MSI GX60 — wierny towarzysz gracza

MSI GX60 — wierny towarzysz gracza

MSI GX60 — wierny towarzysz gracza
Marcin Paterek
04.12.2012 18:01, aktualizacja: 12.02.2013 22:06

Projektując notebooka dla gracza, nie ma mowy o żadnych kompromisach — producent musi wpakować pod maskę wyłącznie najwydajniejsze komponenty. Mobilność schodzi na dalszy plan, bo liczy się w zasadzie tylko to, czy sprzęt pozwala na komfortową zabawę w najnowszych tytułach. Nie ukrywam jednak, że jeśli chodzi o gry komputerowe, wychowałem się na pecetach. „Blaszaki” towarzyszyły mi od najmłodszych lat i nigdy nie odczuwałem potrzeby przesiadki na bardziej mobilne rozwiązanie. Dlatego MSI GX60 wziąłem do testów nieco z przekory, żeby sprawdzić, czy opłaca się inwestować pieniądze w przenośny sprzęt do grania.

Obraz

Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę po wyjęciu notebooka z pudełka, była jego waga. Bynajmniej nie piórkowa - MSI GX60 z zamontowany akumulatorem waży dobre 3,5 kilograma, co raczej dyskwalifikuje go jako wiernego kompana w podróży. Nie jest to jednak wielka wada, bo nie do takich zastosowań został stworzony — w końcu mamy do czynienia ze sprzętem, który większość czasu spędzi na biurku. Do wygodnej pracy i zabawy przyda się spory blat, bo wymiary notebooka to 40 x 27 x 6 cm. Na szczęście producent zrezygnował z krzykliwej stylistyki i postawił na klasyczne rozwiązania, dzięki czemu leżącego na biurku komputera nie trzeba się wstydzić ani chować do szafki podczas wizyty kolegów. Linia czarnej, wykonanej z błyszczącego plastiku pokrywy — podobnie jak Apple’owskich MacBookach — została przełamana logo producenta, które automatycznie podświetla się po uruchomieniu sprzętu. Reszta notebooka wykonana jest z mieszanki czarnego, matowego plastiku i magnezowego panelu, który znajduje się pod nadgarstkami. Obrazu całości dopełnia 15,6-calowa matryca Full HD (1920 x 1080 pikseli) z antyodblaskową powłoką.

(Nie)trafione rozwiązania konstrukcyjne

Wyspowa klawiatura, której wykonaniem zajęła się firma SteelSeries, to klasa sama w sobie. Pełnowymiarowe klawisze mają niski, bardzo przyjemny skok i stawiają mały opór. Klawiatura nawet podczas szybkiego „strzelania palcami” pracuje dość cicho. Notebook jest przy tym na tyle duży, że spokojnie zmieścił się w nim oddzielny panel numeryczny. Choć jakość wykonania stoi na godnym pochwały poziomie, mam małe zastrzeżenia do nietypowego układu klawiszy. Pod tym względem jestem zatwardziałym tradycjonalistą i nie lubię, gdy producent na siłę mnie uszczęśliwia. SteelSeries doszło jednak do wniosku, że lewy przycisk Windows zbyt często przeszkadza graczom i w efekcie Ctrl został wydłużony, natomiast WinKey dostępny jest wyłącznie z prawej strony. Jest to o tyle irytujące, że wciśnięcie skrótu Windows + D (minimalizacja wszystkich okien) jest niemożliwe do wykonania jedną ręką. Nie rozumiem też, dlaczego w miejscu prawego klawisza Alt znalazł się przycisk „|\”, który ma brata-bliźniaka nad Enterem. Jaki ma to wpływ na komfort pisania z polskimi znakami diakrytycznymi, chyba nie muszę wspominać.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Ponad klasyczną klawiaturą producent umieścił dotykowy panel z sześcioma przyciskami. Pozwalają one na uruchamianie zdefiniowanej przez użytkownika aplikacji, włączanie wydajniejszego profilu pracy wiatraków, sterowanie podświetleniem klawiszy (opcja niedostępna w dostarczonym do recenzji modelu notebooka), włączanie/wyłączanie sieci bezprzewodowej, natychmiastowe wygaszenie ekranu i otwieranie tacki napędu optycznego. Choć obok przycisków znajdują się jeszcze dwa symbole — Caps Lock i Num Lock — są to niestety tylko diody sygnalizujące włączenie danej funkcji. Przyczepić muszę się też do wykonania panelu, bo jego lewa część przy każdym naciśnięciu wyraźnie „klikała”. W pierwszej chwili pomyślałem nawet, że to po prostu fizyczne przyciski.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Bardzo dobrze spisuje się touchpad, który został umieszczony nieco z lewej strony notebooka. Dotykowy panel jest wyraźnie oddzielony od reszty obudowy dzięki wyczuwalnemu wgłębieniu. Nie mamy jednak do czynienia z kolosem — powierzchnia ma wymiary 8 x 5 cm i jest tylko nieznacznie większa niż ta, z której korzystam w prywatnym netbooku. Touchpad obsługuje wszystkie popularne gesty (szczypanie, obracanie, przewijanie) i jest automatycznie blokowany podczas pisania. Uzupełnieniem panelu jest spory kawał srebrnego plastiku, który odpowiada za lewy i prawy przycisk myszy — oba reagują na wciśnięcie wyraźnym odgłosem kliknięcia. Pod touchpadem producent umieścił cztery diody sygnalizujące pracę modułu Bluetooth 4.0, karty Wi-Fi (Atheros AR1111 WB-EG), akumulatora i dysku, a także piątą, która miga po przejściu komputera w stan uśpienia.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Z lewej strony notebooka znalazły się trzy porty USB 3.0, slot na karty pamięci i szeroka kratownica wylotu powietrza. Z tyłu producent umieścił gniazdo Kensington Lock, miejsce na wtyczkę zasilacza (świetny pomysł, bo dzięki temu kabel nie przeszkadza w pracy), gigabitowy port Ethernet oraz trzy gniazda do obsługi wideo — VGA, Mini DisplayPort i HDMI. Prawy bok notebooka okupuje napęd optyczny (pozwala na nagrywanie i odczytywanie płyt CD i DVD, a także odtwarzanie Blu-ray), pojedynczy slot USB 2.0 i cztery gniazda audio — wejście/wyjście liniowe, mikrofon oraz słuchawki (służące równocześnie za wyjście optyczne S/PDIF). Umieszczenie niemal wszystkich elementów jest ergonomiczne i przyczepić się mogę tylko do wspomnianych gniazd audio — moje słuchawki mają twardo wykończone końcówki, przez co wyraźnie odstawały w miejscu, w którym zazwyczaj korzystam z myszki.

Wydajność ponad wszystko

Sercem MSI GX60 jest czterordzeniowa jednostka AMD A10-4600M (należąca do rodziny Trinity), która w zastosowaniach obciążających wyłącznie procesor oferuje wydajność zbliżoną do Intel Core i3-2310M. Nominalne taktowanie każdego rdzenia wynosi 2,3 GHz, ale podczas biurowej pracy jest ono obniżane do poziomu ok. 1,4 GHz, co z jednej strony gwarantuje wystarczającą wydajność, a z drugiej ma zauważalny wpływ na długość pracy na akumulatorze. AMD nie zapomniało także o technologii Turbo Core Max, dzięki której jeden rdzeń może przyśpieszyć do maksymalnie 3,2 GHz. Jednostka A10-4600M to oczywiście przedstawiciel architektury APU (Accelerated Processing Unit), więc procesor jest zintegrowany w jednym układzie z kartą graficzną AMD Radeon HD 7660G. Akcelerator zapewnia wystarczający zapas mocy do codziennej pracy i zabawy (włącznie z oglądaniem filmów w jakości Full HD), nie pożerając przy tym zbyt wiele energii (TDP na poziomie 35W). Do tego producent dołożył 2x4 GB RAM DDR3 1600 MHz (Nanya), a pamięć można rozszerzyć maksymalnie do 16 GB. Na tym jednak moc komputera się nie kończy, bo jeśli uruchomimy bardziej wymagającą aplikację — cóż, w końcu to sprzęt do grania — sterownik automatycznie uruchomi drugi akcelerator graficzny. Karta AMD Radeon HD 7970M z 2 GB pamięci GDDR5 to prawdziwa bestia, której niestraszne są żadne wyzwania. Świetnie radzi sobie nie tylko z obsługą gier na domyślnym wyświetlaczu, ale może także wysyłać obraz na kilka monitorów (AMD Eyefinity). Co ciekawe, ulepszona technologia Enduro pozwala na większą energooszczędność poprzez analizę źródła zasilania, a dodatkowo przełączanie między obiema kartami odbywa się „w locie” i jest niezauważalne. Dopiero zajrzenie do ustawień sterownika pozwala sprawdzić, która z nich aktualnie pracuje.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Na osobny akapit zasługuje dysk twardy, a raczej — dyski. Standardowy HDD Western Digital Scorpio Black (SATA-II) o pojemności 750 GB i prędkości talerzy na poziomie 7200 RPM w tym przypadku przydaje się wyłącznie jako magazyn danych. Za szybkość reakcji komputera odpowiadają dwa dyski SSD SanDisk U100 o pojemności 64 GB każdy, które zostały spięte w macierz RAID0. Wydajność takiego rozwiązania mówi sama za siebie — średnia prędkość sekwencyjnego odczytu zmierzona w HD Tune 2.55 i Aida64 wyniosła niemal 800 MB/s, a w teście systemu Windows dyski zdobyły najwyższy wynik — 7,9 pkt. Pojemność 128 GB oczywiście nie powala, ale w zupełności wystarcza do zainstalowania systemu oraz kilku najczęściej uruchamianych gier. Nic przecież nie stoi na przeszkodzie, by pozostałe dane trzymać na tradycyjnym „twardzielu”.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Matryca w MSI GX60 również nie stanowi powodu do narzekań. Co prawda początkowo zastanawiałem się nad sensownością wciskania tak dużej rozdzielczości w ekran o przekątnej nieco ponad 15 cali, ale moje obawy okazały się płonne — obraz jest ostry, a do czytania bynajmniej nie potrzeba lupy. Podobało mi się także odwzorowanie barw, w którym biel jest wystarczająco jasna, a czerń głęboka. Wadą ekranu są natomiast takie sobie kąty widzenia — przesuwając głowę na boki kolory dość szybko blakną, dlatego wskazane jest siedzenie naprzeciw wyświetlacza. Amatorów pogawędek na Skype ucieszy zapewne centralnie umieszczona kamera, która rejestruje obraz w jakości 720p, oraz umieszczony obok niej mikrofon.

Jazda bez trzymanki

W grach MSI GX60 sprawuje się znakomicie, choć nie obyło się bez małego zgrzytu na starcie, bo producent wciąż pracuje nad sterownikiem kart graficznych. W efekcie pierwsze uruchomienie dołączonego do zestawu Medal of Honor Warfighter nie było zbyt przyjemne — gra widocznie „żabkowała” i to nawet po ustawieniu najniższego poziomu detali w natywnej rozdzielczości. Nieco zażenowany zacząłem grzebać w panelu sterowania AMD i odkryłem, że program mylnie przypisał grę do obsługi przez zintegrowany układ. Po zmianie profilu włączyłem Warfightera raz jeszcze, tym razem z pełnym powodzeniem — sprzęt nie zawahał się ani na chwilę, mimo rozdzielczości Full HD i detali ustawionych na poziom Ultra. Jako że gra korzysta z Frostbite 2 - jednego z najbardziej zaawansowanych silników dostępnych na rynku, który napędza coraz większą ilość tytułów wydawanych przez Electronic Arts — zapas mocy notebooka daje spore nadzieje na przyszłość. Dla zweryfikowania tezy sprawdziłem, jak sprzęt radzi sobie z Far Cry 3, który korzysta z zupełnie innego silnika Dunia 2. Tu także sterownik włączył najpierw zintegrowaną kartę graficzną, ale małe majsterkowanie w ustawieniach pozwoliło na płynną zabawę w natywnej rozdzielczości i detalami ustawionymi na poziom Ultra, ale bez wygładzania krawędzi (włączenie tej opcji dramatycznie obniża wydajność sprzętu; podobną przypadłość zauważyłem na komputerze stacjonarnym wyposażonym w procesor Intel Core i5 2500K, 4 GB RAM DDR3 i kartę AMD Radeon 6850). Taki zapas mocy powinien wystarczyć do bezproblemowej zabawy we wszystkich najnowszych tytułach — przynajmniej tak długo, aż na rynku zadebiutuje nowa generacja konsol, która może ukazać się nawet pod koniec przyszłego roku. Do tego czasu rozwiązanie AMD wydaje się wystarczające i wystarczy tylko dopracować sterownik, by móc o nim powiedzieć „włącz i zapomnij”.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Oprócz grafiki, w grach możemy podziwiać zaskakująco wiernie odwzorowany dźwięk — wysokie odgłosy wystrzałów, dobywające się z głośników znajdujących się nad klawiaturą, są soczyście uzupełniane przez subwoofer, który przyjemnie dudni z tyłu komputera. Za pracę systemu audio odpowiada karta dźwiękowa Realtek ALC892 z technologią THX TruStudio Pro, opracowaną przez firmę Creative. Dzięki temu duetowi warstwa dźwiękowa nie ginie gdzieś wśród cichego klikania klawiszy, choć ostatecznie i tak musiałem podpiąć słuchawki. Nie dlatego, że hałas dobywający się z głośników przeszkadzał domownikom — powodem „przesiadki” był huczący wentylator, który podczas wkręcania się na najwyższe obroty wydaje dźwięk przypominający rozgrzewanie silników samolotu, a potem robi wichurę porównywalną ze średniej mocy odkurzaczem. Nawet napęd optyczny, odczytujący płytę w tym samym czasie, może przy nim uchodzić za ledwo słyszalny. Po przesiadce na słuchawki okazuje się natomiast, że dźwięk nie jest już tak krystaliczny i nieco odstaje od dedykowanych rozwiązań (porównywałem z Asusem Xonar DX).

Cena wydajności

Wspomniana hałaśliwość systemu chłodzenia jest niezbędna, by zapewnić podzespołom optymalną atmosferę pracy. W zastosowaniach biurowych temperatura oscyluje w okolicach 45 stopni (wartości podawane przez czujniki zarówno procesora, jak i karty graficznej), a wiatraki pracują w zasadzie niesłyszalnie. Z kolei pod obciążeniem sprzęt nie dość, że zaczyna mocno hałasować, to na dodatek rozgrzewa się do poziomu nawet 80 stopni Celsjusza. Prym w tym niechlubnym wyścigu wiedzie mocniejszy akcelerator graficzny.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Jako że mamy do czynienia ze sprzętem nastawionym na wydajność, czas pracy na 9-komorowym akumulatorze nie jest powalający. Podczas typowej pracy biurowej i przeglądania Internetu (tryb zrównoważony, jasność wyświetlacza ustawiona na 50 procent, włączone Wi-Fi, kilka programów uruchomionych w tle), notebook działa około 3,5 godziny. Nieco gorzej jest podczas oglądania filmów — trwająca godzinę i 45 minut produkcja, oglądana na maksymalnej jasności ekranu i z głośnikami grającymi na pół gwizdka, zabrała 60 procent mocy. Zdecydowanie słabiej jest w grach — w takim przypadku lepiej szybko znaleźć gniazdko, bo bez zasilacza można grać zaledwie półtorej godziny. Czas ładowania mieści się w normie - pełną sprawność akumulator odzyskuje po około 2,5 godziny. W tym miejscu warto wspomnieć o samym zasilaczu, który z mobilnością niewiele ma wspólnego. Rozmiarami przypomina raczej solidną cegłę, więc w akcie desperacji może posłużyć jako broń ;)

Bogaty zestaw dodatków

Zainstalowany na komputerze system Windows 7 Home Premium startuje całkiem szybko - od momentu uruchomienia bootloadera do chwili pełnej sprawności pulpitu mija około 20 sekund (czas mierzony dla systemu z 8 preinstalowanymi programami w Autostarcie). Na szczęście pierwsze uruchomienie jest całkiem znośne, bo producent zrezygnował z tony dodatkowego oprogramowania, przez niektórych zwanego crapware. Na „świeżym” systemem znajdziemy: Adobe Reader X (przeglądarka plików .pdf), Corel WinDVD (program do odtwarzania płyt DVD), MSI BurnRecovery (narzędzie pozwalające na przywrócenie systemu w razie solidnej awarii), kompresor plików WinZip (w wersji Evaluate), Trend Micro Titanium Internet Security 2012 (pakiet antywirusowy z 30-dniową licencją Trial), Norton Online Backup (program służący do tworzenia zapasowych kopii plików), Cyberlink YouCam (prosta aplikacja do zarządzania ustawieniami kamerki internetowej, która pozwala m.in. na nakładanie różnych filtrów) oraz Super Charger. Zwłaszcza ten ostatni program zasługuje na uwagę, bo w pełni automatycznie steruje prądem dostarczanym do gniazd USB — dzięki podbiciu wyjściowych parametrów, sprzęt zasilany w ten sposób może ładować się nawet kilkukrotnie krócej. Ostatnim elementem jest Qualcomm Atheros Killer Network Manager — zintegrowany z ethernetową kartą sieciową Killer E2200 program, który zarządza ruchem w sieci. Zasada jego działa przypomina obecną w routerach funkcję QoS — algorytm na bieżąco analizuje przepływ danych i nadaje wyższy priorytet grom, dzięki czemu nie powinno występować zjawisko lagowania. Ostatnim z preinstalowanych programów jest pakiet Microsoft Office 2010 w wersji Starter, która pozwala na bezpłatne korzystanie z edytora tekstu Word i arkusza kalkulacyjnego Excel. Obie aplikacje są nieco okrojone (brakuje m.in. możliwości tworzenia przypisów, bibliografii czy spisu treści), a ponadto obok obszaru roboczego wyświetlane są reklamy produktów Microsoftu. Mimo tych ograniczeń, pakiet spokojnie wystarcza do domowych zastosowań.

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Oprócz samego notebooka, w pudełku znalazły się gadżety, które umilą życie każdego mobilnego gracza. Pierwszym z nich jest mała myszka MSI, której symetryczny kształt powinien każdemu przypaść do gustu. Gryzoń jest wygodny i dobrze wykonany, a do tego zaopatrzony jest w ładne podświetlenie, które nadaje mu zadziornego charakteru. Niestety, parametry pracy myszki nie powalają. Choć sprzęt oferuje możliwość zmiany czułości w locie, do grania nadaje się w zasadzie tylko najniższa z nich — 800 DPI. Pozostałe dwie (1600, 3200 DPI) są interpolowane, przez co niezbyt wiarygodnie przenoszą ruch dłoni na ekran. Średnio wypada także częstotliwość próbkowania — mimo że w sterowniku zaznaczyłem opcję 1000 Hz, w praktyce osiągane wartości były o połowę niższe (mierzone za pomocą VMouse Benchmark 0.0.7a). Drugim gadżetem jest bardzo pojemny plecak z logo MSI, w którym laptop otrzymał dedykowaną kieszonkę zapinaną elastycznym paskiem. Plecak jest wygodny i wykonany z wytrzymałych materiałów, a przyczepić się mogę tylko do dwóch detali — brakuje mu komór (dostępne są tylko dwie ogromne i jedna wąska z przodu), a sznureczki przy zamkach wyglądają odrobinę tandetnie. Niemniej jednak da się go nosić bez narażania się na wstyd i szyderstwa ze strony kolegów ;)

Dla kogo?

Na początku recenzji wspomniałem, że nigdy nie byłem zwolennikiem mobilnego grania. Tym bardziej MSI GX60 mnie zaskoczył — okazuje się, że w przenośnym (przynajmniej w porównaniu ze standardowym pecetem) sprzęcie da się upchnąć podzespoły, które spokojnie radzą sobie z najnowszymi tytułami i to bez obniżania poziomu detali. Osobną kwestią pozostaje oczywiście mobilność takiego rozwiązania (duża waga sprzętu, solidny zasilacz, stosunkowo krótki czas pracy na akumulatorze), ale jeśli ktoś chce po prostu oszczędzić miejsce na biurku — będzie jak znalazł.

Testowany przez nas model jest niedostępny w polskich sklepach, ale bardzo zbliżoną konfigurację oferuje m.in. X-KOM. Inne modele (z mniejszą ilością pamięci lub bez dysków SSD) można znaleźć u kilkudziesięciu rodzimych dystrybutorów.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)