Playtest Call of Juarez: Więzy Krwi

Playtest Call of Juarez: Więzy Krwi

15.05.2009 00:20, aktualizacja: 01.08.2013 01:59

Kiedy polska firma ogłasza światu kolejną nieźle zapowiadającą się grę to nie pozostaje nic innego jak czuć się zwyczajnie dumnym. Oraz czekać na końcowy efekt prac. Dzięki uprzejmości Techlandu miałem już teraz, mocno przedpremierowo, okazję przyjrzeć się bliżej ich Call of Juarez: Więzy Krwi (na zachodzie Bound In Blood). Tytuł zadebiutuje na rynku w lipcu w odsłonach na Xboksa 360, PlayStation 3 oraz PC i z tego co dane mi było doświadczyć przy komputerowej wersji testowej zdecydowanie jest na co czekać. Miłośnicy dzikiego zachodu będą wniebowzięci - to produkcja, która stawia nas w butach wyjętych spod prawa rewolwerowców, a do tego w tle obiecuje góry złota. Dosłownie.

Historia tutaj przedstawiona ma miejsce przed wydarzeniami z wypuszczonego kilka lat temu Call of Juarez. Fabuła rozpoczyna się od ukazania aktualnej, napiętej sytuacji między głównymi postaciami (nic nie zdradzę), aby potem zabrać nas wstecz w czasie i wyjaśnić, jak do tego wszystkiego doszło – iście filmowa sztuczka, w sam raz na zanętę. Poznajemy oto braci McCall, Raya oraz Thomasa. Obaj służą w armii, gdy w najlepsze trwa wojna między stanami i obaj dezerterują, bowiem martwią się o losy swojej rodziny – z uwagi na walki jest w niebezpieczeństwie. Niestety do posiadłości, w której się wychowywali, przybywają za późno… Teraz główną misją rodzeństwa staje się przywrócenie domu do dawnej świetności, ale niestety do tego potrzeba kasy.

Obraz

Para szybko wpada na ślad legendarnego skarbu Azteków i – jak łatwo się domyślić – w oczach zapalają im się iskierki chciwości. Oraz migocze cień nieufności, bo przy okazji na horyzoncie pojawia się też atrakcyjna kobieta. Dobro całej rodziny niezauważalnie przechodzi na dalszy plan. Jak bardzo wojna zmieniła bohaterów widzi tylko towarzyszący rozrabiakom William, ich młodszy brat, ksiądz. Za wszelką cenę próbuje nawrócić ich na drogę Pana, lecz niestety nie chcą go słuchać. Pełni on w grze rolę komentatora bieżących wydarzeń i doskonale podkreśla jak zatracili się starsi McCallowie – z początku uważałem tę wątłą postać za zbędny balast, ale z czasem doceniłem to, w jaki sposób uwydatnia poszczególne charaktery. A kto już teraz potrafi powiązać pewne wątki z pierwszego Call of Juarez dodatkowo bardziej doceni wagę bożego sługi …

[break/]Niemniej przyjdzie nam pokierować działaniami wyłącznie Raya i Thomasa. Do wyboru. Rozgrywka nimi różni się nie tylko podejściem do wymiany ognia, ale także odmiennymi drogami do celu. Pierwszy, z racji bycia niezłym „bykiem” zazwyczaj poleci „dołem”, aby bezwzględnie wszystkich wybić, zaś drugi wespnie się na dachy po lassie i stamtąd będzie raził wroga. Ray z łatwością wywali z bara drzwi, zaznaczy kilkunastu zbirów w trybie koncentracji (tutejszy bullet time), szybko zdejmie ich prując jak z „kałasza”, a ewentualne niedobitki automatycznie namierzy z bliska. Zręczniejszy Thomas w trybie zwolnionego tempa będzie musiał po kolei ściągać oprychów za każdym razem odciągając kurek, ale za to ma lepszą celność z dystansu. Także Call of Juarez: Więzy Krwi to przynajmniej pozycja na dwa razy. Jeśli nie szukamy zręcznie pochowanych bonusów.

Obraz

To, co przyciąga do zabawy to nie tylko emocjonująca rozgrywka oraz wątek fabularny, ale również interakcje między rodzeństwem. Nie chodzi tutaj wyłącznie o wspólne akcje typu podciągnięcie partnera wyżej, czy wyważanie drzwi, lecz sam stosunek postaci do siebie. Teksty, którymi wzajemnie „rażą” się Ray i Thomas podczas zabawy wypadają świetnie – oj, sam nieraz w podobnych klimatach „wrzucałem” na starszego braciaka. A on mi dosadniej docinał w zemście oczywiście. I taka właśnie swojska atmosfera tutaj panuje, a jak jeden coś zbroi, obaj się do tego przyznają – vide do zaliczenia córki pewnego szeryfa... Jest w tym jakaś rodzinna magia. Bo kto się czubi, ten się lubi. Choć pewnie jak to w życiu bywa – do czasu, do czasu.

Obraz

Dane mi było ograć mniej więcej połowę z przygotowanych przez twórców rozdziałów i muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Od strony graficznej i konstrukcyjnej etapów nie ma się za bardzo czego przyczepić, brawa jednak dla deweloperów za fakt, że kiedy akurat już powinna się zacząć wkradać monotonia serwują nam zręcznie jakąś zmianę. Piękny wybuch. Przewróci się drzewo lub budynek. Trzeba będzie zagasić pożar. Powysadzać z armaty tratwy. Przepędzić bydło z drogi. Wbić się do dyliżansu. Słowem zawsze jest coś do roboty, coś odmiennego, ciekawego. Obok strzelania oczywiście – a i tutaj dostajemy urozmaicenie w postaci pojedynków rewolwerowców. Gotujemy się na danego typa, obchodzimy go, nie spuszczamy z oczu, a kiedy w końcu uderza dzwon dobywamy broni. I w tym momencie ktoś umarł w butach.

[break/]Choć struktura zadań głównych w większości przypomina schemat „dostań się z punktu A do B”, znalazło się miejsce także dla misji pobocznych, kiedy to na koniu przemierzamy rozległe tereny w poszukiwaniu zbira, za którego to dostaniemy grubą kasę (a ta przyda się w sklepie na zakup broni oraz amunicji), skradzionego bydła, czy tam podprowadzonych ważnych pamiątek rodzinnych. W tym właśnie momencie mamy do dyspozycji otwarty, całkiem rozległy świat, pełen bandytów napadających przejezdnych, czających się wśród skał na niczego niespodziewających się kowbojów, kryjących się w wąwozach lub opuszczonych ruderach. Szkoda, że nie można się szybko przenieść do miasta po wypełnieniu danego celu i nieraz musimy śmigać spory kawałek z powrotem – ale też nie ma to jak pogalopować sobie konno przez prerię… Ot, popodziwiać widoki.

Obraz

To wersja tzw. preview, więc nie mam zamiaru czepiać się pomniejszych błędów – dość powiedzieć, że takowe się znajdą, niemniej moim zdaniem gra już w tym stanie spokojnie mogłaby wylądować na półkach sklepowych. A deweloperom czasu na doszlifowanie tytułu jeszcze przecież trochę zostało. Jeżeli porcja testowa kodu reprezentuje tak jak utrzymują twórcy jakieś 90% poziomu produktu końcowego to jestem naprawdę dobrej myśli. O nie pozwalającej się nudzić konstrukcji rozgrywki już pisałem, otoczenie choć nie w pełni zniszczalne ulega sporej destrukcji, zaś miejscówki w większości naprawdę zapierają dech w piersiach. Przepięknie wypadają wybuchy oraz efekty świetlne. Do tego całość nieźle zapowiadającej się historii podkreśla wpadająca w ucho muzyka (zapomnijcie o nijakich tonach), świetne udźwiękowienie oraz dobrze dobrane głosy postaci.

Obraz

Z niecierpliwością wypatruję Call of Juarez: Więzy Krwi i to nie tylko z uwagi na fakt, że to polska gra. Pozycja ta ma po prostu zadatki na wyjątkowo dobrą, zajmującą strzelankę, w dodatku w tak zaniedbywanych przez producentów klimatach kowbojskich. Jest intryga, jest przygoda, kobiety i szelmostwo, szalone ucieczki oraz wysadzanie przeszkód laskami dynamitu. Skarb. Zasadzki. Pojedynki rewolwerowców. Słowem wszystko, co kojarzone jest z dobrymi westernami. Nieczęsto korzystałem z obecnego tu motywu chowania się za przeszkodami, ale ja to tam wiecie – Gamikazer jestem. Skradankowcy jednak nie mają się co krzywić, bo ustawienie obiektów na planszach sprzyja bezpiecznemu prowadzeniu ognia. Także w lipcu polecam udać się do sklepów. W samo południe najlepiej.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)