Battlefield V – recenzja trybu dla pojedynczego gracza. Ach ta polityka...

Battlefield V – recenzja trybu dla pojedynczego gracza. Ach ta polityka...18.11.2018 20:15

Nie będę ukrywać, że po wersji beta nie oczekiwałem od Battlefielda V zbyt wiele. Deweloper gry, szwedzkie studio EA DICE, wyraźnie pokazał kierunek, w jakim podąża. Już wydana w 2013 r. „czwórka” okazała się równią pochyłą dla quasi-symulacyjnego charakteru serii, a jej pierwszowojenna następczyni tylko zintensyfikowała arcade’owe naleciałości, ostatecznie budując doświadczenie z pogranicza Call of Duty i Star Wars: Battlefront.

Ale jest też coś, co Battlefield 1 zrobił zdecydowanie lepiej od konkurencji i wszystkich poprzednich odsłon, a mianowicie kampania fabularna. Nie było to może doświadczenie tak spektakularne i obrazowe jak świetny film „Okop” w reżyserii Williama Boyda, ale pomysł na poprowadzenie narracji z perspektywy kilkorga wzajemnie niezależnych postaci okazał się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu autorom udało się skondensować szeroki wachlarz smaczków, od starć rozmaitych rodzajów piechoty, poprzez bitwę pancerną, a skończywszy na walce w powietrzu.

A jako że oprawę drugiej wojny światowej, w odniesieniu do pierwszej, uważam za ciekawszą, tym bardziej ostrzyłem sobie zęby na kolejną odsłonę. Wyraźnie nowocześniejsza broń i bliższe teraźniejszości taktyki, przy mimo wszystko historycznym tle, to – wydawałoby się – idealne podwaliny pod jeszcze bardziej pasjonującą i różnorodną opowieść. Tylko, ile z tego trafiło do Battlefielda V? Ano bardzo niewiele, a właściwie to… nic.

Battlefield V - Official Single Player Trailer

Miłe złego początki, lecz koniec żałosny

Pisał Krasicki, tworząc przy okazji jedno z popularniejszych przysłów. Przyznam, do najnowszej produkcji EA DICE pasuje ono znakomicie. Akcja rusza z wysokiego C, genialnym wprowadzeniem, w którym skoczymy ze spadochronem na Narwik, poprowadzimy niemieckiego Tygrysa przez libijską pustynię czy, wreszcie, jako pilot kultowego Bf 109 spróbujemy przechwycić eskadrę angielskich bombowców nad Hamburgiem. Kwintesencja drugiej wojny światowej. Niestety obliczona na maksymalnie kwadrans intensywnej zabawy.

Później następuje bolesne uderzenie w ścianę. Wzorem „jedynki” twórcy podzielili fabułę na cykl niezależnych opowieści, ale są one tylko cztery, nie pięć jak poprzednio, z czego ostatni rozdział zostanie dodany dopiero 4 grudnia, jako bezpłatne DLC. Łatwo obliczyć, że na premierę przygotowano zaledwie trzy historie. Co gorsza, są one do bólu przewidywalne, wręcz szablonowe i zbudowane w duchu – nie bójmy się tego powiedzieć – forsowanej ostatnimi czasy mody na uświadamianie o (nie)równości ras i płci. Wprowadza to karykaturalną sztuczność, która mocno podkopuje klimat.

Trzy historie to trzech bohaterów: angielski rabuś wcielony do jednostki specjalnej, norweska partyzant i senegalski imigrant walczący dla Francji. Nie chciałbym wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale dziwnym trafem z białego Anglika zrobiono bezmózgowca, który próbuje wysadzać samolot poprzez położenie ładunku na skrzydle i omyłkowo informuje wroga o swojej pozycji. Tymczasem norweska kobieta w pojedynkę odbija zakładnika, a Senegalczycy skutecznie szturmują niemieckie umocnienia, co – jak wielokrotnie podkreśla narrator – nie udało się regularnej armii francuskiej. Sami oceńcie, jak to wygląda z perspektywy trzeciej osoby.

Niemniej dyskusyjny zarys bohaterów to jedno, drugie zaś – sam sposób rozgrywania i przebieg misji. Wprawdzie, przynajmniej w moim mniemaniu, plusem jest pominięcie najbardziej wyeksploatowanych miejscówek, takich jak plaże Normandii czy Stalingrad, ale pomimo tego nie uniknięto pewnej szablonowości wydarzeń. Przykładowo, pierwsza historia nastawiona jest na skradanie i już taka pozostaje do końca. Analogicznie, na dalszych etapach króluje, odpowiednio, eksploracja i strzelanie. Ostatecznie brakuje w Battlefieldzie 5 momentów godnych zapamiętania – jest to gra, którą przechodzi się dosłownie i w przenośni, czasem na pograniczu lunatykowania.

Leniwy spacerek przez płotki

Tak, to chyba najlepsze określenie tego, co tym razem zaserwowało EA DICE. Patrząc na kampanię fabularną, niemalże pod każdym względem poczyniono krok w tył. Battlefield nigdy nie był serią kojarzoną z efektownymi skryptami czy nieprzewidywalnymi zwrotami akcji, ale tutaj osiągnięto po prostu apogeum nudy o dynamice porównywalnej niekiedy z typowymi symulatorami chodzenia pokroju Everybody gone to the Rapture. Serio. Pojazdy, wizytówka marki, w kampanii fabularnej jako obligatoryjne występują tylko raz i to przez około 30 sekund sceny pościgu lekkim pojazdem gąsienicowym za kolumną ciężarówek. Nawiasem mówiąc – jest to chyba jedyne urozmaicenie misji eksploracyjnej, pomijając możliwość szybszego przemieszczania się przy użyciu nart.

Ale przecież nikt nie ocenia FPS-ów za kreacje postaci czy fabułę, lecz frajdę płynącą ze strzelania, prawda? Prawda – tylko Battlefield V, jak już zdążyłem zasugerować, nie daje zbyt wielu okazji do zabawy udostępnionym arsenałem. Oczywiście można ustawić najniższy poziom trudności i bawić się w Rambo, ale architektura gry przeważnie temu nie sprzyja. Powtórzę, jedynie ostatni rozdział, we Francji, ma charakter strzelanki. Na otwartych przestrzeniach Afryki, gdzie trafiają Brytyjczycy, frontalny atak to proszenie się o szybką śmierć. Z kolei w norweskiej tundrze nasycenie wrogami jest niewielkie. Wiem, że stanowi to ukłon w stronę realizmu. Może jednak, projektując strzelankę, autorzy powinni dobrać inne, bardziej dynamiczne scenariusze? Podpowiem: bitwa pod Kurskiem.

Ładnie, nawet bardzo. Tylko co z tego?

I właśnie, monotonia gameplay'u kładzie się cieniem na całej przygodzie, nakrywając nawet dyskusyjne kreacje postaci i oczywiste wątki polityczne. Niestety przez to cierpią także aspekty zrealizowane na najwyższym poziomie, na czele z oprawą audiowizualną. Battlefield V jest bez wątpienia najładniejszą grą o drugiej wojnie światowej, ale ciężko to docenić, patrząc przez oczy podparte na zapałkach. Paradoksalnie, kiedy przed upływem 5 godzin na liczniku ujrzałem napisy końcowe, odetchnąłem z ulgą. Spacerek dobiegł końca, a ja mogę z czystym sumieniem zabrać się za tryb wieloosobowy. O tym jednak więcej dowiecie się już w kolejnej publikacji. Na ten moment konkluzja brzmi: jeśli chcesz kupić BF-a V jedynie dla kampanii, to lepiej zrobisz wpłacając ekwiwalent na schronisko dla zwierząt, albo nawet kupując sobie – nie wiem – kilkadziesiąt tabliczek czekolady. A do snu szczerze polecam „Rok 1812” Czajkowskiego.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.