Blog (31)
Komentarze (132)
Recenzje (0)
@SiplasSukces z szablonu

Sukces z szablonu

31.03.2010 01:48, aktualizacja: 01.04.2010 00:41

iPad jeszcze nie trafił do rąk pierwszych szczęśliwców a już zaczęło mu się poprawiać. Świat jakoś nie chce wsłuchiwać się w głosy płynące m.in. z Polski i wykupił na pniu całą produkcję. Nawet Apple nie spodziewało się takiego zapotrzebowania i poinformowało, że następni chętni będą musieli troszkę uzbroić się w cierpliwość i poczekać na kolejne egzemplarze kilka tygodni. Oczywiście tu u nas, nad Wisłą taki sukces się nie powtórzy bo nasi wysoce uświadomieni użytkownicy nie poddają się banalnym manipulacjom marketingowców Apple i nie dadzą się kupić na tanie zagrywki.

iPad nadal nie obsługuje technologii Flash, nadal nie ma wielozadaniowości (jej brak w MW jakoś nie budzi emocji), nadal nie ma kamery, nadal nie ma USB. Nie ma USB? Ups, to ostatnie odwołuję - USB już ma! Zgodnie z tym o czym pisałem wcześniej, swoim starym sposobem Apple zadbało okrężną drogą o rozszerzenie funkcjonalności swojego nowego urządzenia. Wraz z dostawą pierwszych iPadów do sprzedaży trafi zestaw dwóch przejściówek umożliwiających podłączenie urządzeń USB i czytanie z kart SD. Oczywiście za dodatkowe 29$, ale to akurat dobra wiadomość - przecież mogło być tych dolarów 290. Nie jest to rozwiązanie doskonałe bo zmusza do podróżowania z kolejnym akcesorium, którego wielkość idealnie kwalifikuje je do... zgubienia, a tych akcesoriów zapewne będzie szybko przybywało chociażby za sprawą tego, kulawego bo kulawego, nowego USB.

Nowy interfejs poprawia oczywiście pozycję tabletu bo już wiemy, że do oglądania na nim zdjęć nie będziemy musieli z drugiej torby wyciągać MacBooka w celu zgrania ich z karty lub aparatu. A na horyzoncie już widać jakąś fajną kamerkę podłączaną przez USB, małe głośniki stereo podpinane na klipsach do obudowy, zewnętrzną klawiaturę... Hola, hola, spokojnie - takie proste to raczej nie będzie. Apple zapewne zadba o to, żeby to dorobione USB spod kontroli za szybko się nie wymknęło. Spodziewać się należy najróżniejszych restrykcji od identyfikacji producenta danego urządzenia poczynając - nie Apple, to „do widzenia”, a najpewniej podłączyć będziemy mogli tylko cyfrowy aparat. Ale nic to, ważne, że coś się dzieje. Podobnie było z iMakiem, podobnie z iPhonem - na początku lipa i restrykcje, po jakimś czasie większa swoboda.

Jak na razie wszystko wskazuje na to, że wejście iPada na rynek pasuje dokładnie do standardowego Apple’owskiego szablonu sukcesu. Szablon powstał w głowie Steve’a Jobsa lat temu kilka i jak na razie nie zawodzi. Atmosfera tajemnicy, zapowiedź przełomu, efektowna prezentacja i wreszcie premiera opakowana zestawem medialnych fajerwerków - to podstawowe elementy tego sprawdzonego szablonu. Podlegają drobnym modyfikacjom w zależności od aktualnych potrzeb, ale w zasadzie są powtarzalne. iPad dzielnie kroczy szablonowo wytyczoną drogą i to kroczy ze sporym przytupem. Powiedziałbym - idzie krokiem marszowym.

Jedna z kretyńskich mądrości znanych głównie z języka polityki brzmi: „Historia lubi się powtarzać”. Ja nie wiem czy historia lubi, ale Jobs na pewno lubi powtarzać swoje sukcesy. Nowy tablet Apple na pewno takim sukcesem będzie, dzisiaj już chyba nikt w to nie wątpi. Wyprzedana na pniu pierwsza partia najuboższej wersji pozwala sądzić, że wersja bogatsza (większa pamięć, 3G) sprzeda się jeszcze lepiej. Co niektórzy analitycy przewidują, że Apple do końca roku sprzeda 6 milionów iPadów. A przecież głosy naszych mędrców internetowych komentarzy wskazywały, że NIKT NORMALNY tego nie kupi! Netbooków w zeszłym roku sprzedało się na świecie 20 milionów. Dużo? No dużo, ale to sprzedaż urządzeń wszystkich kilkudziesięciu producentów obecnych w branży. Przewidywana na ten rok sprzedaż iPada na poziomie jednej trzeciej tej ilości musi wzbudzać szacunek.

Szacunek i niepokój. Niepokoić zaczynają się tzw. dostawcy treści. Do tej pory nie było dominującego urządzenia tego typu więc i standardy były umowne. Amazon promował swój czytnik, ale inni dostawcy też starali się połknąć kawałki tego tortu. No i sprawy zaczęły wyglądać tak, jak nie przymierzając, wygląda dzisiaj rynek Androida. Kilkanaście wersji przystosowywanych do konkretnych urządzeń skutecznie hamuje swobodny rozwój i standaryzację tego ciekawego systemu. Tutaj iPad ma wyraźną przewagę - jeden producent, jeden system, spójny mechanizm tworzenia aplikacji, spójny system ich dystrybucji i... banalnie prosta obsługa. Chyba właśnie to tygrysice lubią najbardziej...

A producenci netbooków miotają się ze swoimi pomysłami. Asus wypuścił właśnie hybrydę netbooka i tabletu. Maleńki 10 calowy ekran LCD na obrotowej nóżce może być obsługiwany palcami w technologii multitouch, ale klasyczna klawiatura też jest dostępna. Na pokładzie Windows 7. Zastanawiam się jaki geniusz natchnął konstruktorów, że wymyślili tak dziwaczny twór. Jaka idea ukryta jest w tej konstrukcji? Do kogo jest skierowana? Czyżby twórcy za bardzo wsłuchali się w krytykę iPada płynącą m.in. z polskiego Internetu i zapragnęli się zabawić, ale cnoty nie stracić? I jakie komentarze pojawiły się przy tej informacji? Tak, dokładnie - może zagrozić iPadowi! Może zagrozić czemuś czego jeszcze nie ma (przynajmniej do soboty)! Bo ma dotykowy ekran na nóżce... Może się mylę, może intuicja mnie zawodzi, ale przyszłości przed takim wynalazkiem zbyt różowej nie widzę.

No bo niby jak dostawcy treści mają postrzegać takie wynalazki? Jako uniwersalny odtwarzacz oferowanych przez siebie mediów? Krucho, co prawda Windows zapewnia łatwość tworzenia aplikacji oraz ich rozpowszechnienie, ale od razu pojawiają się schody. Mnogość konfiguracji sprzętowych, dziwaczność konstrukcji (vide Asus), banalny problem rozdzielczości i formatu ekranu - to wszystko sprawia, że tworzenie tego typu programów mimo, że proste w konkretnej sytuacji w całym uniwersum staje się co najmniej utrudnione.

iPad tych problemów chyba pozwoli uniknąć. Przynajmniej w tej chwili tak to wygląda - oferuje jedną monolityczną platformę sprzętową i programistyczną z niezmiennymi parametrami, wymiarami, zachowaniami, bez ryzyka nieprzewidywalnych dróg rozwoju. Bez narażania się na ekstrawagancję „wymyślaczy” każdy z dostawców będzie mógł napisać własną aplikację, przez którą sprzeda swoją ofertę. Sprzeda za pośrednictwem systemu sprzedaży dostarczonego oczywiście przez Apple. Będzie to niestety kosztowało sutą prowizję, ale da im gwarancję pewnej i skutecznej sprzedaży, gwarancję dotarcia w jednolitej formie do milionów odbiorców bez względu na to czy są oni akurat na Saharze czy też pod ciemnym niebem Arktyki.

Taka symbioza, o ile się ziści, dobrze wróży Apple. To treść (content) będzie kluczowa dla zapewnienia popularności urządzeń tego typu. Ten kto zapewni sobie dostęp do jak największych zasobów, kto potrafi skusić lub zmusić wydawnictwa do współpracy, wygra przynajmniej start do tego wyścigu. Nikt rozsądny nie kupi iPada (lub innego tabletu) żeby na nim tworzyć strony www, obrabiać grafikę albo pisać sążniste teksty w Wordzie lub choćby w Pages. Muzyki też raczej posłucha z maleńkiego iPoda lub ciut większego Creative. Ale w pociągu z przyjemnością poczyta (posłucha?) sobie książkę albo ostatni numer Newsweeka, przejrzy zdjęcia lub obejrzy film, pokaże klientowi szkic prezentacji lub projekt logo. Do tego nie potrzeba ani myszki ani klawiatury ani większego monitora - wystarczą same paluszki na dotykowym ekranie...

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)