Playtest Ninja Gaiden II

Playtest Ninja Gaiden II

Redakcja
23.04.2008 10:00, aktualizacja: 01.08.2013 01:59

Na wstępy sięgające początków serii o Ryu Hayabusie, bogate w epitety własne wynurzenia oraz wyjaśnienie szowinistycznej zagadki Itagakiego przyjdzie czas. I to nie tylko przy okazji recenzji, ale także na moim blogu. Dlatego z miejsca skupmy się na sednie. Dzięki uprzejmości Microsoft Polska mieliśmy oto okazję pograć w bardzo zaawansowaną wersję Ninja Gaiden II i tylko na Gamikaze przeczytacie wciąż gorące wrażenia z kilkugodzinnej sesji z Ryu.

Lecimy prosto z mostu - zaczynamy grę standardowo, z niedopakowanym (jeszcze) Dragon Swordem oraz shurikenami, ale i przeciwnicy nie sprawiają za wiele kłopotu. Wyskakują jak w "jedynce" znikąd i tak samo trzeba pokonać ich konkretną liczbę, zanim otworzy się przejście do dalszej części etapu. Tym, co różni zakutych w zbroje gości od ich protoplastów sprzed 4 lat jest agresja. Prą na gracza, starają się przerwać kombosy i generalnie są aktywni niczym organizatorzy Euro 2012. No dobra, trochę bardziej. Dzięki temu starcia trzymają w napięciu, nie można ani na chwilę się zdekoncentrować, bo pasek energii mimo swojej imponującej długości, dość szybko topnieje po ciosach przyjmowanych na dumną klatę. Lub mniej heroicznie na twarz.

Bardzo ważny (o czym gra przypomina przy każdej okazji) jest oczywiście blok, umieszczony wygodnie pod LT. To podstawa, a bez parowania ciosów śmierć nie nadchodzi po "bondowsku" jutro, ale wręcz wczoraj. Miło wchodzą odpowiednio wymierzone countery, wyprowadzane zwyczajowo X lub Y. Zmieniono także uniki Ryu i ninjas zamiast lamersko odtaczać się, w NG II wykonuje coś w rodzaju tygrysiego skoku we wskazanym kierunku. Da się tym sposobem skutecznie uciekać przed kombosami zalokowanymi na naszym zabijace, co czyni grę jeszcze bardziej techniczną.

Obraz

Skoro przy tym aspekcie jesteśmy, to Team Ninja poczyniło pewne starania, aby Ninja Gaiden II nie było postrzegane jako wyżerka dla hardkorowców. Przede wszystkim – teraz po byle walce energia się regeneruje. Tak, każdy kto ciskał padem przy oryginale może oficjalnie poczuć się oszukany. Jednak nie ma róży bez kolców i jeśli oberwiemy w starciu zbyt mocno, to energia wróci tylko do pewnego poziomu. Całość paska może zregenerować na przykład save point, który w testowanej wersji pojawiał się dość często, i dopiero w późniejszych etapach dało się zginąć podczas starcia ze "zwykłymi" żołdakami, a nie wyłącznie bossami.

[break/]Sama walka jest niezwykle sycąca, grając uśmiech dosłownie nie schodził mi z twarzy - ale czy mogło być inaczej skoro już w intro Ryu przecina koleżkę wpół? Brutalność to drugie imię tej gry i można przeczytać miliard elaboratów na ten temat, a i tak przy bezpośredniej interakcji człowiek jest w szoku. Pozytywnym. Grając miałem nieodparte skojarzenia ze staroszkolnymi Mortalami, kiedy radość sprawiało proste wyrywanie kręgosłupów. W NG II każdego przeciwnika można pozbawić kolejnych części ciała i gdyby niektóre z nich nie znikały od razu, to areny wyglądałyby gorzej niż pole pod Grunwaldem 16 lipca 1410 roku.

Obraz

Wciąż, tacy wykastrowani oponenci stanowią paradoksalnie większe zagrożenie niż "pełnosprawni". Ich priorytetem jest doczołganie się do Ryu, przygwożdżenie go na chwilę mieczem i eksplodowanie. Ciężko tego uniknąć w chaosie walki, zaś taki samobójczy atak z miejsca kosztuje jedną trzecią energii. Dlatego należy wrogów szybko dobijać wciskając Y - Ryu wykonuje wtedy któryś z wielu finisherów: wyrywa serducho, obcina głowę, przecina tułów. Jucha chlusta po ścianach, sufitach, zostaje na aktualnie używanej broni - jednym słowem jest smacznie. Generalnie Team Ninja wpadło z tym motywem na świetny pomysł, bo trzeba być czujnym cały czas i nie lekceważyć żadnego przeciwnika, nawet tego poszatkowanego. Dużo krwi napsują łucznicy - w testowanej wersji byli chyba za bardzo dopakowani, bo zawsze udawało im się kilka razy celnie strzelić pomimo moich błyskawicznych uników.

Obraz

Oręż Ryu Hayabusy wzbogacił się o kilka nowych zabawek, z których najbardziej znaczące są na pewno ostrza noszone przez naszego ninjasa nie tylko na rękach, ale i na nogach. W Ninja Gaiden II zmiana broni odbywa się na krzyżaku, nareszcie nie trzeba wychodzić do menu i tracić kilku cennych sekund. Nie da się jej co prawda podmienić zupełnie w locie, jak w Devil May Cry, ale to i tak znaczący postęp. Pozwolicie, że najmniej miejsca w opisywaniu narzędzi rzeźniczych poświęcę standardowemu mieczowi, bo faktycznie zasługuje na swój przymiotnik - jest w miarę zbalansowany, acz używałem go rzadko, ponieważ był za wolny jak na zadawane obrażenia i za słaby jak na swoją szybkość. Ciekawie wypada laska, którą można wywijać efektowne kołowrotki i generalnie sprawia wrażenie bardzo solidnej. Wystarczy zakręcić nią jedną kombinację ciosów, aby przeciwnik rozleciał się na kawałeczki. Niestety kiedy ulepszyłem tę broń na drugi poziom stała się bezużyteczna, ale takie już chyba uroki wersji preview gier. Ogólnie rzecz biorąc walczyło mi się nią bardzo przyjemnie, lecz i trochę za łatwo - dlatego chcąc podbić poziom trudności często korzystałem ze wspomnianych na wstępie tego akapitu ostrzy.

[break/]Tutaj z początku łyżeczka dziegciu - Ryu wygląda komicznie z ekwipunkiem na nogach, ale gdy przełknąć tę pozornie gorzką pigułkę dalej jest tylko lepiej. Zresztą za chwilę przestałem na to kompletnie zwracać uwagę, bo kiedy już przestawiłem się na inny sposób walki zwyczajnie pokochałem nową broń. To bardzo techniczny oręż, palec leży cały czas na bloku, acz summa summarum machanie nim daje ogromną satysfakcję. Trzeba zmienić swoje podejście, bo ostrza są porażająco szybkie, lecz dość łatwo można nadziać się na blok i dostać kontrę w twarz. Śmiałe akcje wynagradzają jednak animacje dekapitacji przeciwników, a także czysta radość z siekania ich czymś przypominającym szpony velociraptora. Wiecie, takiego dinozaura.

Obraz

Z kim powalczymy? Na swojej drodze spotkałem nielichy zwierzyniec: były uzbrojone psy, latające smoki, wielkie, jaszczurze gady plujące jadem, czy trochę bardziej konwencjonalni zamaskowani ninja. Bossowie idealnie wpisują się w design serii i fani bez mrugnięcia okiem skrzyżują ostrza z wielkim rycerzem Genshinem oraz bardzo oślizgłym (ale równie wielkim) owadem. Trochę nie pasował mi unoszący się nad ziemią, elektryczny chrabąszcz, ale jeżeli przed chwilą nie parsknęliście śmiechem przy robalu to i on was nie wzruszy. Walki z szefami bywają trudne, lecz wszystko jest do przejścia jeśli ma się cierpliwość i... umiejętności. Kilka razy musiałem powtarzać starcia, ale wyśmienicie znając poprzednią odsłonę tytułu generalnie wchodziłem w grę jak ciepły nóż w masło.

Obraz

Pewnie spora część czytelników czeka na wrażenia odnośnie strony wizualnej. Powiem wprost - nie należy się za wiele spodziewać, a wtedy gra nieraz mile zaskoczy. Dla mnie prevka wyglądała jak oryginalne Ninja Gaiden z dodatkowymi efektami oraz podciągniętą rozdzielczością. Miejscami było bardzo dobrze, a kiedy indziej straszyły tekstury, szalejąca kamera i pustka otoczenia. Jednak jestem spokojny, że do czasu premiery wszystko będzie na odpowiednio wysokim poziomie. Zapas mocy jest - gra już teraz w 720p hula w stałych 60 klatkach, co mile łechta technicznych purystów. Ninja Gaiden II ma swój niepowtarzalny styl i każdy, kto zakochał się w "jedynce" z przyjemnością powróci do Hayabusa Village. Gra śmiało zajmie posiadaczy Xboksa 360, kiedy właściciele Playstation 3 będą ogrywać Metal Gear Solid 4, bo produkcje te zapowiadają się na mocne punkty lata. A co jeśli ktoś ma obie konsole? Cóż, wtedy na pewno ma też ponad 400 złotych na oba tytuły.

Na pytania odnośnie gry Gonzo odpowiada w tym temacie na naszym forum. Możecie śmiało uderzać.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)