Dziś aktywuje się wirus Michelangelo – uważajcie na... dyskietki

Dziś aktywuje się wirus Michelangelo – uważajcie na... dyskietki06.03.2019 01:45
Dziś aktywuje się Michelangelo (Pixabay)

Dziś aktywuje się wirus Michelangelo – uważajcie na... dyskietkiJak co roku, szóstego marca przypada dzień, w którym swój niszczycielski potencjał uruchamia wirus Michelangelo. Szkodnik ten usuwał zawartość tablicy alokacji dysku twardego. Zapisując pierwsze sto sektorów nośnika (lub inne obszary, zależnie od wariantu), uszkadzał strukturę logiczną systemu plików. Dane wciąż znajdowały się na dysku, choć były niemożliwe do odczytu konwencjonalnymi sposobami.

Mimo tak poważnych szkód, powody dla których pamiętamy owego niemal trzydziestoletniego dziś wirusa są inne. Okazuje się bowiem, że zasięg działania Michelangelo był znikomy. Gigantyczna kampania informacyjna, rozkręcona przez żądne sensacji media, wytępiła wirusa niemal w całości. Jednakże to właśnie ta kampania, będąca ordynarnym dowodem niekompetencji dziennikarzy, unieśmiertelniła wirusa na kartach współczesnej historii.

Skąd się wziął Michelangelo?

Informacje o początkach wirusów są naturalnie zawsze niedostępne (rzadko kiedy ktoś otwarcie ogłasza stworzenie szkodliwego oprogramowania), ale w przypadku tych pochodzących z wczesnych lat dziewięćdziesiątych jest szczególnie trudno. Nie ze względu na brak źródeł, choć internet był wtedy cudaczną rzadkością. Problem stanowi ich sprzeczność. Wikipedia, Encyklopedia Wirusów oraz rozliczne materiały prasowe podają wyraźnie rozbieżne daty pierwszego opisania szkodnika. Nie dowiemy się więc, kiedy powstał, ale wszystko wskazuje na to, że nie później, niż na przełomie lat 1990 i 1991. Konceptualnie jest zresztą wariantem jeszcze starszego wynalazku, czyli wirusa Stoned. O nim z kolei można przeczytać we wpisie blogowym na temat Edytora TAG.

Michelangelo jest napisany w asemblerze
Michelangelo jest napisany w asemblerze

Źródło nazwy też jest nieoczywiste. Pochodzi ona naturalnie od dnia narodzin Michała Anioła, ale w kodzie (kilkuset bajtach!) nigdzie nie pada nawiązanie do jego imienia. Wykorzystano jedynie zbieżność dat. Sophos informuje, że nazwę wybrał Robert Riordan, omawiając odkrytego wirusa z przyjacielem, którego urodziny również wypadają szóstego marca. Poinformował on Riordana, że tego dnia urodził się również właśnie Michelangelo. Nadanie wirusowi imienia było jedynie ułatwieniem w rozróżnianiu całego zestawu wirusów bazujących na Stoned. Niestety, chwytliwa etykietka to coś, co podoba się mediom.

Temat podejmują gazety

Gdy dziennikarze otrzymali wreszcie coś, co ma nazwę i pozwala straszyć czymś innym, niż tylko zbiorem cyferek, z radością przystąpili do pracy, uderzając w alarmistyczny ton. Renomowany The Washington Post napisał artykuł na pograniczu rzetelności, usiłując wyjaśnić działanie wirusa i (niską) szansę na jego posiadanie. Mimo bycia dość racjonalnym głosem, nie uniknięto sformułowań typu „wirus może się od miesięcy czaić w komputerze bez Twojej wiedzy”. Autor artykułu, Lawrence J. Magid, mający na swoim koncie kilka książek z zakresu informatyki użytkowej, dodał również że znalazł wirusa na swoim komputerze, a cały tekst zakończył spisem telefonów do infolinii głównych producentów oprogramowania antywirusowego.

Swoją drogą,dostęp do niektórych artykułów źródłowych w Europie jest blokowany przez RODO...
Swoją drogą,dostęp do niektórych artykułów źródłowych w Europie jest blokowany przez RODO...

Pojawiały się jednak głosy o wiele mniej rozsądne. Los Angeles Times podgrzewał atmosferę informując o kilkusettysięcznych stratach wykazanych wskutek wirusa w firmach. Panikę wyczuła firma Symantec, która wydała specjalną mini-wersję swojego produktu Norton AV, przeznaczoną wyłącznie do wykrycia i usunięcia tego specyficznego wirusa. Ponieważ jednak Michelangelo był wirusem boot-sectora (o czym za chwilę), skaner zupełnie niepotrzebnie skanował w jego poszukiwaniu cały dysk. Uznano bowiem, że użytkownicy pomyślą że program... nie działa, jeżeli nie wyświetla żmudnego paska postępu. Dodano więc mielenie dyskiem, specjalnie dla zachowania pozorów.

John McAfee

Głównym beneficjentem chaosu informacyjnego w kwestii 6 marca pozostaje jednak bez cienia wątpliwości John McAfee. Można powiedzieć, że zbudował on swój biznes antywirusowy właśnie w oparciu o szerzenie strachu przed wirusem. McAfee głosił, że w dniu aktywacji wirusa w 1992 roku, światowa infrastruktura informatyczna oparta o komputery PC ulegnie paraliżowi, a liczba uszkodzonych pecetów pójdzie w miliony. Oferował oczywiście rozwiązanie, w postaci (płatnego) antywirusa swojego autorstwa.

John McAfee
John McAfee

Warto tu dodać, że biznes AV pana McAfee został założony pięć lat wcześniej i był opłacalny. Firma zarobiła co prawda kilkanaście milionów dolarów niemal w miesiąc, ale gdy świat nie skończył się w marcu '92, czarnowidztwo w mediach zaczęło wyglądać jak blamaż wizerunkowy. Nieważne, jak bardzo pomogli mu w tym niekompetentni dziennikarze, McAfee mocno nadużył zaufania posiadaczy komputerów osobistych. Przez następne lata robił to zresztą niejednokrotnie. Co ciekawe, jego antywirus jest jednym z nielicznych zgodnych z militarnymi wytycznymi STIG, co czyni go dedykowanym rozwiązaniem dla krytycznej infrastruktury. Ma po prostu fatalną prasę: zarówno techniczną (chroniczne problemy z Confickerem) jak i... pozostałą (morderstwo).

Wirusy boot-sectora

Michelangelo ułatwiał pisanie o sobie w niepokojącym tonie, ponieważ był dość nienamacalny: nie używał plików. W czasach, gdy wielu użytkowników nigdy jeszcze nie spotkało się z żadnym wirusem, konfrontacja ze szkodnikiem bezplikowym brzmiała jak scenariusz filmu fantastycznonaukowego. Takie podejście zostało zrealizowane poprzez zainfekowanie samego sektora ładowania nośnika (dyskietka, dysk twardy). Z perspektywy użytkownika, zawartość dysku była identyczna, jak przed infekcją, co dodawało zarażonym nośnikom enigmatycznej aury „skażonej” elektroniki.

Ustawienie blokady przed zapisem było dobrym zwyczajem cyfrowej higieny
Ustawienie blokady przed zapisem było dobrym zwyczajem cyfrowej higieny

Przybliżony sposób dawnych działania wirusów boot-sektora. Do swojej propagacji wykorzystywały one dyskietki. Jeżeli zarażona dyskietka pozostała w komputerze który wyłączono, przy następnym jego uruchomieniu spróbuje on wystartować nie dysku, a właśnie z dyskietki. Starsi użytkownicy pecetów doskonale wiedzą, jak kończyło się takie zapominalstwo: komputer wyświetlał komunikat "Non-Boot Disk or disk error", czyli próbował wystartować z dyskietki, na której nie było systemu, tylko jakieś prywatne pliki lub programy. Jednakże zarażone wirusem dyskietki potrafiły wystartować system z dysku twardego. W ich boot-sektorze znajdował się kilkusetbajtowy „system”, którego jedyną rolą było załadować system z dysku – ale przy okazji wstrzyknąć coś od siebie.

W ten sposób użytkownik, mimo dyskietki w napędzie, otrzymywał swój MS-DOS uruchomiony z twardego dysku. Był to jednak zmodyfikowany DOS: wzbogacony o mikroskopijny sterownik, który dodaje wirusa do każdego nowego dysku i dyskietki. Lista plików na nośnikach jest taka sama. System operacyjny nie został zmodyfikowany. W tle nie pracuje żaden proces (TSR). Zmodyfikowano jedynie sektor rozruchowy. Jedyną poszlaką, że coś jest nie tak, może być wyższe zużycie pamięci. O dwa kilobajty.

Takich wirusów było na pęczki. W większości były nieszkodliwe i jedynie roznosiły się po coraz to nowszych dyskietkach. Michelangelo rozszerzył jednak tę koncepcję o destruktywny element, w postaci niszczenia dysku raz w roku. W tym celu nie potrzebował dyskietki w napędzie, bo modyfikował boot-sektor również na dysku twardym (dodawał tam samego siebie, oryginalny sektor MS-DOS wyrzucając gdzieś głębiej). To zagwarantowało mu popularność w mediach.

Jaka z tego lekcja?

Dzień po feralnej dacie w 1992, pojawiły się artykuły w tonie jednak „nie było tak źle”. Do tematu wrócił The Washington Post, informując o ograniczonym wpływie wirusa na infrastrukturę. Nie pojawiały się przeprosiny, a raczej suche, o wiele mniej emocjonalne, raportowanie faktów. Wydaje się jednak, że nieudolność w informowaniu o cyfrowych zagrożeniach jest dziś nie mniejsza, mimo upływu trzech dekad.

Rok 1999 obfitował w setki historii o „problemie roku 2000” i rzekomej nadchodzącej cyfrowej apokalipsie. W praktyce skończyło się na kilku wypożyczalniach wideo błędnie naliczających kary za nieoddanie kaset przez sto lat. Mimo bicie na alarm w sprawie roku 2000, mało kto wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Gdy swoje triumfy święciły Blaster i Sasser, wiele mediów sugerowało zakup antywirusa. Mimo, że wektorem infekcji był niezałatany stos sieciowy Windows XP. Setki tysięcy artykułów zwiastowały już niejeden koniec świata, a jakimś cudem wiele osób wciąż wierzy w skuteczność/sensowność antywirusów i nie ma żadnych oporów przed otwarciem mołdawskiej faktury EXE od „operatora” u którego nie ma się nawet umowy na telefon.

Na takiej niewiedzy wciąż łatwo się zarabia. Albo sprzedając na wyrost oprogramowanie antywirusowe, albo żądając okupu za odszyfrowanie zainfekowanego dysku twardego. Niewiele wskazuje na jakąś rychłą zmianę w tej kwestii. Obiecujemy jednak wciąż dbać o rzetelność naszych artykułów z zakresu bezpieczeństwa.😉

Image by PublicDomainPictures on Pixabay -->

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.