Według EA, handel używanymi grami utrzymuje nośniki przy życiu — i to wcale nie tak źle

Według niektórych deweloperów (chociażby Ninja Theory) ludzie uwielbiają wygodę, co w przypadku graczy oznacza, że z czasem przestawią się oni na cyfrowe wersje tytułów, do kupienia bez wychodzenia z domu i do szybkiego pobrania. Electronic Arts jednak mimo wszystko nie wierzy w rychły upadek klasycznego modelu dystrybucji projektów, bowiem ciągle na uwadze mamy odsprzedaż gier, o czym najlepiej przekonał się nie tak dawno Microsoft. Czynnik ekonomiczny nie pozwoli nośnikom oto tak szybko umrzeć.

Blake Jorgensen z EA zauważa, że przy zakupie gier ludzie mają bardzo często od razu na względzie odzyskanie części włożonych w nabyty produkt pieniędzy. Po ich przejściu lubią wymieniać tytuły na inne lub odsprzedawać je, by mieć środki na kolejne hity (co napędza rynek). Potrzebują niemniej przy tym wszystkim płytki, czegoś namacalnego i przez dłuższy czas to się nie zmieni, choć powoli także cyfrowe treści można komuś odstępować. Inna sprawa to po prostu przyzwyczajenie. W dobie powszechności odtwarzaczy mp3 przykładowo, wciąż przecież chętnie sięgamy po CD z muzyką.

Nie oznacza to, że cyfrowa dystrybucja nie może odnosić sukcesów idąc w parze z grami w pudełkach, w końcu Electronic Arts znane jest z wypuszczania tak produktów, które potem rozwijane są w formie różnorakich nieobowiązkowych DLC. Jorgensen cieszy się także z opcji pobrania cyfrowej wersji gry w tym samym dniu, w którym debiutuje ona na sklepowych półkach, lecz wciąż widzi problem z dostępnością oraz jakością łączy szerokopasmowych. Większe propozycje na PlayStation 4 to przynajmniej 20 GB danych do pobrania, a to dopiero sam początek generacji. Internet w domach z roku na rok przyśpiesza, ale równocześnie puchną kolejne konsolowe produkcje...