datków społeczności, która wolała dać piratom na utrzymanie infrastruktury, niż pozwolić zarobić legalnym serwisom). Praca badaczy z Carnegie Mellon pokazuje też, że wbrew temu, co niektórzy obrońcy piractwa mówią, pirackie usługi faktycznie odbierają użytkowników legalnie działającym dostawcom. Likwidacja tychże usług nie oznacza jednak, że nagle właściciele praw autorskich będą mogli kąpać się w pieniądzach. Wydaje się, że znaczna część internautów po prostu nie lubi płacić za treści – i nie będzie za nie płacić, bez względu na to, jak wygodne by były w użyciu, i jak bogatą ofertę miały. Internet Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji