Playtest Darkspore

Playtest Darkspore

Redakcja
17.09.2010 10:46, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Myśleliście kiedyś, co by się stało, gdyby połączyć legendarne już Diablo z lekko cukierkowatym Spore? Szczerze? Też zawsze miałem jakieś lepsze zajęcia, niż główkowanie nad podobnymi, piekielnymi hybrydami - co rzecz jasna nie oznacza, że panowie z Maxis nie wpadli na dokładnie taki właśnie pomysł. Miałem przyjemność na własnej skórze przekonać się, że specyficznie pomieszane elementy powyższych produkcji potrafią dać zadziwiająco dobry efekt w postaci niedawno zapowiedzianego Darkspore. Dziesiątki bohaterów, ciekawa mechanika, tony gadżetów, multiplayer – raj dla fanów starej szkoły.

Pozycja ta stanowi klasyczne RPG nastawione na czystą "siekę". Fabuła jest tu tylko po to, żeby robić za prowizoryczne tło dla naszych działań. Tytułowe Darkspore to jeden z eksperymentów kosmicznej rasy Crogenitorów, który (jak z tego typu badaniami w grach bywa) wymknął się spod kontroli. Mroczne i agresywne twory oszalałego edytora Spore rozpanoszyły się po galaktyce, a właśnie naszym zadaniem stanie się odnalezienie ich, następnie zaś przerobienie maszkar na gwiezdny pył. Może nie jest to historia aspirująca do konkurowania z Lemem, ale na pewno zawiera kwintesencję każdej gry – powód żeby wyruszyć w wszechświat i móc w słusznej sprawie unicestwić całe setki beztroskich żywotów. A uwierzcie mi, tych w Darkspore do likwidacji z pewnością nie zabraknie.

Rozgrywka jest na tyle przystępna, że właściwie każdy z marszu będzie w stanie przysiąść do gry i rozkoszować się młócką. Z drugiej strony, sam system zabawy wydaje się tak głęboki, iż jak nic przymusi do wielu godzin kombinowania nad doborem załogi. To stanie się głównym motorem napędowym Darkspore - odkrywanie kolejnych bohaterów, a następnie budowanie nieskończonej ilości kombinacji, mających radzić sobie w dowolnych sytuacjach. Cała akcja ostatecznie kręci się wokół wieloosobowych eskapad (maksymalnie czterech graczy), gdzie z własną ekipą wojowników (przeskakujemy pomiędzy nimi w trakcie walki) wyruszamy na kolejną losowo wygenerowaną planetę, aby grabić elementy zbroi, gromadzić walutę w postaci DNA - służącą do zakupów oraz rozwoju postaci, i żeby od czasu do czasu przetrzepać na śmierć jakiegoś ducha winnego bossa.

Obraz

Poczwar do poprowadzenia dostaniemy do wyboru dziesiątki, jeśli nie setki, a to za sprawą niezwykle przystępnych narzędzi Spore, które są do dyspozycji Maxis. Każdy heros należy do jednej z trzech klas: powolnych i potężnych Sentineli, szybkich oraz zwinnych Ravagerów, albo skupiających się na magii i wsparciu Tempestach. Poszczególne potworki do tego przynależą do konkretnego typu, którymi są: biogenesis (bazujący na siłach natury), cybergenesis (po części zrobotyzowani), plasmagenesis (władcy ognia oraz piorunów), necrogenesis (przywróceni do życia „truciciele”) i quantumgenesis (naginacze czasoprzestrzeni). Twórcy wytłumaczyli, że ten podział działa niczym w karciance Magic the Gathering – wszyscy mają swoje mocne, jak też słabe strony, zaś naszym zadaniem jest takie złożenie grupy, by idealnie zrównoważyć wzajemne ich niedoskonałości.

[break/]Naprawdę sporym zawodem jest brak możliwości tworzenia swych genetycznych wybryków natury. Maxis broni tej decyzji tym, że powrót rozbudowanego edytora odciągnąłby tylko uwagę graczy od pozostałych elementów. Na pocieszenie jednak pozostaje wcale nie gorszy system personalizowania zbroi, którą to będziemy zbierać kawałek po kawałku w trakcie naszych łupieżczych wypraw. W myśl zasady „wolnoć Tomku w swoim domku” dosłownie każdą część rynsztunku idzie przymocować do dowolnego miejsca na ciele bohatera, co daję wciąż duże pole do popisu domorosłym kreatorom. Jakby tego było mało, wybrane przedmioty możemy zamieniać między sobą statystykami - genialny pomysł. Nie tylko będziemy prezentować się tak, jak my tego chcemy, ale do tego wyposażymy dane partie odzienia we właściwości należące wcześniej do mniej miłych dla oka bubli.

Obraz

Mówiąc o Darkspore trzeba przede wszystkim pamiętać, że jest to projekt tworzony z myślą o zabawie wieloosobowej, której zresztą też dane było mi doświadczyć - wspólnie z trzema innymi dziennikarzami. Zaprezentowano nam tylko zwykłą kooperację, niemniej w finalnej wersji gry znajdziemy jeszcze inne tryby. Grupowe czyszczenie poszczególnych planet nie wnosi co prawda zbyt wiele nowości do rozgrywki (poza większą radością z tego płynącą), dorzuca jednak element zdrowego współzawodnictwa i walki o najlepszy wynik. Podobnie jak w wariancie dla samotnego gracza, na podstawie danych dotyczących czekającej nas lokacji dobieramy sobie odpowiednie trio, po czym ruszamy szerzyć śmierć oraz pożogę. Ciekawa pod koniec misji jest opcja zaryzykowania i natychmiastowego przystąpienia do kolejnej wyprawy. Wiąże się to z większą szansą unicestwienia naszego zespołu, lecz z drugiej strony sukces oznacza dla uczestników bogatszą ilości punktów, jak także nieporównywalnie lepsze, bo często rzadsze zdobycze.

Największy zgrzyt? Darkspore jest miłe, ciekawe i przyjemne, z tym że wygląda, jakby zostało przyzwane do naszej rzeczywistości z wymiaru oddalonego przynajmniej o dobrą dekadę. Fakt, iż modele postaci prezentują się jedynie znośnie, to tak naprawdę pół biedy. Najgorsze są same lokacje, będące zwyczajnie szeregiem losowo generowanych placyków i korytarzy, różniących się od siebie nawzajem raptem kolorystyką, w zależności od typu planety. Trudno chyba oczekiwać po Maxis, że nagle z silnika będącego bazą dla Spore uda im się spowić dzieło sztuki, mogące konkurować z obecnymi na rynku, najostrzejszymi wodotryskami... Ja nie wymagam od tego projektu, żeby przypominał drugie Mass Effect, a potworki były w stanie oddawać cały wachlarz targających nimi emocji, lecz nie zaszkodziłoby, gdyby pozycja wybiła się ponad przeciętność. „Klasyczne” podejście do tematu nie powinno się objawiać w dosłownie każdym aspekcie...

Obraz

Także mam spory problem ze wstępnym ocenieniem ogranego przeze mnie produktu. Gra potrafi wywrzeć pozytywne pierwsze wrażenie, głownie dzięki wyjątkowo przystępnej mechanice i ogólnej łatwości „wskoczenia” do zabawy. Nie zmienia to jednak tego, że w dobie tytułów RPG pokroju Fallout 3 czy tam Dragon Age: Początek, takie zwykłe łażenie po bezpłciowych mapach, uprzykrzając życie lokalnej faunie, to raczej za mało, by przyciągnąć do ekranu na dłuższe godziny. Pewnie, wśród graczy nie brakuje miłośników rutynowego „mielenia”, o czym świadczy sukces wielu propozycji MMO, ale Darkspore jawi mi się na razie wyłącznie jako taka miła odskocznia, kiedy znudzą nam się pozostałe tytuły leżące pod ręką. Do premiery trochę czasu na szczęście jeszcze zostało - bedzie lepiej?

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)