Od Redakcji: Chat Control, czyli demokracja czasem ucina sobie drzemkę

Od Redakcji: Chat Control, czyli demokracja czasem ucina sobie drzemkę

Chat Control, czyli demokracja czasem ucina sobie drzemkę (fot. NakNakNak, Pixabay )
Chat Control, czyli demokracja czasem ucina sobie drzemkę (fot. NakNakNak, Pixabay )
Redakcja
22.03.2021 15:00, aktualizacja: 06.03.2024 22:06

Istnieje wiele metod pomiaru skuteczności demokracji. Najpopularniejsze z nich, pozwalające łatwo tworzyć przejrzyste rankingi, to Wskaźnik Demokracji opracowywany przez grupę The Economist oraz opracowanie "Freedom in the World" autorstwa Freedom House. Choć różnią się one w swych ocenach dotyczących ostatnich lat, w sprawie roku 2020 są zgodne: kondycja demokracji pogorszyła się.

Wynika to, rzecz jasna, z ograniczeń wprowadzonych w ramach chaotycznej walki z pandemią COVID-19. Do opanowania rosnących fal zachorowań wykorzystano rozwiązania prawne oraz wszechobecną technikę, w postaci mechanizmów śledzenia przemieszczania się stosujących Bluetooth LE. Jednakże imponujące przedsięwzięcie na globalną skalę ma także ciemną stronę: pozostawia władzę z szeregiem "kryzysowych" uprawień, których nie zdobyłaby w żadnych innych okolicznościach poza kryzysem. W zestawieniu z podważalną skutecznością niektórych metod zwalczania epidemii, zaufanie do istytucji publicznych ulega istotnemu nadwyrężeniu.

Świat to nie tylko pandemia

Aby utrzymać w ryzach nastroje społeczne (oraz właśnie demokrację), konieczna jest odbudowa tego zaufania. Psychologiczne zmęczenie trwającym od roku lockdownem sprawia, że liczy się jeden sposób na osiągnięcie tego celu: rozliczenie skuteczności opanowania pandemii.

(fot. The Economist Group)
(fot. The Economist Group)

Łatwo w ten sposób zapomnieć, że poza pandemią są jeszcze inne tematy. Przeoczyć wydarzenia, od których także powinno zależeć, w jakim stopniu ufamy naszym instytucjom. Jednym z nich jest zgłoszenie propozycji prawnej autorstwa Komisji Europejskiej, mającej na celu przeciwdziałanie nadużyciom wobec nieletnich, mającym miejsce w internecie. Miałoby się ono odbywać wskutek (zautomatyzowanego) analizowania wszystkich treści wymienianych na internetowych komunikatorach i skrzynkach pocztowych.

Cisza w eterze

Zanim przyjdzie wspomnieć o tym, jak szkodliwy jest to pomysł z powodów technicznych, koniecznie należy zwrócić uwagę na medialną ciszę na ten temat. Brak zainteresowania mediów ma miejsce w całej Europie, ale w Polsce jest szczególny. Dlatego, że przede wszystkim zajmują nas pozytywne testy na koronawirusa oraz liczba przecenionych nieruchomości nabytych za pieniądze podatnika przez baronów o podważalnym wykształceniu i kulturze.

Świadczy to dobitnie o tym, że nie niczego nie nauczyły nas afery z ACTA oraz Filtrami Treści, agresywnie regulujące formy publikowania treści. Skoro społeczny sprzeciw spotkał się wtedy z odpowiedzią, że obawy są nieuzasadnione, a prawo należy zostawić prawnikom, dlaczego miałoby tak nie być i tym razem? Czy sięgnięcie po więcej kontroli nad internetem pomoże odbudować zaufanie do instytucji po pandemii? Trudno znaleźć powód, dla którego miałoby to nastąpić.

(fot. Freedom House)
(fot. Freedom House)

Nie pomagają w tym też takie decyzje, jak ucięcie czasu konsultacji społecznych z 15 kwietnia do wczoraj. Porządek obrad nie jest oczywiście święty i może ulegać modyfikacjom, ale w pewnych kwestiach pośpiech nie popłaca. Łatwiej, stosując go, narazić się na zarzuty o złą wolę.

Nie chodzi o "nic do ukrycia"

Jeżeli nie jest dostatecznie jasne, dlaczego analizowanie treści pod kątem legalności jest ryzykowne etycznie i niekompatybilne z prywatnością nawet, gdy odbywa się automatycznie, wymieńmy powody wprost. Tworzenie "przystanku" na linii przetwarzania treści, nawet jeżeli jest to przystanek dla botów, tworzy precedens w którym dopuszczalny jest jakikolwiek wgląd w treści "w kopertach". Zakładanie, że nie nastąpią kroki rozszerzające tę możliwość w przyszłości opiera się na bezgranicznym zaufaniu do prawodawców i usługodawców. Czy jest to zaufanie podzielane przez wszystkich użytkowników?

Powodów jest więcej. Algorytmy sztucznej inteligencji są zawodne. Pół biedy, gdy są stosowane w celu dopasowania treści reklamowych. Robi się gorzej, gdy analizują zgodność przechowywanych materiałów z regulaminem usługi. W przypadku sprzężenia ich z mechanizmami karnymi, sytuacja staje się niebezpieczna. Błędne oflagowanie komunikacji np. jako treści pornograficzne z udziałem małoletnich może być niezwykle niebezpieczne wizerunkowo. Patrick Breyer z Partii Piratów zwraca też uwagę na to, że nawet "legalne", nacechowane erotycznie konwersacje między dorosłymi są regularnie flagowane jako podejrzane.

Nieskuteczne rozwiązania, o których nikt nie rozmawiał

Czy pomoże to zatrzymać przestępców? W jakimś stopniu na pewno tak. Ale w przypadku tych najgroźniejszych, skończy się po prostu emigracją na inne narzędzia. Wie o tym na przykład Facebook: popiera analizowanie komunikacji z powodów reklamowych, zrzeczenie się odpowiedzialności na działalność kryminalną pozwoli oszczędzić na prawnikach. To, że użytkownicy stracą prywatność, a przestępców nie ubędzie (pójdą tylko gdzie indziej) literalnie ich nie interesuje.

(fot. Parlament Europejski)
(fot. Parlament Europejski)

Jeżeli społeczny udział w kształtowaniu prawa dotyczącego techniki i komunikacji w dalszym ciągu będzie odbywał się z taką jakością, jak dziś, demokratyczne narzędzia kontroli instytucji, do których należą także (pośrednio) mechanizmy prywatnej korespondencji, będą ulegać dalszej erozji. Proces ten najłatwiej przyspieszyć właśnie w warunkach kryzysu, jak pandemia. Czy nadchodząca legislacja jest groźna? Partia Piratów twierdzi, że tak. Co twierdzi Redakcja? Że za mało było na ten temat dyskusji.

Jak media mogą pomóc

Naturalnie, swoją winę ponoszą także media, milcząc na ten temat. Ale ich milczenie wynika nie tylko ze złej woli, potencjalnej niekompetencji lub pędu do kliknięć. Wynika ono z bardzo kiepsko działającej wymiany informacji między autorami legislacji a obywatelami. Chodzi tu zarówno o Komisję i Parlament Europejski, ale także o instytucje krajowe, jak Cyfryzacja KPRM. A samym dziennikarzom IT trudno przedrzeć się przez dokumenty prawne bez pomocy np. europarlamentarzystów, zwłaszcza gdy większość branżowego życia toczy się zupełnie gdzie indziej. Materiałom źródłowym daleko też do przejrzystości...

Dalsze utrzymanie obecnego stanu rzeczy to polityka, na której tracą wszyscy: obywatele, instytucje, urzędnicy, użytkownicy i ofiary. Postępujące ograniczanie prywatności wpływa najmniej w zasadzie tylko na przestępców. Nie chodzi tu zresztą nawet o opowiedzenie się po którejkolwiek ze stron. Pogląd na ten temat należy wszak wypracować samodzielnie. Media mogą spełnić swoją rolę we wspomaganiu debaty publicznej, ale potrzebują do tego woli współpracy. Czyjejkolwiek.

Zespół redakcyjny dobreprogramy.pl

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)