Milionowa armia robotów Foxconna coraz bliżej. Milion robotników znajdzie się na bruku? Strona główna Aktualności01.03.2015 13:26 Udostępnij: O autorze Adam Golański @eimi Warunki pracy w tajwańskiej Foxconn Technology Group, firmie będącej jednym z największych na świecie producentów sprzętu elektronicznego, urągały wszelkim współczesnym standardom. Brutalna dyscyplina, permanentna inwigilacja, głodowe wynagrodzenia, brak jakichkolwiek perspektyw odmiany losu sprawiały, że niektórzy woleli popełnić samobójstwo, niż dalej znosić taką codzienność. Korzystające z usług Foxconnu firmy, na czele z Apple, Acerem i Amazonem, twierdziły że robią co mogą, by zmienić ten stan rzeczy – w końcu z PR-owego punktu widzenia źle wygląda korzystanie z de facto niewolniczej pracy. Gdy w listopadzie zeszłego roku świat usłyszał o śmierci młodego poety Xu Lizhi, w swojej twórczości w prostych, przejmujących słowach ukazującego ogrom upodlenia robotników Foxconnu, dla producenta jasne się stało, że dalej się tak nie da, że krew szkodzi interesom. Zapowiedziano radykalne zmiany – chyba jednak nie takie, o jakich mógłby marzyć chiński poeta. Obecnie dla tajwańskiego potentata pracuje w kontynentalnych Chinach ponad milion ludzi. Zdecydowana większość z nich zajmuje się pracą przy taśmie. Skala tych operacji jest dla ludzi z Europy niewyobrażalna. Jeden tylko ośrodek w mieście Zhenzhou, specjalizujący się w produkcji iPhone'ów, zatrudniał 300 tys. robotników, zarabiających miesięcznie ok. 1800 renminbi na głowę (równowartość ok. 1000 zł). To i tak było znacznie więcej, niż w poprzedniej dekadzie. Rosnące średnie zarobki w Chinach groziły zyskom tajwańskiej firmy – i by zapobiec tej sytuacji Foxconn rozpoczął zakrojone na ogromną skalę prace nad robotyzacją swoich linii produkcyjnych. Dyrektor wykonawczy firmy Terry Gou zapowiedział w 2013 roku stworzenie armii miliona robotów, które zastąpią robotników przy taśmach. Dla uspokojenia nastrojów dodał wówczas, że milion ludzkich pracowników stanie się wówczas technikami i inżynierami. Rok później można już było usłyszeć o wynikach tych prac, choć za wiele mediom nie pokazano. Terry Gou poinformował jedynie o uruchomieniu w pełni zautomatyzowanej fabryki w chińskim mieście Chengdu, pracującej w trybie 24 godzin na dobę, z minimalnym ludzkim nadzorem. Pochwalił się również, że rocznie w fabrykach Foxconnu przybywa po 30 tysięcy robotów przemysłowych. Przy takim tempie postępu w automatyzacji pracy wygląda na to, że w najbliższych latach krytyka warunków pracy w tajwańskiej firmie będzie musiała się skończyć. W tym tygodniu, na spotkaniu z inwestorami szef Foxconnu zapowiedział, że w ciągu trzech najbliższych lat roboty i automaty będą wykonywały 70% pracy przy liniach montażowych. Ma to być konieczne ze względu na rosnące problemy z zatrudnieniem. Sądzę, że w przyszłości młodzi ludzie nie będą podejmowali się takiej pracy, nie będą wchodzili do fabryk – stwierdził Gou. Takie deklaracje oznaczają znacznie więcej, niż tylko postawienie prostego robota przemysłowego przy taśmie. Automatyzacja jest prosta na poziomie produkcji mikroelektroniki. Znacznie trudniej wygląda to na poziomie montażu, gdzie poprawność złożenia urządzenia wciąż w dużym stopniu zależy od ludzkiej precyzji i delikatności w poprawianiu niedopasowanych elementów, dostosowaniu odpowiedniej siły przy skręcaniu sprzętu i reagowaniu na wszelkie zakłócenia procesu. Automatyzacja na tym poziomie musiałaby by oznaczać wyjście poza standardy organizacji pracy, pamiętające jeszcze czasy rewolucji przemysłowej. Pozostaje oczywiście jeszcze problem ludzki – w fabryce w Chengdu na jednego robota wcale nie przypada jeden ludzki pracownik, widać już, że milionowa armia robotów nie dołączy do ludzkich pracowników firmy, ale ich w zdecydowanej większości zastąpi. Ilu spośród tych miliona robotników będzie można przekwalifikować na techników i inżynierów? Biorąc pod uwagę, że często to prawie niepiśmienni ludzie, którzy przybywają do dużych chińskich miast południa z biednej, rolniczej północy, deklaracje pana Gou wydają się nieco niepoważne. Należy się raczej spodziewać, że większość z nich zostanie po prostu zwolniona, bez perspektyw na znalezienie jakiejkolwiek pracy w wysoce zautomatyzowanym przemyśle. Na ile dynamicznie rozwijające się gospodarczo Chiny będą w stanie sobie poradzić ze strukturalnym bezrobociem milionów ludzi, tego do tej pory nikt chyba nie wie. Biznes Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji Zobacz także RoboCORE: polskie serce dla robotów osiągnęło sukces na Kickstarterze 12 mar 2015 Łukasz Tkacz Sprzęt 9 Seks-roboty i kwestie prawne. Kiedy maszyna staje się niemalże człowiekiem 23 cze 2020 Piotr Urbaniak Sprzęt SmartDom 270 5G w Chinach ma już 50 milionów użytkowników. W Polsce ciężko mówić chociaż o smartfonach 18 maj 2020 Arkadiusz Stando Sprzęt Internet Biznes 23 Linux zastąpi Windows w Chinach? Możliwe, ale trochę to potrwa 8 maj 2020 Jakub Krawczyński Oprogramowanie 251
Udostępnij: O autorze Adam Golański @eimi Warunki pracy w tajwańskiej Foxconn Technology Group, firmie będącej jednym z największych na świecie producentów sprzętu elektronicznego, urągały wszelkim współczesnym standardom. Brutalna dyscyplina, permanentna inwigilacja, głodowe wynagrodzenia, brak jakichkolwiek perspektyw odmiany losu sprawiały, że niektórzy woleli popełnić samobójstwo, niż dalej znosić taką codzienność. Korzystające z usług Foxconnu firmy, na czele z Apple, Acerem i Amazonem, twierdziły że robią co mogą, by zmienić ten stan rzeczy – w końcu z PR-owego punktu widzenia źle wygląda korzystanie z de facto niewolniczej pracy. Gdy w listopadzie zeszłego roku świat usłyszał o śmierci młodego poety Xu Lizhi, w swojej twórczości w prostych, przejmujących słowach ukazującego ogrom upodlenia robotników Foxconnu, dla producenta jasne się stało, że dalej się tak nie da, że krew szkodzi interesom. Zapowiedziano radykalne zmiany – chyba jednak nie takie, o jakich mógłby marzyć chiński poeta. Obecnie dla tajwańskiego potentata pracuje w kontynentalnych Chinach ponad milion ludzi. Zdecydowana większość z nich zajmuje się pracą przy taśmie. Skala tych operacji jest dla ludzi z Europy niewyobrażalna. Jeden tylko ośrodek w mieście Zhenzhou, specjalizujący się w produkcji iPhone'ów, zatrudniał 300 tys. robotników, zarabiających miesięcznie ok. 1800 renminbi na głowę (równowartość ok. 1000 zł). To i tak było znacznie więcej, niż w poprzedniej dekadzie. Rosnące średnie zarobki w Chinach groziły zyskom tajwańskiej firmy – i by zapobiec tej sytuacji Foxconn rozpoczął zakrojone na ogromną skalę prace nad robotyzacją swoich linii produkcyjnych. Dyrektor wykonawczy firmy Terry Gou zapowiedział w 2013 roku stworzenie armii miliona robotów, które zastąpią robotników przy taśmach. Dla uspokojenia nastrojów dodał wówczas, że milion ludzkich pracowników stanie się wówczas technikami i inżynierami. Rok później można już było usłyszeć o wynikach tych prac, choć za wiele mediom nie pokazano. Terry Gou poinformował jedynie o uruchomieniu w pełni zautomatyzowanej fabryki w chińskim mieście Chengdu, pracującej w trybie 24 godzin na dobę, z minimalnym ludzkim nadzorem. Pochwalił się również, że rocznie w fabrykach Foxconnu przybywa po 30 tysięcy robotów przemysłowych. Przy takim tempie postępu w automatyzacji pracy wygląda na to, że w najbliższych latach krytyka warunków pracy w tajwańskiej firmie będzie musiała się skończyć. W tym tygodniu, na spotkaniu z inwestorami szef Foxconnu zapowiedział, że w ciągu trzech najbliższych lat roboty i automaty będą wykonywały 70% pracy przy liniach montażowych. Ma to być konieczne ze względu na rosnące problemy z zatrudnieniem. Sądzę, że w przyszłości młodzi ludzie nie będą podejmowali się takiej pracy, nie będą wchodzili do fabryk – stwierdził Gou. Takie deklaracje oznaczają znacznie więcej, niż tylko postawienie prostego robota przemysłowego przy taśmie. Automatyzacja jest prosta na poziomie produkcji mikroelektroniki. Znacznie trudniej wygląda to na poziomie montażu, gdzie poprawność złożenia urządzenia wciąż w dużym stopniu zależy od ludzkiej precyzji i delikatności w poprawianiu niedopasowanych elementów, dostosowaniu odpowiedniej siły przy skręcaniu sprzętu i reagowaniu na wszelkie zakłócenia procesu. Automatyzacja na tym poziomie musiałaby by oznaczać wyjście poza standardy organizacji pracy, pamiętające jeszcze czasy rewolucji przemysłowej. Pozostaje oczywiście jeszcze problem ludzki – w fabryce w Chengdu na jednego robota wcale nie przypada jeden ludzki pracownik, widać już, że milionowa armia robotów nie dołączy do ludzkich pracowników firmy, ale ich w zdecydowanej większości zastąpi. Ilu spośród tych miliona robotników będzie można przekwalifikować na techników i inżynierów? Biorąc pod uwagę, że często to prawie niepiśmienni ludzie, którzy przybywają do dużych chińskich miast południa z biednej, rolniczej północy, deklaracje pana Gou wydają się nieco niepoważne. Należy się raczej spodziewać, że większość z nich zostanie po prostu zwolniona, bez perspektyw na znalezienie jakiejkolwiek pracy w wysoce zautomatyzowanym przemyśle. Na ile dynamicznie rozwijające się gospodarczo Chiny będą w stanie sobie poradzić ze strukturalnym bezrobociem milionów ludzi, tego do tej pory nikt chyba nie wie. Biznes Udostępnij: © dobreprogramy Zgłoś błąd w publikacji