Nawet 200 dolarów od użytkownika: tyle FBI płaci Microsoftowi za dostęp do prywatnych danych

Nawet 200 dolarów od użytkownika: tyle FBI płaci Microsoftowi za dostęp do prywatnych danych

23.03.2014 18:55, aktualizacja: 24.03.2014 10:33

Wieść o prawie do kontrolowania bez zgody sądu zawartościskrzynek pocztowych w usługach Hotmail, Outlook i Windows Live,jakie przyznaje sobie Microsoft, wywołała wśród internautów wostatnich dniach spory niepokój. Zapowiedzianeprzez Johna Franka, głównego doradcę Microsoftu zaostrzenie zasadprzeprowadzania takich kontroli, tak by przeprowadzane były jedyniew wyjątkowych, kryzysowych sytuacjach zabrzmiało dobrze, ale czastych deklaracji niefortunnie zbiegł się z włamaniem do wewnętrznejsieci giganta z Redmond, do którego przyznają się syryjscy hakerzyz pro-rządowej SyryjskiejArmii Elektronicznej. Uzyskali oni m.in. dostęp do fakturwystawianych przez jednostkę biznesową Microsoft Global CriminalCompliance Team jednostce FBI o nazwie Digital Intercept TechnologyUnit (DITU), oraz komunikacji mailowej między tymi grupami. Autentyczności dokumentów potwierdzić na tym etapie nie sposób,ale Syryjska Armia Elektroniczna raczej nie zmyśla: wśródosiągnięć jej hakerów są m.in. włamania na oficjalne kontaSkype na Twitterze i Facebooku, konta wsparcia Xboksa na Twitterze, anawet przejęcie oficjalnego bloga Microsoft Office. Redmondprzyznało,że w wyniku tych ataków doszło też do przejęcia pewnej liczbykont pocztowych jego pracowników.[img=fbi]Zdobyte przez Syryjczyków faktury wyglądają całkieminteresująco. Wynika z nich, że od lat Microsoft wystawia FBIregularne rachunki za udostępnianie prywatnych danych użytkownikówusług internetowych Microsoftu. Za każdego w ten sposób wydanegoużytkownika gigant z Redmond bierze od Wuja Sama od 50 do 200dolarów. Ostatnia z faktur, z listopada 2013 roku opiewa na 281tysięcy dolarów.Samo FBI nie chce się w tej sprawie jednak wypowiadać, kierującdo Microsoftu, jako że to z serwerów Microsoftu wykradzionodokumenty. Microsoft nie zamierza komentować kwestii wiarygodnościwykradzionych danych, ale rzecznik firmy podkreśla, że nie ma nicniezwykłego w tym, że organy ścigania muszą płacić za dostępdo danych – amerykańskie prawo pozwala firmom na uzyskanie zwrotukosztów poniesionych podczas wypełniania sądowych nakazów wydaniazawartości kont użytkowników. Chris Soghoian, jeden z działaczy amerykańskiej organizacjiACLU, walczącej o przestrzeganie praw obywatelskich uważa, żepobieranie niewielkiej opłaty od władz jest czymś pozytywnym,pozostawia bowiem wyraźniejsze dowody działalności organówścigania. Tenże Soghoian w 2010 roku oskarżył wręcz Microsoft,że firma wydała dane użytkowników antynarkotykowej agencji DEA zadarmo, mimo że Google i Yahoo! wystawiły za to faktury. Podobniesądzi Nate Cardozo z Electronic Frontier Foundation, według któregopodatnicy powinni wiedzieć, ile ich pieniędzy na to idzie.Z przedstawionych przez Edwarda Snowdena informacji o programiePRISM wynika, że wspomniane DITU od lat odgrywa dużą rolę w wpozyskiwaniu od firm internetowych prywatnych danych ich użytkowników na potrzeby NSA, a rachunkiwystawiane przez Microsoft wcale nie należą do najwyższych. SamoCIA ma płacić telekomowi AT&T ponad 10 mln dolarów rocznie zadane o połączeniach telefonicznych.Bardziej więc w tej sprawie interesuje fakt, że Microsoft i FBIsame w ogóle nie dbają o bezpieczeństwo danych związanych zpoufnymi procesami, wysyłając sobie faktury, których niktpostronny nie powinien oglądać zwykłymi e-mailami. Skoro więcświadomość zagadnień związanych z bezpieczną komunikacją jesttak niska w największej firmie IT świata, jak i jednej znajpotężniejszych agencji śledczych świata, to nie można sięspecjalnie dziwić, że ludzie dyskutują o wykradaniu niewydanegooprogramowania Microsoftu, wykorzystując do tego usługi oferowaneprzez Microsoft.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)