Rzut Okiem - Rage

Rzut Okiem - Rage

06.09.2010 09:14, aktualizacja: 01.08.2013 01:58

Odkąd pamiętam, przygotowywane przez id Software Rage stanowiło dla mnie dosyć kontrowersyjną produkcję. Widoczne tu były bezpośrednie naleciałości z serii Fallout, engine Tech-5 na pierwszych pokazach wypadał jak tylko trochę usprawniona poprzednia edycja silnika, do tego doszły informacje, że gra na konsoli wyglądała będzie sporo gorzej, niż na równorzędnym sprzęcie PC… To ostatnie dało się zauważyć, kiedy niecały rok temu mieliśmy okazję przez krótką chwilę sprawdzić tytuł na Xboksie 360, bo tekstury zabijały. W tym negatywnym sensie. Na szczęście deweloper nie próżnował przez ostatnie miesiące i teraz jest o wiele lepiej. Tak dobrze, że zaczynam Rage wyczekiwać.

Prezentacja gry odbywała się na konsoli Microsoftu, więc wrażenia z niej dotyczyły będą tej właśnie wersji. Z miejsca uderza płynność rozgrywki – ekipa zapowiada stałe 60 klatek na sekundę, wyśmiewając się z pozycji, które ścinają tę wartość o połowę, ponoć w imię ukazania lepszej grafiki. Sporadyczne haczenie pojawiało się wyłącznie przy wybuchach i zapewne zostanie to jeszcze poprawione. Przypomnę szybciutko fabułę – w glob niebawem uderzy asteroida, więc ludzie zakopują się pod ziemią w specjalnych kapsułach zwanych Arkami. Mają otworzyć się one, gdy radioaktywny pył opadnie i będzie już bezpiecznie. Coś idzie nie tak, główny bohater uwalnia się przed przewidywanym terminem, ale przeżywa. Jest znośna atmosfera, lecz także wszędobylskie mutanty. Musimy dotrzeć do jakiejś kolebki cywilizacji, aby dowiedzieć się, jakie prawa rządzą obecnym światem.

Dzięki zastosowaniu technologii MegaTexture nie znajdziemy tutaj dwóch tak samo wyglądających ścian. Co cieszy, obiekty są również zdecydowanie bardziej szczegółowe, niż poprzednio, więc nie ma się już wrażenia ogrywania Dooma 3 na pierwszym Xboksie. Sporo pracy poszło w ukazanie różnorodnego ukształtowania terenu i to widać, szczególnie w prezentacji miast. Najpierw trafiamy do Wellspring zbudowanego na olbrzymiej studni – mamy głównie rury, cieknącą wodę, odpowiednio prezentujących się na to środowisko mieszkańców. W mieście pod powierzchnią ziemi z kolei jest mrocznie, brudno, autochtoni są niechętni do pogaduch, lecz przede wszystkim dostrzega się, że to nie raptem kopiuj-wklej - tylko w innej tonacji barwnej. Wszystkie miejscówki mają być całkowicie oryginalne, charakterystyczne tak poprzez występujące tam postacie, jak i dialekty.

Obraz

Głosy dobrano świetnie. W zaprezentowanej misji miejski mechanik poprosił nas o wyeliminowanie zagrożenia, w postaci chcących zatruć miejską wodę oprychów – i zrobił to w niezwykle przekonywujący sposób. Schodzimy do zbiornika. W korytarzach dostrzegamy pierwszych zbirów, oni nas także. Jeden traci głowę, bo dostaje po szyi tutejszą wersją bumeranga, drugi… biegnie w miejscu, blokowany przez kawałek nierównego podłoża. Cóż, „dwa strzały w patrzały” i lecimy dalej. Ceglane przejście, pomieszczenie, za ścianą kolejnych trzech wrogów. Postanawiamy zakombinować. Puszczamy wybuchowy samochodzik, ale zostaje on zaraz zauważony. Bum i pojedynczego nieprzyjaciela nie ma. Szkoda tylko, że parka stojących z metr od niego nic sobie nie zrobiła z eksplozji, która zatrzęsła w posadach budynkiem. Oj, id ma jeszcze co dopracowywać.

[break/]Zatrzymajmy się na chwilę przy wszelkich zabawkach. Otóż bohater, podróżując po świecie, zbierać lub kupować będzie różnoraki złom oraz plany, jak umiejętnie złożyć go w coś przydatnego. Dzięki temu rozwiercimy odpowiednim sprzętem zamek w drzwiach, kiedy trzeba, co umożliwi nam dostanie się do wcześniej zablokowanych dla nas lokacji (i znajdek), puścimy na zwiad wspomniane autko, postawimy stacjonarne lub też chodzące za nami działko, zmontujemy pułapkę, albo jakąś bombkę. Możliwości ma być sporo, a niezdezelowany doszczętnie sprzęt możemy wykorzystać ponownie lub rozłożyć na części. Dopakowywanie broni? Jak najbardziej. W takich kanałach, gdzie pełno wody, szczególnie przydają się przygotowane wcześniej elektryczne bełty do kuszy. Ale tylko w cichym podejściu do misji, bo gdy już nas wróg wykryje to zwyczajnie kupą atakuje „na pałę”. Wtedy idealna jest oczywiście przepotężna na krótki dystans strzelba.

Obraz

Dobra, w końcu ratujemy miejskie rezerwy i ruszamy w dalszą drogę. Wsiadamy w samochód, bo udajemy się daleko, po drodze rozwalając kilku piratów futurystycznych szos. Zwykłe jeżdżenie w kółko i prucie do siebie – nic szczególnie emocjonującego. Nie od razu dostaniemy rzecz jasna do dyspozycji auto w pełni bojowe. Na początku będzie to zwykły czterokołowy śmigacz, bez żadnego uzbrojenia, potem dokoptujemy sobie działka, aby w końcu pod koniec gry dysponować już sporym pojazdem z naprawdę konkretną siłą ognia. Docieramy na płaskowyż, gdzie wśród zrujnowanych wieżowców już w tradycyjny sposób załatwiamy grupkę mutantów (po śmierci zamieniają się w zieloną maź), a potem jednego trochę większego, uzbrojonego w moździerz. Już mamy się zwijać, kiedy trzęsie się ziemia. Hmm - kto zamawiał śliniącego się brzydala na 10 pięter?

Obraz

Co jest głównym problemem Rage, obok wciąż kulejącej sztucznej inteligencji przeciwników i sporadycznych kłopotów z detekcją kolizji? Straszne podobieństwo do innych, nazwijmy to „postnuklearnych” produkcji. Zapowiada się jednak, że to tylko pozory. Wiadomo, iż główny bohater potrafi sam regenerować sobie zdrowie, zaś jego przebudzenie też nie było do końca pewnie takie przypadkowe – o co chodzi dowiemy się dopiero w dalszej, nieprezentowanej jeszcze nigdzie części gry. Tej, z (jak pokątnie zdradzają programiści) zupełnie przemodelowanym otoczeniem. Brzmi intrygująco? Za wiele ekipa nie chciała zdradzać, niemniej zdecydowanie ten tytuł ma dla nas jeszcze wiele niespodzianek… Premiera planowana jest na wrzesień przyszłego roku.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)