Wstępniak na nowy tydzień: czy hakerzy marzą o złośliwych naklejkach?

Wstępniak na nowy tydzień: czy hakerzy marzą o złośliwych naklejkach?

Wstępniak na nowy tydzień: czy hakerzy marzą o złośliwych naklejkach?
07.12.2015 12:47, aktualizacja: 09.12.2015 08:00

Ile kosztuje Windows 7? A to zależy, kogo zapytacie. U jednego zwiększych sprzedawców na najbardziej znanym polskim portalue-handlu licencję na ten system znajdziecie w cenie nawet poniżejstu złotych – i to w wersji Professional. W sytuacji, w którejjeden z bardziej znanych polskich sklepów komputerowych sprzedajeOEM-ową wersję za błogosławieństwem Microsoftu w cenie ponad 600zł, coś tu się nie zgadza. Firma z Redmond musi tracić sporopieniędzy. Kto jest winny? Odpowiedź jest równie przepyszna, jakcały problem. To hakerzy, i to nie byle jacy hakerzy, alehakerzy-pedofile.

Od kilku tygodni trwa medialna akcja pod nazwą FundacjaMarzenie Hakera. Gdy pierwszy raz zobaczyłem stronę akcji wSieci, pomyślałem, że to jakaś parodia – na tle gamy barw zlogotypu Microsoftu siedzi typ w bluzie z kapturem i kominiarce,przed czarnym laptopem z logo zamaskowanej twarzy. Kominiarka odgrywateż główną rolę w filmikach prezentowanych na stronie,przedstawiających postulaty fikcyjnej Fundacji Marzenia Hakera.Występujący tam hakerzy w kominiarkach wyznają, jak bardzo pragnązdobyć informacje z naszych komputerów, a w szczególności zdjęcianaszych dzieci. Tak do kolekcji.

Co to ma wspólnego z tanimi licencjami z Internetu? Dochód ztych masowo sprzedawanych licencji na Windows (na pierwszej podwzględem popularności spośród aktywnych w momencie pisania tegotekstu aukcji sprzedało się 399 sztuk po 137 zł) zasilać maFundację Marzenie Hakera. A że Fundacja oczywiście nie istnieje,to przynajmniej… ma spełniać marzenia hakerów. Tych, cojednocześnie noszą kominiarki i kaptury na głowie. Microsoft nieowija w bawełnę – kupując system operacyjny Windows zpodejrzanej aukcji internetowej, strony www lub sklepu spełniaszmarzenia hakerów! Swoim własnym kosztem.

Typowy haker wg Microsoftu. Jak sobie radzi z chłodzeniem czaszki do końca nie wiadomo
Typowy haker wg Microsoftu. Jak sobie radzi z chłodzeniem czaszki do końca nie wiadomo

Całkiem niezła retorycznaekwilibrystyka pozwoliła bowiem twórcom kampanii na połączeniedwóch wydawałoby się nie mających ze sobą nic wspólnego spraw –licencjonowania Windows oraz cyberbezpieczeństwa. Z jakiegoś powoduniewłaściwie licencjonowane Windows (określane przez Microsoftjako nielegalne oprogramowanie pochodzące zniesprawdzonego źródła – np. z podejrzanej aukcji internetowej)miałoby być nafaszerowane różnego rodzaju złośliwymoprogramowaniem: trojanami, aplikacjami szpiegującymi lub wirusami,które zmienią Twój komputer w zombie i pozwolą na jego szybkieprzejęcie (oraz pozyskaniezdjęć dzieci, których kolekcjonowanie, jak wiadomo, jest ulubionąrozrywką hakerów).

Szkodnik schowałsię w naklejce

Sęk w tym, że kompletnie niewiadomo, co miałoby być w tych aukcjach nafaszerowane trojanami –naklejka? Na tanich aukcjach nie kupujemy żadnego oprogramowania.Rozmawiałem z jednym ze sprzedawców, pytając, co właściwietakiego on sprzedaje? Za kilkadziesiąt złotych dostaniemy od niegoholograficzną naklejkę z unikatowym kluczem, pochodzącą zestarych korporacyjnych komputerów, skierowanych do utylizacji.Nośnika pełnego złośliwego oprogramowania w zestawie brakuje,sprzedawca obiecuje za to linki do obrazów ISO… ze stronMicrosoftu i zapewnia, że z taką licencją nie tylko zaktywujemyWindows 7, ale bez problemu przeprowadzimy aktualizację do Windows10.

Tak w założeniu powinna wyglądać naklejka gwarantująca autentyczność kopii
Tak w założeniu powinna wyglądać naklejka gwarantująca autentyczność kopii

Sprzedawca uzasadnia legalnośćswoich działań, powołuje się przy tym na wyrok TrybunałuSprawiedliwości UE z 3lipca 2012 roku (sprawa firmy UsedSoft konta Oracle Corporation),w którym orzeczono, że na terenie UE można legalnie odsprzedawaćużywane programy i oryginalne licencje. Była to wykładniadyrektywy 2001/29/WE (art. 4 ust. 2), mówiącej, że prawoproducenta oprogramowania do wyłączności na rozpowszechnianiewygasa wraz z pierwszą jego sprzedażą – nie ma tu żadnegowyjątku dla licencji OEM, przypisanych do sprzętu. W tym momenciepierwszą sprzedażą jest po prostu sprzedaż komputera zpreinstalowanym Windows.

Rynek korzystnie zweryfikował secondhandowe licencje: zainteresowanie nimi jest bardzo duże
Rynek korzystnie zweryfikował secondhandowe licencje: zainteresowanie nimi jest bardzo duże

Nie mi oceniać słusznośćorzeczenia Trybunału Sprawiedliwości, ani jego stosowalność dosprzedaży na rynku wtórnym licencji na systemy Windows, jednakzwrócę Waszą uwagę na opinięrzecznika generalnego Trybunału, p. Yvesa Bota, który wyjaśnia, żenie można zacierać różnicy między sprzedażą licencji adzierżawą programu, a przeniesienie prawa do korzystania z kopiiprogramu komputerowego w oczywisty sposób stanowi sprzedaż wrozumieniu unijnej dyrektywy. Co więcej, podnoszona przez Oraclekwestia obecności materialnego nośnika w ogóle tu nie jestistotna, przeniesienie prawa do korzystania z programu nie może byćograniczone w sytuacji, gdy rozpowszechniany jest przez Internet. Wwypadku UsedSoftu tak właśnie było – niemiecka firmapośredniczyła w odsprzedaży „używanej” licencji, a nowyklient po prostu pobierał sobie oprogramowanie ze stron Oracle'a(zapewne pozbawione trojanów).

Jak widać, kwestia legalności,tak szybko rozstrzygnięta na stronach kampanii Microsoftu, wcale niejest oczywista. Redmond twierdzi, że możliwa jest sprzedaż jedyniekompletnego, fizycznego zestawu, co jak widać w świetlewspomnianego wyroku jest co najmniej wątpliwe. Twierdzenie zaś, żesame klucze produktu i certyfikaty autentyczności nie przenoszą nanabywcę żadnych praw do użytkowania oprogramowania Microsoftu,również jest dyskusyjne, gdyż właśnie takie działania w wypadkuUsedSoftu zostały uznane za zgodne z unijnym prawem (do któregoprawo polskie, jeśli niezgodne, musiałoby zostać dostosowane).

A co na toPolski Związek Hakerów?

Tak jak nie ma żadnej FundacjiMarzenie Hakera, a hakerzy nie noszą kominiarek (Microsofcie – jużprędzej czarne kapelusze niż kominiarki), nie ma też żadnegooficjalnego Polskiego Związku Hakerów, który mógłby wystąpićprzeciw szkalowaniu tej grupy zawodowej sugestiami, że należą donajbardziej znienawidzonej mniejszości seksualnej. Nie przeszkodziłoto jednak samym zainteresowanym sprawą śmieszkom stworzyćstrony-odpowiedzi na akcjęMarzenie Hakera. Niby to satyra, lecz pod względem rzetelnościprzedstawionych na niej argumentów znacznie prawdziwsza od tego, zczego kpi. Grupa Hackers wyjaśnia: używając systemuoperacyjnego licencjonowanego od podejrzanej firmy, z umowąlicencyjną lub zamkniętym kodem źródłowym spełniasz marzeniamegakorporacji! Swoim własnym kosztem.

Marzenia megakorporacji w zasadzie nieróżnią się od marzeń hakerów (tych w kominiarkach). Otóżkorporacje marzą o możliwości oglądania zdjęć dzieci (tu pijesię do mechanizmu PhotoDNA, używanego przez Microsoft do wykrywaniawśród przechowywanych na ich serwerach zdjęć z nielegalnąpornografią), gromadzeniu informacji o życiu prywatnym izainteresowaniach, by podzielić się nimi z reklamodawcami (tuodniesienie do wszytych w Windows mechanizmów śledzących dla siecireklamowych), oraz wysłuchaniu wszystkich naszych słów, by możnabyło poznać nas lepiej (oczywiście chodzi o Cortanę).

Hakerzy przypominają też, żeniebezpieczne systemy operacyjne nie należą do nas, a my mamy tylkoprawo do ich używania pod warunkiem spełnienia określonychwarunków, a ich najbardziej niebezpieczną odmianą są systemypreinstalowane przez producenta sprzętu, zawierające liczneniekorzystne dla użytkownika dodatki. By się zabezpieczyć i niespełniać marzeń megakorporacji, należy więc kupować komputerybez systemów i instalować wybrane oprogramowanie we własnymzakresie.

Strach,niepewność, wątpliwości

Ludzie od Marzenia Hakera niemówią oczywiście niczego nowego. Już od dawna Free SoftwareFoundation wyjaśnia,że systemy z rodziny Windows to złośliwe oprogramowanie, aWindowsa 10 to już w ogóle niepowinniśmy dotykać. Oddalmy jednak tę radykalną interpretacjęwolności guru naszego Stallmana i zastanówmy się nad kwestiąbezpieczeństwa Windows per se.To straszenie złośliwym oprogramowaniem skrytym w Windowsach zniesprawdzonych źródeł uzasadnia się badaniami IDC z 2013 roku.Wynika z nich, że prawdopodobieństwo tego, że korzystający zpirackiego oprogramowania padną ofiarą malware wynosi 33%.

Faktycznie, taki raport istnieje.IDC napisało go na zamówienie Microsoftu i nosi szumny tytuł „TheDangerous World of Counterfeit and Pirated Software: How PiratedSoftware Can Compromise the Cybersecurity of Consumers, Enterprises,and Nations… and the Resultant Costs in Time and Money”(Niebezpieczny świat podrobionego i spiraconego oprogramowania: jakpirackie oprogramowanie może zagrozić cyberbezpieczeństwuklientów, firm i państw… i wynikłe z tego koszty czasu ipieniędzy). Polecam zajrzeć od razu do opisu metodyki badawczej,którą IDC zastosowało – badanie skupiło się na MicrosoftOffice i polegało na pobieraniu tego pakietu biurowego skąd siętylko dało, nie tylko z popularnych, skomentowanych przezspołeczność źródeł na BitTorrencie, ale także z setekprzeróżnych warezowych cyberschowków, faktycznie wykorzystywanychprzez cyberprzestępców do rozsiewania malware wśród naiwnych. Naile rzetelne jest jednak przypisanie takiej samej wagi stronkom z„warez” w nazwie i np. The Pirate Bay – odpowiedzcie sobiesami.

W większości rozpowszechniane wSieci obrazy ISO systemów Windows, są albo bajt w bajt zgodne zobrazami udostępnianymi przez Microsoft (i zawierają dodatkowyaktywator), albo są takimi „społecznościowymi przeróbkami”, zktórych ludzie usuwają co zbędne, wgrywają wszystkie możliwełatki i często dodają zestaw preinstalowanych narzędzi. Trafićtu na coś z malware wcale nie jest łatwo, efekt sieciowyBitTorrenta zapewnia weryfikację przez rynek – szkodliwe „piraty”budzą znacznie mniejsze zainteresowanie niż obrazy czyste czyulepszone.

Nie wiem ile Microsoft wydał naswoją szkalującą hakerów kampanię reklamową, ale widać, żesprzedaż licencji Windowsa na polskim rynku wtórnym musiała firmęzaboleć na tyle, że zdecydowała się zrobić z piractwa, prawa doodsprzedaży, cyberbezpieczeństwa, szpiegostwa i nawet pedofiliidość niestrawny misz-masz. Być może wielu zainteresowanychlicencjami z rynku wtórnego dzięki akcji da się odstraszyć i kupinową licencję z autoryzowanych kanałów dystrybucyjnych – aleczy warto tak bardzo psuć sobie PR w imię utrzymania wskaźnikówsprzedaży? Wydaje mi się, że kampanię antypiracką można byłozrobić znacznie rzetelniej, bez ośmieszania się hakerami wkominiarkach – tym bardziej, że po tych wszystkich aferach ztelemetrią w Windows 10, Microsoft powinien być bardzo ostrożny,używając argumentów związanych z zagrożeniami dla prywatności.

Tyle o Microsofcie. A co z nami?Zmodyfikowany cykl wydawniczy pozwala mi zapowiedzieć Wam sporointeresujących materiałów. W tym tygodniu przyjrzymy się bliżejrynkowi używanych laptopów, sprawdzimy, jak działa podobnorewolucyjne Windows Continuum i poznamy aplikacje mobilne, dziękiktórym ulepszymy… sen. Jeśli skorzystaliście już z naszegoporadnika i sprawiliście sobie Raspberry Pi, w tym tygodniu dowieciesię, jak wykorzystać Malinę do grania w retro-gry. Wreszcie zaśprzyjrzymy się kwestii zabezpieczeń sieci bezprzewodowych wczasach, w których z WEP już prawie nikt nie korzysta. Serdeczniezapraszam do lektury.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (140)