Kiedy rok Linuksa na desktopie? Szanse były dotąd marne, z Waylandem sytuacja wygląda lepiej

Kiedy rok Linuksa na desktopie? Szanse były dotąd marne, z Waylandem sytuacja wygląda lepiej

26.10.2012 19:28, aktualizacja: 27.10.2012 20:20

Od wielu, wielu lat użytkownicy Linuksa pocieszają się, że rokLinuksa na desktopie – czas w którym wolny system operacyjnyzdobędzie choć pięć procent rynku i zacznie być zauważany przezproducentów komercyjnego oprogramowania – jest już bliski. Nawetjednak najpopularniejsza z dystrybucji, Ubuntu, nie pomogła. Od latodsetek użytkowników „pingwina” nie przekracza dwóch-trzechprocent, a kupienie komputera z preinstalowanym Linuksem (nadającymsię do użytku, a nie potraktowanym jako zamiennik FreeDOS-a)graniczy z niemożliwością. Powodów takiego stanu rzeczy jestwiele, tak biznesowych jak i technicznych, było wiele. Najważniejszyz nich jest dość nieprzyjemny dla miłośników Linuksa: tewszystkie używane przez nich dystrybucje – Ubuntu, Fedora,Mandriva, OpenSUSE – jako systemy operacyjne dla komputerów „nabiurko” są, z perspektywy potrzeb typowego użytkownika, dośćkiepskie. Windows i Mac OS X przez te wszystkie lata zapewniały owiele bardziej spójne i wygodne środowisko.

Miłośnicy Linuksa rzucą na autora tego tekstu pewnie fatwę zabluźnierstwo, ale co robić? GNU/Linux to platforma, względemktórej praktycznie niczego nie można założyć. Nie wiadomo, jakieśrodowisko graficzne będzie wykorzystywał, nie wiadomo z którejwersji jądra korzysta, nie wiadomo jaki ma menedżer pakietów…nic dziwnego, że za wiele oprogramowania firm trzecich dla Linuksanie ma, a producenci sprzętu nierzadko „zapominają” oprzygotowaniu sterowników na ten system. Dystrybucje Linuksa, napoziomie binarnych paczek, nie są po prostu zbyt kompatybilne zesobą. Do tego dochodzi złożoność podstawowych składnikówsystemu, szczególnie stojącego u podstaw wszystkich środowiskgraficznych systemu okienkowego X.

Obraz

X Window System (dziś najczęściej spotykany pod postaciąswojej implementacji X.org) to prawdziwy dinozaur na współczesnychkomputerach osobistych. Powstał na początku lat 80 zeszłegostulecia, i był odpowiedzią na potrzeby tamtych czasów. Tworzony zmyślą o wykorzystaniu na stacjach roboczych podpiętych do siecilokalnych i zdalnie korzystających z dużych serwerów aplikacji, odpoczątku był realizowany w architekturze klient-serwer, w którejklient żądający zmian zawartości okienek komunikował się zserwerem zajmującym się wyświetlaniem grafiki i obsługą urządzeńwejścia wyjścia. Wszystko to po przezroczystym sieciowo protokole,który sprawiał, że nieważne było to, na której maszynie programjest uruchomiony, a na której wyświetlany wynik jego działania.

Z pewnego punktu widzenia było to wspaniałe rozwiązanie, jednakcierpiało na jeden problem: było szaleńczo skomplikowane. Otwartaarchitektura X Window System sprawiała, że stosunkowo łatwo byłotwórcom jego implementacji rozszerzać je o nowe możliwości,jednak wykorzystanie ich przez niezależnych programistówsystemowych (twórców bibliotek graficznych, engine'ów gier iinnych warstw abstrakcji) było znacznie trudniejsze, niż to byłonp. w wypadku znacznie prostszego systemu okienek Microsoft Windowsczy OS-a X. By nie być gołosłownym: obecny interfejs programowaniaklienta X11 ma niemal 1300 punktów dostępu. I to właśnie monstrumdo dzisiaj jest nieodzowną częścią każdej dystrybucji GNU/Linux,nawet tych, które uruchamiano na maleńkich netbookach. Alternatywynie było, a potrzeby użytkowników narzucały koniecznośćdodawania kolejnych modułów – XRandR, XRender, XComposite.Szczęśliwie część kluczowych elementów udało się przenieśćdo jądra Linuksa (np. zarządzanie pamięcią czy ustawianie trybówgrafiki) i zewnętrznych bibliotek (takich jak freetype czy cairo),ale i tak do spójności i elegancji Core Graphics OS-a X byłodaleko.

W 2008 roku pojawiła się nadzieja na uwolnienie desktopowegoLinuksa z tych anachronizmów. Prawda – w niektórychscenariuszach, dla administratorów zarządzających zdalnie bazamiOracle'a, możliwość zdalnego uruchamiania aplikacji po sieciowymprotokole jest bardzo wygodna. Ale X-ów. Programista KristianHogsberg z Red Hata postawił pytanie, czy na Linuksie możliwe jestw ogóle uzyskanie doskonałej ramki, czylistanu, w którym aplikacje na tyle dobrze renderowały grafikę, żeużytkownik nigdy nie zauważy żadnych usterek. Wkrótce po tympojawił się zarys zupełnie nowej architektury systemu grafiki dlaLinuksa, który:

  • połączy w sobie menedżera\tokien z systemem okien w jednym procesie (czyli tak, jak gdyby\tCompiz czy Kwin zostały zintegrowane z systemem X),
  • będzie wykorzystywał jako\tbackend grafiki tylko bibliotekę OpenGL (później zmieniono to na\tOpenGL ES),
  • odda w całości jądru\tzarządzanie pamięcią (GEM), bezpośrednim renderowaniem (DRM) i\ttrybami grafiki.

Efekt? Kosztem pozbycia sięsieciowych atrakcji X-ów, zyskujemy architekturę, która jestwygodna dla multimediów, gier 3D czy zaawansowanych menedżerówkompozycji dla rozbudowanych pulpitów, takich jak KDE. Pomysłokazał się na tyle atrakcyjny, że zainteresowanie Waylandem (botaką nazwę otrzymał nowyserwer wyświetlania) wyraziły Intel i Nokia (gdy jeszcze robiłycoś razem z mobilnym systemem Maemo), a później dołączył donich Canonical – Mark Shuttleworth zapowiedział, że w przyszłościWayland stanie się domyślnym elementem Ubuntu.

W tym tygodniu, po czterech latach prac doczekaliśmy się wydaniamilowej wersji Waylanda, oznaczonej numerkiem 1.0. Nie oznacza to, żeza chwilę wszystkie dystrybucje wyrzucą serwer X-ów. To 1.0oznacza po prostu zamrożenie interfejsu i protokołu Waylanda.Programiści mogą mieć teraz pewność, że ich aplikacje, pisanepod kątem wersji 1.0 będą poprawnie działały w przyszłości,bez względu na kolejne innowacje wprowadzane do nowego serwera. Ichpraca na pewno będzie zaś łatwiejsza, niż w wypadku X-ów – APIWaylanda jest piętnaścierazy mniejsze niż starszego brata.

Lista rzeczy, jakie pozostałydo zrobienia, zanim Wayland stanie się realnym zamiennikiem dlaX-ów, jest wciąż spora, więc pewnie dopiero najwcześniej Ubuntu13.10 przyniesie jego obsługę. Jednak już dzisiaj wiele ważnychdla Linuksa projektów jest gotowych na zmiany. Menedżer kompozycjiKwin z KDE został już wstępnieprzeniesiony na Waylanda, biblioteka Qt5 zapewnia niemalkompletne wsparcie, trwają prace nad GTK+, Compizem i SDL, a jeden zinżynierów Intela przygotowałdla Waylanda wersję przeglądarki Chromium.

Co ciekawe, w przyszłości Wayland może być w stanie zapewnićsieciową przezroczystość, tak jak X, a już dzisiaj pozwala nauruchamianie aplikacji X-ów przez serwer X11, uruchomiony jakoklient Waylanda, w podobny sposób jak w środowisku OS-a X działająX-owe aplikacje.

Chcecie zobaczyć ten aspekt przyszłości Linuksa w praktyce, niebawiąc się w kompilowanie i konfigurowanie Waylanda? Niedawnopojawiła się ciekawa eksperymentalna dystrybucja na bazie Ubuntu12.10, używająca domyślnie nowego serwera. Nazywa się(sic!) RebeccaBlackOS, i możecie pobrać ją ze stronysourceforge.net/projects/rebeccablackos/.

Czego jeszcze brakować więc będzie Linuksowi do OS-a X iWindows? Cóż, na pewno stabilnego binarnego interfejsu aplikacji(ABI) – ale to już kwestia na odrębny felieton.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (705)