Warszawa chce się cyfryzować. I robi to kretyńsko

Warszawa chce się cyfryzować. I robi to kretyńsko

fot. Facebook (Warszawski Transport Publiczny)
fot. Facebook (Warszawski Transport Publiczny)
Piotr Urbaniak
09.04.2021 14:11, aktualizacja: 06.03.2024 22:04

Jeśli chcesz wiedzieć, jak nie należy obsługiwać cyfrowych biletów komunikacji miejskiej, przyjedź do stolicy. I przekonaj się na własnej skórze.

Technologia, która w zamyśle miała ułatwić pasażerom życie, w warszawskim wydaniu nadaje się co najwyżej do filmów Barei. Niby czasy trochę inne, jednak misiu odlepiłoby się nie tylko oczko, gdyby musiał wziąć w tym udział. Do rzeczy.

E-bilet w Warszawie dostępny był już od pewnego czasu, ale do 2 kwietnia br. miał pewną wadę. Otóż trzeba było go kupować na bieżąco jako od razu skasowany. Tym samym pasażerowie nie mieli opcji kupowania e-biletów na zapas i ich chomikowania, czemu Warszawski Transport Publiczny postanowił bohatersko zaradzić. Problem w tym, że przy okazji wygenerował inną, znacznie poważniejszą niedogodność.

Teraz, wchodząc do środka komunikacji miejskiej, musisz e-bilet dodatkowo skasować. Jak? Już nie poprzez aplikację jakby wskazywała logika, ale zeskanowanie kodu QR.

Walka na łokcie i zabawa w chowanego

Kiedy wchodzisz sam lub sama do względne pustego autobusu, to wszystko idzie jak po maśle. Gorzej, gdy pojazd wygląda jak konserwa, a ty jedną ręką przytrzymujesz małe dziecko, a w drugiej trzymasz torbę z zakupami. Taką właśnie sytuację zrelacjonował redakcji pan Michał, którego małżonka korzysta z komunikacji regularnie.

Pan Michał nie jest osamotniony, a jego spostrzeżenia potwierdzają inni Warszawiacy. "Drogie WTP, ta zmiana jest okropna", "Dlaczego utrudnienie tak życie mieszkańcom?", "Głupota" – czytamy w komentarzach na facebookowym profilu WTP.

Jakby tego było mało, gimnastyka nie ogranicza się do utorowania łokciami drogi do naklejki z feralnym kodem. Pasażerowie zwracają uwagę na problem z samym skanowaniem, które w poruszającym się dynamicznie, a co za tym idzie trzęsącym pojeździe bywa zawodne. Choć według komunikatu operatora kod można fotografować z 2-3 metrów, w praktyce trzeba podejść bliżej, gdyż wiele – szczególnie tych tańszych – modeli smartfonów nie jest w stanie złapać odpowiedniej ostrości, co również wypominają pasażerowie.

Swoista zabawa w chowanego czeka tymczasem pasażerów metra, bo w przypadku kolei podziemnej kody nie znajdują się w pociągach, lecz w okolicach bramek przed wejściem na peron. W tym przypadku jednak brakuje standaryzacji, więc QR należy poszukać, a wiemy już także, że logika umieszczania kodów nie jest spójna i zależy od stacji.

Nie lepiej jest w popularnych SKM-kach. "W pociągu SKM linii S9 kod znalazłem dopiero nad trzecimi drzwiami od mojego wejścia", ucina pan Michał.

Nie pomysł jest głupi, lecz realizacja

Gdyby się na spokojnie zastanowić, to pomysł WTP ma sens. Możliwość gromadzenia biletów pozwala kupić je zawczasu, by uniknąć potencjalnych kłopotów przy płatności, szczególnie w sytuacjach ograniczonego zasięgu. Ponadto, dzięki personalizowanej autoryzacji miasto może lepiej monitorować trasy pasażerów, optymalizując połączenia. Szkoda tylko, że w planowaniu pominięto kwestię samych pasażerów i ich wygody.

Drogie WTP, podrzucam rozwiązanie: jeśli już decydujecie się na kody QR, to chociaż zapewnijcie tyle naklejek, aby nie trzeba było walczyć o dostęp do każdej pojedynczej. Niech znajdują się na drzwiach, szybach i oparciach foteli, a wszystkim będzie żyło się łatwiej.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (176)