Blog (104)
Komentarze (5.7k)
Recenzje (4)
@MeszugeNOT FOR RESALE – fakty i mity

NOT FOR RESALE – fakty i mity

13.07.2010 06:14, aktualizacja: 10.12.2011 06:10

Dnia 18.06.2009 za pośrednictwem serwisu aukcyjnego Allegro kupiłem od pewnego pana program komputerowy o nazwie CyberLink PowerDVD 8.0. Na zdjęciu przedmiotu widniało gustowne pudełko, ale w opisie aukcji mowa była o wersji OEM, więc spodziewałem się programu w zwykłym opakowaniu typu slim. Taki też otrzymałem, ale tym, czego się nie spodziewałem, był napis na płycie „Bundle Version Not for Resale”, a to mi się nie spodobało.

Uzbrojony w wiedzę zaczerpniętą z Wikipedii oraz regulaminu Allegro, gdzie napisano: „Na Allegro nie można sprzedawać oprogramowania na licencji NFR (Not For Resale)”, zażądałem od sprzedawcy unieważnienia transakcji i zwrotu kosztów. Jako, że moich roszczeń uznać nie chciał, skierowałem sprawę do sądu, rozpoczynając procedurę od złożenia zawiadomienia o przestępstwie we właściwej prokuraturze rejonowej. Po pewnym czasie zostałem wezwany do złożenia zeznań, co oczywiście zrobiłem, dołączyłem do pozwu wszelkie niezbędne dokumenty (kilka zbędnych też) i… machina prawna ruszyła.

Zaskoczenie było ogromne. Sąd odrzucił mój pozew, nie dopatrując się w czynie sprzedawcy znamion przestępstwa. Natychmiast uznałem, że w tym sądzie pewnie coś źle zrozumieli i napisałem odwołanie do sądu wyższej instancji, zgodnie z obowiązującą procedurą. W sumie cała ta sprawa kotłowała się około osiem miesięcy, a ja wyczerpałem już wszystkie możliwości odwoływania się. No, niby mógłbym zwrócić się jeszcze do Trybunału w Hadze, ale uznałem, że to byłoby już pewne nieporozumienie. Choćby tylko ze względu na koszty. Odrzuciłem też wszelkie pomysły działań pozaprawnych, to jest na przykład wynajęcie kilku obywateli Ukrainy, albo Białorusi, którzy za stosowną opłatą wyrządziliby sprzedawcy określoną dolegliwość.

Żeby nie było wątpliwości powtórzę raz jeszcze: żaden sąd w Polsce nie uznał sprzedaży programu NFR za sprzeczny z prawem. Przy okazji zorientowałem się też, że NFR to może nie tyle licencja, co raczej forma dystrybucji i najwyraźniej fakultatywna, a nie obligatoryjna, co można rozumieć jako wskazówkę, sugestię czy wreszcie prośbę do sprzedawców, a nie obowiązujący ich zakaz czy nakaz. Czyli nieomalże coś w stylu licencji Beerware (licencja ta pozwala użytkownikowi na dowolne korzystanie z programu, pod warunkiem, że w wypadku spotkania autora użytkownik postawi mu piwo, ewentualnie zobowiązuje użytkownika do wypicia piwa „za zdrowie” autora).

A co z regulaminem? Przy okazji uświadomiono mi, że nadal i wciąż obowiązuje w polskim procesie karnym (i nie tylko) jedna z zasad kardynalnych, która mówi, że norma prawna niższego rzędu nie może być sprzeczna z normą prawną rzędu wyższego. Kodeks jest ustawą i jako taki niewątpliwie jest normą nadrzędną wobec jakiegoś tam regulaminu Allegro. Jeszcze mniejsze znaczenie mają przeróżne, często cudaczne zasady wymyślane przez sprzedających, ale to już inna bajka.

W każdym razie mam teraz dwie możliwości, czy opcje:

1. Mogę przyjąć, że wszyscy prawnicy, którzy z tą sprawą mieli do czynienia na różnych szczeblach są fachowcami, profesjonalistami i specjalistami, wiedzą co robią, znają się, a więc to oni mają rację, a nie ja.

2. Mogę uznać, że wszyscy prawnicy, którzy z tą sprawą mieli do czynienia są  niedouczkami, durniami i palantami, na prawie i jego interpretacji się nie znają i to ja mam rację ze swoimi przekonaniami, których nabyłem czytając regulamin Allegro i różne fora internetowe.

A co Ty byś wybrał/a na moim miejscu? :‑)

Na zakończenie dodam tylko, że wykorzystałem też Program Ochrony Kupujących na Allegro i dostałem zwrot… połowy kosztów. I kto wie, czy to nie jest dziwolągów ciąg dalszy, bo wydawałoby się, że jeśli mi się należy, to powinienem dostać 100%, a jeżeli nie mam racji, to chyba nie należy mi się i nie powinienem dostać nic.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)