Koniec Compiza: gorzkie słowa o fragmentacji linuksowego desktopu

Koniec Compiza: gorzkie słowa o fragmentacji linuksowego desktopu

10.01.2013 23:53, aktualizacja: 11.01.2013 00:19

Kiedy w 2006 roku na linuksowych desktopach po raz pierwszyzawitał menedżerokien Compiz, użytkownikom innych systemów operacyjnychnierzadko opadały szczęki na widok tych wszystkich wizualnychwodotrysków. Wirtualne pulpity rzutowane na rotujący sześcian,galaretowate okienka, ekscentryczne animacje – miłośnicy„cukierków dla oka” byli zachwyceni, i trzeba przyznać, żewielu z nich właśnie Compiz do linuksowego desktopu przekonał.Oczywiście po pierwszych tygodniach zachwycania się wirującymikostkami prawie każdy wyłączał najbardziej spektakularne(irytujące?) efekty, ale niektóre (jak np. efekt Expo)zostawały, faktycznie zwiększając wygodę pracy z komputerem.Drogą zapoczątkowaną przez Compiza poszły inne menedżeryokien/kompozycji – w zasadzie każde z linuksowych środowiskdoczekało się własnej alternatywy. KDE wprowadziło compizoweefekty do swojego Kwin, GNOMEdoczekało się ich implementacji we własnym Mutterze, nawet Xfcezaczęło wykorzystywać je wraz z wydaniem menedżera xfwm4. Lepiejzintegrowane ze swoimi środowiskami, uczyniły Compiza w zasadziezbędnym. Przed zapomnieniem protoplastę tych wszystkich menedżerówocalił chyba Canonical, narzucając użytkownikom Ubuntu interfejsUnity jako oficjalny, „najlepszy” sposób komunikowania się zkomputerem. Menedżerem kompozycji w Unity jest właśnie Compiz. Teraz jednak, jeśli MarkShuttleworth będzie dalej chciał rozwijać desktopowe Ubuntu wkierunku, jaki od dawna deklarował, być może i tu trzeba będziesię pożegnać z Compizem. Chodzi o plan przeniesienia Ubuntu naserwerwyświetlania Wayland. Z perspektywy potrzeb współczesnegoużytkownika desktopu to wielki krok naprzód, w porównaniu dobizantyjskiej architektury X11, jaką obarczone są współczesnesystemy GNU/Linuksowe, który powinien pozwolić na dorównaniedesktopowi OS-a X. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już tegorocznewydania Ubuntu przyniosą obsługę Waylanda.[yt=http://www.youtube.com/watch?v=buqbcQ8KTHk]Jeśli – bo niespodziewanie dlaCanonicala pojawił się problem. Sam Spilsbury, główny programistaCompiza, pracujący przez kilka lat u Shuttlewortha, zostawiłprojekt, twierdząc, że niemożliwy jest dalszy jego rozwój, wsytuacji gdy zbliżamy się do końca stosowania serwera X11, a możenawet do końca powszechnego stosowania desktopów. Jego zdaniemCompiz dziśnie jest już potrzebny, a próby dalszego rozwijania go byłybytylko poddaniem się głównej chorobie, która toczy linuksowydesktop – fragmentacji. Choroba ta sprawia, że ci wszyscyprogramiści pracujący nad Linuksem w praktyce marnują ogromneilości czasu i energii na to, by robić coś, co zostało jużwielokrotnie zrobione przez innych. Jak pisze Spilsbury:Kiedy byłem w Canonicalu, 98% moich wysiłków byłoskierowanych na dbanie o kompozytor i menedżer okienek, a 2% narozwój nowych funkcjonalności. (…) Oto prawdziwe pokłosiefragmentacji linuksowego ekosystemu: nie chodzi tylko o to, żeistnieje wiele implementacji koła. Istnieją liczne implementacjecałych samochodów, które robią niemal to samo, ale troszkęinaczej niż pozostali. Niektórzy stwierdzą, że to największasiła wolnego oprogramowania. Teraz, gdy znam ludzkie i technicznekonsekwencje fragmentacji, postrzegam to jako największą słabośćwolnego oprogramowania.Zdaniem autora Compiza, wszyscyzainteresowani kompozytorami okienek powinni się teraz zająćjednym projektem – Westonem z Waylanda. Reimplementowaniedotychczasowych technologii na Waylanda tylko po to, by uzyskaćfunkcjonalności, które podobały się ludziom w Compizie, nie ma poprostu sensu. Tak samo nie ma sensu budowanie kolejnej warstwyabstrakcji, która obejmowałaby zarówno X11 jak i Wayland, iprzenoszenie kompozytora na nową architekturę. Cała sytuacja, sądząc pokomentarzach w Sieci, będzie tylko wodą na młyn tych, którzytwierdzą że Linux nadaje się co najwyżej na serwery, albo jakieśdziwne zabawki, w rodzaju „inteligentnych”karabinów, a jego stosowanie na desktopie to fanaberiewyrafinowanych masochistów. Może jednak dobrze, że wreszcie ktośze środowiska wolnego oprogramowania otwarcie powiedział, że Bazar wcale nie jest taki dobry, jak twierdzą wrogowieKatedr?

Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (174)