Pornografii dziecięcej nie było, były za to nielegalne programy

W styczniu Polskę obiegła informacja o Mariuszu Sz., u którego w mieszkaniu znaleziono nielegalne programy komputerowe warte 13 milionów złotych. Policjanci z Danii namierzyli jego IP śledząc grupę wymieniającą się pornografią dziecięcą, cyferki przekazali polskim służbom, które zrobiły w 2011 roku nalot na jego mieszkanie.

Śladów po pornografii dziecięcej nie znaleziono. Pech chciał, że na dysku Mariusza Sz. były programy, których wartość tak eksponowały media — 13,3 miliona złotych robi wrażenie — oraz że policjanci postanowili z tego skorzystać. Programy to między innymi specjalistyczne narzędzia Siemensa (to one były warte setki tysięcy za sztukę), AutoCAD, programy do grafiki 2D i 3D oraz słownik polsko-angielski. Prawdopodobnie nie były one w ogóle przez Mariusza Sz. używane, większość z nich nie była zainstalowana, niektóre w ogóle na jego komputerze nie działały, ale został oskarżony o paserkę komputerową. Na początku zgodził się na ugodę (5 tys. zł grzywny + 2 lata w zawieszeniu na 5 lat), ale jego adwokat złożył wniosek o skierowanie sprawy na rozprawę. Uzasadniał to tym, że istnieją wątpliwości co do tego, że postępowanie Mariusza Sz. ma znamiona przestępstwa. Z jego wyjaśnień nie wynika, że działał w celu osiągnięcia korzyści majątkowej — mówił Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.

Sprawa na pierwszy rzut oka wygląda dobrze — programy za miliony złotych i kara… tylko że w Polsce ściganie „piratów“ nie odbywa się z urzędu. To pokrzywdzony musi się postarać o ściganie, a lubelska Policja raczej się do Siemensa czy Autodesku po wniosek nie udała.

Chociaż zdarza się, że policjanci sami znajdują i docierają do poszkodowanych. Takim sukcesem chwalili się niedawno policjanci z kujawsko-pomorskiego, którzy ścigali 18-latka instalującego pirackie gry i programy (ciekawy komentarz do sprawy można znaleźć na DI).