Trans-Pacific Partnership ujawniony przez Wikileaks, jest gorzej niż się obawiano

Trans-Pacific Partnership ujawniony przez Wikileaks, jest gorzej niż się obawiano

Trans-Pacific Partnership ujawniony przez Wikileaks, jest gorzej niż się obawiano
11.10.2015 14:43

Za sprawą Wikileaks dysponujemy już pełną treścią potajemnieopracowywanego przez dwanaście państw Pacyfiku porozumieniaTrans-Pacific Partnership (TPP). Uznawany przez licznych komentatorówza narzędzie Stanów Zjednoczonych, za pomocą którego chcą onedoprowadzić do izolacji politycznej i gospodarczej Chin, TPP jestdopełnieniem drugiego istotnego paktu, Transatlantic Trade andInvestment Partnership (TTIP), zawartego między StanamiZjednoczonymi, a Unią Europejską – i w praktyce rozciągaamerykańskie regulacje prawne na Europę i Azję. O szczegółowąanalizę postanowień TPP pokusiła się walcząca o wolność iprywatność w Sieci organizacja Electronic Frontier Foundation, wprzekonaniu, że nowe porozumienie stanowi poważne zagrożenie dlawszystkich internautów. A jak jest w rzeczywistości?

Sygnatariuszami porozumieniaTPP są Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, Nowa Zelandia,Japonia i siedem innych krajów. Obejmuje ono wiele dziedzin, m.in.kwestii celnych, prawa pracy, rozstrzygania sporów międzyinwestorami, stymulacji rozwoju gospodarczego, ochrony środowiska,oraz co nas szczególnie interesuje – ustanowienia jednolitych ramprawnych dla ochrony własności intelektualnej. Electronic FrontierFoundation w tej kwestii nie ma żadnych wątpliwości –Trans-Pacific Partnership jest wszystkim tym, czego się obawialiśmy.Rażące asymetrie między prawami producentów treści a prawamiużytkowników mają doprowadzić do radykalnego ograniczeniawolności w Sieci i ułatwić likwidowanie serwisów i usług, którenaruszałyby ducha traktatu.

New Zealanders March Against Secret TPP Trade Deal

Pozornie wszystko wygląda dobrze. Porozumienie zawiera takiesformułowania jak „dostosowanie zasad ochrony własnościintelektualnej do obustronnych korzyści producentów iużytkowników”, „ułatwienie rozpowszechniania informacji”,„osiągnięcie właściwej równowagi w prawie autorskim i prawachpowiązanych” czy „uznanie roli bogatej i łatwo dostępnejdomeny publicznej”. Na tym można by było skończyć, pisząckomunikat do mainstreamowych mediów, ale analitycy ElectronicFrontier Foundation słusznie zauważają, że to tylko okrasa,mająca sprawić, że ludzie poczują się lepiej. Za tymi miłymiogólnikami nie idą bowiem jakiekolwiek konkretne zobowiązaniasygnatariuszy TPP. Tymczasem interesy właścicieli praw autorskichzostały zdefiniowane bardzo szczegółowo, idą za nimi zobowiązaniado wprowadzenia konkretnych regulacji prawnych i sankcji karnych.

Ręce precz od DRM

Systemy cyfrowego zarządzania prawami autorskimi to zmora chybawszystkich internautów. Nieprzemyślane i kiepsko wykonanerozwiązania informatyczne miały chronić oprogramowanie, filmy imuzykę przed piractwem, jak do tej pory jednak głównie służą doutrudniania życia tym użytkownikom, którzy za treści zapłacili.Grupy crackerskie z DRM-ami radzą sobie nieźle, nierzadko wydającw kilka dni po oficjalnej premierze gry czy filmy oczyszczone zniedogodnego kodu. Wiadome było z poprzednich wyciekłych szkicówTPP, że wprowadzi on całkowity zakaz obchodzenia jakichkolwiek formDRM. W ostatecznej wersji zapisy zostały jednak tak sformułowane,że każdy, kto cokolwiek robi przy DRM, staje się odpowiedzialnyprzed prawem.

W niektórych okolicznościach państwa-strony porozumienia mogąwprowadzić prawa pozwalające na obejście DRM do celówniezwiązanych z naruszaniem praw autorskich (mógłby to być np.jailbreaking telefonów), ale są to wyjątki, a nie reguły,wymagające każdorazowo odrębnej ścieżki legislacyjnej. Cogorsza, państwa są zobowiązane uprzednio sprawdzić, czy abyczasem właściciele praw autorskich sami nie oferują sposobów naosiągnięcie tychże niezwiązanych z naruszeniami celów. Jeślitakie sposoby oferują, to zgody na obejście DRM być nie może.Podobnie wygląda kwestia z usuwaniem informacji o prawach autorskich– nielegalne staje się nawet wykadrowanie obrazka ze znakiemwodnym, wykorzystanego w ramach dopuszczalnego użytku i z podpiseminformującym o źródle.

Analogiczną ochroną objęty zostaje sygnał telewizjisatelitarnej czy kablowej, lepiej się nie interesować tym, jak jestkodowany. Budowanie urządzeń do dekodowania i ich rozpowszechnianiezostały zakazane, bez jakichkolwiek wyjątków dla np. celówbadawczych czy hobbystycznych.

Śmierć to nie koniec… zarabiania pieniędzy

O ile można jeszcze uzasadnić dożywotnią ochronę praw twórcy,to jak uzasadnić rozciągnięcie taką ochroną utworów na długopo śmierci ich autora? Uznani ekonomiści twierdzą,że nie tylko nie przynosi to korzyści gospodarczych, ale jest wręczszkodliwe, służy wyłącznie interesom medialnych potentatów,mogącym zarabiać przez całe dziesięciolecia na czymś, czegoprzecież nie stworzyły. W wypadku TPP co prawda udało się uniknąćnajgorszego – propozycji by prawa autorskie obowiązywały przez120 lat po śmierci twórcy, ale przyjęte rozstrzygnięcia są i takbardziej nieprzyjazne dla domeny publicznej, niż dotychczasowystandard prawny, regulowany konwencją berneńską (50 lat). StanomZjednoczonym udało się wywalczyć wydłużenie tego okresuochronnego do lat 70, tak jak to jest właśnie w USA.

Oznacza to, że całe dziesięciolecia analogowo zapisanych treścipozostaną dzięki tym zmianom poza domeną publiczną, kto wie, czywiele z nich nie zostanie utraconych na niszczejących nośnikachanalogowych, których przecież skanować do cyfrowej postaci niewolno. Kanadyjski profesor prawa Michael Geist ocenia, że utratatych 20 lat z domeny publicznej oznacza dla mieszkańców jego krajukoszty rzędu 100 mln dolarów rocznie. To także mnóstwo problemówdla muzeów i naukowców – z ciekawą analizą tej kwestii możnazapoznać się na stronach serwisu DigitalHistory.

Odszkodowania, konfiskaty i więzienia

Przestępstwo, jakim jest naruszenie korporacyjnej własnościintelektualnej musi być surowo karane, gdyż powodowane przez nieszkody są nie do oszacowania. To nie przesada. Porozumienie wyraźniemówi, że to nie niezawisły sąd ustalać miałby zakres szkód,lecz sam właściciel praw autorskich, który przedstawiałby sądomswoją wycenę. Co więcej, TPP wymaga, by sędziowie mogli wsprawach o naruszenie praw autorskich uwzględniać kwotywykraczające poza zwykłe odszkodowanie – chodzi o zagwarantowaniew prawodawstwie efektu odstraszania.

Odszkodowania za naruszenie praw autorskich to nie wszystko. Wświetle porozumienia każde naruszenie praw autorskich staje sięaktem kryminalnym, a więc może być karane też grzywną i/lubwięzieniem, nawet jeśli nie doszło do niego z chęci zysku. TPPprzewiduje też konfiskatę i niszczenie wszelkich urządzeń, któresłużyły do pirackiego procederu lub obchodzenia/łamania DRM,niezależnie od stopnia jego powiązania. Electronic FrontierFoudation zauważa, że w praktyce pozwala to władzom na zniszczeniedomowego peceta, który posłużył do zrobienia nieautoryzowanejkopii płyty Blu-ray do odtworzenia na pozbawionym czytnikaurządzeniu typu media center.

Porządek w świecie Internetu

Całe lata debat społeczności internetowej, w skład którejwchodzą internauci, dostawcy Internetu, producenci oprogramowania irejestratorzy domen doprowadziły do wypracowania kompromisowego, alecałkiem znośnego modelu zarządzania adresami domenowymi w Sieci.Internetowa Korporacja Nazw i Numerów (ICANN) sama ostatniorezygnuje z krytykowanych przez społeczność reguł rozstrzyganiasporów domenowych, proponuje zwiększenie prywatności właścicielinazw domen, zaś sama administracja USA zapewnia, że nie zrezygnujez wielostronnego modelu zarządzania Internetem.

TPP tymczasem odgórnie rozstrzyga te wszystkie kwestie, stawiającwymóg, by rejestry domen krajowych zawierały usługę pozwalającąna ustalenie w niezawodny sposób tożsamość właścicieli nazw.Stawia też na ujednolicenie metod rozstrzygania sporów domenowych,przyjmując odmianę sprzyjającej dużym graczom polityki UDRP(Unified Domain-Name Resolution Policy). Ignoruje przy tym, żewiększość krajów ma już własne, otwarte procesy rozstrzyganiadomenowych sporów.

Interesująca jest też kwestia odpowiedzialności dostawcówusług internetowych za hostowane na ich serwerach treści.Generalnie członkowie porozumienia (za kilkoma wyjątkami, którewcześniej zostały wynegocjowane) będą zmuszeni do przyjęciaamerykańskiego modelu DMCA notice-and-takedown, w ramach którego pozgłoszeniu naruszenia praw autorskich dostawca zmuszony jestnatychmiast zablokować dostęp do nielegalnie rozpowszechnianychtreści. Niektóre kraje, takie jak Kanada, Japonia i Chile zachowaływłasne, bardziej przemyślane regulacje, ale kolejni członkowie TPPjuż takiego wyboru nie będą mieli.

Co gorsze też, od samych dostawców Internetu wymaga się pełnejwspółpracy z organami ścigania w likwidowaniu nieautoryzowanegoprzechowywania i przekazywania chronionych prawem autorskim treści,lub też podejmowania innych akcji mających uniemożliwić takiedziałania.

Władza ma prawo do swoich tajemnic

Negocjacje nad kształtem porozumienia TPP od początku toczyłysię za zamkniętymi drzwiami, a wszystko co o nich mogliśmy siędowiedzieć, brało się z nieoficjalnych wycieków. Władze państwkrytyki tego stanu rzeczy się nie ulękły, mimo że do większejotwartości wzywały dziesiątki organizacji ze wszystkichkrajów-sygnatariuszy. Efekt był zupełnie inny od zamierzonego. TPPutrzymuje oto kryminalne sankcje dla wszystkich, którzy uzyskująnieautoryzowany dostęp do tajemnic handlowych w systemachkomputerowych, nawet jeśli służyły one wyższemu społecznemudobru. Działania demaskatorów, dziennikarzy śledczych iwspółpracujących z nimi hakerów mają być ścigane z całąsurowością prawa. Jak się można domyślić, w świetle takichzapisów samo upublicznienie treści Trans-Pacific Partnership nałamach Wikileaks jest czymś nielegalnym – społeczeństwo niemoże wiedzieć więcej, niż zostanie mu powiedziane oficjalnymikanałami.

LIVE: Anti-TTIP and CETA protesters rail at huge trade deals in Berlin

Jak to wszystko odnosi się do nas, mieszkańców kraju dalekiegood Pacyfiku? Wbrew pozorom, całkiem spore. Zapisy TTP prowadzą wpraktyce do ujednolicenia prawa autorskiego we wszystkich krajachpozostających w sferze wpływów USA i można się spodziewać, żeznajdą odzwierciedlenie w innej opracowywanej za zamkniętymidrzwiami umowie – TTIP, która dotyczy nas bezpośrednio, jakoporozumienie między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi.Europejczycy już zdają sobie z tego sprawę. Wczoraj w Berliniesetki tysięcy ludzi protestowały przeciwko TTIP, w przekonaniu żeten amerykański koń trojański przyniesie miliardowe korzyścitylko amerykańskim korporacjom, kosztem europejskich konsumentów.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (110)