Linus Torvalds krytykuje biurokrację w świecie wolnego oprogramowania

Linus Torvalds krytykuje biurokrację w świecie wolnego oprogramowania

21.01.2014 13:11

CLA,czyli umowy licencyjne dla niezależnych programistów, którzy pisząkod dla projektów software'owych, mających swoich opiekunów, nie sąniczym nowym w świecie wolnego oprogramowania. Zwykle nie ma w nichżadnych kontrowersyjnych zapisów, ot np. Fundacja Apache wymagapodpisania umowy, na mocy której autor kodu zachowuje prawaautorskie, ale zgadza się na to, by organizacja ta mogłalicencjonować kod ten zgodnie z własną polityką. Free SoftwareFoundation wymaga zaś zgody na to, by oddany do jej projektów kodzawsze mógł być udostępniany na licencji typu copyleft. Bywają teżjednak CLA znacznie bardziej kontrowersyjne, a największe wspołeczności kontrowersje budzi umowa, jakiej podpisania żądaproducent Ubuntu – Canonical.Głównym problemem z CLA Canonicala jest rażąca asymetria zapisów.Z jednej strony producent Ubuntu rozpowszechnia swoje oprogramowaniena licencji GNU GPL (w jej kilku różnych odmianach), z drugiej żąda,aby niezależni autorzy podpisywali umowę, pozwalającą mu naredystrybucję kodu na własnościowej licencji. Nie ma więc tuporównania z tym, co robi Free Software Foundation czy ApacheSoftware Foundation, chroniące poprzez CLA zachowanie otwartości iwolności przyjętego kodu. [img=umowa]W tej sytuacji niechęć społeczności do wspierania projektówCanonicala, takich jak choćby serwer grafiki Mir, staje sięzrozumiała. Pisząc zaś o „społeczności”, trzeba pamiętać,że chodzi nie tylko o niezależnych koderów, piszących oprogramowaniena laptopie w swojej sypialni, ale też korporacje pokroju Intela,który otwarcie wyraził swoją niechęć do współpracy z producentemUbuntu. I niekoniecznie powodem tej niechęci musi być niechęć dokomercjalizacji kodu. Digia, opiekun frameworka Qt, otwarcie mówi, żedostarczony jej kod zostanie udostępniony na własnościowej licencji(obok wolnej licencji LGPL).Do debaty nad licencjami włączyłsię właśnie Linus Torvalds. Twórca Linuksa niespodziewanie dlawszystkich zajął jednak stanowisko, które uderza nie tylko w umowyCLA Canonicala, ale też wszystkie inne. W jego wpisie na Google+możemy przeczytać: By być fair, ludzie po prostu lubią okazywaćnienawiść wobec Canonicala. Ale CLA od FSF i Apache Foundation są wrównym stopniu popsute. I to popsute nie ze względu na jakieśrelicencjonowanie, ale ze względu na to, że papierowa robota zprawami autorskimi zabija społeczność. Przez CLA nie dostajeszżadnego „długiego ogona”, jakim cieszy się kernel,otrzymujący spontanicznie napisane łatki. A jako że w ten właśniesposób wielu ludzi próbuje swoich sił, wszelkiego rodzaju CLA , czyto zmieniające licencję, czy też nie, są dogłębnie popsute. Tyleopinia znanego ze swojej niechęci do licencyjnych zawiłości Linusa.Torvalds niejednokrotnie dał się bowiem poznać jako człowiekniechętny „wolności” w sensie Stallmana, podkreślając,że Linux to Open Source,a nie Free Software.Jedynym celem Open Sourcejest pełna dostępność kodu źródłowego za darmo – i to wszystko.A co na to sami zainteresowani? JonoBacon, menedżer społeczności Ubuntu, broni zapisów CLA swojej firmy,twierdząc, że nie powinny one być przeszkodą dla nikogo, kto chciałbydołączyć do prac nad oprogramowaniem Canonicala. To wszystkosprowadza się do barier stojących na drodze do współpracy zespołecznością. Jest pełno takich barier – to wybór językaprogramowania, systemu wersjonowania, zarządzania, tonu dyskusji,sposobu podejmowania decyzji, recenzowania (…) i wielu innychspraw. CLA to tylko jeden z elementów. Niektórzy ludzie to lubią,inni tego nie lubią, i nie ma w tym nic złego.Nie zamierzamy tu rozsądzać, kto marację. Warto jednak zauważyć, że Linux jest jedynym chybasoftware'owym projektem tej wielkości, który obywa się bez CLA, a tenstan rzeczy jest akceptowany przez gigantów oprogramowania tylko zewzględu na jego kluczowe znaczenie dla całej branży IT. Z perspektywymenedżerów projektów, takie umowy niezwykle bowiem zwiększająelastyczność projektu, a jednocześnie w razie ewentualnych sporówprawnych ułatwiają obronę przed sądem. Niełatwo bowiem poradzić sobiew sytuacji, gdy prawa autorskie do jednego projektu należą do setekczy nawet tysięcy autorów, z których wielu nawet nie ujawnia swojejtożsamości. Wymuszenie się zrzeczenia prawa do rozpowszechniania ikontroli nad kodem na rzecz organizacji opiekującej się projektemsoftware'owym wydaje się być najłatwiejszym sposobem rozwiązania tychbolączek. Linus oczywiście może wiele rzeczy rozwiązywać dziękiswojej pozycji i charyzmie – ale nie każdy przecież projektopen source ma tak spektakularnego lidera.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (25)