Polski rzecznik Trybunału Sprawiedliwości przeciw nadużyciom prawa do prywatności

Polski rzecznik Trybunału Sprawiedliwości przeciw nadużyciom prawa do prywatności

Polski rzecznik Trybunału Sprawiedliwości przeciw nadużyciom prawa do prywatności
08.06.2018 18:52

Po dwóch ostatnich tygodniach obcowania z Internetem poddanymreżimowi RODO, można by było pomyśleć, że prywatność jestnajważniejszą wartością Zjednoczonej Europy. A jednak nie.Istnieje wartość ważniejsza od prywatności – to ochrona prawautorskich. Tak przynajmniej uważa Maciej Szpunar, rzecznikgeneralny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Historia jakich wiele – ktoś gdzieś udostępnił w interneciechronione prawem autorskim treści, zaś właściciel praw autorskichpociągnął udostępniającego do odpowiedzialności. Gdyby działosię to w USA, konsekwencje byłyby jasne. Działo się to jednak wNiemczech, gdzie prawo do prywatności jest rzeczą świętą, sprawawięc przybrała nieoczekiwany obrót.

Może to rodzice, a może ktoś inny?

8 maja 2010 roku niejaki Michael Strotzer był posiadaczem łączainternetowego, poprzez który udostępniony został w siecipeer-to-peer audiobook, do którego prawa autorskie miało niemieckiewydawnictwo Bastei Lübbe. Biegły stwierdził w sposób niepodlegający wątpliwości, że adres IP należał wówczas do panaStrotzera.

28 października 2010 roku spółka Bastei Lübbe wysłała doMichaela Strotzera pismo, w którym wezwała go do zaniechanianaruszenia prawa autorskiego. Odpowiedzi nie otrzymała, więcwystąpiła do sądu rejonowego w Monachium z powództwem oodszkodowanie pieniężne od p. Strotzera jako posiadacza adresu IP.

Podczas procesu Michael Strotzer zaprzeczył, jakoby udostępniałtego audiobooka, oraz zapewnił, że jego łącze internetowe byłowystarczająco zabezpieczone. Skoro jednak biegły wykazał, że to zjego IP audiobook był udostępniany, to czy wszystko nie jest jasne?Nie do końca. Otóż Strotzer stwierdził, że do tego łączadostęp mieli także jego rodzice, z którymi pozostaje w tym samymgospodarstwie domowym. Z tego jednak co mu wiadome, ani nie mieliaudiobooka na swoim komputerze, ani nigdy nie używali oprogramowaniado wymiany plików P2P. Co więcej, ich komputer miał być wyłączonyw chwili naruszenia praw autorskiego.

Z tego właśnie powodu sąd rejonowy w Monachium oddaliłpowództwo spółki Bastei Lübbe. Stwierdzono, że niemożliwe jestwykazanie, że to Michael Strotzer popełnił zarzucany mu czyn,skoro wskazano, że mogli to też zrobić też jego rodzice. Od tegozaskakującego wyroku powód się oczywiście odwołał do sąduokręgowego w Monachium. Ten skłonił się do uznania odpowiedzialnościMichaela Strotzera jako sprawcy zarzucanego mu naruszenia prawaautorskiego, ponieważ z jego wyjaśnień nie wynikało, aby wmomencie dokonania naruszenia z łącza internetowego korzystałaosoba trzecia. Wszystko jasne?

Chcesz oskarżać? Sam znajdź dowody

A jednak nie wszystko. Sąd apelacyjny zauważył bowiem, że wNiemczech obowiązuje orzecznictwo, jakie wiele lat wcześniejprzedstawił Federalny Trybunał Sprawiedliwości(Bundesgerichtshof). Wynika z niego, że to powód musi przedstawićokoliczności faktyczne i dowody naruszenia prawa autorskiego. Cowięcej, domniemanie faktyczne przemawia za sprawstwem posiadaczałącza internetowego tylko wtedy, jeżeli w momencie naruszeniaprawa inne osoby nie mogły korzystać z tego łącza. Zarazem jednakz orzecznictwa tego wynika, że na posiadaczu łącza internetowegospoczywa wtórny ciężar dowodu – musi on wskazać, które inneosoby miały niezależny dostęp do jego łącza internetowego.

Skoro jednak istnieje podejrzenie, że mogli to być rodzicepozwanego, to wyjaśnień żadnych przedstawiać w tym wypadku nietrzeba. Artykuł 7 Karty praw podstawowych Unii Europejskiejgwarantuje bowiem stosowanie zasady ochrony prywatności życiarodziny. W tym wypadku obowiązek ujawnienia działań rodzicówMichaela Strotzera stanowiłby nieuzasadnioną ingerencję w jegosferę rodzinną.

Nie wiedząc co z tym fantem zrobić, sąd okręgowy w Monachiumzawiesił postępowanie i zwrócił się do TrybunałuSprawiedliwości Unii Europejskiej z zapytaniem,jak interpretować dyrektywy unijne dotyczące ochrony własnościintelektualne, które mówią o skutecznych i odstraszającychsankcjach, w sytuacji, gdy ochrona prywatności wyłącza możliwośćsankcji takich zastosowania.

Swoją opinię w tej sprawie wydałw tym tygodniu rzecznik generalny Trybunału Sprawiedliwości, MaciejSzpunar. Opinie rzecznika nie są wyrokami, nie są wiążące, ale zorzecznictwa wynika, że są zawsze brane pod uwagę.

Stop nadużyciom prywatności

Całe analizy prawne, a następnie rekomendację, jaką tenekspert przedstawił, można streścić następująco. OtóżTrybunał Sprawiedliwości powinien stwierdzić, że prawoeuropejskie nie wymaga na poziomie krajowym domniemaniaodpowiedzialności posiadacza łącza internetowego za naruszeniaprawa autorskiego popełnione z wykorzystaniem. Jeśli jednak prawokrajowe traktuje takie domniemanie jako element ochrony prawautorskich, to należy korzystać z instrumentu domniemania w sposóbspójny, by zagwarantować skuteczną ochronę praw autorskich.

W tym sensie, zdaniem rzecznika Trybunału, prawo do prywatnościżycia rodzinnego wynikające z Karty praw podstawowych nie może byćinterpretowane w sposób pozbawiający właścicieli praw autorskichjakiejkolwiek skutecznej możliwości ochrony swojej własności.Ochrona własności intelektualnej jest bowiem również nakazanaprzez Kartę praw podstawowych (w artykule 17).

Innymi słowy, prawo niemieckie, które przenosi cały ciężardowodu na powoda nie może być interpretowane w sposób, którypowodowi uniemożliwi ochronę swoich praw ze względu na wyłaniającysię konflikt z prawem do prywatności życia rodzinnego. Jeślizbadanie warunków życia rodzinnego jest ze względu na kartę prawpodstawowych niemożliwe, to należy uznać posiadacza łączainternetowego za winnego naruszenia praw autorskich, jako że ichwłaściciel nie ma żadnych innych środków zidentyfikowaniasprawców.

Zaskoczeni taką opinią nie jesteśmy. Dr hab. Maciej Szpunar znany jest przecież z przekonania o kluczowej roli ochrony praw autorskich. W jednej ze swoich opinii dopuścił przecież blokowanie pirackich serwisów, takich jak The Pirate Bay, na terenie całej Unii Europejskiej.

Angielski? Nie znamy

Cała sprawa ma jeszcze pewien uroczy aspekt językowy, związanyz opuszczeniem przez Wielką Brytanię struktur Unii Europejskiej.Opinia rzecznika Macieja Szpunara została sporządzona oczywiściepo francusku,tj. języku w którym Trybunał Sprawiedliwości pracuje i w którymwydaje wyroki. Następnie została przetłumaczona na 20 innychjęzyków, od bułgarskiego po szwedzki (a wśród nich oczywiściejest polski). Nie ma oficjalnego tłumaczenia na angielski, cowywołało pewną konsternację w anglosaskich mediach.

No cóż, wygląda na to, że piszący o sprawach UniiEuropejskiej dziennikarze zza Wielkiej Wody będą musieli sięwreszcie nauczyć jakichś unijnych języków, a nie tylko żyć wbłogim przekonaniu, że angielski wystarczy każdemu do wszystkiego.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)