Playtest Yakuza 4

Playtest Yakuza 4

Redakcja
20.04.2010 11:43, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

„Życie jest niesprawiedliwe” może powiedzieć każdy europejski miłośnik serii Yakuza, który dopiero niedawno, po długim czasie wykazywania się cierpliwością, dostał szansę od firmy SEGA na zagranie w angielskojęzyczną wersję trzeciej części kultowego już tytułu. Niestety przyciętą, jeśli o zawartość chodzi... Czarę goryczy potrafi przepełnić fakt, iż niespełna miesiąc temu ukazała się oto w Kraju Kwitnącej Wiśni czwarta odsłona sagi – jej przyjdzie nam wypatrywać w zrozumiałym języku następne bite miesiące. Nie mogąc się doczekać tego, co zaserwuje mi Toshihiro Nagoshi, podobnie jak w przypadku „trójki” podjąłem się importu tej pozycji z Japonii. Nie zawiodłem się.

Oczywiście należało wziąć pod uwagę fakt, że trudno o większe zmiany w grze, której poprzednia część ukazała się zaledwie rok temu. Spory szok zapewniło mi utracenie statusu głównego bohatera przez znanego fanom Kiryu - teraz musi on dzielić swój „czas antenowy” z trzema innymi twardzielami. Tym samym Yakuza 4 jest jak cztero rozdziałowa książka, każda część przedstawia historię kogoś innego, aby w końcu wydarzenia zazębiły się i wyjaśniły całą intrygę. Smaczku dodaje całości kobieta w średnim wieku o pseudonimie Lily, która zamieszana jest w każdą z historii. Kim ona jest? Jaki ma związek z postaciami? Mimo szczerych chęci nie mogę tego zdradzić – taka informacja źle wypłynęłaby na samodzielne poznawanie fabuły. Skupmy się raczej na trzech nowych bohaterach.

Obraz

Shun Akiyama, bezdomny, który po eksplozji banku zaczął zbierać fruwające po mieście banknoty, stał się właścicielem biura pożyczkowego Sky Finance. Słynie z tego, że pozytywnie rozpatruje wnioski praktycznie każdego chętnego, jeśli stwierdzi, iż jest to dobra decyzja. Pewnego dnia zjawia się u niego tajemnicza kobieta z prośbą o wysoką pożyczkę - codzienność Shuna ulegnie od tej chwili zmianie... Dalej mamy Taigę Saejima. To zmęczony życiem mężczyzna, który po morderstwie osiemnastu członków przeciwnego gangu odsiaduje swój 25-letni wyrok w okinawskim więzieniu - według nagłówków gazet takiej japońskiej Strefie 51. Tu naszym zadaniem jest oczywiście ucieczka oraz powrót do Tokio. Ostatnim nowym bohaterem, jakim przychodzi nam pokierować, jest młody policjant Masayoshi Tanimura, co to nie stroni on od hazardu i łapówek. Oczywiście nie wszystko jest tym, na co z początku wygląda - gra rozdział po rozdziale, kawałek po kawałku odkrywa przed nabywcą swoje tajemnice.

[break/]Zróżnicowanie bohaterów pozwoliło na wplecenie specyficznych dla każdego mini gier. Akiyama ma możliwość wytrenowania zwykłej dziewczyny na najlepszą hostessę w mieście. Ten element nie różni się praktycznie niczym od takiej samej mini gry obecnej już w japońskiej edycji trzeciej części (wydania na Europę i Stany Zjednoczone zostały jej niestety pozbawione, tak jak wielu innych rzeczy). Saejima z kolei szkoli zawodników MMA - dobór odpowiedniego programu treningowego oraz walka na arenie leży w naszych rękach. Nie może się też beztrosko przechadzać po mieście, bo panowie w błękicie doskonale wiedzą, kogo szukać. Gdy nas ujrzą, pozostaje ucieczka – włącza się wtedy znane już Chase Battle, tym razem wzbogacone o większą swobodę ruchu i możliwość rzucania leżących na ziemi butelek. Tymczasem Tanimura, chodzący po mieście z słuchawką na uchu, otrzymuje przez nią informacje o przestępstwach popełnianych w Kamuro-cho - rozwiązywanie tego typu problemów gwarantuje nagrodę.

Obraz

Nie mogło zabraknąć misji pobocznych, które mocno zwiększają żywotność produkcji, chociaż zmartwiłem się trochę ich ilością, w porównaniu do poprzedniej odsłony - jest ich o połowę mniej. Jednak ponad 60 zadań rozdzielonych na czterech bohaterów wciąż zapewnia masę zabawy. Samo przejście gry bez lizania ścian oraz zbieractwa wyjmuje z życiorysu około 18 godzin. Kolejne 20 godzin spędziłem już na robieniu nieobowiązkowych misji, więc dostajemy tytuł, gdzie łącznie nawet po dwóch dobach szarpania dalej jest co robić. W obecnych czasach to całkiem imponujący wynik.

Obraz

Niestety nie otrzymujemy do zwiedzania nowego miasta. Wprawdzie jest okazja na pobieganie po wspomnianym wyżej więzieniu, a fabuła rzuca nas na moment do sierocińca z „trójki”, niemniej pozostałe godziny spędzamy w starym, dobrym Kamuro-cho. Osobiście czuje się tutaj już jak w domu, myślałem, że znam każdy zakątek tego miejsca, ale mile zaskoczyłem się powiększeniem dzielnicy. Wprowadzono wielopoziomowość – podziemne parkingi i sklepy, kanały oraz okoliczne dachy rekompensują w pełni brak drugiej metropolii. Do tego dochodzi coś w rodzaju slumsów – siedlisko pełne azjatyckich imigrantów. Pojawiło się kilka nowych przybytków, oddano nam do dyspozycji miejscowy Onsen, w którym, oprócz kąpieli, można zagrać ze skąpo odzianą towarzyszką w tenisa stołowego. Jako dodatkową lokację przewidziano też port – tam połowimy rybki.

[break/]Grafika wciąż co prawda stoi ona na przyzwoitym poziomie, lecz gryzące momentami w oczy „schodki” czy plastikowość pewnych miejsc wzbudza uśmiech politowania. Hitem dla mnie była także kobiecina ubrana w sweter, który błyszczał jak lateks w słońcu - wyraźnie widać, że kluczowe postaci mają staranniej przygotowane modele, niż mniej istotni przechodnie. Warto wspomnieć, iż kilku bohaterów zrobionych jest na kanwie prawdziwych osób. Tanimurze przykładowo twarzy użyczył znany z japońskich dram Hiroki Narimiya, więc niejednej skośnookiej fance aktora zrobi się na jego widok gorąco. Mnie ucieszyła obecność w grze Kenichiego Endo, często występującego w świetnych filmach Takashiego Miike. Co dobre, Yakuza 4 przenika się z rzeczywistym światem nie tylko na tej płaszczyźnie. Każdy, kto spędził choć trochę czasu w Japonii, zauważy marki znane mu z prawdziwego życia - począwszy od prasy, na salonach gier kończąc.

Obraz

Dźwięki miasta dobiegające z pobliskich lokali pachinko (od tej części można w ten sposób oddać się hazardowi), czy restauracji, pozostały niezmienione - i bardzo dobrze. Mało której grze udaje się zachować klimat zatłoczonej tokijskiej dzielnicy w tak realistyczny sposób. Na potrzeby tytułu nagrano również kilka nowych utworów, a te w mig wpadają w ucho - zawsze podobała mi się muzyka w serii i nie zapowiada się na to, żebym kiedykolwiek zmienił zdanie. Komplet pucharków jest niemalże bliźniaczą kalką poprzedniego, choć tym razem o wiele łatwiej jest zdobyć platynowy kielich. Szkoda, że nie pokuszono się o większe zmiany w tym temacie, choć nie każdy przykłada do tego taką wagę, jak ja. Fajnie, iż twórcy przygotowali małą gratkę dla osób które mają na dysku zapisany stan gry z Ryu ga Gotoku: Kenzan i Ryu ga Gotoku 3 (japońskie Yakuzy, wersja NTSC-J) – są one wykrywane, a za lojalność otrzymuje się kilka dodatkowych przedmiotów.

Obraz

Podsumowując - jak na rok pracy deweloperów, otrzymałem więcej niż się spodziewałem. Pewnie niektórzy martwią się o syndrom odcinania kuponów, jednak jeśli SEGA ma robić to w taki sposób, ja zwyczajnie jestem za. Nieoficjalnie zapowiedziano już kolejną część gry, a ta została wpisana u mnie na przyszłoroczną listę zakupów. Bo ponownie wsiąkłem w historię pełną zaskakujących zwrotów akcji, przeplatanych bardzo wzruszającymi momentami. Tylko na razie kiedy wersja europejska „czwórki”? Czy takowa się ukaże? To już zależy od tego, jak sprzeda się na naszym rynku Yakuza 3. Mam nadzieję również, że jeśli wyjdzie to nie zostaniemy znów potraktowani po macoszemu i dostaniemy pełnoprawny produkt, bez cięć w treści.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)