Sprawdzamy co nowego w OS X El Capitan. Pierwsze wrażenia

Sprawdzamy co nowego w OS X El Capitan. Pierwsze wrażenia

Sprawdzamy co nowego w OS X El Capitan. Pierwsze wrażenia
Redakcja
09.06.2015 10:49, aktualizacja: 09.06.2015 15:07

Z pewną nutką niepewności zainstalowaliśmy pierwszą wersję testową nowego OS X 10.11 El Capitan. Dlaczego? A dlaczego miałoby pójść dobrze? To pierwsza wersja testowa, wszystko może się zdarzyć, może mi eksplodować sprzęt podczas instalacji i do nikogo nie będzie można mieć pretensji.

Niepokój był większy, gdy okazało się, że nowa wersja OS X instaluje się nieco dłużej od poprzednich – dobre 40 minut minęło od uruchomienia instalatora do pojawienia się kreatora. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a w tym wypadku wypada zaskakująco nieźle.

Apple samo zaznaczyło podczas wczorajszej prezentacji, że ma zamiar się skupić na poprawieniu wydajności i stabilności systemu. Z tym faktycznie bywało różnie przez ostatni rok, o czym mogliście też czytać w naszym portalu. Oświadczenie producenta oznacza również to, że śmiertelnicy nie zobaczą wielu nowych funkcji w systemie, więc nie będziemy mieli do czynienia z rewolucją, a raczej z ewolucją.

OS X od paru lat był nieco zaniedbywany. Wiele z nowych funkcji było po prostu przenoszonych z iOS, nie do końca dobrze z resztą to współgrało ze sobą. OS X stawał się powoli salonem z antykami takimi jak HFS+, nędzną implementacją Samby czy kulejącym stosem graficznym. Ten ostatni z resztą nigdy nie był nastawiony na gry, a na płynność działania interfejsu. I żeby było śmieszniej – Yosemite specjalnie nie poprawiło tej sytuacji, wręcz ją pogorszyło.

W „El Capitan” interfejs odżył, stał się bardziej plastyczny. Animacje nie mają tendencji do przywieszania się, właściwie trudno doświadczyć spadku płynności animacji. I to nie na najnowszym sprzęcie. Autor posiada MacBooka Pro z początku 2013 roku, wyposażonego w kartę Intel HD 4000 wspomaganą przez kartę NVIDIA GeForce 650M (nie włączyła się w trakcie testów). Także szału nie ma.

Dzielenie ekranu

W OS X 10.11 pojawiła się możliwość wygodnego dzielenia ekranu. Przyznajemy, że ogromnie brakowało tej opcji w OS X, dotychczas w tym celu korzystało się z zewnętrznej aplikacji. Nie ma w tej funkcji nic rewolucyjnego, jeżeli ktoś nie żył w jaskini przez kilka ostatnich lat, to wie, że zarówno na Windows jak i w pulpitach linuksowych funkcja taka dostępna jest od lat. W dodatku doszło do pewnej małej wpadki podczas prezentacji tej funkcji. Zobaczcie jednak najpierw dwa zrzuty ekranu:

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Czy potraficie powiedzieć, który zrzut ekranu to najnowszy OS X? Specjalnie ustawiliśmy tę samą tapetę na obu urządzeniach, przycinając górę i dół. Na szybko trudno jest stwierdzić, które zdjęcie prezentuje najnowszą wersję OS X, a które ostatnie testowe wersje Windows 10. To tak, jakby pojawić się na przyjęciu dokładnie tak samo ubranym jak ktoś inny. Intrygujące podobieństwo. Nie podejrzewamy Apple’a o plagiat, było zbyt mało czasu, aby coś takiego wdrożyć. Ot, po prostu Microsoft był pierwszy.

Do samego działania funkcji kafelkowania można mieć jednak zastrzeżenia. Dużo lepiej rozwiązano sprawę przyciągania okien w Windowsie, gdzie wystarczyło przesunąć okno na na skraj ekranu. W OS X musimy kliknąć i przytrzymać przycisk maksymalizacji okna. Wtedy pojawią nam się prostokąty wskazujące miejsce okna. Jednak nie zawsze to zadziała. Część aplikacji została napisana w taki sposób, aby opierać się zmianom w mechanizmie zarządzania okien w Makach. Takimi aplikacjami są popularne produkty Adobe czy klient Steam. O ich ustawianiu możemy zapomnieć. W dodatku wybranie takiego okna jako drugiego spowoduje zawieszenie się podglądu. Jedynym ratunkiem będzie wyjście z trybu podziału ekranu.

Rozwinięciem tej funkcji jest możliwość przeciągnięcia okna (a jednak można!) ku górze. Spowoduje to uruchomienie Mission Control, w którym od tej wersji również możemy dzielić ekrany, przeciągając aplikacji pomiędzy podglądem poszczególnych wirtualnych pulpitów.

Stos graficzny

Metal API wraz z MetalKit to jedna z tych zmian, której efekty zmian będziemy mogli zobaczyć dopiero za jakiś czas. O samym Metal API szerzej pisaliśmy już w tamtym roku przy okazji premiery iPhone 6. Tu tylko przypomnimy, jest to zestaw funkcji, dający programistom szybki dostęp do zasobów i mocy obliczeniowej karty graficznej. Doskonale sprawdziło się ono na urządzeniach z iOS, więc w tym roku przyszedł czas na komputery PC. Dotychczas stos graficzny w OS X oferował OpenGL oraz OpenCL. W OS X 10.11 nadal znajdziemy te interfejsy, więc starsze gry i aplikacje będą nadal działać, czego dowodem jest przetestowana najnowsza część Cywilizacji.

Obraz

Drobne błędy renderowania interfejsu pojawią się za to w Wordzie 2016 Preview. Nie wygląda jednak na to, aby były one związane bezpośrednio ze zmianami w Metal API. Nieco gorzej radzi sobie VMWare Fusion, który poza błędami w renderowaniu obrazu zaczął zwiększać szybkość obrotową wentylatorów w MacBooku.

One more thing…

Właściwie nie będzie to jedna rzecz. W systemie zmian jest wiele, ale na tyle drobnych, że ich opis nie zająłby całego akapitu. Mamy dla przykładu mocno odświeżony interfejs menedżera dysków, system wreszcie dba o poprawne uprawnienia do swoich własnych plików (koniec z używaniem funkcji „Napraw uprawnienia plików”!). Apple dużo zmieniło w Safari – na to szczególną uwagę powinni zwrócić webmasterzy i twórcy rozszerzeń. Narzędzia deweloperskie również zostały odświeżone w taki sposób, aby już nie odstawały wyglądem od tych znanych z Internet Explorera oraz Chrome’a

  • Slider item
  • Slider item
[1/2]

Największą jednak zmianą z tego wszystkiego jest nowa domyślny font systemowy. Do teraz Apple w OS X stosowało wpierw Lucida Grande, a następnie rewelacyjny krój Helvetica Neue. W 10.11 użytkownikom pod oczy podsunięto krój San Francisco. Jest to krój, który pojawił się pierwszy raz w watchOS, systemie pracującym w zegarkach Apple’a. Nie każdemu podobał się font z Yosemite, dlatego jego zmiana pewnie znajdzie swoich fanów. Jednakże nie jest tak, że oba fonty różnią się w sposób diametralny – główną różnicą właściwie jest szerokość znaków: te w San Francisco są węższe i wyższe. Dzięki temu tekst wydaje się bardziej spójny.

San Francisco Display; źródło: Apple.com
San Francisco Display; źródło: Apple.com

Dobrze, że powstał OS X El Capitan, którego istnienie możemy sprowadzić do haseł wydajności i stabilności. Oczywiście jest to pierwsza testowa wersja przeznaczona głównie dla twórców oprogramowania, więc oczywistym będzie, że pojawią się problemy z działaniem niektórych aplikacji. Jednakże trzeba przyznać, że te pierwsze kilka godzin godzin z nowym systemem było przyjemniejsze, niż pierwsze kilka godzin z Yosemite. Na pierwszy rzut oka widać, że Apple zabrało się za naprawianie swojego systemu. Korzystając z El Capitan ma się wrażenie, że nadal korzystamy ze starej wersji systemu, tylko bardziej dopieszczonego. Jeżeli dokładnie przyjrzycie się zdjęciu powyżej, zobaczycie zresztą, że pierwsza wersja El Capitan nadal nosi nazwę Yosemite.

Obraz

I nic w tym złego. W OS X nie potrzeba rewolucji, a stopniowego poprawiania tych funkcji, które pojawiły się w ostatnich latach. Pomimo bowiem szumnych zapowiedzi, era post-PC nie nadchodzi. Komputery osobiste nadal są nam potrzebne do pracy. Dobrze, że Apple zdaje się to zauważać. Najnowszą wersję OS X będziecie mogli pobrać za miesiąc. Każdy zainteresowany może zapisać się do programu testów wersji poglądowych.

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (56)