Oprogramowanie dla Linuksa: między przymusem otwartości a niechęcią do komercji

Oprogramowanie dla Linuksa: między przymusem otwartości a niechęcią do komercji

11.11.2012 23:25, aktualizacja: 12.11.2012 11:47

Wielu użytkowników Linuksa, szczególnie tych, którzywykorzystują komputer do czegoś więcej niż tylko surfowania poSieci czy oglądania filmów, wcześniej czy później spotka się zsytuacją, w której wszystko to, co oferuje świat FLOSS (Free/LibreOpen Source Software), po prostu okaże się niewystarczające wobecich potrzeb. Czy będzie to grafika komputerowa, obróbka wideo,tworzenie muzyki, składanie tekstu czy jakakolwiek inna kreatywnadziedzina, będzie można odczuć, że wybór software'u dostępnegona Linuksa jest o wiele skromniejszy niż to, co można dostać naOS-a X, nie mówiąc już o Windows… a to co będzie dostępne, niebędzie dorównywało najlepszym narzędziom na konkurencyjnychsystemach.Niektórzy fani Linuksa zaciskają wówczas zęby i uruchamiająwirtualne maszyny z Windows, a na nich potrzebne komercyjneoprogramowanie. Inni decydują się na przemęczenie zopensource'owym oprogramowaniem, często niestabilnym inieszlifowanym (głosząc przy tym wszem i wobec, że jest onoświetne i z łatwością dorównuje drogim, komercyjnym pakietom). Apozostali? Cóż, rozglądają się, czy aby na pewno nie ma naLinuksa oprogramowania, które mogłoby spełnić ich potrzeby –nawet jeśli trzeba za niego zapłacić (lub też, w zależności odstanu portfela i sumienia – spiracić). Dla tej grupy opowieściRicharda Stallmana, z których wynika, że korzystanie zoprogramowania o zamkniętym kodzie źródłowym jest porównywalne zbyciem wziętym w niewolę, brzmią po prostu niedorzecznie.Po prawdzie bowiem guru Wolnego Oprogramowania nigdy nieodpowiedział, w jaki sposób opłacić rozwój kosztownych projektówsoftware'owych, szczególnie tych do specjalistycznych zastosowań.Załóżmy, że programiści z firmy X tworzą skomplikowanenarzędzie do symulacji zjawisk fizykochemicznych, licząc, żesprzedadzą na całym świecie choć kilka tysięcy licencji. Widealnym świecie Stallmana jedynym sposobem, w jakim mogliby na nimzarobić, byłoby stworzenie narzędzia, upublicznienie koduźródłowego, a następnie wejście w układ z producentem jakichśstacji roboczych z preinstalowanym Red Hat Linuksem, który ichoprogramowanie dołączyłby do sprzętu. A co zrobić z tymi, którzychcieliby używać softu na zwykłych PC-tach z Linuksem? No cóż,należałoby napisać je tak, by działało wyłącznie na owychhipotetycznych stacjach roboczych – np. wykorzystywałoby karty zespecjalistycznymi układami, których emulacja na zwykłym PC byłabyniemożliwa. Założenia licencji GPL zostałyby wówczas spełnione,może nie w ich duchu, ale przynajmniej w literze.[yt=http://www.youtube.com/watch?v=ek5BvjHuHPg]Nasz świat nie jest jednak idealnym światem Stallmana, iniektóre firmy próbują tworzyć komercyjne, zamknięteoprogramowanie, często uznając że Linux jako platforma jest dlanich na tyle atrakcyjny, że opłaca się wydać na nią swojenarzędzia (czasem nawet uznając, że Linux jest jedyną platformą,dla której chcą swoje oprogramowanie wydać). I faktycznie, jestkilka dziedzin, w których Linux ma całkiem sporo do zaoferowaniadla tych, którzy gotowi są zapłacić. Szczególnie widać to wdziedzinie grafiki 3D, gdzie do dyspozycji mamy Mayę i Softimageod Autodeska, znakomity renderer Indigo,czy tak lubiane przez twórców filmowych efektów specjalnychnarzędzie Houdini.Nie najgorzej wygląda sytuacja w dziedzinie programów CAD (dziękiniezłym VariCAD-owii ARCAD-owi),nie mówiąc już o programowaniu (gdzie do dyspozycji mamy takiekomercyjne IDE jak IntelliJIDEA, PhpStormczy Komodo).Są jednak takie dziedziny, w których komercyjnego oprogramowaniana Linuksa jest tyle co kot napłakał. Szczególnie tyczy się dodziedzin bliższych typowemu użytkownikowi komputera, np. obróbcezdjęć. Dla tych, którym GIMP nie wystarczy (a któremuprofesjonalnemu fotografowi by wystarczył?), pozostaje się jedynieobejść smakiem – odpowiednika Photoshopa za żadne pieniądze nieznajdą. Kiedyś niektórzy liczyli jeszcze na PixelStudio, niektórzy nawet płacili za jego niestabilne wersjebeta, by z czasem odkryć, że to nic ponad vaporware – i nie ma naco czekać. Podobny los spotkał użytkowników pakietu do grafikiwektorowej XaraXtreme, który w pewnym momencie pojawił się w wersji beta naLinuksa... i już w tej wersji pozostał. Nic więc dziwnego, że informacje o pojawieniu się nowychnarzędzi na Linuksa do takich bardziej „artystycznych”zastosowań są przyjmowane przez społeczność z entuzjazmem. Ajeśli jeszcze programy te miałyby być opensource'owe? Tak było zprogramem do nieliniowego montażu wideo o nazwie Lightworks. Jegokod źródłowy został pokazanyświatu (tak przynajmniej twierdził producent) w połowie 2010roku, a wkrótce potem zapowiedziano, że oprócz wersji dla Windowsprzygotowana zostanie wersja dla Linuksa, w praktyce nieodróżnialnaod wydania „okienkowego”. Z jakiegoś powodu prace nad wydaniem Lightworksa na Linuksaprzeciągały się. Dopiero w październiku tego roku pojawiła siębardzookrojona wersja alfa. Entuzjazm związany z jej wydaniem zostałjednak ugaszony przez znanego dewelopera projektu GNOME i blogera,Jean-Françoisa Fortin Tama. Nie zostawił suchej nitki na narzędziu,udowadniając,że z Open Source Lightworks nie ma nic wspólnego – a nawet jeślikiedyś będzie miał, to będzie to bardzo okrojona wersja,pozbawiona większości kodeków i niedostosowana do linuksowejinfrastruktury (np. bez wsparcia dla GStreamera czy ffmpeg), a conajgorsze pełna DRM-ów i zabezpieczeń przed kopiowaniem, Oczywiście, spór w tym wypadku bardziej dotyczy prawa dowykorzystania określenia Open Source, ale… dla przeciętnegoużytkownika Linuksa ten spór może być bez znaczenia.Antagonizowanie firmy, która postanowiła wydać cokolwiek dla„pingwina”, tylko dlatego że firma ta nie potrafi być dobrymczłonkiem społeczności Open Source, to tylko umacnianie getta, wktórym zamknięty został Linux – dawanie sygnału innym, że taknaprawdę niech nie próbują nawet z pingwinem, bo i tak nikt ichnie polubi. Pingwin ma swoje Pitivi, które mimo że jest tak mierne,że zęby bolą, to jednak przecież ma „czysty, nowoczesny iprosty kod”.Pozostaje tylko nadzieja, że producent się nie przejmie, iumieści np. komercyjną wersję Lightworksa np. w sklepie zaplikacjami dla Ubuntu. Kilkadziesiąt dolarów za przyzwoity,stabilny edytor do nieliniowego montażu wideo to naprawdęniedużo... a alternatywy nie ma. Najlepszy opensource'owy programtego typu, Kdenlive, jest wciąż zbyt niestabilny, by zrobić na nimcokolwiek większego... a pozostałe przypominają bardziej zabawkidla kota.

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (158)