Czasy się zmieniają, a crowdfunding wciąż nie zbawia ludzkości

Czasy się zmieniają, a crowdfunding wciąż nie zbawia ludzkości

Czasy się zmieniają, a crowdfunding wciąż nie zbawia ludzkości
02.07.2015 19:40, aktualizacja: 02.07.2015 21:35

Kampanie crowdfundingowe to kolejny przykład, że Internet zdaje się dziś być niewyczerpalną kopalnią iskierek ludzkiego geniuszu. Mogłoby się wydawać, że po spopularyzowaniu się na ogromną skalę internetowych encyklopedii, serwisów społecznościowych czy komunikatorów, rozwój Sieci w kolejnych latach będzie polegał na dopracowywaniu już dostępnych narzędzi. Tymczasem społecznościowe zbiórki pozwoliły wpływać na rzeczywistość poprzez aktywność wirtualną. Problem stanowi jedynie oszacowanie, na ile sukces niektórych przedsięwzięć na Kickstarterze jest faktycznym rozwojem, a na ile dobrze sprzedanym absurdem.

Urządzenia i oprogramowanie, które wpływają na aspekty ludzkiej działalności także w sferze pozawirtualnej są niezwykle nośne medialnie. Dotyczy to na przykład inicjatyw, których beneficjentem są osoby wykluczone cyfrowo czy polegających na zapewnianiu dzięki technice lepszej opieki zdrowotnej. Jeżeli strona takiego przedsięwzięcia zawiera wystarczająco przekonujące informacje o smartfonach w służbie lepszemu jutru, to sukces jest niemal murowany. W wielu przypadkach dzięki zainteresowaniu opiniotwórczych mediów także spoza branży.

Po zapoznaniu się z pewną liczbą podobnie zapowiadanych pomysłów, trudno jednak nie odnieść wrażenia, że dochodzi do globalnego zachłyśnięcia się tą nadzieją na świetlaną przyszłość cywilizacji osiągniętą poprzez nowatorskie, ufundowane przez społeczność oprogramowanie czy urządzenia. Jest w tym entuzjazm, często wynikający ze zdrowego zaangażowania młodych i twórczych ludzi, którzy w swoim innowacyjnym pomyśle odnajdują szansę na poprawę jakiegoś aspektu życia. Jest też pewnie wiara w swój potencjał i kompetencje w zakresie egzekutywy. Gdzieś w tym procesie, pełnym efektownych filmów promocyjnych na YouTube, podekscytowanych głosów płynących z mediów, zatracany jest jednak niekiedy zdrowy rozsądek.

Jako miłośnik poddawania docierających do mnie informacji cięciom Brzytwy Ockhama, często nie mogę się oprzeć wrażeniu, że kolejny Lek Na Całe Zło może być zrealizowany znacznie prościej, taniej i rozsądniej. Jak? Otóż dzięki pominięciu w procesie Leczenia Całego Zła na przykład urządzeń mobilnych, które czynią przedsięwzięcie łakomym kąskiem dla opinii publicznej. Jakiś czas temu najpopularniejsze media w kraju informowały, że trwa zbiórka pieniędzy na przedsięwzięcie, dzięki któremu smartfony będą diagnozować zakażenie wirusem HIV. Tak przynajmniej twierdziły osoby zakażone z kolei bezkrytycznym hurraoptymizmem. Kampania w serwisie Kickstarter przewidywała bowiem zbiórkę umożliwiającą produkcję swojego rodzaju bazy dokującej dla smartfona. Wbudowany był w nią rzeczywiście tani chemiczny filtr, co czyniło urządzenie dostępnym nawet dla najuboższych Po umieszczeniu w nim próbki, filtr przeprowadzał odpowiedni test i wysyłał do smartfona komunikat o pozytywnym lub negatywnym wyniku testu. Brzmi wspaniale? Otóż niezbyt, nawet po krótkiej chwili namysłu.

Konieczne jest stwierdzenie jaką rolę odgrywa smartfon w całym procesie testu. Tak naprawdę sprowadza się ona do zaprezentowania badanemu zera lub jedynki na podstawie wyników testu. Co zatem stało na przeszkodzie, aby zamiast urządzenia kosztującego co najmniej kilkadziesiąt dolarów, na filtrze zostałaby zamontowana czerwona i zielona dioda? Albo, jeszcze bardziej obniżając koszt produkcji, jedna dioda, która świeciłaby tylko gdy test byłby pozytywny? Otóż to że opis takiego urządzenia trudno byłoby zapewne zatytułować „Smartfony diagnozują HIV”. To zaś mogłoby się istotnie przełożyć się na popularność kampanii w mediach, a zatem jej sukces.

Ten przykład najbardziej pokazuje niedorzeczności zbyt entuzjastycznego doszukiwania się szans na ulepszanie świata przez innowacyjne, fundowane przez społeczność przedsięwzięcia. Niemniej setki tysięcy dolarów są przekazywane na równie odważne pomysły. Nie namawiam oczywiście, aby począwszy od 2 lipca 2015 roku konsekwentnie negować wartość wszystkich crowfundingowych inicjatyw. Chodzi jedynie o zachowanie resztek zdrowego rozsądku w sytuacjach, gdy po raz kolejny ktoś zdecyduje się ogłosić, że dzięki smartfonom opracowano na przykład uniwersalne i skuteczne lekarstwo na raka. Albo że tym lekarstwem są smartfony. Tym bardziej, że podobne informacje negatywnie wpływają na cały rynek. Nietrudno przecież wyobrazić sobie, które z urządzeń (mowa o „smarfonie diagnozującym wirusa HIV” i urządzeniu, które za pomocą diody informowałoby o zakażeniu) spotkałoby się z większym zainteresowaniem mediów.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)